Na pewno część z nas lubi pokazywać swoją przynależność do danych grup społecznych. Jedni pokazują to poprzez swoje zachowanie, inni poprzez ubiór. A jak to właściwie jest z kibicami piłkarskimi? Przecież nie każdy kibic ma koszulkę czy szalik ulubionego klubu. Nie każdy lubi się z tym obnosić… Jednak są wyjątki…
Manchesterowi kibicuję od 2003 roku, co dziwne – od odejścia Davida Beckhama. Nie zafascynował mnie wygląd czy charyzma danego zawodnika, ale charakter drużyny. I zaczęło się… Początkowo było to zwykłe zaciekawienie futbolem, które przerodziło się w manię. Manię, która postępuje coraz bardziej, coraz głębiej…
Pierwszy mój klubowy gadżet to koszulka sezonu 2005/2006. Już wtedy pałałam taką sympatią do tego klubu, że zrezygnowałam ze wszystkich przyjemności, prezentów gwiazdkowych na rzecz mojego skarbu. Nawet nie wiecie, jaka była moja reakcja. Zwykła koszulka, a dała mi tyle radości i łez w oczach. Każdy mecz, każde ważne wydarzenie – miałam ją na sobie. Wtedy było już z górki. Smycz, plakaty w pokoju, marzenia o Old Trafford…
Gdy nadchodził nowy sezon, przysięgłam sobie, że nową koszulkę zdobędę niedługo po premierze. I tak się stało. Miałam to szczęście, że mój kolejny skarb (jak nazywam wszystko, co związane z United) kupiłam na Old Trafford. Koszulka, szalik, czapka, plakat, mały miś, a nawet ołówki! To się nazywa szaleństwo.
Po odwiedzinach w Megastore, już w Polsce kupiłam wręcz za śmieszną cenę koszulkę z 1999 roku za 15 złotych. Cóż, ja nigdy nie sprzedałabym takiej koszulki. Choć za duża, wisi w mojej szafie i nieraz w niej śpię. Do tego doszła koszulka wyjazdowa z 2003 roku, portfel, bluza. Kolejne gadgety…Oczywiście, ku niezadowoleniu rodziców, że za dużo wkładam w to pasji, iż za daleko to już zaszło…
Zjawisko okazywania przynależności do ulubionego klubu bardzo wyraźnie widać w Anglii. Na ulicy, co chwila widać kibiców różnych drużyn – Chelsea, Arsenalu, Manchesteru. Sklepy sportowe pełne są klubowych pamiątek. Jednak, będąc w Londynie, postanowiłam wybrać się na Emirates Stadium. Po drodze, niedaleko bramy na Highbury, zauważyłam rzecz, która przyciągnęła moją uwagę. W oknie pewnego domu, na całą jego szerokość rozwieszona była flaga Arsenalu, wychwalająca ten klub. Parę domów dalej zobaczyłam podobną rzecz. Czy w Polsce widzimy takie coś? Nieraz jadąc autobusem widzę rozłożony szalik na tyle samochodu, ale to wszystko. W Anglii okazywanie sympatii danej drużynie jest na porządku dziennym, choć nie zapominajmy, że np. członkowie Inter City Jibbers (chuliganka United działająca w Manchesterze, mało znana) nie praktykują noszenia klubowych koszulek, jedynie szaliki.
Gdy Manchester gra ważne spotkania np. Liga Mistrzów – idę w koszulce do szkoły, gdy przegrywa – idę w koszulce do szkoły. Obnoszę się z tym z dumą, mam gdzieś, co pomyślą o tym ludzie. Codziennie mam na ręce gumki „United”. Nowo poznane osoby się dziwią, lecz Ci, którzy znają mnie dłużej, wiedzą, że to nie jest szpan. Cóż, może to dziwny widok – drobna blondynka w koszulce United i z Przeglądem Sportowym w ręce dziarsko idąca do szkoły. Jednak mnie to nie obchodzi. Ważne, że kocham ten klub z całego serca i będę to okazywać na każdym kroku. Jaki miły jest widok, jak idziesz centrum miasta i nagle, z daleka widzisz osobę w koszulce Manchesteru. Mijacie się i ten uśmiech, spojrzenie pełne szacunku. Nawet dla dziewczyny, a szczególnie dla mnie to bardzo pozytywne zjawisko, bo jak już wcześniejsze wpisy pokazały – nie każdy facet traktuje poważnie przedstawicielki płci przeciwnej interesujące się futbolem.
Chciałabym też poruszyć kwestie innego rodzaju kibiców. Kibiców obnoszących się przynależnością do danego klubu, nie znając jego historii i tak naprawdę, niebędących sympatykami danego zespołu. Zjawisko takie zauważyłam w moim gimnazjum. Co trzeci chłopak kibicuje Lechii, krzyczy przyśpiewki, wyzwiska na inne drużyny, a tak naprawdę nigdy nie był na meczu Lechii, nie jest prawdziwym kibicem. Na takich ludzi patrzę z pogardą. Kibicowanie dla szpanu, nic więcej.
Podsumowując, każdy człowiek ma prawo do reprezentowania danej społeczności, każdy ma prawo do niej należeć, ale nie każdy może być prawdziwym kibicem. Nie chodzi tu o wydawanie wielkich sum na klubowe gadgety, ale o to, co ma się w sercu. Nieraz się zastanawiam, dlaczego ja właściwie kupuje różne rzeczy związane z Manchesterem…Wszystko to po to? no właśnie, po co? Po to, żeby pokazać innym, jak bardzo kocham United? Nie. Po to żeby wspomóc budżet? Nie. Więc po co?