Nie przegap

Wojna futbolowa

Wojna futbolowa
Postaci Ryszarda Kapuścińskiego nie trzeba nikomu przedstawiać. Ten jakże wybitny polski dziennikarz i pisarz zapisał się w kanonie kultury złotymi zgłoskami. Popełnił on wiele książek, w tym „Wojnę futbolową”. Była to historia konfliktu pomiędzy południowoamerykańskimi państwami Salwadoru i Hondurasu. Jednak nie o tym będzie ten artykuł. Właściwie od nieodżałowanego Ryszarda Kapuścińskiego zapożyczę tylko tytuł, który pasuje jak ulał do tego, co zostanie w tekście przedstawione. A przedstawione w nim zostaną konflikty futbolowe, które w każdej serii spotkań międzynarodowych elektryzują kibiców z całego świata. Ale, moi Drodzy, przecież nie należy mieszać ze sobą polityki i sportu… Sęk w tym, że polityka sama często miesza się ze sportem i nikt tego nie zmieni.

Stwierdzenie, że nikt nie lubi meczów podwyższonego ryzyka w polskiej piłce nożnej jest bzdurą. Jest bzdurą także na całym świecie. Oczywiście, istnieje pewne zagrożenie bezpieczeństwa, ale to te mecze są „smakowitymi kąskami” dla każdego kibica, nawet jeśli będąc „miejscowym” woli on oglądać ten mecz w telewizji. Trzeba potępiać przemoc na stadionach, oczywiście. Jednak mecze „prestiżowe” zawsze się odbywały i odbywać się będą. O ile chętniej oglądamy mecz Manchesteru United z Liverpoolem, niż z Aston Villą? O ile chętniej derby Krakowa czy Warszawy, niż mecze przyjaźni na przykład Lech – Arka, w których – nie oszukujmy się – nic spektakularnego i zadziornego się nie wydarzy? Choć doping jest nieprawdopodobny w takich meczach, to nie on odgrywa pierwszorzędną rolę. Pierwszorzędna rola należy do piłkarzy, którzy swoją walecznością i zaszczepioną czasem od samych kibiców sportową „wrogością” potrafią doprowadzić do szaleństwa zrzeszonych kibiców grając o honor swojego kraju.

Na początku był chaos… Później Szkocja-Anglia.

Anglia vs. SzkocjaPomiędzy Wyspiarzami często jest „gorąco”. Nic dziwnego – w końcu piłka nożna jest drugą religią Brytyjczyków. Chronologicznie najstarszym z meczów międzynarodowych, który zawsze cieszy się niezwykłą wręcz popularnością, jest spotkanie reprezentacji Szkocji z reprezentacją Anglii. Na szczęście nie jest on w żaden sposób powiązany z sytuacją polityczną, która kiedyś miała miejsce. Prestiż tego spotkania wynika z faktu, że w roku 1872, dokładnie 30 listopada, został rozegrany pierwszy w ogóle mecz o randze międzynarodowej w historii piłki nożnej i wzięły w nim udział właśnie te dwie reprezentacje. Spotkanie zakończyło się wynikiem 0:0 i niewątpliwie nie usatysfakcjonowało ono czterech tysięcy widzów. Ale to ten pojedynek ma najdłuższą historię bycia „prestiżowym”. Nic wcześniej w międzynarodowej piłce nożnej się nie wydarzyło, więc to ten mecz był początkiem wszystkiego. Oczywiście meczów pomiędzy Szkocją i Anglią było bardzo wiele i minimalnie lepsi w tej rywalizacji są Synowie Albionu – wygrali czterdzieści pięć razy, podczas gdy Szkotom udawało się to czterdzieści jeden razy. Padły zaś dwadzieścia cztery remisy.

