Nie przegap
Strona główna / Manchester United / Szacunek przede wszystkim

Szacunek przede wszystkim

Szacunek przede wszystkim
Myślę, że wielu z was przyzna mi rację, jeśli stwierdzę, że sukcesy United w ostatnich kilkunastu latach miały wielu ojców. Bramkostrzelni napastnicy, asystujący pomocnicy, zdecydowani i pewni siebie obrońcy, nawet dopingujący kibice. Ale jest ktoś jeszcze ważniejszy, ktoś kto potrafił wszystkie te elementy poskładać w całość, stworzyć drużynę, atmosferę i przejść tym samym do historii. Mowa oczywiście o sir Aleksie Fergusonie.

6 listopada 1986 roku stery okrętu zwanego „Manchester United” przejął kapitan Alex Ferguson. Kto by wówczas pomyślał, że przechodzący ze szkockiego Aberdeen, następca Rona Atkinsona będzie ojcem niebotycznej wręcz ilości sukcesów, najwspanialszego chyba pokolenia wychowanków i równocześnie zostanie najdłużej prowadzącym drużynę trenerem Red Devils w historii?

Czasami aż ciężko sobie wyobrazić, że jeden trener może prowadzić drużynę dłużej, niż wielu z czytelników (a także i autor tego tekstu) żyje. A jaką to robi różnicę! Współczesna piłka pełna jest klubów, które menadżerów zmieniają jak rękawiczki – kiedy coś nie idzie po myśli właściciela, to naturalną i z pozoru normalną reakcją jest zmiana szkoleniowca. Mieliśmy ogromne szczęście, że Ferguson został obdarzony sporym kredytem zaufania. Gdyby nie charyzmatyczny Szkot na ławce, to… lepiej nie myśleć, gdzie byśmy teraz byli. I – siłą rzeczy – gdzie byłby teraz Ryan Giggs z resztą naszych weteranów. To on stworzył tych piłkarzy, a także wielu innych, on był i jest architektem naszych sukcesów i autorem tego, co dzisiaj rozumiemy pod pojęciem „Czerwone Diabły”. Mimo tego ciągle są tacy, którzy narzekają na Bossa i twierdzą, że jego czas dobiegł już końca. Dacie wiarę? Rozumiem, że między innymi winą Fergusona było odejście Ruuda Van Nistelrooya, Davida Beckhama czy Jaapa Stama, ale czy ci zawodnicy (z całym szacunkiem dla naszych „prawie legend”) byli warci utraty autorytetu trenera w oczach reszty piłkarzy? Dumny Szkot nie tolerował pewnych zachowań, braku szacunku, dyscypliny i tym podobnych. I dobrze!

Sytuacja w klubie jest jasna i klarowna – panuje dyscyplina. Jeśli zawodnik (niezależnie od jego statusu w drużynie) ma problem z sir Aleksem, to sir Alex nie ma problemu z wystawieniem takiego zawodnika na listę transferową. Tak wygląda natura naszej drużyny, a kibiców stawiających dobro swojego ulubieńca na boisku nad dobro klubu… no cóż, też powinno się takich wystawić na listę transferową. Zapewne dużo drużyn wyrazi zainteresowanie tym modnym obecnie typem kibica.

Drugim często słyszanym zarzutem wobec trenera jest marna aktywność na rynku transferowym. Zarzut nie do końca trafiony – to nie wynika z przysłowiowego szkockiego skąpstwa, a raczej z naszej transferowej filozofii, która nie zakłada ściągania gwiazd, ale ich tworzenie. Na tym akurat Ferguson zna się jak mało kto. Kiedy gaśnie powoli złote pokolenie, które w 1999 roku wznosiło w górę puchar Ligi Mistrzów, mamy już ich – lepszych lub gorszych – następców. Oni jeszcze nie są gwiazdami, ale uwierzcie mi i zaufajcie Aleksowi, o wielu z nich będą się za kilka lat bić największe kluby Europy. Rafael, Nani, Anderson, Chicharito, Welbeck, Macheda, Smalling – niektóre z tych nazwisk mogą być nieznane niedzielnemu kibicowi Barcelony. Całe szczęście Ferguson wie, jak z diamentu zrobić brylant najwyższej próby. Stworzył już wiele klejnotów, w tym najdroższy na świecie. Jak można się pozbywać takiego artysty? Czy taki ruch nie jest przypadkiem „strzałem w stopę”?

Na koniec, tak żeby była ścisłość: krytyka jest normalna, jako kibice mamy prawo być niezadowoleni z pewnych decyzji, ale – cholera jasna! – szacunek musi być. Jeśli nie zgadzasz się z Bossem, to spójrz na jego osiągnięcia. Wniosek? Najprawdopodobniej się mylisz.

Autor: Marcin „Muaarthinos” Wójcik

Przewiń na górę strony