Nie przegap
Strona główna / Offtopic / Daleko od Manchesteru, odcinek 7 – Śmiać się, czy płakać?

Daleko od Manchesteru, odcinek 7 – Śmiać się, czy płakać?

Gertruda pilnie pielęgnowała swój traktor w blasku wrześniowego słońca. Dzień zapowiadał się ciekawie, pojazd musiał błyszczeć. W końcu po południu grają Diabły – święto nad świętami! Martwiło ją tylko jedno – nie zobaczy na boisku swojego idola! Człowieka, który na wieki zawładnął jej sercem.

»Poprzedni odcinek

Biedna dziewczyna ubolewała, że nie będzie mogła podziwiać Rooneya na boisku. W jej serce wkradł się niepokój. Naderwany mięsień udowy obiektu jej westchnień nie dawał jej spokoju. Mimo że czyściła swój traktor, myślami była całkiem gdzie indziej. W pewnym momencie dobiegł ją znajomy głos.
– Witaj Gertrudo! – przywitał ją młody chłopak pełniący rolę ministranta.
– No hej… – odpowiedziała jakby nieobecna. – Co tam?
Na siłę chciała zachować pozory wesołej i promiennej. Niestety pomimo wszelkich starań, nie udało się. Jakub od razu przystąpił do ataku.
I’m on the highway to hell! – uszy Gertrudy o mało nie pękły po usłyszeniu Jakuba.
– Co? – wybałuszyła na niego oczy.
– Ekhm, nic. Lepiej mów, co u ciebie! – zbliżył się i zerknął na traktor, w którym teraz mógłby się bez problemu przejrzeć.
– Wszystko spokojnie! Jak na wojnie! – odłożyła szmatkę i wytarła dłonie o swoje czerwone spodnie. – Gotowy na dzisiejszą bitwę ze Stoke?
– To będzie pestka, ojciec Łukasz przeżyje kolejny zawód! Rozniesiemy wszystkich w pył! We’re on the highway to hell, on the highway to hell! – chłopak nie był w stanie się powstrzymać.
Śpiewał wykrzykiwał w najlepsze, parafrazując słowa utworu. Nawet nie zorientował się, że Gertruda w międzyczasie wskoczyła zwinnie na swój traktor. Patrzyła na ministranta z politowaniem.
– A Ty nawet nie wiesz, waćpanno, dlaczego dłonie zmarłych oplata się różańcem! – wskazał na nią palcem, nawiązał do zbliżającego się pogrzebu jednego z mieszkańców wsi.
– Wiem! – zmrużyła oczy Gertruda.
Jakub popatrzył na nią wyzywająco i również zmrużył oczy, wyczekując odpowiedzi.
– Żeby nie mogli się odkopać! – dziewczyna odpaliła silnik pojazdu.
Zdezorientowany Jakub chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Wgramolił się na traktor i zaczął usilnie myśleć nad zripostowaniem rudowłosej. Uznał, że jej odpowiedź była bardzo banalna, głupia i niegodna reprezentowanego przez niego poziomu, dlatego postanowił się nie odzywać. Jechali przez jakiś czas w zupełnej ciszy. Jedyne dźwięki wydawał traktor, snując się ociężale po wiejskiej drodze. Gertruda zaczęła podśpiewywać sobie cichutko klasyki opisujące bezkresną miłość, zaufanie. Nie obyło się bez wyobrażeń o Wazzie, o jego nieskazitelnej posturze, pięknej i męskiej twarzy, zniewalającym uśmiechu. Jakub tylko wzdychał i co chwilka spoglądał na widły, które jakby chciały go zaatakować. W rzeczywistości nic takiego nie mogło się zdarzyć, ale biedny chłopak na tyle poznał naturę Gertrudy, że byłby w stanie uwierzyć we wszystko.
– Słyszę głosy! – krzyknął Jakub do ucha Gertrudy.
– Ja też! Ale ja się leczę… – spojrzała na niego i roześmiała się w momencie, kiedy ministrant zrobił kwaśną minę.
– Idiotko, ktoś woła! – popukał się w głowę.
Gertruda obejrzała się i rzeczywiście, tuż za traktorem biegła zdyszana Selin w swoich dziesięciocentymetrowych szpilkach. Rudowłosa szybko zatrzymała pędzący niczym bolid Formuły 1 snujący się po drodze traktor i pomachała dziewczynie.
– Wsiadaj, Sel! Właśnie pędzimy ku domostwu pana Jana! Nie możemy przegapić meczu ze Stoke!
– Fajne?! – pisnęła tupiąca szpilkami o asfalt dziewczyna, oczy siedzących na traktorze od razu zwróciły się ku obuwiu Selin.
– Takie no…
– Kupiłam w mieście powiatowym! – wykrzyknęła podekscytowana Celina, nie pozwalając Jakubowi skończyć.
Sel niezgrabnie wgramoliła się na traktor. Dalej pojechali już we trójkę. W kilka minut byli pod domem pana Jana, gdzie każdy mógł oglądać mecz w zaiste królewskich warunkach – 23-calowy ekran LCD nie pozostawiał w tej kwestii najmniejszych wątpliwości!


