Nie przegap
Strona główna / Manchester United / Tłok w ofensywie

Tłok w ofensywie

Carlos Tevez vs Alan Smith
Od kilku miesięcy kibice Manchesteru United zastanawiają się, jak będzie wyglądać kadra napastników w sezonie 2007/2008. Jeszcze przed 1 lipca klub z Old Trafford sprowadził w swoje szeregi trzech pomocników: Owena Hargreavesa, Naniego i Andersona. Takie działanie dawało do zrozumienia, że kwestia zakupów w tym oknie transferowym jest załatwiona, ale już po kilku dniach pojawiły się spekulacje o tym, że sir Alex Ferguson chce sprowadzić jeszcze napastnika…

Mówiło się o Dymitarze Berbatowie, Darrenie Bencie, Nicolasie Anelce, Javierze Savioli i Carlosie Tevezie (możliwe, że kogoś pominąłem, pamięć ludzka jest zawodna). Doniesienia prasowe często mijają się z prawdą, co i tym razem, przynajmniej częściowo, się potwierdziło. Bent trafił do Tottenhamu, Anelka zapowiedział, że zostaje w Boltonie, to samo czynił, i to już dużo wcześniej, Berbatow, a transfer Savioli byłby dość dużym, żeby nie powiedzieć – gigantycznym, zaskoczeniem. Co do jednego dziennikarze się nie mylili. Ferguson zainteresował się Tevezem, co potwierdził podczas konferencji prasowej zwołanej z okazji oficjalnej prezentacji Hargreavesa i Naniego. Przejście Argentyńczyka na Old Trafford jest już tylko formalnością.

Ole Gunnar SolskjearTymczasem w kadrze „Czerwonych Diabłów” jest już czterech podstawowych napastników – Wayne Rooney, Louis Saha, Alan Smith i Ole Gunnar Solskjaer. Po sezonie do klubu z wypożyczenia ma wrócić Giuseppe Rossi, a w odwodzie Ferguson posiada jeszcze młodego Chińczyka Donga. Jakby to nie wyglądało, pod względem atakujących kadra jest dość szeroka, dlatego jest oczywiste, że klub musi się kogoś pozbyć. Pojawia się oczywiste pytanie – kogo? Pozycja Rooneya jest niepodważalna. Myślę, że to samo dotyczy Solskjaera, choć z innych względów. Norweg jest ulubieńcem Fergusona i na pewno nie chciałby się go pozbywać. Wątpliwości nasuwają się, co do trzech zawodników: Sahy, Smitha oraz Rossiego.

Pierwszy z nich miałby równie wysoką pozycję, co Rooney, gdyby nie jeden problem – Francuz jest kontuzjogenny. Nie było jeszcze sezonu, w którym przez dłuższy czas nie leczyłby jakiegoś urazu. I choć jego umiejętności są naprawdę imponujące, wada ta jest bardzo drażniąca. Nie ma gwarancji, że były gracz Fulham będzie zdrowy przez, powiedzmy, 90% sezonu i, że w kluczowym momencie nie zawiedzie.

Alan SmithAlan Smith? Z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że jest to jeden z ulubieńców na Old Trafford. Choć przyszedł do klubu ze znienawidzonego Leeds United, to szybko zyskał sobie sympatię nowych kibiców. Anglik gra zawsze z wielkim poświęceniem, nie boi się ostrych pojedynków, walczy za dwóch, a czasami nawet za trzech, choć przy tym wszystkim łatwo zbiera żółte kartki. Można by rzec – prawdziwy „Czerwony Diabeł”. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie bardzo poważna kontuzja z lutego 2006 roku. Smith złamał nogę i zwichnął kostkę. Wielu ekspertów nie wierzyło, że w ogóle będzie mógł biegać, ale „Smudge” to wojownik. Zdeterminowany, by powrócić na boisko, rozpoczął długie leczenie, a później rekonwalescencję. Po blisko półtora roku udało się. Niestety, nie prezentował formy sprzed kontuzji i część fanów nie wierzy, by kiedykolwiek do niej powrócił.

