Nie przegap
Strona główna / Manchester United / W nowym sezonie chcę…

W nowym sezonie chcę…

W nowy sezonie chcę...
Uczeni fizycy uważają, że każdy wybór powoduje powstawanie wielu alternatywnych wszechświatów, w których każdym historia biegnie swoim tokiem w zależności od opcji, która mogła zostać wybrana. Szczerze przyznam, że nie do końca to rozumiem i nie zanosi się, abym w najbliższym czasie te wyobrażenie całkowicie przyswoił. Nie niszczy to mojej nadziei, iż znajdziemy się w tej nogawce spodni czasu, która zagwarantuje nam spełnienie się poniższych zdarzeń.

Newcastle

Sroki powróciły do gniazda, z którego nigdy nie powinny pozwolić się wypchnąć. Premier League to miejsce, które traci naprawdę wiele bez drużyny Newcastle. The Magpies pomimo odpływu wielu kluczowych zawodników ratujących się z tonącego okrętu ponad rok temu zdołali zwyciężyć z niecałym tuzinem punktów przewagi nad drugim WBA.

Fani NewcastleOsobiście darzę sporą sympatią ekipę z północy Anglii. Byłbym niezmiernie szczęśliwy gdyby ostatecznie zajęli w lidze drugie miejsce zaraz za Czerwonymi Diabłami. Niestety, nawet jeśli niekiedy wierzę w cuda, to zarówno na tak wysoką lokatę Srok, jak i na ziszczenie się cudów imć Słońca Peru nie liczę. Bez większych transferów podopieczni Chrisa Hughtona mogą niestety bronić się przed spadkiem. Szczytem ambicji wydaje się być miejsce w czołowej dziesiątce, czego szczerze życzę sroczym fanom zasiadającym na jednym z ciekawszych angielskich stadionów w słynnych biało-czarnych koszulkach.

Destrukcja Craven Cottage

Znalezienie sezonu, w którym United nie zanotowali jakiejś kompromitującej porażki jest zapewne niemożliwe. Często wydarzenia te idą w niepamięć, gdyż albo koniec końców nie mają znaczenia (0:1 z Besiktasem w Lidze Mistrzów), albo miały miejsce w rozgrywkach mało ważnych (2:0 z Coventry w Pucharze Ligi). Z drugiej strony, gdy Czerwone Diabły zawodzą na całej linii w spotkaniach prestiżowych jak choćby przeciwko Liverpoolowi (1:4) czy trzecioligowemu Leeds (0:1), strata trzech punktów lub odpadnięcie z rozgrywek boli szczególnie – widok triumfujących Scouserów na Old Trafford dla wielu to dla wielu trauma. Mimo wszystko są to przypadki pojedyncze, niepowtarzające się raz za razem. Prawie zawsze.

Fulham vs. MUKto od dwóch sezonów skutecznie upokarza Manchester United? Tegoroczny finalista Ligi Europejskiej* – Fulham FC. Na własnym terenie Wieśniaki w sezonie pewnie wygrali z United 2:0, a ów mecz czerwonymi kartkami okupili Paul Scholes i Wayne Rooney. The Cottagers okazali się drużyną zdecydowanie lepszą sprawiając, że walka o prymat w kraju pomiędzy Manchesterem a Liverpoolem nabrała sporych rumieńców. Dziewięć miesięcy później Londyńczycy gościli nas również w czasie dołka. Świetnie wykorzystali naszą niedyspozycję i dosłownie zjechali nas równo z ziemią aplikując tercet trafień. To była deklasacja.

Miarka się była przebrała i już na wiosnę bieżącego roku pokonaliśmy Fulham 3:0. Zwycięstwo u siebie to tylko część zemsty. Nadszedł czas zapłaty niepokornym włościanom w ich domu, trzeba upokorzyć Wieśniaków na skromnym Craven Cottage, które przyniosło nam tyle hańby. Musimy ich zniszczyć!

Liverpool poza czwórką – Lubię to!

Jakżebym mógł nie wspomnieć o naszym ulubionym Liverpoolu? Bardzo mi się podoba idea stałego pobytu tego klubu poza ścisłą czołówką występującą w Champions League. Gwarantem tego może okazać się choćby wzmacniająca się ekipa Manchesteru City, która na dzień dzisiejszy wydaje się mieć większe szanse na walkę o klubowe mistrzostwo Europy 2012. Nie mam nic przeciwko temu, aby The Citizens weszli do pierwszej czwórki kosztem Scouserów.

