Jak wszyscy dobrze wiemy, finał nie jest jedynym spotkaniem w obecnej edycji Ligi Mistrzów, a drużyny w nim grające nie zostały rozlosowane przy stoliku w obecności wielu kamer i przedstawicieli klubów tak, jak to ma miejsce przy losowaniu fazy grupowej czy pierwszej rundy eliminacyjnej. Otóż obie drużyny musiały przejść bardzo ciężką drogę, aby dostać się do tego wielkiego finału na Wembley. Przedstawię teraz drogę do finału Barcelony prowadzonej przez Pepa Guardiolę.
Katalończycy drogę do finału mieli tak na dobrą sprawę umiarkowaną. W grupie mierzyli się z Panathinaikosem Ateny, Rubinem Kazań i FC Kopenhagą. Można by rzec, że prawie sami kelnerzy w grupie. FC Kopenhaga od razu była przez ekspertów skazywana na pożarcie, lecz niespodziewanie udało jej się wraz z Barceloną awansować poza fazę grupową Ligi Mistrzów. Ekipie z Danii udało się nawet raz urwać punkty Blaugranie po remisie 1:1 w stolicy kraju słynącego z klocków Lego. Rubin Kazań… chyba największa zmora Katalończyków w grupowych rozgrywkach Champions League. W każdym sezonie drużyna z Rosji zabiera punkty podopiecznym Guardioli. W tym sezonie nie było inaczej. W mroźnym Kazaniu gospodarze wywalczyli remis w dokładnie takim samym stosunku jak „kopciuszek z Kopenhagi”, czyli 1:1. Panathinaikos Ateny… Ta drużyna była wymieniana jako faworyt do awansu z Barceloną do następnych faz elitarnych europejskich rozgrywek. Jednak, jak się okazało, było to chyba jedno z największych rozczarowań tej edycji Ligi Mistrzów. Zajęli oni ostatnie miejsce w Grupie D z mizernym, dwupunktowym dorobkiem. Do tego trzeba doaać, że w pierwszym meczu grupowym przegrali z Barceloną aż 5:1, w drugim nie było aż tak tragicznie, ale 3 bramki jednak stracili, nie strzelając żadnej. Trzeba powiedzieć, że jak na drużynę, która dokonała kilku rozsądnych transferów w lecie, osiągnęli dość mizerny rezultat.
Wyniki Barcelony w fazie grupowej Ligi Mistrzów
Data | Przeciwnik | Dom/wyjazd | Wynik |
---|---|---|---|
14.09.2010 | Panathinaikos Ateny | Dom | 5:1 |
29.09.2010 | Rubin Kazań | Wyjazd | 1:1 |
20.10.2010 | FC Kopenhaga | Dom | 2:0 |
2.11.2010 | FC Kopenhaga | Wyjazd | 1:1 |
24.11.2010 | Panathinaikos Ateny | Wyjazd | 3:0 |
7.12.2010 | Rubin Kazań | Wyjazd | 2:0 |
W wynikach na pierwszym miejscu prezentowana jest FC Barcelona
Tabela grupy D
Miejsce | Drużyna | Zwycięstwa-remisy-porażki | Bilans bramek | Punkty |
---|---|---|---|---|
1. | FC Barcelona | 4-2-0 | 14-3 | 14 |
2. | FC Kopenhaga | 3-1-2 | 7-5 | 10 |
3. | Rubin Kazań | 1-3-2 | 2-4 | 6 |
4. | Panathinaikos Ateny | 0-2-4 | 2-13 | 2 |
1/8 finału
Pierwszym przeciwnikiem z wysokiej półki po rozgrywkach grupowych był Arsenal wygrywam trofea co sezon FC. To było spotkanie, które miało określić, ile obie ekipy są w tym sezonie warte. Pierwszy wynik był dla wielu ekspertów oraz ludzi, którzy nie interesują się bardzo piłką nożną i słyszą tylko niektóre wyniki w telewizji, zaskoczeniem. Londyńczycy na Emirates Stadium pokonali Blaugranę 2:1. Do przerwy piłkarze z Katalonii prowadzili 0:1 po bramce Davida Villi. W drugiej połowie podopieczni Guardioli zdecydowanie opadli z sił i Kanonierzy skrzętnie to wykorzystali, strzelając bramki w ostatnim kwadransie gry. W 78. minucie Robin van Persie strzałem w krótki słupek pokonał Victora Valedsa, a 5 minut później po składnej akcji ekipy prowadzonej przez Arsene Wengera piłkę do siatki skierował reprezentant Rosji, Andriej Arshavin.
