W 30. kolejce Premier League najciekawiej zapowiadał się mecz pomiędzy Chelsea a Manchesterem City. Obie drużyny wciąż walczą o mistrzostwo Anglii, ale aby osiągnąć cel nie mogły sobie pozwolić na stratę jakichkolwiek punktów. To gwarantowało, że na Stamford Bridge nie zabraknie emocji. Zapraszam na podsumowanie tego pojedynku jak i całej serii spotkań.
Manchester United po ciężkim boju pokonał Bolton i powiększył przewagę nad znajdującym się na 2. pozycji Arsenalem. W pierwszej połowie niespodziewanie lepiej prezentowali się goście, a Czerwone Diabły miały spore problemy ze skonstruowaniem jakiejkolwiek ofensywnej akcji. W drugiej odsłonie spotkania, gra podopiecznych Fergusona znaczenie się poprawiła, ale w kilku groźnych sytuacjach bez zarzutu spisał się Jaaskelainen. Gdy w 76. minucie z boiska za brutalny, chociaż dość pechowy, faul na Holdenie usunięty został Evans, wydawało się, że jeden punkt to maksimum jakie Manchester może osiągnąć tego dnia. Jeszcze jeden raz w tym sezonie gospodarzom udało się jednak odwrócić losy meczu, w czym nie mała „zasługa” fińskiego bramkarza Boltonu. Jaaskelainen niepewnie interweniował po strzale Naniego, a z prezentu bezwzględnie skorzystał, wprowadzony z ławki rezerwowych, Berbatov, który swoim trafieniem zapewnił Czerwonym Diabłom trzy punkty.
Chelsea wygrała trzeci mecz z rzędu, rozprawiając się w prestiżowym pojedynku z Manchesterem City. Przez bardzo defensywne ustawienie podopiecznych Manciniego, kibice na Stamford Bridge nie mieli okazji zobaczyć zbyt wielu sytuacji podbramkowych. Podobnie jak we wcześniejszym starciu obu drużyn, defensywni pomocnicy The Citizens skutecznie utrudniali grę gospodarzom i przez większą część spotkania gra toczyła się w środku pola. Im bliżej było do końcowego gwizdka sędziego, tym bardziej narastała jednak przewaga The Blues, która ostatecznie przełożyła się na bramkę w 79. minucie. Z rzutu wolnego dośrodkował Drogba a najwyżej w polu karnym wyskoczył Luiz, głową umieszczając piłkę w siatce. Kropkę nad i podopieczni Ancelottiego postawili już w doliczonym czasie gry, gdy po fantastycznej indywidualnej akcji i minięciu dwóch obrońców City, Ramires bez większego trudu pokonał Harta.
Formy nie potrafią natomiast odzyskać Kanonierzy. Podopieczni Wengera po raz drugi w tym sezonie stracili punkty z West Bromwich, tym razem remisując z beniaminkiem na wyjeździe. Od początku mecz nie ułożył się po myśli gości, którzy już w 3. minucie przegrywali 1:0. Z rzutu rożnego dośrodkował Brunt, a gola po strzale głową na swoje konto zapisał Reid. Arsenal miał świetną okazję do wyrównania jeszcze w pierwszej połowie, ale strzał van Persiego zatrzymał się na poprzeczce, a przy dobitce Ramseya świetnie spisał się Carson. Przed upływem godziny gry, dał o sobie znać największy problem Kanonierów, czyli kiepska forma bramkarzy. Po dalekim podaniu Mulumbu koszmarną pomyłkę popełniła Almunia, całkowicie mijając się z piłką i umożliwiając Peterowi Odemwingie wpakowanie jej do pustej bramki. Podopieczni Wengera nie poddali się jednak i już w 70. minucie zdobyli kontaktową bramkę. Po ładnej akcji Chamakha i Arshavina ten drugi popisał się mocnym uderzeniem, które zmusiło Carsona do wyjęcia futbolówki z siatki. Gdy chwilę później po dośrodkowaniu Rosjanina z lewego skrzydła i ogromnym zamieszaniu w polu karnym West Bromwich, piłkę do bramki wepchnął van Persie, wydawało się, że Arsenal może pokusić się o zgarnięcie całej puli, ale tak się nie stało i goście musieli zadowolić się zaledwie jednym punktem.
