Nie przegap
Strona główna / Liga Mistrzów / Droga do finału: Manchester United

Droga do finału: Manchester United

Droga do finału: Manchester United
Jak wszyscy dobrze wiemy, finał nie jest jedynym spotkaniem w obecnej edycji Ligi Mistrzów, a drużyny w nim grające nie zostały rozlosowane przy stoliku, w obecności wielu kamer i przedstawicieli klubów tak, jak to ma miejsce przy losowaniu fazy grupowej czy pierwszej rundy eliminacyjnej. Otóż obie drużyny musiały przejść bardzo ciężką drogę, aby dostać się do tego wielkiego finału na Wembley. Przedstawię teraz drogę do finału Manchesteru United prowadzonego przez sir Alexa Fergusona.

Faza grupowa

Trzeba przyznać sobie szczerze, że United nie miał ciężkich rywali w grupie C. Tak naprawdę to tylko jeden zespół miał realne szanse, aby zagrozić Czerwonym Diabłom w tym, aby osiągnąć hegemonię w owej grupie. Pierwszy mecz w wykonaniu United był bardzo rozczarowujący. W bitwie o Wielką Brytanię z Glasgow Rangers na Old Trafford padł remis 0:0. The Gers zagrali tak, jak wszyscy się po nich spodziewali. Zamurowali totalnie bramkę i zawodnicy z diabłem na piersi nie potrafili przedrzeć się przez bardzo dobrze dysponowaną tego dnia drużynę ze Szkocji.

Valencia rzeczywiście pokazała, że chce bardzo szybko zapewnić sobie awans, pokonując na wyjeździe Bursaspor aż 0:4.
W drugiej kolejce już miało miejsce starcie dwóch faworytów do awansu, czyli Valencia i Manchester United na Mestalla. Trzeba przyznać, że ten pojedynek był bardzo nudny. Słaba gra obu drużyn, brak zadowalającego tempa i w 85. minucie zobaczyliśmy pierwszy przebłysk geniuszu Javiera Chicharito Hernandeza i to podopieczni Alexa Fergusona mogli cieszyć się ze swoich pierwszych 3 pkt w tej edycji Champions League.

Kolejka numer 3 to mecz z tureckim Bursasporem. Wszyscy spodziewali się wreszcie dobrego występu United w Lidze Mistrzów i przekonującego zwycięstwa. Jednak tak się nie stało. Tylko 1:0 i mimo wygranej wielki niedosyt u kibiców United, ale trzeba przyznać, że awans do I rundy eliminacyjnej zbliżał się wielkimi krokami.

Rewanż w Turcji z tym samym klubem już był zdecydowanie lepszy. Spokojne zwycięstwo 0:3 po bramkach Fletchera, Bebe i Obertana. W tym sezonie bardzo rzadko widzieliśmy takie zestawienie strzelców po stronie United, więc jest to o tyle miłe jeżeli chodzi o mecz z Bursasporem.

W piątej kolejce było spotkanie nr 2 z Glasgow Rangers na Ibrox. Scenariusz tego spotkania był wręcz identyczny jak ten z pierwszej kolejki fazy grupowej. Jedyna różnica to wynik. Na szczęście skończyło się 0:1 po bramce z karnego Wayne’a Rooneya w 87. minucie. Trzy punkty zdobyte w tym meczu pozwoliły United oficjalnie przejść fazę grupową Champions League.

W meczu ostatnim Diabły Fergusona zmierzyły się z drugą drużyną grupy, czyli Valencią. Było to spotkanie również należącego do tych średnich, gdzie wszyscy odczuwali pewien niedosyt, ale trzeba przyznać, że skład mistrzów Anglii był już nieco okrojony (np. Ben Amos w bramce). Obie drużyny strzeliły po jednej bramce i skończyło się 1:1.