… bo Wyspy do Wysp ciągną

Argentyna vs. AngliaAle Anglicy nie tylko z tymi rywalami toczą zawsze bitwę do ostatniej sekundy. Bardziej „wrogo” nastawieni są do innych przeciwników: Argentyny oraz Francji. Oba te konflikty mają już podłoże polityczne, którego podobno nie należy mieszać do pięknego sportu, jakim jest futbol. Ale gdyby nie polityka – konflikt by nie zaistniał. Anglicy z Argentyńczykami toczyli w 1982 roku ostry spór o Falklandy (terytorium na południowym Atlantyku, niedaleko od wybrzeży Argentyny). Były one od końca XIX wieku kolonią brytyjską, jednak Argentyna dążyła do tego, aby przynależały one właśnie do ich kraju, a nie do Wielkiej Brytanii. Po najeździe na to terytorium przez wojska argentyńskie, interwencja wojsk Wyspiarzy przyniosła oczekiwany efekt i najeźdźca ustąpił, pozostawiając Falklandy tak, jak chcieli ich mieszkańcy, pod panowaniem brytyjskim. Nie mniej jednak od tamtej pory Argentyńczycy nie najlepiej wypowiadają się o Anglikach i tak już zapewne pozostanie. Jednakże wielu argentyńskich zawodników jest w Anglii lubianych, ale zawsze przez kibiców danej drużyny (na przykład kibice Czerwonych Diabłów bardzo lubią Carlosa Teveza). Mecze pomiędzy Anglią i Argentyną obyły się czternaście razy, w tym – dość niedawno – na jednym z minionych Mundiali w 2002 roku. Sześć razy wygrała Anglia, trzy razy Argentyna. Cztery razy padł remis i jeden raz mecz został przerwany.

Żabie udka smakują Anglikom najbardziej

Dekadę temu we Francji ciężko było znaleźć na ulicy przeciętnego przechodnia, który wykazałby się znajomością języka angielskiego w dobrym stopniu, choć może nie warto aż tak uogólniać. Dawniej awersja obu krajów była na tyle głęboka, że tamto pokolenie nie zamierzało uczyć się tego języka, który we Francji jeszcze niedawno nie był aż tak powszechnie nauczany. Teraz sytuacja wygląda inaczej, ale może dlatego, że teraz są inne czasy. Jakkolwiek, również te niesnaski francusko-angielskie są ściśle związane z wydarzeniami politycznymi. Awersja jest jeszcze starsza, niż rywalizacja szkocko-angielska, ponieważ trwa już od… XI wieku. W 1066 roku Anglosasi zostali pokonani pod Hastings przez połączone siły Normandów i Francuzów. Wilhelm Zdobywca uznawał więc Anglię za swoje terytorium. Później Anglicy oczywiście usiłowali wyrwać się spod tego panowania (co im się ostatecznie udało) i, mówiąc w wielkim uproszczeniu, wszystko wróciło do normy. Faktem jednak pozostaje, że na przestrzeni wieków Anglicy i Francuzi prowadzili naprawdę wiele konfliktów i nigdy nie patrzą na siebie przychylnym okiem (nawet wypowiadając się na przykład o kuchni obu krajów). Z tego powodu rywalizacja przedostała się również na murawę, gdzie zawsze oba kraje usiłują sobie pokazać, że w tej właśnie dziedzinie to oni mają prymat. Bilans meczów w najważniejszych imprezach jest fascynujący – ważnych spotkań było sześć: dwa razy wygrała Francja, dwa razy Anglia i padły dwa remisy. Ale, jak mówił wybitny Irlandczyk Roy Keane, w takich meczach statystyki nie mają znaczenia.

