Nie przegap
Strona główna / Manchester United / O prawdziwie diabelskim Szkocie słów „kilka”…

O prawdziwie diabelskim Szkocie słów „kilka”…

Sir Alex Ferguson
6.11.1986r. Dla wielu kibiców piłki nożnej data ta nie wiąże się z żadnym szczególnym wydarzeniem. Nie symbolizuje niczego niezwykłego, a jedynie odległy, zwyczajny dzień z przeszłości. Dla fanów United symbolika tej daty traci wymiar zwyczajny, bo pod płaszczykiem tych cyfr kryje się dzień, który w księdze historii Manchesteru United zapisał się złotymi literami i od którego tak naprawdę wszystko się zaczęło.

Podziwiany, szanowany, zdyscyplinowany, charyzmatyczny, z nietypowymi metodami wywierania wpływu i motywowania piłkarzy, czasami odważnymi wypowiedziami budzący kontrowersje, jednak mimo to niekwestionowany autorytet, silna osobowość, po prostu niezwykła postać futbolu. Postać, dzięki której my – kibice – mieliśmy możliwość przeżywać tak wiele niesamowitych, radosnych i cudownych chwil.
Właśnie dziś, 6.11.2007 r. mija dokładnie 21 lat od dnia, w którym sir Alex Ferguson zastąpił Rona Atkinsona na stanowisku trenera Manchesteru United.

Nie będę się starała, a nawet nie spróbuję w żaden sposób zmieścić tych 21 lat na łamach kilkunastu wersów mojego artykułu, bo byłoby to ludzką niemożliwością; nie chcę również koncentrować się tylko na suchej biografii Szkota. Nie będę pisać o tym, co osiągnął wraz z United, ani o tym, co mógł, a czego nie zdobył, bo myślę, że o tym wie każdy i nie chcę, by to było tematem przewodnim mojego artykułu. Chciałabym po prostu z okazji tej niezwykłej rocznicy (a rocznica ta bez wątpienia takową jest, w końcu jak wiele klubów i jak wielu kibiców może poszczycić się czymś takim?) spróbować przedstawić Wam w możliwie jak najbardziej przyswajalny i przyjemny w czytaniu sposób, jak barwną postacią był i jest Sir Alex Ferguson. O niektórych faktach z jego życia niektórzy może przeczytają po raz pierwszy, zapraszam więc Was, drodzy Czytelnicy, w podróż śladami naszego Fergiego

Tak, wiem, o biografii miałam nie pisać, jednakże muszę wspomnieć o rzeczy absolutnie priorytetowej, bez której de facto nie byłoby ani owych 21 wspaniałych lat, ani samego Fergusona… Szkot przyszedł na świat 31.12.1941 r. w małej miejscowości Govan w Glasgow. Karierę piłkarską rozpoczął w Queen’s Park, następnie występował w St.Johnstone, Dunfermline, Glasgow Rangers (ciekawostką jest, że ojciec Fergusona był zagorzałym fanem Celticu, jednakże nie miał on żadnego wpływu na fascynacje syna, który wybrał Rangersów – kibicował im, a potem został ich zawodnikiem), Falkirk oraz Ayr United. Po zakończeniu kariery piłkarskiej został właścicielem pubu, aby „skończyć” z futbolem raz na zawsze, jednak teoria, że z miłością do futbolu rodzimy się jak ze znamieniem, albowiem towarzyszy ono nam aż po kres naszych dni, znalazła potwierdzenie w osobie Fergusona, bo, jak wiemy wszyscy bardzo dobrze, na pubie się nie skończyło…ale do tego jeszcze nawiążę dalej. Wracając jednak do meritum: po zakończeniu kariery piłkarskiej, nieudolnej próbie „rzucenia” futbolu, przyszedł czas na karierę trenerską, która rozpoczęła się skromnie od pracy menadżera w East Stirlingshire. Następnie było St. Mirren oraz Aberdeen, którego, podobnie jak Glasgow i Manchesteru, Ferguson jest honorowym obywatelem.