Wyniki Manchesteru w fazie grupowej Ligi Mistrzów

Data Przeciwnik Dom/wyjazd Wynik
14.09.2010 Glasgow Rangers Dom 0:0
29.09.2010 Valencia CF Wyjazd 1:0
20.10.2010 Bursaspor Dom 1:0
2.11.2010 Bursaspor Wyjazd 3:0
24.11.2010 Rangers Wyjazd 1:0
7.12.2010 Valencia CF Dom 1:1

W wynikach United jest zawsze na pierwszym miejscu.

Tabela grupy C

Miejsce Drużyna Zwycięstwa-remisy-porażki Bilans bramek Punkty
1. Manchester United 4-2-0 7-1 14
1. Manchester United 4-2-0 7-1 14
2. Valencia CF 3-2-1 15-4 11
3. Glasgow Rangers 1-3-2 3-6 6
3. Glasgow Rangers 1-3-2 3-6 6
4. Bursaspor 0-1-5 2-16 1

1/8 finału

Tuż po zmaganiach w grupie ekipa z Old Trafford trafiła na już byłego mistrza Francji, czyli Olimpique Maryslia. Jest to przeciwnik z tych „spokojnie do ogrania”. Pierwszy mecz był na Stade Velodrome. Tym, którzy nie oglądali tego spotkania wystarczy podsumować ten mecz jednym zdaniem: to był typowy pojedynek, kiedy Manchester United gra na boisku rywala, czyli NUDA, NUDA i jeszcze raz NUDA. Można było pocieszać się jedynie tym, że drugi mecz zostanie rozegrany na Old Trafford, gdzie United gra zdecydowanie skuteczniej (głównie jeżeli chodzi o ofensywę).

Rzeczywiście, stało się tak jak wszyscy przypuszczali. Widzieliśmy ofensywne, skuteczne i ładnie grające Diabły, które dopiero na własnym boisku zapewniły sobie awans do ćwierćfinału Champions League. Już w 5. minucie Javier Hernandez wyprowadził Czerwone Diabły na prowadzenie i w tym momencie to goście z Francji musieli zaatakować, lecz jedna bramka dla przyjezdnych mogła całkowicie zmienić to, co działo się na boisku. W 75. minucie Meksykanin zdecydowanie uspokoił wszystkich zgromadzonych na Old Trafford jak i tych zebranych przed swoimi telewizorami czy monitorami, którzy z zapartym tchem śledzili losy swoich ulubieńców. Nadeszła 82. minuta. Jeden z niewielu ofensywnych akcentów drużyny prowadzonej przez słynnego francuskiego piłkarza, Didiera Deschampsa. Po wykonanym rzucie rożnym Wes Brown skierował piłkę do własnej bramki i ostatnie ok. 10 minut spotkania znowu było nerwowe. Francuzom wystarczyła jedna bramka, aby awansować, więc United musiało mieć się na baczności, aby w głupi sposób nie stracić szans na wygranie po raz 4. tych elitarnych, europejskich rozgrywek. Udało się, dowieźli te 2:1 do końca i można było czekać już na rywala w ćwierćfinału.

Ćwierćfinał

W tej fazie trzeba przyznać, że byliśmy świadkami chyba najlepszego dwumeczu obecnej edycji Ligi Mistrzów. Bitwa o Anglię pomiędzy Manchesterem United a Chelsea była pełna emocji, wszyscy mogli dostrzec wspaniałe i groźne akcje z jednej i drugiej strony. Można było również dostrzec, iż obu ekipom nie brakowało chęci i determinacji do tego, aby osiągnąć przedsionek wielkiego finału Ligi Mistrzów, jakim jest niewątpliwie półfinał.

Wszyscy kibice United obawiali się głównie spotkania numer 1 na Stamford Brigde. Wszyscy mieli w głowie wyjazdową formę Diabłów w obecnym sezonie. Okazało się, że było bardzo dobrze. Po fantastycznej akcji i asyście Ryana Giggsa bramkę zdobył Wayne Rooney w 24. minucie. Nie można również pominąć tutaj fantastycznego przerzutu Michaela Carricka do Walijczyka.

