Nie przegap
Strona główna / Liga Mistrzów / Historia lubi się powtarzać…

Historia lubi się powtarzać…

The Treble - historia lubi się powtarzać?
Manchester United zdobył po raz ostatni Ligę Mistrzów w 1999 roku, chyba każdy zapamiętał fantastyczny finał z Bayernem Monachium i raczej nie ma, co w tej kwestii bardziej się zagłębiać. Kibice Czerwonych Diabłów po prostu wiedzą jak było. W poniższym fragmencie chciałbym jednak skupić swoją uwagę na ćwierćfinałach i półfinałach Champions League z 1999 i 2007 roku. Nie opisywać samych spotkań, analizować jakoś szczególnie, ale wysnuć to, co pojawiło się w mojej głowie…

Włoszczyzna:

Tak, właśnie z klubami ze słonecznej Italii przyszło nam rywalizować, cztery różne kluby. Kiedyś Inter i Juventus, teraz Roma i Milan. Jednak zacznijmy od początku. W ćwierćfinale z przed ośmiu lat gracze United mierzyli się z Interem. Drużyna z Mediolanu miała niby w swoim składzie najlepszy atak świata Baggio – Ronaldo, z tymże ten drugi kontuzjowany.

Wygrana 2-0 i remis 1-1 dały awans Diabłom. Z Romą było bardzo podobnie, jedynie rozmiary porażki przeciwników większe. Szczerze to słabo pamiętam ten mecz z Interem, mały byłem, jakieś przebłyski. Bardziej skupię się więc na spotkaniu z Juventusem. Niby to ten sam rok, ale w głowie więcej pozostało.

Pierwszy mecz rozgrywany na Old Trafford, wynik spotkania otworzył Conte, już wtedy dosyć wiekowy grajek, jednak United walczyło do końca, bardzo ważną bramkę w 90 minucie strzelił Giggsy, ohhh tak pamiętam, było niemałe zamieszanie, a Czarodziej huknął i tyle. W kolejnym półfinale Bayern zremisował na wyjeździe z Dynamem Kijów 3-3, zresztą gracze z Ukrainy byli czarnym koniem tych rozgrywek.

Mój tato mówił nawet wtedy, że wszyscy spodziewają się potyczki United z Bayernem, a tu jeszcze będzie Dynamo z Juve. Jak się potem oczywiście okazało, pomylił się. Był kibicem Manchesteru, ale jakoś tak potrafił spokojnie ocenić sytuację, przyznać, iż może być inny scenariusz niż wygrana naszej kochanej drużyny. Ja tam po prostu zawsze wierzę w Czerwone Diabły, co by się nie działo. Nie jestem racjonalistą, gdybym był, to przecież The Treble z 99 roku byłoby snem. Sam mecz z Bayernem, czy też półfinał FA Cup z Arsenalem – marzenie, ale to już inna kwestia… Wracamy na właściwy kurs…

United jechało do Turynu, bałem się tego meczu, dzieciak byłem, ale już wtedy pochłonięty, zafascynowany futbolem. Pojedynek się ledwo zaczął, a było już dwa do zera. Ten sęp, sęp, sęp nie cierpiałem kolesia strasznie – Filippo Inzaghi. Nasi szybko odpowiedzieli Keano głową po rzucie rożnym, Di Livio tylko się patrzył jak piłeczka wpada do bramki, a on stoi przy słupku bezradny. Potem szybko Yorke i w końcówce Cole (Boże, ile my im zawdzięczamy) na 3-2.

Może to Was jakoś tak specjalnie nie przekonuje, lecz ja mam od razu taką refleksję związaną z tymi latami. Tu Włosi, tam Włosi. Najbliższy mecz z AC Milanem, który radzi sobie co raz to lepiej. Kiedy było już pewnym, iż gramy właśnie z nimi natychmiast przypomniała mi się osoba, która łączy niejako rok 1999 i 2007, może to dziwnie brzmi, ale przeżyłem De ja vu – Inzaghi…

Przewiń na górę strony