Ma dom w Wilmslow pod Manchesterem, który nosi nazwę „Fairfields” – identycznie jak stocznia, w której ojciec Fergusona pracował jako ślusarz. Posiada również rezydencję na płd. Francji, w Prowansji, gdzie spędza każde wakacje. Ponadto miejsce to jest wizytówką jednego z hobby Szkota, który jest znawcą i smakoszem win – winnice pod domem w owej francuskiej posiadłości polecił rozbudować tak, że są większe od powierzchni mieszkalnych. Ferguson uważa siebie za szkockiego socjalistę: popiera Partię Pracy. Kolejnym jego hobby są wyścigi konne – sam ma kilka koni wyścigowych i regularnie obserwuje je w akcji. Człowiek bardzo temperamentny – słynna metoda „suszarki”(wkurzony Ferguson wykrzykuje pretensje zbliżając twarz do twarzy obiektu zdenerwowania), znana jest chyba w całym światku piłkarskim. Dopisać do tego można wiele „wybryków”, m.in. kopnięty w szatni but, który trafił w cenny dla właścicieli wszystkich najsłynniejszych marek sportowych i nie tylko, łuk brwiowy Beckhama, czy pomeczowe wypowiedzi, często wykrzyczane w akcie potwornego wzburzenia, np. zarzucające stronniczość sędziemu, za co nieraz Szkot napytał sobie przysłowiowej biedy. Poza koneserem win jest również koneserem muzyki – uwielbia klasykę i do dziś uczy się grać na pianinie. W 1999 r. został uhonorowany tytułem Najlepszego Trenera Europy oraz nadanym przez królową szlacheckim tytułem”sir”. Ponadto jest najbardziej utytułowanym trenerem na Wyspach Brytyjskich. Nie jest na pewno osobą medialną – przed kamerami nie czuje się jak ryba w wodzie. Nigdy zresztą nie ukrywał swego stosunku do dziennikarzy: po prostu ich nie cierpi, a najlepiej świadczy o tym jego riposta na pytanie jednego z dziennikarzy, który chciał wiedzieć, co ma zrobić, by poprawić współpracę z trenerem. Fergie odpowiedział krótko, ale dosadnie: „Spróbuj umrzeć.” Posiada niesamowitą intuicję trenerską, w najbardziej niesamowity sposób objawiła się w tym cholernie niesamowitym meczu, jakim był pamiętny finał LM na Camp Nou… intuicja, która dała upragniony sukces. Zaraz po tym meczu Fergie powiedział:

„Nie mogę w to uwierzyć, nie mogę w to uwierzyć. Piłka nożna. Jasna cholera.” Też nie mogłam uwierzyć, gdy na to patrzyłam, pewnie wielu z Was nie mogło. Ale tak, Fergie pomógł sprawić, że niemożliwe stało się możliwe, bez zbędnego patosu, po prostu.

Powyższy tekst jest swego rodzaju wstępem. Teraz jednak przejdziemy dalej, albowiem chciałabym zabrać Was w świat kilku historyjek związanych z Fergusonem, które umożliwią spontaniczne przedstawienie wielu ciekawych informacji.

Sir Alex Ferguson i wyrzucony medal

Tytuł intrygujący, jednak po kolei… Jak już wspomniałam, Fergie karierę piłkarską rozpoczął jako 16-latek w Queen’s Park, gdzie z racji wieku i umiejętności był amatorem, jednocześnie – kontynuując tradycje rodzinne – pracował jak ślusarz w stoczni Clyde. Po zdobyciu 15 bramek w 31 meczach przeniósł się do St. Johnstone, gdzie ustrzelił hat-tricka w meczu z Glasgow Rangers, na co włodarze pokonanego klubu zareagowali bardzo szybko i postanowili za wszelką cenę sprowadzić utalentowanego gracza. I tak się stało. Za niebagatelną, jak na tamte czasy, sumę 65 tys. funtów, zasilił szeregi Rangersów, stając się jednocześnie głównym bohaterem absolutnego transferowego rekordu. Trafił więc do klubu, któremu kibicował od małego, jednakże szybko mieszaninę szczęścia i radości, jaką wypełniony został kielich młodego Fergusona, zmąciła gorycz smutku i porażki: w 1969r. Rangersi zostali pokonani przez Celtic 0:4 w meczu o Puchar Szkocji, winą zaś za każdego, jednego, straconego gola, obarczony został środkowy napastnik, czyli…Ferguson. Był tak zły, że frustrację swą wyładował wyrzucają medal za zajęcie 2. miejsca na śmietnik. Co za charakterek…
Po paru miesiącach dostał propozycję z Nottingham Forest, jednak pod wpływem swej żony Cathy, nie przyjął jej, natomiast przeniósł się do Falkirk, potem do Ayr United, gdzie w 1974r. zakończył karierę piłkarską i został właścicielem pubu.