Pozostaje jeszcze Giuseppe Rossi. Młody Włoch, urodzony w USA, który dwa sezony temu trafił do rezerw MU z włoskiej AC Parmy. Filigranowy, ale bajecznie utalentowany. Szybko stał się rewelacją zespołów rezerwowych. W sezonie 2004/2005 w zaledwie 19 występach strzelił 13 bramek, a jego gra pomogła rezerwom zdobyć poczwórną koronę. W następnym sezonie zdobył już 30 goli, ale wciąż nie miał szans na przebicie się na stałe do pierwszej drużyny, właśnie z powodu zbyt dużej ilości napastników. Dlatego wypożyczono go do Newcastle na pół roku, ale tam też nie udało się wywalczyć miejsca w wyjściowej „jedenastce”. W drugiej połowie sezonu bronił barw Parmy, gdzie zdobył 9 bramek. Rossi to niewątpliwie duży talent, ale nie wiadomo czy udałoby mu się zaaklimatyzować do twardego, angielskiego stylu gry…

Wayne RooneyJak to najlepiej rozwiązać? Można przytoczyć tu powiedzenie „co kraj, to obyczaj”, bo tyle, ilu jest kibiców, tyle opinii na ten temat. Jedni wolą oddać Smitha, bo mało strzela, inni upierają się, że wiecznie kontuzjowany Saha już się na nic nie przyda, kolejni nie widzą miejsca dla Rossiego. Z tego, co zauważyłem, większość optuje za pozbyciem się blondwłosego Anglika, czego doprawdy nie potrafię pojąć. Może jest to spowodowane zbyt pochopną oceną jego prawdziwych umiejętności. Chciałbym przypomnieć, że Smith zagrał ledwo w kilku spotkaniach po długotrwałym dochodzeniu do jakiejkolwiek sprawności pozwalającej na profesjonalną grę w piłkę. Jego powrót przedłużył się, bo zbyt wcześnie pojawił się na boisku, przez co musiał rozpocząć specjalny, indywidualny trening.

Można by powiedzieć, że jedyne czym się wyróżnił po powrocie, to ładna bramka strzelona Romie i dwie asysty w pucharowym spotkaniu przeciwko Watford. Mało kto już pamięta, że zanim odniósł kontuzję kilkakrotnie ratował „Czerwone Diabły” przed porażką, stać go na strzelanie takich bramek, no i przede wszystkim, pokazuje jak bardzo jest przywiązany do tego klubu – gdy, wracając do gry po kontuzji, otrzymał kilka ofert z innych klubów Premiership, odmówił mimo sporej konkurencji w ataku. Wcześniej, będąc przymierzany do występów jako defensywny pomocnik, bez słowa sprzeciwu trenował nową pozycję w rezerwach. Może Rooney, Tevez i Saha są piłkarsko lepsi od Smitha, ale na pewno zasłużył na pozostanie w klubie i może przydać się w razie kontuzji bądź słabszej formy któregoś z podstawowych napastników. W razie czego może zastąpić w spotkaniu któregoś z pomocników, gdyby zaszła taka konieczność.

Ferguson powiedział, że nie chce, by ktokolwiek odchodził, ale zdaje sobie sprawę z faktu, że niektórzy zawodnicy mogą być niepocieszeni brakiem gry w pierwszym składzie. Oczywiście, jeżeli będą chcieli odejść, dostaną na to pozwolenie. Wygląda więc na to, że wszystko zależy od samego Smitha – czy wciąż ma w sobie na tyle determinacji i siły, by walczyć o miejsce? Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież walka to jego znak firmowy, ale każdemu człowiekowi cierpliwość się kiedyś kończy. A potencjalnych pracodawców, którzy widzieliby w swoich szeregach Anglika, nie brakuje…

Przewiń na górę strony