Swój mecz remisem zakończył również Tottenham, utrudniając sobie drogę do miejsca gwarantującego grę w Lidze Mistrzów. Podopieczni Redknappa dominowali przez niemal całe spotkanie z West Hamem, ale żadnej z wielu dobrych okazji strzeleckich nie udało się zamienić na bramkę. Główna w tym zasługa, świetnie spisującego się w bramce Młotów Roberta Greena, który kilka razy uratował gości przed pewną stratą bramki. Szczególne brawa należą się Anglikowi za fenomenalną interwencję z 86. minuty, kiedy niewiarygodnie zbił na poprzeczkę niezwykle precyzyjne i silne uderzenie Bale’a z rzutu wolnego. Jeden punkt w tym pojedynku na pewno ucieszył Avrama Granta, gdyż dzięki niemu West Ham utrzymał się nad strefą spadkową.
Dobrą formę udało się w końcu złapać Evertonowi, który nie przegrał już czwartego spotkania z rzędu. Tym razem podopieczni Moyesa rozprawili się z Fulham, będąc przez większą część meczu stroną przeważającą. Swoją dobrą dyspozycję The Toffees potwierdzili w 36. minucie. Świetnym dryblingiem Osman minął Murphy’ego, a dokładne dośrodkowanie Anglika na bramkę zamienił Coleman. Tuż po przerwie wynik podwyższył Saha, pokonując Schwarzera po sprytnie wykonanym rzucie wolnym. Mark Hughes zareagował na wydarzenia na boisku wpuszczając na plac gry rekonwalescenta Zamorę a Anglik kilka chwil później odwdzięczył się trenerowi, zaliczając asystę przy trafieniu Dempseya. Fulham nie było już jednak stać na nic więcej i trzy punkty pozostały na Goodison Park.
Lokalny rywal Evertonu, Liverpool, również zapisał na swoje konto wygraną. The Reds rozprawili się na wyjeździe z Sunderlandem, ale doszło do tego w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach. Kluczowym momentem spotkania było bowiem wydarzenie z 32 minuty. Mensah popełnił poważny błąd źle przyjmując piłkę, a żeby go naprawić sfaulował Sparing, tuż przed polem karnym. Sędzia główny po konsultacji z liniowym, zmienił jednak swoją pierwotna decyzję o przyznaniu rzutu wolnego, na decyzję o podyktowaniu jedenastki. Prezent od arbitrów bez skrupułów wykorzystał Kuyt, wyprowadzając Liverpool na prowadzenie. W drugiej połowie dominacja podopiecznych Dalglisha nie podlegała już dyskusji, a wynik po ładnej indywidualnej akcji i uderzeniu z ostrego kąta podwyższył Suarez. Pod koniec spotkania z boiska za faul taktyczny wyleciał jeszcze Mensah, dopełniając w ten sposób porażkę Czarnych Kotów.
Ważny mecz w kontekście utrzymania wygrało Wolverhampton, które pokonało na wyjeździe Aston Villę. W pierwszej połowie podopieczni McCarthy’ego spisywali się dużo lepiej od gospodarzy i zasłużenie prowadzili 1:0. Gola w 38. minucie strzelił, świeżo upieczony reprezentant Anglii, Matt Jarvis, pięknym uderzeniem z woleja, nie dając szans Friedlowi na skuteczną interwencję. W drugiej odsłonie do gry wzięli się w końcu piłkarze Aston Villi, ale nie udało im się zamienić żadnej z okazji na bramkę. Najbliżej szczęścia był Ashley Young, ale po strzale kapitana The Villans, piłka zatrzymała się tylko na poprzeczce. Mimo zwycięstwa Wolverhampton nie wydostało się ze strefy spadkowej, ale odległości punktowe do bezpiecznych lokat pozostają bardzo niewielkie.