– Diabeł zostanie wreszcie zatrzymany! – nieodłączna kwestia ojca Łukasza musiała paść i w tym dniu. – I stanie się to dziś, jak Boga kocham!
– Oj! Czyli to nie takie jednak do końca pewne? – roześmiał się rubasznie pan Jan.
– Lepiej popatrz, młodzieńcze, jak te Stołki grają! Wybornie, wybornie! Klasa sama w sobie! – pouczał rdzennego mieszkańca wsi ojciec Łukasz.
Wszyscy oglądali mecz w wielkim skupieniu. Już w pierwszych minutach Selin i Gertruda pisnęły przerażone, kiedy jeden z graczy Stoke faulował Chicharito. Meksykanin musiał opuścić boisko, co spotkało się z jękiem zawodu ze strony przedstawicielek płci pięknej.
– Posmarują mu maścią „Heaven” i będzie okej! – machnął ręką Jakub.
– Czemu akurat maścią „Heaven”? – ciekawa Gertruda przysunęła się bliżej chłopaka i wlepiła w niego swoje duże oczy.
– No… No żeby nie „piekło”! – wyszczerzył się ministrant, reszta buchnęła śmiechem.
Gertruda się nie śmiała. Myślała nad tym, jak ma zaskoczyć wścibskiego nastolatka i tym samym zamknąć mu usta. Zaraz potem dobiegł ją radosny okrzyk pana Jana!
– Tak jest! Nani, ty murzynie kochany! Ja to cię jednak cenię! – wstał z fotela, odchrząknął, uniósł pięść w górę i znów usiadł.
– Czy to się kiedyś skończy? – znękany ojciec Łukasz załamał ręce.
Nie obyło się bez próby pocieszenia go przez Selin. Biedna dziewczyna starała się jak mogła, jednak nic nie było w stanie podnieść ojca Łukasza na duchu. Gertruda zafascynowana patrzyła na mecz, co jakiś czas wydając z siebie nieokreślone odgłosy. Niektórzy w towarzystwie po cichu śmiali się z rudowłosej dziewczyny, która niczego nieświadoma oddawała się pasji coraz bardziej. Wymachiwała nogami odzianymi kwiecistymi kaloszami, unosiła ręce, zaciskała pięści, rwała włosy z głowy. Wszystko ku wielkiemu rozbawieniu lokalnego ministranta, który nie odmówił sobie kilku uszczypliwych uwag. Brutus odszczekiwał mu radośnie. Najwyraźniej i psa bawiło zachowanie Gertrudy.
– Matko, The Potters grają bardzo dobrze! – jęknął pan Jan.
– Może Harry Potters? – zagadnął ojciec Łukasz. – Chociaż nie, nie, nie! Odejdź szatanie! A kysz, a kysz!
Duchowny zaczął rozpaczliwie wymachiwać kończynami. Biedna Selin prawie dostała w głowę, ale nie zrobiło to na niej wrażenia. Wydawać by się mogło, że byłaby nawet uszczęśliwiona takim obrotem spraw.