Dwie bitwy o Anglię w ciągu 26 lat

Anglia vs. NiemcyWśród fascynujących meczów Trzech Lwów wyróżnić można jeszcze pojedynek z Niemcami, który nie tylko od finału Mundialu z 1966 roku zawsze elektryzuje. Konflikt ciągnie się od czasów II wojny światowej, kiedy to Niemcy próbowali podbić Wyspy Brytyjskie. Wiele będzie „piłkarskich wojen” związanych z tym przełomowym w historii świata wydarzeniem. W przypadku Niemców i Anglików chodziło o dążenia Hitlera o wpływy w Europie. Wielka Brytania nie zgadzała się na żadne ustępstwa wobec Niemiec, więc Fűrer uznał za konieczne, by militarnie rozstrzygnąć ten zaskakujący problem, jakim była postawa nieugiętych Brytyjczyków. W planie Lew Morski zaplanowano lotnicza inwazję na Wielką Brytanię, później doszedł do tego jeszcze plan Orzeł. Od sierpnia do października 1940 roku miała miejsce lotnicza bitwa o Anglię. Anglicy i ich sprzymierzeńcy oczywiście się wybronili. 26 lat później we wspomnianym finale Mistrzostw Świata 1966, które odbywały się w Anglii, padła najbardziej kontrowersyjna bramka w historii piłki nożnej – dośrodkowuje Alan Ball i Geoff Hurst wbija piłkę pod poprzeczkę, ale nikt nie jest w stanie do dziś powiedzieć, czy faktycznie bramka padła, czy sędzia się pomylił. Anglicy wygrali wtedy mecz 4:2 i zdobyli pierwsze i jedyne do tej pory mistrzostwo świata. Niemcy jednak uważają, że wtedy ich oszukano, więc do zatargów z czasów II wojny światowej doszedł jeszcze wspomniany finał i dlatego te mecze zawsze budzą wiele emocji. Bilans: 27 meczów, 14 razy zwyciężali Anglicy i 10 razy Niemcy.

Protestanci kontra Katolicy

Pozostańmy jeszcze na Wyspach. Nie sposób nie wspomnieć tu o elektryzujących spotkaniach „z piorunami” pomiędzy obiema Irlandiami. Kiedyś obie Irlandie znajdowały się pod panowaniem angielskim. Stopniowo zaczęto więc zaludniać te tereny ludnością angielską. Irlandia Południowa zamieszkiwana była głownie przez ludność wyznania katolickiego, ale tereny Irlandii Północnej zaludniono w ogromnej mierze ludnością protestancką z Anglii. Proporcje do naszych czasów niewiele się zmieniły. Wiadomo, że Anglicy nie rządzą już tymi państwami, że są to terytoria niezależne. Jednakże konflikty na podłożu religijnym na trwałe wpisały się w życie Brytyjczyków oraz Irlandczyków z obu terenów. Konflikt na linii irlandzo-irlandzkiej dotrwał jeszcze do naszych czasów. Również w Szkocji widoczne są niesnaski religijne (na przykład w meczach derbowych Celtiku z Rangersami). Roy Keane w swojej biografii pisał, że kiedyś spotkał się z niesamowitymi wyzwiskami ze strony kibiców Irlandii Północnej. I tak jest właściwie zawsze. Konflikt jednak posunął się na tyle daleko, że długo nie przyjmowano do kadry Irlandii Północnej piłkarzy wyznania katolickiego. Co więcej, nawet selekcjoner nie mógł wyznawać innej religii. Kiedy jednak federacja zatrudniła katolika, a ten ściągnął i wcielił w szeregi kilku katolickich piłkarzy, wszyscy wylecieli z kadry równie szybko, jak się tam pojawili. Dlatego te mecze zawsze stanowią „smaczek” dla świata piłkarskiego.

Anglicy zawsze są najlepsi… a Polacy lepsi od nich

Polska vs. AngliaKiedy Anglia odpada z rozgrywek o trofea, prawdziwi kibice z Albionu zawsze mówią, że „i tak są najlepsi”. To stanowi czasami temat do żartów o fanach z kolebki piłki nożnej. Ale w Polsce „balon zostaje nadmuchany” tylko przed spotkaniami z Anglią i Niemcami. Niektórzy kibice coraz częściej uśmiechają się pod nosem słysząc, że (znów) pokonamy Anglików. Odwieczny bój ma swoje korzenie w eliminacjach Mistrzostw Świata 1974. 6 czerwca 1973 roku w Chorzowie Polacy wygrali z Anglikami mecz eliminacyjny do MŚ 2:0 po bramkach Gadochy i Lubańskiego, ale cóż… w tym roku mija 35 lat naszych niekończących się nadziei, że jeszcze kiedyś uda nam się pokonać Synów Albionu.