O tym, jak to pub miał stać się lekarstwem dla cierpiącego na nieuleczalną chorobę o nazwie piłka nożna Szkota, również wspominałam, teraz jednak chciałabym napisać coś więcej. Do podjęcia takiej decyzji próbowała nakłonić Fergusona żona, jednak tym razem nie uległ – mając 32 lata, zaczął od nowa przygodę z piłką nożną: został trenerem klubiku East Sterling i zarabiał 40 funtów tygodniowo. Pod wpływem namowy trenera reprezentacji Szkocji, Jacka Steina, przeniósł się do St.Mirren, które wprowadził do pierwszej ligi. Po tym wydarzeniu zaczęło się mówić głośno o jego specyficznym, ale bardzo dobrym i owocnym podejściu do ludzi oraz jego zdolnościach taktycznych. Ta opinia nt. Fergusona umocniła się jeszcze, gdy objął on Aberdeen i po roku wygrał z nimi ligę szkocką, przełamując 15-letnią dominację Celticu i Rangersów. Już wtedy dawała znać o sobie gorąca krew Fergusona – przez gazety ochrzczony został mianem „Wściekły Fergie”. W 1983r. zdobył z Aberdeen Puchar Zdobywców Pucharów, pokonując po drodze Bayern Monachium, a w finale Real Madryt.
Ostatni (jak na razie) przystanek, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że i ostatni przed ostatecznym końcem kariery trenerskiej, to przystanek Manchester United, na którym Ferguson zatrzymał się tak bardzo dawno temu i na który to pomógł przywieźć tak wiele wspaniałych chwil, sukcesów, osiągnięć… Jednak jeszcze nie czas na podsumowanie, przejdźmy więc dalej.

Sir Alex i jego dzieciaki

W autobiografii walijskiego skrzydłowego United, Ryana Giggsa, możemy odnaleźć następujący opis jego 14 urodzin w 1987r.:

„To było słoneczne popołudnie. Siedziałem przy torcie z grupą przyjaciół w mieszkaniu w Swinton pod Manchesterem. Nagle dzwonek do drzwi. Wszyscy milkną, jakby przeczuwając, że za chwilę coś się wydarzy. Wszyscy zaproszeni goście już byli przy stole, więc to musiał być ktoś szczególny. Otwieram i widzę przed sobą… Aleksa Fergusona, trenera najsłynniejszego klubu Anglii. Przyszedł osobiście, żeby zaproponować mi naukę w szkółce piłkarskiej Manchesteru United. To była „propozycja nie do odrzucenia”. I najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałem na urodziny. Do dziś nikt tego nie przebił ”- wspomina Giggs.

Na swej „plantacji” młodych talentów nie trzymał Giggsa zbyt długo – profesjonalny kontrakt podpisał z nim dzień po jego 17 urodzinach, a już w następnym sezonie lewą flankę oddał mu na własność. Giggs za tą niebagatelną oznakę zaufania i wiary w jego możliwości odpłacił się postawą wiernego i oddanego piłkarza, będąc z drużyną na dobre i na złe, odrzucając po drodze oferty innych klubów, m.in. Juventusu Turyn czy Lazio Rzym.

W swe 14 urodziny Fergusona poznał również inny, nie mniej lojalny i oddany zawodnik United, Paul Scholes, zaś najwcześniej tego niewątpliwego zaszczytu dostąpił David Beckham, albowiem miał wtedy 12 lat. Pozostali słynni wychowankowie to m.in. bracia Gary i Phil Neville oraz Nicky Butt. Czemu piszę akurat o nich? Bo to właśnie zastępując w sezonie 1995/1996 trzy ówczesne gwiazdy United: Marka Hughesa, Paula Ince’a i Andriya Kanczelskisa, tymi 5 młodzieniaszkami wywołał w mediach prawdziwą burzę, która grzmiała piorunami ostrych wypowiedzi przesiąkniętych krytyką, że Fergie zbytnio zawierzył młodości. „Dzieciakami niczego nie wygra”- grzmiał Alan Hansen, eks-gwiazdor Liverpoolu.

Jednakże wkrótce po tej wrzawie, Fergie skutecznie uciszył wszystkich dających „życzliwe” rady. Uciszył skutecznie, bo nie słowami, ale tym, czego udało mu się dokonać. A udało mu się niemało, bo to właśnie ta „dzieciarnia” w pamiętnym pościgu za Newcastle United, dogoniła „Sroki”, choć United traciło już 14 pkt. Fergie już wtedy pokazał, że nie słucha głosu większości, nie poddaje się łatwo wpływowi i naciskom, że ma charakter. Sir Alex od początku stawiał na młodzież i robi to nadal, dlatego w tym miejscu pragnę wyrazić nadzieję, że każdy kolejny trener, który poprowadzi United, będzie kultywował tę fantastyczną tradycję, za którą m.in. tak bardzo kocham ten klub i tego trenera.

