Nie przegap
Strona główna / Inny punkt widzenia / Wielkie (dziadowskie) Kluby Europy

Wielkie (dziadowskie) Kluby Europy

Autograf Cristiano Ronaldo
Nie jestem typem osoby, która kolekcjonuje wszystkie pamiątki sportowe dla „miecia”, dla chwalenia się. Piszę wyłącznie do zawodników, których szanuję i cenię oraz do klubów, które zajmują – tak, jak Manchester – ważne miejsce gdzieś w mojej kibicowskiej hierarchii. Najlepszym dowodem na potwierdzenie tego faktu jest to, że do dziś nie pisałam do brazylijskiego Ronaldo, a z klubów choćby do Realu Madryt o pamiątki. Pisałam jednak do wielu naprawdę bogatych drużyn. Pisałam do wielu wielu wspaniałych piłkarzy, maskotek XXI wieku, których jednak znałam już od dawna, zanim media wzięły ich w swoje szpony i zanim ktoś stwierdził, że na ich sławie można zarobić ogromne pieniądze. Dlatego też, przeglądając kolekcję Wielkie Kluby Europy, bardzo często na mojej twarzy pojawia się znikomy uśmiech, ale uśmiech chyba taki trochę oksymoronicznie smutny, gdyż mam świadomość, że żaden kibic nie jest dla klubu tak ważny, jak klub o tym zapewnia. Jak więc kluby traktują kibiców?

Już drugi numer kolekcji poświęcony był Bayernowi Monachium. Sama nigdy do tego klubu nie pisałam, gdyż Bawarczykami – tak naprawdę – zachwycona nie jestem. Oczywiście, historia klubu piękna, wielu wybitnych zawodników: jak Beckenbauer i Muller, Rummenigge i… wymieniać można bez końca. Do klubu nigdy, jak wspomniałam, nie pisałam, aczkolwiek wśród moich znajomych nie spotkałam się z tym, by ktoś z nich dostał jakieś gadżety od klubu. Ja osobiście pisałam jednak do Olivera Kahna, który przysłał mi dość szybko zdjęcie ze swoim autografem. Lukas Podolski zaś odpisywał z FC Koln, ale można na palcach jednej ręki wyliczyć osoby, które dostały autograf młodego Niemca (bo w końcu gra dla tamtejszej reprezentacji) z czasów gry w tym wielkim klubie. Wielu piłkarzy Bayernu Monachium nie odpisuje na listy. Dziwi to tym bardziej, że ze zdobyciem autografów wyżej wymienionych bawarskich legend nie ma najmniejszego problemu. Odpisują na każdy list, jaki tylko dostaną. A przecież to właśnie oni wznieśli ten klub na taki poziom rozpoznawalności i świetności, a nie młodziaki, które w tej chwili nazywają siebie gwiazdami…

Inaczej jest jednak w wypadku także wielkiego (tyle, że niegdyś) Bayeru Leverkusen. Aptekarze odpowiadają właściwie na każdy list, wysyłając przy tym autografy zawodników, o których ich prosimy zaznaczając sympatycznie, że następnym razem proszą o większą kopertę zwrotną ;-) Tu zdecydowanie nie ma problemu. A dziwne to, oj dziwne, bo przecież Bayer jest biedniejszy, niż Bayern… i to całkiem sporo.

Wielkie Kluby Europy do tej pory przedstawiły wizerunki drużyn włoskich, bez których (w ich mniemaniu… no dobra, mimo że nie lubię tych drużyn, także i w moim) świat piłkarski nie byłby taki sam. Są to dwie mediolańskie ekipy: AC Milan i Inter oraz ekipa z Turynu – Juventus. Tu jednak sprawa przesyłek się komplikuje. Dlaczego? Dlatego, że wśród kolekcjonerów krążą już legendy na temat działania włoskiej poczty. Ponoć dociera tu tylko połowa wysyłanych listów (sądzę jednak, że w większości to samo-pocieszenia tych, którzy odpowiedzi na listy nie dostali). Ja dostałam przesyłkę z Mediolanu gdy… już zapomniałam o wysłanym do nich liście. Rosso-neri odpisali po prawie roku, acz warto było czekać na proporczyk, odznakę i zdjęcie klubowe. Jednakże wydawało mi się, że mój przyjaciel przesadza z tym, że jestem wyjątkiem jeśli chodzi o pamiątki od nich i on sam nie zna nikogo, kto by coś dostał (a zna bardzo wielu wieloletnich kolekcjonerów). I faktycznie: on pisał pięć lat z rzędu, regularnie po jednym liście na rok i odpowiedzi nie dostał do dziś. U mnie tak różowo jednak nie było, gdyż późniejsze wysłane wraz z listem zdjęcia poszczególnych zawodników do podpisu (bo kluby nie zawsze mają wizytówki piłkarzy) nie dotarły do mnie po 3 latach do teraz. Podobnie sprawa ma się z Interem. Do tej pory jedna znajoma osoba otrzymała z powrotem zdjęcia, które sama wysłała z podpisami. Mnie się ta sztuka nie udała i nikomu innemu, kogo znam, także nie. Najzabawniej jest jednak z Juventusem, który zdjęcia owszem odesłał, owszem podpisane i można by się cieszyć gdyby nie fakt, że Juventus odpisuje każdemu, ale za każdym razem podpisy na zdjęciach są inne. Wniosek? Może ktoś z sekretariatu klubu jeszcze nie zdołał zbyt dobrze zapoznać się z podpisami piłkarzy, by je podrabiać? ;-)