Meczów pomiędzy tymi reprezentacjami było siedemnaście. Dziesięć razy wygrywali Wyspiarze, raz Polacy i padło sześć remisów. Bilans ten wydaje się być nader klarowny.

„Bo Rosjanie wbili nam nóż w plecy”

Polska z Rosją jest w konflikcie prawie od zawsze. Ciągnie się to przez wieki wieków i, znając życie, ciągnąć się będzie dalej. Konflikt przeniknął nawet do piłki klubowej – jakże wiele na ten temat powiedziała ostatnio rywalizacja Legii Warszawa z FK Moskwa? Polacy generalnie (podkreślam, generalnie) nie lubią Rosjan. Wielu Polaków w meczu o Superpuchar Europy pomiędzy Manchesterem United a Zenitem Sankt Petersburg było za Anglikami, nawet jeśli nie są ich wielkimi fanami na co dzień. Konflikt polsko-rosyjski zawiera w sobie tyle wydarzeń z historii powszechnej, że zajęłoby cały drugi artykuł spisanie tego wszystkiego, dlatego skupmy się na statystykach: z ZSRR graliśmy czternaście razy – wygraliśmy i zremisowaliśmy po trzy razy, a przegraliśmy osiem meczów. Z Rosją zaś w trzech meczach padło każde z możliwych rozstrzygnięć.

„Zrobimy Wam drugi Grunwald”

Polska vs. NiemcySkoro jesteśmy już na krajowym podwórku, to wstydem byłoby nie wspomnieć o odwiecznej rywalizacji polsko-niemieckiej. Polacy zawsze odgrażają się rewanżem za II wojnę światową, której historii chyba nie trzeba tutaj przypominać. W każdym razie od tamtej pory odgrażamy się Niemcom drugą Cedynią i Grunwaldem. Cóż, ociągamy się z tym od 972 roku albo od 1410, jak kto woli liczyć. W każdym razie w piłce nożnej rozegraliśmy z Niemcami szesnaście spotkań, dwanaście razy byliśmy przez Niemców skarceni, a cztery razy naszym jedynym sukcesem było uzyskanie takiej samej ilości bramek, co nasi przeciwnicy. Przywołując jeszcze stare czasy i mecze z NRD – było ich dziewiętnaście, z czego Polska wygrała sześć, zremisowała cztery i przegrała dziewięć.

To oni byli faworytami

Holandia vs. NiemcyNa Mundialu w roku 1974 faworytem do mistrzostwa od samego początku była Holandia. Faworytem była słusznie, co udowodniła dochodząc do finału. Tam jednak, podług zasady „bij mistrza”, Niemcy w Monachium wygrali 2:1 i sięgnęli po puchar. Od tamtej pory rywalizacja holendersko-niemiecka zaostrzyła się, bo reprezentanci jednego z krajów Beneluksu wciąż zapowiadają zemstę za finał sprzed 34 lat. Od tamtej pamiętnej porażki obie kadry rozegrały ze sobą zaledwie pięć spotkań (nie licząc finału MŚ’74), w których po dwa razy padł remis i wygrała Holandia, a raz wygrali Niemcy. Może więc, w przeciwieństwie do Polaków, Oranje zdołają wziąć więcej rewanżów na swoim odwiecznym rywalu?