Po tym golu obie drużyny miały wiele okazji, jednak zdecydowanie najlepszą zmarnował tuż przed przerwą, w 45. minucie Frank Lampard. Po wrzutce Didiera Drogby w pole karne, Fernando Torres nie trafił w piłkę. Bez tego nawet Edwin van der Sar był bezradny, lecz na szczęście piłka trafiła w słupek. Dobijał futbolówkę Frank Lampard, lecz na drodze piłki stanął Patrice Evra, który ją wybił. Gdyby nie Francuz, to do przerwy mielibyśmy prawdopodobnie 1:1.
Po przerwie mecz nie stracił kompletnie nic ze swojego jakże emocjonującego charakteru. Obie drużyny dążyły do tego, aby zdobyć bramkę i przybliżyć się do półfinału (już wtedy było wiadomo, że prawdopodobnie to Schalke będzie rywalem wygranego zespołu z tej pary).

W doliczonym czasie gry byliśmy świadkami kontrowersyjnej decyzji sędziego. Szarżującego Ramiresa przed polem karnym faulował Patrice Evra. Arbiter tegoż spotkania nie odgwizdał przewinienia reprezentanta Francji (wiele osób twierdzi, że Chelsea należał się rzut karny – fakt, faul miał miejsce tuż przed linią pola karnego i patrząc na tak szybki rozwój wydarzeń wielu osobom mogło się wydawać, iż Evra faulował Brazylijczyka w polu karnym).

Rewanż również był bardzo elektryzującym spotkaniem, w którym nikt nie odpuszczał. Każda drużyna za wszelką cenę chciała pokazać swoją wyższość i strzelić bramki, aby mieć szansę na finałowe spotkanie, które będzie rozgrywane na Wembley.

W pierwszej połowie zdecydowaną przewagę miała ekipa sir Alexa Fergusona, co zostało udokumentowane bramką Javiera Hernandeza w 43. minucie (trzeba również wspomnieć, iż kolejną asystę w tym dwumeczu zaliczył Ryan Giggs). Trzeba również zaznaczyć, że ważnym zdarzeniem, które miało swoje odbicie w drugiej połowie, miała żółta kartka pokazana Ramiresowi.

Druga połowa była zdecydowanie bardziej wyrównana i obie drużyny spokojnie mogły zmienić rezultat spotkania. 70. minuta była chyba najgorszym, co mogło spotkać The Blues. Ramires zagrał bardzo nieodpowiedzialnie i sfaulował zawodnika Manchesteru United, za co musiał otrzymać drugą żółtą kartkę. Przez ostatnie 20 minut Chelsea musiała grać w osłabieniu. Wydawało się, że jest po meczu, że teraz United strzeli 1-2 bramki i będzie pozamiatane. Nic bardziej mylnego. 7 minut po tym zdarzeniu Didier Drogba dostał świetne podanie w pole karnym i fantastycznym uderzeniem pokonał holenderskiego golkipera United. Wszystko zaczęło się od nowa. Teraz jedna bramka dla gości zmieniała kompletnie wszystko. Na szczęście, od czego ma się Ryna Giggsa i koreańską mrówkę, czyli Parka Ji-Sunga? Niecałą minutę trwała radość Chelsea. Po akcji wymienionej dwójki padła bramka dla Czerwonych Diabłów. Wtedy chyba już wszyscy wiedzieli, kto z tej pary zagra w półfinale Champions League. Dalej w sumie nie było już tak ciekawego spotkania, wszystko zostało rozstrzygnięte i w ½ finału Ligi Mistrzów mogliśmy oglądać Manchester United.

