Rok temu o tej porze Michael Carrick z racji słabego sezonu znalazł się pod ostrzałem ze strony kibiców. Co prawda, w wielu przypadkach krytyka była złośliwie wyolbrzymiona, jednak nie ulega wątpliwości, że o sezonie 2009/2010 Anglik chciał jak najszybciej zapomnieć. Efektem tej słabości było trudne zadanie, przed jakim Michał stanął w kolejnym sezonie. Musiał bowiem udowodnić sobie i kibicom, że jest na tyle dobrym zawodnikiem, by grać w koszulce z Diabełkiem na piersi.
»Cichy, dobry pracownik
»Wpierw musisz strzelić gola
Już w pierwszym oficjalnym spotkaniu Michael Carrick pokazał się z bardzo dobrej strony. W meczu o Tarczę Dobroczynności, w którym United pokonało Chelsea 3:1, on i Paul Scholes całkowicie opanowali środek pola. W kolejnych meczach Anglik jako jeden z niewielu prezentował dobrą, a co najważniejszą równą formę. Owszem miał kilka słabszych występów, jednak w zakończonym niedawno sezonie cały zespół Czerwonych Diabłów kilka razy zaprezentował się słabo.
Garść statystyk:
39 – w tylu spotkaniach wychodził w pierwszym składzie
5 – razy wchodził z ławki rezerwowych
30 – tyle oddał strzałów
20 – razy faulował przeciwnika
38 – razy był faulowany
2 – w cały sezonie otrzymał zaledwie dwie żółte kartki
Mała jak na pomocnika liczba strzałów ukazuje nam, jak głęboko w sezonie 2010/2011 grał Carrick. Ilość fauli popełniona przez Anglika wskazuje, że jego interwencje w obronie cechuje niezwykła precyzja. Dla porównania podam ilość popełnionych fauli przez innych usposobionych defensywnie pomocników: Alex Song – 69, Michael Essien – 40, Lucas – 66, Nigel De Jong – 43. Przy czym należy wspomnieć, że każdy z wymienionej czwórki rozegrał przynajmniej kilka bądź kilkanaście spotkań mniej niż zawodnik United. Połączenie statystyk z faktem, iż w każdym spotkaniu Carrick zaliczał sporo przechwytów, ukazuje nam jak dobrą i dokładną pracę wykonuje Anglik w każdym spotkaniu.
Przez cały sezon gra Michała utrzymywała się na dobrym, równym poziomie. Prawdziwy pokaz swych umiejętności Anglik zaprezentował w końcówce sezonu. Kwiecień i maj to był jego czas. Zaczęło się to wszystko od dwumeczu z Chelsea w Lidze Mistrzów, w którym Michael wraz z Giggsem dyktowali warunki w środku pola. W każdym kolejnym spotkaniu prezentował się on równie znakomicie. Nawet błąd popełniony w meczu z Manchesterem City w FA Cup nie zachwiał jego pewności siebie, dzięki czemu do końca sezonu mogliśmy cieszyć oczy bardzo dobrą grą Anglika.
W sezonie 2010/2011 Michael Carrick udowodnił, że wciąż jest klasowym zawodnikiem i że jest wystarczająco dobry, by prezentować barwy tak wielkiego i wspaniałego klubu jakim jest Manchester United. Nam kibicom pozostaje mieć nadzieję, że za rok o tej porze będziemy mogli w podobnym tonie wypowiadać się na temat gry tego zawodnika.
Moment chwały: Dwumecz z Chelsea w Lidze Mistrzów
Moment słabości: półfinałowy mecz FA CUP z Man City
Ocena ogólna: 8/10