Stevie GW wylot The Reds poza miejsca promujące do Ligi Europejskiej nie wierzę. Musiałby nastąpić jakiś kataklizm w zespole prowadzonym przez Roya Hodgsona. Za to nawet katastrofy naturalne nie powinny być potrzebne, aby już tradycyjnie Stevie i spółka stracili szanse na mistrzostwo Anglii już na półmetku rozgrywek, chociaż i tak matematyczne możliwości niewątpliwej rewolucji w Premier League będą nas dręczyć aż do marca.

Tottenham mocno

Czytając o tym, że Manchester City wyprzedzą Liverpool można było odnieść wrażenie, iż zapomniałem o Tottenhamie. Nic podobnego. Oczywiście nie lubię The Citizens, a przy okazji pewną dozą sympatii darzę Kogutów, co implikuje moją zachciankę, by Londyńczyków sklasyfikowano wyżej.

Spurs vs. Man CityW sezonie 2009/2010 pokazali już, iż stać ich na bardzo dobre występy, a w decydującym spotkaniu pokonali właśnie ekipę Roberto Manciniego. Teraz będzie trudniej. Arabscy szejkowie nie skąpią grosza na nowych zawodników, szatnia na Eastlands pęka w szwach, a zespół ma być budowany z myślą. Przy takich przygotowaniach, transfery Spurs wyglądają blado. Ale, jeśli wierzyć wypowiedziom, Kogutom nie brakuje ambicji, by obronić doskonałą dla nich lokatę. Na dokładkę fakt, że w pewnym momencie zbyt duża ilość piłkarzy ofensywnych przyniesie spory ferment w City, sprawia, iż Tottenham nie pozostaje bez szans.

Czas Arsenalu

Gdzie się podziały te dobre czasy, gdy Red Devils o majstra konkurowały bezpośrednio z Arsenalem? Po co w ogóle wepchała się Chelsea i oddaliła wizje tych epickich pojedynków? Pytania retoryczne, acz stawiane przez wielu fanów Manchesteru United.

ArsenalBezsprzecznie chcę widzieć United na szczycie tabeli po 38 kolejkach. I to jest cel główny. Miło będzie natomiast, jeśli od wielu lat nazywany drużyną przyszłości Arsenal na serio włączy się do walki o mistrzostwo Anglii. Zawsze to jakaś odmiana od The Blues, a Kanonierzy wydają się idealnym kandydatem do sprawiania nam kłopotów. Liverpoolu i Man City nie lubię, Tottenham i Aston Villa są z kolei nierealni. Wystarczy natomiast rzucić okiem na Youtube, gdzie wiele filmików dokumentujących starcia MU z AFC dowodzi, iż jest to dobry pomysł. Swoją drogą, szkoda, że w naszych szeregach nie ma już Roya…

FA Cup

Niby są ważniejsze rozgrywki, niby krajowe puchary to tylko deser do pełnego dwudaniowego obiadu złożonego z mistrzostwa kraju i Europu. Kluczowe jest tutaj słowo niby. Przecież nieprawdą jest, iż zdobycie najstarszego piłkarskiego na świecie w świątyni angielskiego futbolu – Wembley – to niespecjalne uwieńczenie sezonu. Ostatni raz, gdy podopieczni Fergiego wznieśli w górę puchar miał miejsce w nieudanym roku 2004. W ciągu sześciu lat od owego wydarzenia doszliśmy już do finału, gdzie uznaliśmy wyższość Chelsea, odpadaliśmy też w nieciekawych okolicznościach z Leeds, Portsmouth i Evertonem.

scholes_giggs_fa_cup.jpgSukces w rzeczonych rozgrywkach możliwy jest w dwóch przypadkach. Pierwszy, z góry odrzucony, to postawienie na Puchar Anglii kosztem ligi i pucharu Europy. Drugi to brak kontuzji i szeroka, wysokowartościowa ławka umożliwiająca rotację przy tak dużej ilości spotkań w sezonie. Jasne, że, jak w każdych play-offach, potrzebujemy czegoś jeszcze. Tym czymś jest szczęście, najzwyczajniejszy fart niezwykle potrzebny w tego typu sytuacjach.