Te same łacińskie korzenie nie mają znaczenia

Francja vs. WłochyDwie kolebki kultury europejskiej – Francja i Włochy – to zawsze równi sobie przeciwnicy. Ich rywalizacja sprowadza się, podobnie jak Anglia – Szkocja i Holandia – Niemcy, do strony czysto sportowej. Obie reprezentacje zawsze były bardzo silne i to oni w poszczególnych meczach z różnymi rywalami występowali przeważnie w pozycji faworytów. Dlatego też kiedy musieli grać ze sobą, zawsze piłkarski świat zwracał na nich swoje oczy. Od 1910 roku grali ze sobą 36 razy. Osiemnaście razy wygrywali piłkarze Italii, osiem razy piłkarze z Francji, a dziesięć razy żadna strona nie przeważyła szali zwycięstwa na swoją stronę.

Do tego oczywiście mecze Francji z Włochami nabrały zupełnie nowego kontekstu sportowego od pamiętnego finału Mistrzostw Świata 2006, kiedy to w meczu finałowym z udziałem obu drużyn Zinedine Zidane został sprowokowany słownie przez Marco Materazziego i uderzył Włocha głową w klatkę piersiową. To wydarzenie, w którym osłabiona wyrzuceniem Zidane’a Francja przegrała Puchar Świata, dodało dodatkowych emocji każdemu spotkaniu tych obu reprezentacji.

Najeźdźcy i najeżdżani to zawsze wrogowie

Turcja vs. ArmeniaKonflikt turecko-armeński ma podłoże bardzo okrutne. Na początku XIX wieku wojska tureckie wkroczyły na tereny Armenii, zajmując ich część i dokonując tam rzezi Ormian. Ludobójstwo, w wyniku którego zginęło około 1,5 miliona ludzi, oczywiście nigdy nie zostało i nie zostanie zapomniane. Tym bardziej, że później ramię w ramię z Rosjanami, Turcy znów najechali na Armenię. W końcu represje zakończyły się, ale stosunki ormiańsko-tureckie nigdy nie będą zapewne stosunkami normalnymi i żal za popełnione ludobójstwo zawsze w świadomości narodowej pozostanie. W każdym razie 6 września 2008 roku obie reprezentacje stoczyły ze sobą bój w Armenii w eliminacjach mistrzostw Europy, w którym zwyciężyli Turcy 2:0. Mecz piłkarski był jednak również zachętą do spotkania rządów obu państw. Mecz ten miał status spotkania dwóch krajów, które od 15 lat wcale ze sobą nie rozmawiają, a granicę mają zamkniętą.

Historia napisana świeżym tuszem

Turcja SzwajcariaDo kanonu meczów elektryzujących dopisano ostatnio także mecz Turcja – Szwajcaria. Po zwycięstwie 2:0 w pierwszym meczu barażowym MŚ’06, Szwajcaria spokojnie jechała do Turcji na mecz rewanżowy. Ale tak łatwo nie było – po mrożącym krew w żyłach spotkaniu Turcja wygrała 4:2. Nietrudno policzyć, że Szwajcarzy mieli dwie bramki strzelone na wyjeździe i pomimo bilansu 4:4 to właśnie oni awansowali do ścisłych finałów. Po meczu w Turcji wśród piłkarzy wywiązała się bójka, której atmosfera przeszła również na kibiców obu reprezentacji. Na Euro 2008 już widoczny był podniosły nastrój spotkania, które każda kadra i każdy jeden kibic na stadionie chciał wygrać.

W Amerykach też „idą iskry”

USA vs. MeksykChoć Europejczycy bagatelizują często północnoamerykańską piłkę nożną, to i piłkarze USA mają swoje „spotkania na szczycie”. Pierwsze z nich to rywalizacja ze środkowoamerykańskim Meksykiem. Amerykanom ani razu nie udało się wygrać na obcym terenie w tych spotkaniach. Mało tego: w pięćdziesięciu pięciu spotkaniach piłkarzom ze Stanów Zjednoczonych udało się wygrać zaledwie piętnaście meczów. Przegrali aż trzydzieści razy, zremisowali tylko dziesięć. Ale piłka nożna w USA ma coraz wyższą rangę, więc niewykluczone, że ani się obejrzymy, jak Amerykanie zaczną sprawiać coraz częściej niespodzianki Meksykanom. A szans będą mieli sporo, bo przecież grają zawsze w tej samej strefie eliminacyjnej.