Półfinał

Stało się to, co miało się stać. Manchester United zagrał z niemiecką rewelacją tej edycji Ligi Mistrzów, czyli Schalke 04. Nikt chyba z podopiecznych Ralfa Rangnicka nie spodziewał się, że dojdzie aż tak daleko. Dla większości faworyt tego dwumeczu był tylko jeden, lecz było również wiele głosów, że to Schalke jest czarnym koniem i może pokrzyżować wszystkim plany odnośnie zwycięstwa w Champions League.

Mecz nr 1 na Vetlins Arena. Sympatycy Schalke spodziewali się, iż ich ulubieńcy zagrają z mistrzami Anglii jak równy z równym. Niestety ich nadzieje zostały bardzo szybko rozwiane przez Czerwone Diabły. Cała pierwsza połowa to kanonada na bramkę Manuela Neuera, któremu chyba wszyscy po meczu w Niemczech dziękowali za to, że mają jeszcze chociaż iluzoryczne szanse na awans do finału. Golkiper reprezentacji Niemiec wyczyniał w bramce cuda i tylko on sam wie, jakim cudem mu się to udało. Druga połowa to również nieustanne ataki podopiecznych szkockiego managera. Ten upór w końcu został wynagrodzony. W 67. minucie po kapitalnym zagraniu Wayne’a Rooneya, czarodziej z Walii umieścił piłkę w bramce strzeżonej właśnie przez Neuera. Dla Schalke okres między 65. a 70. minutą był chyba najgorszy w całym spotkaniu. Dwie minuty po trafieniu Giggsa drogę do siatki Schalke znalazł asystent przy pierwszej bramce, czyli Wayne Rooney a.k.a „Shrek”. Wtedy tempo meczu zdecydowanie opadło i takim wynikiem skończyło się spotkanie na Vetlins Arena.

Schalke dobrze wiedziało, że na Old Trafford prawdopodobnie nie będzie w stanie odrobić tak dużej straty, jaką jest przegrana 0:2 na własnym stadionie. Mimo iż drugie spotkanie nie miało tak wielkiego ciśnienia, ponieważ wszyscy domyślali się, że United ma finał w kieszeni, to stało również na bardzo wysokim poziomie. Zmotywowane przez Rangnicka Schalke oraz w dużej części rezerwowe United stworzyło naprawdę świetny spektakl w Teatrze Marzeń, jak mawia się na stadion Manchesteru United, czyli Old Trafford.

Obie drużyny od początku nastawione były wręcz ultra-ofensywnie i co chwilę można było widzieć, jak piłka śmiga a to obok bramki Neuera, a to obok bramki van der Sara. Dopiero po 26 minutach niemoc strzelecka została przełamana. Darron Gibson świetnym podaniem uruchomił Antonio Valencię, a ten w sytuacji sam na sam z niemieckim bramkarzem nie podpalił się i spokojnie wyprowadził United na prowadzenie. 5 minut później gospodarze prowadzili już 2:0. Darron Gibson uderzył w bramkarza Schalke, lecz na tyle silnie, że ten wręcz sam sobie wbił piłkę do bramki. Po tej akcji wiele osób spodziewało się pogromu na Old Trafford. Jednak Schalkę podniosło się z kolan i już w 35. minucie Manuel Jurado potężnym strzałem w polu karnym pokonał wręcz bezradnego Holendra. Do przerwy utrzymał się wynik 2:1. W drugiej połowie nadal obie drużyny naprawdę dobrze grały piłką i pokazywały klasę, mimo już w sumie rozstrzygniętego dwumeczu. Jednak mecz się nie skończył tak skromnym wynikiem. W 72. minucie Anderson umieścił piłkę w siatce zawodników z Gelsenkirchen, a 4 minuty później Brazylijczyk powtórzył swój wyczyn i na tablicy wyników mogliśmy ujrzeć 4:1. Do końca nie działo się już wiele i United z czystym sumieniem mogło świętować awans do wielkiego finału Ligi Mistrzów rozgrywanego na Wembley

Przewiń na górę strony