Nie przegap
Strona główna / Co dalej z Arsenalem?

Co dalej z Arsenalem?

Sytuacja, w jakiej znalazł się ostatnio Arsene Wenger, przypomina bardziej realia, w jakich muszą radzić sobie szkoleniowcy ekip grających w polskiej Ekstraklasie niż warunki, do których przyzwyczajony jest francuski manager. Trzy rozegrane mecze i zaledwie jeden punkt na koncie to chyba akurat najmniejsze zmartwienie, jakie ma obecnie na głowie boss Kanonierów. Falstart w rozgrywkach może przydarzyć się każdemu, ale w klubie z Emirates Stadium problemy sięgają o wiele głębiej. Poważnemu zachwianiu uległa pozycja uwielbianego dotąd, przynajmniej przez własnych fanów, Wengera. Po fatalnej passie kibice otwarcie domagali się zwolnienia szkoleniowca i choć właściciele klubu nie ugięli się przed tymi żądaniami, to kredyt zaufania został znacząco nadszarpnięty. Na tę chwilę posada Francuza wydaje się niezagrożona. Nie wiadomo jednak, czy po kilku kolejnych porażkach temat zwolnienia nie powróci.

Arsene Wenger (vs. LFC)Przyczyn takiej, a nie innej, postawy Arsenalu można upatrywać w wielu czynnikach. Właściwa geneza problemów, jakie trawią obecnie ekipę z Londynu, tkwi moim zdaniem w uporze jej własnego managera. Arsene Wenger zdecydował się obrać najtrudniejszą i najbardziej ryzykowną drogę budowy zespołu. Stawiał na młodych, często nieznanych szerszej publiczności piłkarzy i to z nich starał się budować ekipę zdolną do rywalizacji z największymi potęgami w Europie. Początki były naprawdę obiecujące i wydawało się, że jest tylko kwestią czasu, kiedy nadejdzie era dzieciaków Wengera.

Cesc FabregasMijały jednak lata, a kolejne trofea wciąż uciekały sprzed nosa. Część zawodników, w których pokładano nadzieje, okazywała się po prostu za słaba, a część niepewna własnej wartości i pozbawiona oparcia starszych, doświadczonych kolegów, ustępowała rywalom nie piłkarsko, ale mentalnie i traciła impet w decydujących momentach batalii. Tak było i wiosną tego roku, gdy walczący długo o mistrzostwo kraju Arsenal finiszował ostatecznie dopiero na czwartej pozycji. Był to chyba przełomowy moment, ukazujący ostateczną klęskę koncepcji Wengera. Transfer Fabregasa do Barcelony (który już w zeszłym roku miał wylądować w Katalonii) i Nasriego do Man City stanowiły tylko następstwo tego niepowodzenia. Za nimi poszły może mniej spektakularne, ale równie dotkliwe rejterady Clichy’ego i Eboue. Tymczasem Wenger głuchy na rady innych wciąż nie dostrzegał, że jego recepta na sukces się nie sprawdza. Nie dość, że od kilku lat nie przynosiła ona wymiernych rezultatów w postaci zdobytych pucharów, to jeszcze większa klęska dokonała się w głowach jego podopiecznych, którzy stracili wiarę w sukces i, co za tym idzie, wiarę we własnego managera.

Arsene Wenger (vs. United)W czasie obecnego okienka transferowego Francuz, mimo iż posiadał pieniądze na niezbędne wzmocnienia, kontynuował swoją politykę wyszukiwania wschodzących talentów. W klubie brakowało silnej osobowości, która mogłaby przeciwstawić poglądom szkoleniowca opozycyjną opinię. Jakość decyzji podjętych podczas letniej przerwy zweryfikowały dopiero boiska Premier League. Młodzi gracze pozbawieni lidera, zdolnego kierować grą i dbającego o odpowiednie morale, stracili resztki pewności siebie i łatwo oddawali pole rywalom. Nie pomogły też dotychczasowe wzmocnienia. Gervinho już w pierwszym meczu otrzymał czerwoną kartkę, a Jenkinson i Chamberlain nie byli graczami zdolnymi wnieść nową jakość do gry. Rekordowa porażka z United wydawała się w tych okolicznościach w pewnym względzie sprzyjającą okolicznością dla Arsenalu. Wydawało się, że jeśli Wenger zachowa stanowisko, to nie będzie miał wątpliwości, że aby uznać obecną przebudowę składu za udaną, nie można pożałować gotówki. Ludzie w tym wieku nie zmieniają łatwo poglądów i tak było też w przypadku Francuza. Zakupów dokonywano na ostatnią chwilę, polując na okazję i wybierając często graczy tańszych zamiast tych sprawdzonych, ale droższych.