Ferguson i transferowe interesy

Być dobrym taktykiem, mieć odpowiednie podejście do zawodników, umieć z nimi rozmawiać i ich motywować, być przez nich szanowanym, a do tego mieć rękę do niezłych interesów…to właśnie Fergie. Do dziś fani United za najlepszego zawodnika uznają Erica Cantonę, którego przedkładają nad Besta, czy Charltona. Zawodnik zakupiony w 1992r. za 26 mln. funtów z Leeds United, przechodził do Manchesteru w atmosferze powszechnej krytyki decyzji Fergusona głównie dlatego, że nie był on zawodnikiem łatwym do okiełznania: miał za sobą pobicie podczas meczu bramkarza własnej(!) drużyny, czy nazwanie trenera reprezentacji Francji, Henri Michela „workiem główna”.

Riposta Fergusona była jednak jednoznaczna:

„Trzeba nauczyć się żyć z gwałtownym charakterem Cantony. Czasami widać, że tak mu się w czerepie zagotuje, że musi się przelać. Ale ten temperament zrobił z niego wielkiego zawodnika”- tłumaczył Ferguson.
Rzeczywiście, Francuz należał do grona bardzo porywczych piłkarzy, mimo to Fergie zawsze stał za nim murem, broniąc go, jak tylko się dało, a Cantona w ciągu 5 lat pobytu na Old Trafford poprowadził United do 4 tytułów Mistrza Anglii i 2 Pucharów Anglii.

O tym, jak Ferguson bardzo cenił osobę Cantony, świadczą wypowiedziane przezeń słowa: „Byłby idealnym trenerem Manchesteru.”

Za swój najbardziej trafiony transfer uważa jednak sprowadzenie na OT Petera Schmeichela. „To był interes stulecia”- powiedział Ferguson, a mało brakło i Duńczyk rozwijałby się i stawał bramkarzem wielkiego formatu w barwach innego klubu, bo w 1994 r. Fergie chciał go zwolnić. Po 1 połowie meczu z Liverpoolem United prowadzili 3:0, jednak po przerwie Peter popełnił fatalne błędy i mecz zakończył się remisem 3:3. Znów temperament dał o sobie znać i Ferguson podjął dość szybko decyzję o pozbyciu się Duńczyka. Ostatecznie zmienił ją jednak, gdy słyszał, jak Peter przeprasza w szatni kolegów i obiecuje, że nigdy już czegoś takiego nie zrobi. Myślę, że Fergie nigdy nie żałował, iż podjął taką decyzję, o czym zresztą dobitnie świadczą wypowiedziane słowa:

„Będę tęsknił za Peterem. To najlepszy bramkarz, jakiego kiedykolwiek widziałem.”

Sir Alex i skała Gibraltaru

Ferguson powiedział kiedyś, że dwa razy w życiu był bliski utraty posady trenera United. Po raz pierwszy, gdy z powodu ekscesów alkoholowych wyrzucił z klubu pupilków kibiców – Normana Whiteside’a oraz Paula McGratha. Fani krytykowali Fergie’ego, wywieszali transparenty „Fergie wynocha”, obrażali go w przyśpiewkach, a czary goryczy dopełniał fakt, że drużyna grała bardzo słabo. Ferguson dostał ultimatum – albo zwycięży w meczu z Nottingham, albo wyleci…United zagrali dla trenera – padł, mimo że kontrowersyjny, to zwycięski dla Manchesteru wynik. Drugi raz miał miejsce w 2004 r., gdy Manchester nie wyszedł z grupy w prestiżowych rozgrywkach Ligi Mistrzów, po raz pierwszy od 10 lat. Jednak mimo tego kompromitującego faktu, wycofania się ze sponsoringu firmy Vodafone oraz potężnych, finansowych strat, Fergie posadę zachował, głównie dlatego, że nowy właściciel United, multimiliarder Malcolm Glazer, nie chciał zadzierać z legendą.