Z Włoch przeniesiemy się do Francji. Tam natrafiamy na jakże wielkie Olympique Lyon, Olympique Marsylia i, nie wymienione w zestawieniu klubów, Paris Saint-Germain oraz AS Monaco. I tu wielokrotny do znudzenia Mistrz Francji Lyon nie przysyła żadnych pamiątek, a przynajmniej znów większość znanych mi ludzi, włączając w to mnie, tego zaszczytu nie dostąpiła. Niekiedy zdarzy się, że zawodnik, do którego piszemy, na przykład Juninho, odpisze na list, wysyłając kartkę ze swoim oryginalnym autografem, ale to jest jakieś 50 na 50 – czyli zależy od szczęścia. Ale już Marsylia odpisuje na listy kibiców. I to bardzo fajnie, bo najczęściej z klubową broszurką, naklejką i listem z podziękowaniami. Legenda francuskiej piłki, PSG, ma natomiast kibiców zarówno klubowo, jak i indywidualnie (zdjęcia zawodników) w głębokim poważaniu. A AS Monaco? Wielki sukces, gdy prowadził ich Didier Deschamps, w postaci znakomitej postawie w Lidze Mistrzów, na pewno przyciągnął fanów do tej drużyny. Tym bardziej, że Monaco odpisywało na każdy jeden list, zdjęcia odsyłało popodpisywane, najczęściej nawet różnymi pisakami, dzięki czemu wiadomo, że autografy były oryginalne. Do tego załączało mini-książeczkę klubową. A przecież wcale tak bogatym klubem nie są.

Pominę pojedyncze większe kluby z pozostałych europejskich krajów: FC Porto, Galatasaray, Anderlecht, Panathinaikos, Ajax, PSV. Wezmę się jednak jeszcze za dwa kultowe kluby hiszpańskie: FC Barcelonę i Real Madryt. Blaugrana zyskała w ostatnich latach olbrzymią rzeszę kibiców, głównie bardzo młodych, podążających za śladem Ronaldinho w tej najlepszej życiowej formie sprzed, powiedzmy, dwóch sezonów. To on ze zwykłego chłopaka stał się symbolem z milionami w kieszeni. Pokochał go chyba cały futbolowy świat za tę „zwyczajność”, a jego gry długo, długo nic nie przyćmiewało. To ściągnęło kibiców. Jednakże Barcelona niechętnie odpisuje na listy. A jeśli już odpisuje, to niezbyt hojnie, gdyż najczęściej przysyła drużynowy plakat + list, a przecież plakaty drukowane są w gazetach… Wiem, że to nie to samo, ale każdy kibic oczekuje czegoś więcej, a tym bardziej od tak wielkiego klubu. W każdym razie, dostać autograf od któregoś z ich piłkarzy graniczy właściwie z cudem. Choć przyznam, że znam przynajmniej jedną osobę, która autograf Ronaldinho posiada. A w Realu raczej na odwrót – prędzej odpisze piłkarz, do którego się zwracamy, niż klub sam w sobie.