Te szczególne Diabełki

Uprzedzam, rzucę sloganem. Dobra drużyna to nie indywidualności, ale zgrany, kompletny kolektyw. Mimo to, skupię się na poszczególnych zawodnikach, których powodzenie leży mi najbardziej na sercu.

  • Wayne Rooney – musi zapomnieć o mistrzostwach świata, a kontuzje muszą unikać go. Należy mu się korona króla strzelców i ponad 40 bramek w sezonie. Jest w stanie to osiągnąć pod warunkiem gry na dogodnej dla siebie pozycji i odciążeniu od odpowiedzialności za ilość strzelanych goli przez kogoś innego.
  • Javier Hernandez – to właśnie młodego Meksykanina typuję na partnera do ataku dla Wayne’a. Chicarito w wysokiej formie może sprawić, iż Wazza poczuje się pewniej i bardziej na luzie, a wówczas – bójcie się! Przy okazji gwiazda Javiera niech rośnie powoli, ale sukcesywnie.
  • Jonny Evans – nie życzę źle ani Vidiciowi, ani Ferdinandowi, ale nareszcie mamy kogoś, kto może śmialo z nimi konkurować. Przy coraz częstszych kontuzjach Rio i w sumie niepewnej przyszłości Nemanji na Old Trafford zaistniała potrzeba tego trzeciego. Nie będzie nim Smalling (ten czwarty obok Browna), ale właśnie Evans – błyskotliwy Irlandczyk, a przede wszystkim wychowanek. Życzę jak największej ilości występów i śmiałej rywalizacji o miejsce w wyjściowej jedenastce.
  • Darron Gibson – mało kto docenia w nim coś innego niż sławetne nietypowe umiejscowienie pewnej części ciała w jego nodze. Ale od tego chłopaka wkrótce będzie się razem z innym Darkiem (którego wielkość cenię, ale jestem spokojny co do niego) ustalać wyjściowy skład. Póki co – nabierać doświadczenia i udowadniać niedowiarkom swoją wartość. Aha, bym zapomniał – nareszcie rozerwie tę piekielną siatkę!
  • Nani – krótko i treściwie. Mam nadzieję, że będzie kontynuował ten styl i poziom gry, który zapoczątkował na wiosnę bez uderzeń sodówki a’la jego nażelowany poprzednik.
  • Tomek Kuszczak – należy mu dać szansę we wszystkich spotkaniach pucharowych oraz niektórych Ligi Mistrzów. Nie wątpię, że Polak jest przygotowany na zastąpienie Edwina Van Der Sara między słupkami bramki United. Musi to jednak udowodnić solidnymi występami na przestrzeni całego roku. Inna sprawa czy Sir Alex rzeczywiście widzi w nim następcę Holendra.

Przygotowanie gruntu pod zmiany

:*Fergie zda sobie sprawę z tego, że młodość nie trwa wiecznie. Ważne, aby nie stało się to zbyt późno. Nie mówię tu o abdykacji z trenerskiego tronu, ale o bezbolesną zmianę warty na kilku pozycjach. O posadę bramkarza się nie boję, ale Scholesa i Giggsa nie sposób wysłać na emeryturę ot tak. Ile znaczy rudowłosy Paweł, przekonaliśmy się w meczu o Tarczę Wspólnoty. O wartości i entej już młodości Ryana nie wspomnę. A lata lecą. Sir Alex w tym sezonie przygotuje zespół na ewentualność odejścia jednego z członków starej gwardii. Przede wszystkim postawi na Naniego i Gibsona, którzy stopniowo będą przejmować obowiązki starszych kolegów aż do momentu, gdy doświadczeni pomocnicy wraz z Garym Nevillem zawieszą buty na kołku.


Logiczne myślenie każe mi zaprzestać marudzenia i bawienia się w proroka, bo wiadomym jest jak nikłe jest prawdopodobieństwo trafnego przewidzenia wszystkich powyższych wydarzeń. Zapewne gdzieś w okolicach 1:1000000. Chociaż, nie od dziś wiadomo, że szansa jedna na milion sprawdza się w dziewięciu przypadkach na dziesięć.

*Tak, w tym roku Liverpool też tam gra.

Przewiń na górę strony