Jednak nie tylko Meksyk jest dużym rywalem USA. Takim samym, a może jeszcze większym, jest reprezentacja Kuby. Ta rywalizacja ma już jednak podtekst polityczny. W roku 1898 USA zajęło Kubę, wygrywając konflikt amerykańsko-hiszpański. Oczywiście, nie było mowy o niepodległości dla Kuby. Lata leciały, a przewrotów politycznych na wyspie było coraz więcej. Jednak dopóki Fidel Castro nie obalił rządów Fulgencio Batisty i nie ogłosił siebie premierem, a następnie nie nawiązał sojuszu z ZSRR, wszystko było dobrze i Stanom Zjednoczonym nie przeszkadzało. Jednak dzięki poparciu Rosji, USA nie mogło sobie pozwolić na stanowcze działania w kierunku Kuby i państwo to z czasem uzyskało pełną niezależność. Od tego czasu każde spotkanie Kuby z USA wiąże się z przypomnieniem tych wcale nie tak bardzo odległych wydarzeń. Obojętnie, czy jest to spotkanie na linii sportowej, czy nie.

Ostatnim już spotkaniem z serii prestiżowych i elektryzujących są zawsze mecze Argentyny z Brazylią. Spotkania nazywane „Bitwami o Amerykę Południową” cieszą się zawsze zainteresowaniem całego piłkarskiego świata – mają swoje echo i widzów także w Europie. Tu lekkie naleciałości z konfliktów politycznych także są obecne – na szczęście nie są to wydarzenia okrutne. Wiążą się tylko z dwoma wpływami kolonizacyjnymi – hiszpańskimi i portugalskimi, jako że do teraz Argentyna jest hiszpańskojęzyczna, a językiem urzędowym Brazylii jest portugalski. Wielu wyrzuciło już z pamięci konflikty wewnętrzne między tymi państwami. I na całe szczęście, bo spotkania obu krajów to prawdziwy klasyk w rozgrywkach międzynarodowych, gdyż spod skrzydeł obu państw wyszło wielu piłkarzy, bez których trudno sobie wyobrazić piłkarski świat. Wystarczy przypomnieć choćby Maradonę czy Pele, którzy również sami ze sobą zwykli na boisku dodatkowo rywalizować. Niebywały jest bilans tych prestiżowych spotkań – na dziewięćdziesiąt trzy rozegrane mecze Argentyna wygrała trzydzieści cztery, Brazylia trzydzieści pięć, dwadzieścia cztery razy padł remis, a do tego w bilansie bramek Argentyna wyprzedza Canarinhos zaledwie o cztery gole (149 do 145). Chyba nie ma wątpliwości, czemu na te mecze czeka zawsze cały piłkarski świat.

Niech elektryzują – byle bez piorunów

To tylko kilka przykładów spotkań, podczas których wszyscy piłkarze są niezwykle zmobilizowani, nawet jeśli spotkania te mają rangę zaledwie meczów towarzyskich. Dobrze, że są takie spotkania, a jednocześnie szkoda, bo to zawsze przypomina o smutnej historii, która przeważnie miała miejsce kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt, a nawet kilkaset lat temu. Najczęściej powiązanie tych meczów z konfliktami zbrojnymi musi przywołać każdemu człowiekowi obraz licznych ludobójstw, bo czym innym są zwykłe wojny, kiedy giną w nich normalni ludzie? Ale to już było i nikt nie jest w stanie zmienić biegu historii albo jej zawrócić, choć pewnie wielu by chciało to zrobić i ocalić tyle ludzkich istnień. Jednak z jakiejkolwiek strony by na to nie patrzeć – niech te mecze elektryzują. Byleby tylko nie doprowadzały kibiców do „wyładowań elektrycznych” na trybunach i poza nimi.

Przewiń na górę strony