Zastanawiacie się pewnie, jak ma się tytuł historyjki do treści w niej zawartej… Spieszę z wyjaśnieniami. Tak naprawdę to Fergie był jeszcze raz bliski utraty posady, a wszystko z powodu wspomnianej już przeze mnie miłości do… wyścigów konnych, a zwłaszcza jednego konia o imieniu Rock of Gibraltar. Właścicielem jego był John Magnier, ówczesny udziałowiec United, który w przypływie zachwytu nad osiągnięciami Fergusona przekazał mu 50 proc. praw do nagród, jakie wywalczy Skała. Dzięki temu, Fergie zarobił około 1 mln funtów, w końcu jednak koń skończył karierę, więc Magnier pomyślał, że jego kontrakt z Fergusonem w sposób naturalny wygasnął. Jednak sprytny i cwany, z głową do interesów, Fergie zażądał 50 proc. zysków z reprodukcji, czyli wpływów za pokrywanie klaczy, które szacowane były na około 80 mln funtów. Oburzony Magnier nie chciał nawet o tym słyszeć, a więc Fergie podał go do sądu, co sprawiło, że Irlandczyk postanowił wyrzucić Szkota, a gdyby się tak nie stało, groził nawet zwołaniem nadzwyczajnego zjazdu akcjonariuszy. Tym razem za Fergusonem murem stanęli kibice, wywieszali transparenty „Odp…się Magnier”, „Kochamy cię, Fergie”. Za Fergusonem opowiedzieli się również piłkarze, którzy w razie odwołania Fergie’ego, gotowi byli nawet posunąć się do strajku. Fergie został.

Sir Alex i emerytura

Na każdego piłkarza, sportowca w ogóle, czy trenera przychodzi czas, kiedy musi opuścić sportową arenę swojego życia. Kiedy w 2004 r. pojawiły się plotki o rzekomej emeryturze Fergusona, kibice zareagowali błyskawicznie, przestrzegając Szkota, by nawet o tym nie myślał. Sam zainteresowany jednak szybko uciął spekulacje na ten temat mówiąc, że emerytura jeszcze na tym etapie chyba jakiś żart.

„Byłbym bardzo zdziwiony, gdyby Ferguson nie pracował w United co najmniej 30 lat”- powiedział Gary Neville i choć nikt tego nie wyklucza, to należy mieć świadomość, że stanowisko może opuścić dużo wcześniej. Ferguson powiedział, że sam wybierze moment, gdy powie „dosyć”. Co będzie robił potem? Nie wie sam. W każdym razie wspominał o byciu ambasadorem United, zwiedzeniu kawałka świata. Na razie jednak nic nie wskazuje na to, by Fergie miał się w najbliższym czasie rozstać z United, co zapewne cieszy wielu kibiców.

Czas na podsumowanie, ale już naprawdę krótkie.

Sir Alex Ferguson to postać bez wątpienia nietuzinkowa. Poza tym, że jest wspaniałym trenerem, jest też symbolem Manchesteru, nieodłączną już na zawsze wizytówką tego klubu. Ta dobrze znana każdemu kibicowi zaczerwieniona twarz i nerwowe, intensywne żucie gumy to coś, za czym na pewno będę bardzo tęsknić, gdy era w United tego wielkiego trenera się skończy. Trenerzy są bardzo, ale to bardzo różni, naszego na pewno cechuje jeszcze jedna bardzo ważna rzecz: bez względu na wszystko darzony jest ogromnym zaufaniem. Podczas każdego meczu kibice na Old Trafford śpiewają mu następującą piosenkę: „Teraz każdy z nas kocha Alexa Fergusona”. I choć nie zawsze było pięknie, nieraz podejmował złe decyzje, nieraz się pomylił, to w ostatecznym rozrachunku bilans wychodzi na zdecydowany plus i mam nadzieje, że będzie jeszcze z nami przez długi czas, bo na razie, jak dla mnie, Manchester United i sir Alex Ferguson, to jedno i to samo, coś spójnego i nieodłącznego…
Na koniec już przedstawiam owe imponujące liczby sir Alexa Fergusona:

MANCHESTER UNITED

9 – mistrzostw Anglii (1992/93, 1993/94, 1995/96, 1996/97, 1998/99, 1999/00, 2000/01, 2002/03, 2006/07)
5 – Pucharów Anglii (1989/90, 1993/94, 1995/96, 1998/99, 2003/04)
2 – Puchary Ligi (1991/92, 2005/06)
6 – Tarcz Dobroczynności/Wspólnoty (1993, 1994, 1996, 1997, 2003, 2007)
1 – Puchar Mistrzów (1998/99)
1 – Puchar Zdobywców Pucharów (1990/91)
1 – Puchar Interkontynentalny (1999)
1 – Superpuchar Europy (1991/92)

ABERDEEN

3 – Mistrzostwa Szkocji (1979/80, 1983/84, 1984/85)
4 – Puchary Szkocji (1981/82, 1982/83, 1983/84, 1985/86)
1 – Puchar Ligi Szkockiej (1985/86)
1 – Puchar Zdobywców Pucharów (1982/83)
1 – Superpuchar Europy (1983/84)

Przewiń na górę strony