Blackpool zaledwie zremisowało z Blackburn, mimo iż do przerwy Mandarynki prowadziły dwoma bramkami. Oba trafienie są zasługą zawodnika bez którego trudno sobie wyobrazić drużynę Hollowaya, czyli Charliego Adama. Najpierw w 25. minucie wykorzystał on rzut karny podyktowany za faul Nelsena na Taylor-Fletcherze a kilka chwil później fantastycznie wykonał rzut wolny, umieszczając piłkę w okienku bramki Robinsona. Na tą chwilę nie ma chyba w Premier League lepiej wykonującego stałe fragmenty gry piłkarza. Tuż po przerwie kontakt udało się jednak złapać Blackburn. W ogromnym zamieszaniu w polu karnym Blackpool, największym spokojem i precyzją wykazał się… środkowy obrońca Samba, który umieścił futbolówkę tuż przy lewym słupku bramki strzeżonej przez Kingsona. Od tego momentu gospodarze zdecydowanie dominowali na boisku, ale brakowało im szczęścia, gdy po strzałach Olssona i Hoiletta piłka zatrzymywała się na słupku. Co nie udało się podopiecznym Keana wcześniej, powiodło się w doliczonym czasie gry. Błąd przy piąstkowaniu popełnił Kingson, z czego skorzystał Hoilett, strzałem głową, umieszczając piłkę w opuszczonej już bramce, dzięki czemu Blackburn dopisało ważny punkt do swojego dorobku.
Ważne zwycięstw odniosła czerwona latarnia Premier League, Wigan. Podopieczni Martineza pokonali u siebie Birmingham, ale ciągle znajdują się na samym dnie tabeli. Mecz rozpoczął się jednak lepiej dla gości, którzy wyszli na prowadzenie już w 6. minucie. Do piłki w polu karnym dość przypadkowo doszedł Ridgwell i bez problemów pokonał Al-Habsiego. Gospodarze odpowiedzieli jeszcze w pierwszej połowie. Po dośrodkowaniu Boyce’a spory błąd popełnił Foster, wypluwając piłkę przed siebie, z czego natychmiast skorzystał Cleverley i wyrównał stan spotkania. Przez cała drugą odsłonę Wigan starało się zdobyć zwycięską bramkę, ale na drodze stawała i dobrze zorganizowana obrona Birmingham, i nieźle spisujący się w bramce Foster. W doliczonym czasie gry Anglik nie popisał się jednak przepuszczając do siatki strzał Figueroy, z którym powinien sobie poradzić, przez co podopieczni McLeisha musieli wracać do domu bez punktów.
Niespodziewane, wysokie zwycięstwo odniosło Stoke, które rozgromiło Newcastle 4-0. Worek z golami otworzył w 29. minucie Walters. Irlandczyk zamknął na bliższym słupku precyzyjne dośrodkowanie Pennanta, a Harper mógł tylko wyciągnąć piłkę z siatki. Chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy angielski skrzydłowy sam wpisał się na listę strzelców, gdy po dośrodkowaniu Etheringtona, Sol Campbell zgrał piłkę wprost pod jego nogi. Zaledwie dwie minuty później było już 3:0, a gola po piekielnie mocnym uderzeniu z rzutu wolnego zdobył Higginbotham. W doliczonym czasie gry dzieła zniszczenia Srok dokończył Fuller, spokojnie pokonując Harpera po dokładnym zagraniu piłki przez Waltersa.
Bohaterowie weekendu
Gracz kolejki: Robert Green
Anglik nie pierwszy raz w tym sezonie uratował punkty dla West Hamu, będąc bezsprzecznie najlepszy zawodnikiem swojego zespołu w pojedynku z Kogutami. Występami w tym sezonie Green powoli wymazuje złe wspomnienia z Mistrzostw Świata w RPA, gdzie okrzykniętą go głównym winowajcą niepowodzeń dumy Albionu.
Jedenastka kolejki:
Green (West Ham-4*) – Jacobsen (West Ham-2), Luiz (Chelsea-1), Upson (West Ham-2), Figueroa (Wigan-1) – Pennant (Stoke-1), Adam (Blackpool-2), Ramires (Chelsea-2), Arshavin (Arsenal-3)– Suarez (Liverpool-2), Walters (Stoke-1)
* W nawiasie ilość nominacji do jedenastki kolejki.