Trzeba przyznać, że ogólnie spotkanie było wyrównane i jak do tej pory (mam nadzieję, że w sobotę to się zmieni) oprócz Arsenalu nikt nie pokonał Barcelony w tej edycji Champions League.
Drugi mecz to można by rzec zdecydowanie inna historia. Od początku zauważalna była znaczna przewaga Katalończyków. Wręcz cały czas byli w posiadaniu piłki i nacierali bramkę bronioną na początku przez Wojciecha Szczęsnego (bardzo wcześnie opuścił boisko ze względu na kontuzję), a później Manuela Almunię. Bramki były kwestią czasu. Sprawdziło się. Tuż przed przerwą Lionel Messi pokonał hiszpańskiego golkipera i gdyby utrzymał się ten wynik, to Guardiola wraz ze swoją drużyną mógłby cieszyć się z awansu do ćwierćfinału Champions League. Zaskakujący był fakt, że Kanonierzy w pierwszej połowie nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę strzeżoną przez Victora Valdesa.
Druga połowa to dokładnie taki sam scenariusz co pierwsza. Natarcie Barcelony wręcz od rozpoczęcia. Nagle stała się rzecz niesłychana. W 53 minucie podopieczni Wengera wykonywali rzut rożny. To pokazało, że wcale nie trzeba strzelać w bramkę, aby mieć gole. Londyńczyków wyręczył Sergio Busquets. W tym momencie to Arsenal byłby dalej, a Barcelona, aby uniknąć dogrywki musiała strzelić dwie bramki.
3 minuty później nastąpiło zdarzenie, które według wielu rozstrzygnęło losy tego spotkania. Robin van Persie, który posiadał już żółtą kartką, po gwizdku oznajmiającym spalonego kopnął piłkę w stronę bramki Victora Valdesa. Na nic zdało się tłumaczenie Holendra, że nie słyszał nic (a w sumie mógł, bo na Camp Nou było straszliwie głośno) i musiał on opuścić boisko. Po tym zdarzeniu Barcelona jeszcze bardziej przejęła inicjatywę i Arsenal chyba nie za bardzo wiedział, co to znaczy rozgrywać piłkę w tym spotkaniu.
Nadszedł w końcu moment wyczekiwany przez kibiców Barcelony, a taki, którego fani Arsenalu nie chcieli dopuścić do swoich myśli. W 69. minucie Xavi Hernandez wyprowadził Blaugranę na ponowne prowadzenie w rewanżowym spotkaniu i sprawa awansu przy takim wyniku mogła rozstrzygnąć się dopiero w dogrywce (a przy szczelnej defensywie Arsenalu może i w karnych?).
Chwilę po tym trybuna gości na Camp Nou kompletnie ucichła. Arbiter spotkania wskazał na punkt oddalony od bramki o 11 metrów za faul Laurenta Koscielnego na Pedro. Lionel Messi bez trudu pokonał Manuela Almunię i powiększył przewagę Barcelony do dwóch bramek. Po tym golu mecz stał się nudny i po ostatnim gwizdku sędziego Katalończycy mogli cieszyć się z awansu do ćwierćfinału Champions League.
Ćwierćfinał
Można powiedzieć, że Barcelona dostała nagrodę za ciężki bój z Arsenalem i wylosowali oni ekipę z Doniecka. To chyba obok Tottenhamu największe zaskoczenie tej edycji Ligi Mistrzów. Szachtar z Barceloną. Tutaj według wszystkich zwycięzca mógł być tylko jednym. Trzeba przyznać, że ten dwumecz został (patrząc na wynik) spokojnie wygrany przez Barcę, ale ci, którzy wgłębili się w te spotkania, wiedzą, że wcale nie były one tak jednostronne, jak pokazują wyniki, bo ukraińska drużyna napsuła naprawdę bardzo dużo krwi Barcelonie.
W pierwszym meczu na Camp Nou Blaugrana bardzo szybko objęła prowadzenie i kontrolę spotkania. Już podczas 2. minuty meczu Anders Iniesta strzelił bramkę i pokazał, że Barcelona chciałaby ten dwumecz rozstrzygnąć na własnym stadionie, bo Ukraina to piłkarsko bardzo niebezpieczny teren. Do przerwy gola zdobył prawy obrońca Barcy, Daniel Alves i było 2:0. Swoje trzy grosze dołożył w tym spotkaniu Gerard Pique, który po rzucie rożnym podwyższył na 3:0 i w sumie już wtedy było wiadomo, kto będzie półfinalistą tegorocznej edycji Ligi Mistrzów.