Per MertesackerGdybym miał w tej chwili prognozować przyszłość Kanonierów, byłbym umiarkowanym optymistą. Myślę, że gorzej już być nie może, porażki 8:2 nie zdarzają się codziennie, a ruchy poczynione przez Arsenal niosą pewną nadzieję. Co prawda o miejsce w pierwszej czwórce będzie niezmiernie ciężko, ale na tę chwilę wszystko jest jeszcze możliwe. Spośród dokonanych tego lata transferów można wyróżnić zarówno ciekawych zawodników, jak i zupełnie anonimowe nazwiska, które być może okażą się kolejnymi niewypałami. Najbardziej klasowym graczem, który zawitał tego lata na Emirates Stadium, jest niewątpliwie Per Mertesacker. Ten doświadczony i utytułowany na arenie międzynarodowej gracz wzmocni najbardziej newralgiczną pozycję w ekipie Arsenalu. Na przeszkodzie w podbiciu angielskich boisk nie powinien stanąć nawet brak szybkości i zwinności. Piłkarzem, który wzmocni z kolei siłę ognia The Gunners, powinien być Gervinho. Utalentowany skrzydłowy zdążył wyrobić sobie mocną markę we francuskim Lille i transfer do mocniejszego klubu był tylko kwestią czasu. Pozytywnie oceniam też zakup Mikela Artety, choć mówiło się wiele o innych pomocnikach, to zakup Hiszpana może okazać się na prawdę dobrym interesem. Mi po ogłoszeniu tego transferu przyszło do głowy porównanie z Youngiem – wysoko oceniany gracz z ligowego średniaka, który ma szansę udowodnić swoje umiejętności w lepszym zespole. Nowego Kanoniera czeka jednak arcytrudne zadanie zastąpienia swego rodaka, a w klubie nie ma czasu na stosowanie taryfy ulgowej.

Chamberlain i Jenkinson to na tę chwilę spore talenty, w których kibice Arsenalu pokładają ogromną nadzieję, ale nie liczyłbym, że już w tym sezonie będą odgrywać w klubie dużą rolę. Podobnie mogę powiedzieć o pozostałej trójce sprowadzonych graczy. Nie ukrywam, że są to dla mnie piłkarze mocno anonimowi, jednak nie można wykluczyć, że Joel Campbell okaże się drugim Chicharito, a Park i Santos to wciąż nieodkryte talenty, w co jednak trudno mi uwierzyć, chociażby ze względu na ich wiek. Do tego należy dodać jeszcze Yossiego Benayouna, który pozostaje wielką niewiadomą ze względu na ilość czasu, jaką spędził ostatnio na leczeniu kontuzji.

Jak widać zaledwie trzy transfery wypadają (przynajmniej według moich prognoz) zdecydowanie na plus. Obok poczynionych zakupów, kluczową kwestią będzie jednak to, czy Arsene Wenger będzie potrafił przekonać swoich graczy, że zwycięstwo jest w ich zasięgu, a on wciąż panuje nad sytuacją. Kadrowo, bez Fabregasa i Nasriego, Arsenal wygląda gorzej niż jeszcze rok temu. Sytuacja nie jest jednak beznadziejna, bowiem francuski manager nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i w tej chwili inicjatywa leży po jego stronie.

Wojciech Szczęsny (vs. United)Przed kibicami Arsenalu stoi teraz mnóstwo pytań. Czy nowi gracze sprawdzą się na boiskach Premier League? Czy zdołają podnieść poziom drużyny? Czy Jack Wilshere gotowy jest do roli lidera? Czy (a może lepiej – kiedy) zespół zacznie spisywać się na miarę oczekiwań? Czy, gdy w końcu do tego dojdzie, Kanonierzy nadal występować będą pod batutą Wengera? Czy Francuz ma jeszcze w sobie na tyle pewności siebie, by przekonać piłkarzy, że są w stanie zwyciężać? Czy, paradoksalnie, wyjście z kryzysu nie będzie drogą do jeszcze większej klęski, bo Wenger po przezwyciężeniu kłopotów utwierdzi się w przekonaniu, że jego droga jest słuszna? Nie ma na tę chwilę człowieka zdolnego odpowiedzieć na te pytania, jednak kolejne mecze bez wątpienia rozwieją wszystkie wątpliwości. Warto jednak zastanowić się także, co kryzys Arsenalu oznacza dla nas, kibiców wrogiej drużyny?

Ja osobiście kibicuję Kanonierom, aby szybko wrócili do gry o najwyższe trofea. Tradycja rywalizacji między United a The Gunners, która kształtowała się przez lata, dodawała kolorytu rozgrywkom i w moim odczuciu tylko niewiele ustępowała współzawodnictwu z Manchesterem City i Liverpoolem. Do tego warto pomyśleć o prestiżu ligi angielskiej. Rozgrywki, w których o mistrzostwo bije się pięć ekip, dostarczają o wiele więcej emocji niż wyścig dwóch potentatów.

Przed meczem z United wciąż ufali Arsenowi...

Przewiń na górę strony