I wreszcie Wyspy Brytyjskie. W kolekcji Wielkie Kluby Europy wyróżnione zostały oczywiście Manchester United, londyńskie Chelsea i Arsenal, FC Liverpool oraz Celtic Glasgow. I stąd Chelsea na listy nie odpisuje wcale. Na pewno wielu z Was się uśmiechnie, ale tak, próbowałam. Zarówno do klubu, jak i do bardzo lubianych przeze mnie Franka Lamparda i Johna Terry’ego. Ale ani stąd, ani stąd odpowiedzi nie dostałam. Zdziwiło mnie jedynie otrzymanie listu z Londynu ze zdjęciem Andriya Shevchenki z nadrukowanym autografem. Dlaczego mnie zdziwiło? To proste: nigdy w życiu nie pisałam do Shevchenki ;-) Kanonierzy zaś odpisują na każdy list. Zawsze podziękowanie, klubowa broszura w formacie A4, do tego zdjęcie klubowe z nadrukami autografów na odwrocie. Miły gest z pewnością. Mniej miłe jest to, że gdy wyślemy list do jakiegoś piłkarza, dostaniemy odpowiedź w postaci karty z zawodnikiem w formacie A5 i jego charakterystyką, którą spokojnie, jako kibice, znamy. Na karcie jest autograf – zawsze nadrukowany. Najmniej miłe jest to, że wysyłając do klubu list z wydrukowanymi przez nas zdjęciami, gotowymi do podpisu – zdjęcia w wielkiej kopercie, wraz ze standardowo broszurą, listem, fotką klubową, do nas wracają. Liverpool robi właściwie to samo, tylko że od nich dostaniemy broszurę wydaną w zasadzie tak samo, a zamiast fotki drużynowej – plakat drużynowy, no i brak listu. Zdjęcia wracają tak samo, jak z Arsenalu. Nie ma szans dostać autograf od dziecka Liverpoolu i idola kibiców The Reds – Gerrarda, czy choćby Carraghera. Celtic – jeśli po wielu tygodniach z radością stwierdzimy, że wreszcie odpisali, z rozczarowaniem wyjmiemy z koperty kserówkę autografów całej drużyny i… tyle. Lepsze to, niż podejście do kibiców szkockiego Heart of Midlothian, którzy wykosztują się na znaczek do Polski, by przysłać nam list traktujący o tym, że pamiątki nabyć możemy w ich sklepie na stronie … lub sklepiku na stadionie. I wcale nie jest ważne, że jestem kibicem aż z Polski i pewnie gdybym mogła, to bym tam pojechała i coś kupiła, ale że nie mogę to dlatego piszę. Nie, to nie jest ważne. W każdym razie na przykład takie „malutkie” Portsmouth przyśle nam nawet trzy programy meczowe na raz.
Teraz to, co Was najbardziej interesuje. Manchester United. Pierwszy list, jaki wysłałam do klubu, był do Ruuda van Nistelrooya. Ucieszyłam się, bo dostałam oryginalny graf. Jak zapewne wiecie, Manchester ma swoje kartki, na których przysyła autografy. Jednak różnie się trafi. Rooney na przykład to w 99% autografowa pieczątka. A pozostali… Grający już teraz w Srokach Alan Smith mi nie odpisał ani razu, ludziom odpisuje. Ryan Giggs mi nie odpisał, kilku ludzi dostąpiło tego zaszczytu. Znikomy odsetek społeczeństwa posiada autograf Rio Ferdinanda, o grafach Gary’ego Neville’a jeszcze nie słyszałam. Im dalej, tym trudniej o podpis Paula Scholesa. Cristiano Ronaldo zaś bardzo długo nikomu nie odpisywał, ale ostatnio się obudził i swoje autografy wysyła. Edwin van der Sar – bezproblemowo, a na dodatek wyjątkowo tylko on jeden odpisze nam nawet na wywołanym i wysłanym przez nas zdjęciu. Tomasz Kuszczak… odpisze zawsze (zwłaszcza rodakom), tak samo, jak Ole Gunnar Solskjaer. Do tego od Czerwonych Diabłów otrzymamy zawsze zdjęcie klubowe z autografami nadrukowanymi na odwrocie, program meczowy (bardzo fajny zresztą) i właściwie to wszystko. Nikt znajomy nie dostał bowiem proporczyka. Tylko ja dostałam – nie wiem dlaczego.

Pewnie zastanawiacie się, dlaczego narzekam? Kto mnie zna, zna także adres mojej strony kolekcjonerskiej, gdzie kolekcja przybrała już spore rozmiary. Narzekam dlatego, że wydałam sama, a przecież nie tylko ja, mnóstwo pieniędzy na znaczki do klubów, które nigdy mi nie odpisały. Do klubów bogatych, do klubów biedniejszych, ale przede wszystkim do klubów, które kocham. Dlaczego więc na przykład FA w ogóle nie odpisuje na listy, a Federacja Piłkarska Walii przysyła proporczyk, odznakę, świetny brelok i podziękowanie? Dlaczego PZPS, mając wicemistrzów świata, na list nie odpisze, a inna federacja przyśle z drugiej strony świata reprezentacyjną koszulkę? To przykłady międzynarodowe, ale jakże odzwierciedlające sprawę klubową. Zdaję sobie sprawę, że kibiców takich, jak ja, są miliony. Zdaję sobie sprawę, że jest fizycznie niemożliwe, aby każdej i każdemu z nich odpisać. Jednakże jako kibic kupuję coś klubowego: choćby koszulkę, a że jest nas więcej, klub zarabia na nas miliony. Jako że zarabia miliony – kupuje świetnych zawodników. Jako że kupuje świetnych zawodników – zaczyna wygrywać. Jako że zaczyna wygrywać – zdobywa sponsorów. I tak biznes się kręci. Gdzieś daleko daleko w cieniu stoimy my – kibice. Kibice, którzy piszą do kochanego klubu, by mieć jego cząstkę w swoim domu, czy w segregatorze z autografami swoich idoli. I mimo że to my pomogliśmy klubowi wznieść się gdzieś wysoko, że trochę nieświadomie na pewno do teraz pomagamy mu zarabiać kupując gadżety, na których nam zależy, pozostajemy gdzieś w cieniu. I chociaż klub niby o nas nigdy nie zapomina, docenia, komplementuje, to nie jest w stanie wygospodarować skrawka ze swojego przeogromnego, jak na nasze wyobrażenia, budżetu, by przysłać jakiś mały fajny drobiazg ludziom, którzy poza tym klubem nie widzą świata. Którzy są wierni, płaczą po porażkach i wznoszą dumnie głowy po zwycięstwach.

Katarzyna Wirkowska (Vtg87)

Przewiń na górę strony