Niedługo po tej bramce odpowiedzieli gracze z Ukrainy. Jaroslaw Rakicki zdobył, jak się okazało, honorowego gola dla Szachtara. Jedną akcję nadziei mieli tylko kibice, którzy śledzili losy tego spotkania. W 61. minucie Seydou Keita podwyższył na 4:1 i wtedy zawodnicy z Doniecka kompletnie stracili nadzieję na jakikolwiek pozytywny rezultat w tym meczu.
Fatalny stan psychiczny piłkarzy z Ukrainy wykorzystał w 86. minucie Xavi podwyższając wynik na 5:1 i przypieczętował on awans Barcelony do półfinału. Niby w drugim meczu Szachtar mógł to odrobić, ale przyznajmy sobie szczerze. Kto w to wierzył i liczył na to?
O drugim spotkaniu nie będę się rozpisywał, bo w sumie nie ma o czym. Był to niezbyt ciekawy mecz, który wygrała Barcelona 0:1 po golu Lionela Messiego w 43. minucie. Guardiola dał odpocząć kilku graczom, aby byli „świeżsi” na ligowe pojedynki i nie można rzec, że ten mecz trzymał nas w napięciu i emocjach do ostatniej minuty. W sumie ten mecz skończył się, zanim sędzia rozpoczął spotkanie.
Półfinał
Na pojedynki półfinałowe ostrzył sobie zęby każdy fan piłki nożnej. Były to dwa spotkania, które nazywane są przez wielu Gran Derbi. Trzeba przyznać, że te mecze bardzo rozczarowały wielu sympatyków piłki nożnej. Było tu widać dużo aktorstwa i zmysłu taktycznego. Bardzo dużo kalkulacji i chęci awansu, tutaj drużyny nie koncentrowały się na tym, aby pokazać kibicom zgromadzonym na Santiago Bernabeu czy Cam Nou piękny futbol.
Ciężko tu się nawet o tych meczach wypowiadać w wielu zdaniach. Były to bardzo brzydkie spotkania. Ostra gra przepychanki, prowokacje, symulacje. Te przymiotniki idealnie określają dwa półfinałowe spotkania pomiędzy Barceloną a Realem Madryt.
Spotkanie pierwsze, rozgrywane na Santiago Bernabeu, dla ekipy prowadzonej przez Guardiolę rozpoczęło się w 61. minucie, kiedy to Pepe za agresywny atak na Daniego Alvesa otrzymał czerwoną kartkę (nie ma sensu pisać, czy zasłużoną czy nie, jest to temat rzeka, na zupełnie inny tekst). Od tego momentu Blaugrana przejęła inicjatywę, prowadziła grę i po wejściu Ibrahima Afellaya, Real wręcz nie istniał. Po akcji Holendra Lionel Messi w 76. minucie zdobył bramkę i wtedy było można przypuszczać, że na tym Barca nie poprzestanie. Rzeczywiście tak się stało. 11 minut później Leo Messi po fantastycznej, indywidualnej akcji zdobywa bramkę na 0:2 i wtedy wielu ludzi stwierdziło „No to Barcelonę mamy w finale”. Można teraz ze spokojem powiedzieć. Rzeczywiście, nie mylili się.
Drugi mecz również obfitował w kontrowersje związane z decyzjami sędziego. Chyba najbardziej pamiętną jest niezaliczona bramka, zdobyta przez Gonzalo Higuaina. Sędzia dopatrzył się faulu Cristiano Ronaldo na Javierze Mascherano (ta sytuacja to również temat rzeka, lecz jedynie umieszczę filmik, aby można było posłuchać, co mają na ten temat do powiedzenia eksperci w studiu pomeczowym, w Polsacie).
W 54. minucie Barcelona objęła prowadzenie po strzale Pedro i Real znalazł się w naprawdę bardzo trudnej sytuacji. Po 10 minutach Marcelo dał nadzieję Królewskim na pozytywny rezultat, strzelając wyrównującą bramkę. Po tym golu Real dążył do strzelenia kolejnych bramek. Barcelona również, lecz nic z akcji obu drużyn nie wynikało i to Katalończycy awansowali do finału Ligi Mistrzów, który zostanie rozegrany w sobotę na Wembley.