Kiedy nastała przerwa meczu, Jakub postanowił zaskoczyć Gertrudę nie lada zagadką.
– Ty, ruda, słuchaj no zagadki! – rozpromieniony ministrant poprawił tyłek, który usadowił na skrzynce po piwie.
– No, zaskocz mnie, geniuszu… – westchnęła Gertruda.
– Idą trzy żółwie przez pustynię. Pierwszy żółw mówi: Przed sobą widzę pustynię, za sobą widzę żółwia! Drugi żółw mówi: przed sobą widzę żółwia, za sobą widzę żółwia! A trzeci żółw na to: przed sobą widzę żółwia, za sobą widzę żółwia! Dlaczego, waćpanno, trzeci żółw tak powiedział, hę? – zmrużył oczy.
Zaskoczona Gertruda uniosła brwi. Zaczęła się zbiorowa zgadywanka.
– Szedł tyłem? – spytał ojciec Łukasz.
– A może… Może miał jakieś lusterko? – zastanawiał się pan Jan.
Po kilku minutach, Gertruda przekonała Jakuba, aby ten wyjawił im rozwiązanie zagadki.
– Trzeci żółw tak powiedział, bo… – przeciągał ten moment niczym prowadzący któregoś z teleturniejów. – Powiedział tak, bo… Bo to był żółw kłamczuszek!
Jakub śmiał się w niebo głosy, reszta wymieniła między sobą znaczące spojrzenia.
– Za ten suchar dam ci puchar… – skwitowała rudowłosa piękność w kaloszach.
– Matko, ale ty jesteś śmieszna! Normalnie powinnaś w Familiadzie żarty opowiadać! – Jakub był zniesmaczony brakiem entuzjazmu reszty.

Wszystkie rozmowy ucichły, kiedy nadszedł czas drugiej połowy. Tuż po wznowieniu meczu Diabły próbowały podwyższyć prowadzenie. Nie spotkało się to z aprobatą ojca Łukasza, który drżał na myśl o tym, że jest 1:0 dla Ciemnej Strony Mocy. Po jednej z akcji Stoke, gospodarze wywalczyli rzut rożny. David de Gea prawie się nie ruszył, piłka z impetem wpadła do siatki po uderzeniu Petera Croucha.
– Nie! – jęknęli wszyscy razem.
Oczywiście ojciec Łukasz był całkiem odmiennego zdania. Wstał i zaczął cieszyć się jak małe dziecko. Przy okazji odprawił jakiś taniec, który miał na celu niewiadomoco. Uniósł radośnie ręce ku górze z głośnym Alleluja na ustach.
– Tak, zaprawdę! Zawsze powtarzam, że Diabeł zostanie w końcu pokonany!
– Jeszcze nie został… – wtrącił się pan Jan.
– Ale remis to nie wygrana, remis to już coś! – ojciec Łukasz ponownie zajął miejsce obok Selin.
– Remis to styl życia! – Gertruda dopiero po chwili zorientowała się, że to co powiedziała, nie miało w sobie żadnego sensu.

Wynik meczu nie uległ zmianie już do końca. Ojciec Łukasz nie posiadał się ze szczęścia. Remis zadowalał go w pełni, chociaż sam nie ukrywał, że wolałby wygraną Stoke. Gertruda i Jakub zniesmaczeni wyszli z domu pana Jana, konwersując na temat tego, czy ten mecz dało się wygrać. Selin wyszła zaraz za ojcem Łukaszem, stukając szpilkami i wołając za duchownym, aby na nią poczekał. Pan Jan pogłaskał Brutusa i przełączył kanał na wiadomości. Wszyscy zastanawiali się po cichu, co przyniesie mecz United w Lidze Mistrzów…


Ciąg dalszy nastąpi…

Przewiń na górę strony