Tomasz Kuszczak, polski rodzynek w United, nieczęsto gości na łamach Redloga, bo i nie ma ku temu większych powodów. Postanowiłem przerwać tę niekorzystną passę i odkurzyć nazwisko „Kuszczak” z redlogowej półki. Nie po to jednak, by zanudzać was opowieścią o młodym, utalentowanym i perspektywicznym zawodniku, przed którym drzwi do wielkiej kariery stoją otworem. Raczej o zgnuśniałym na ławce rezerwowych, oszukanym przez wszystkich, żyjącym marzeniami w cieniu bardziej utytułowanych kolegów z szatni bramkarzu.
Trudne początki
Pierwsze piłkarskie kroki Tomek stawiał w drużynie Śląska Wrocław. Nie zyskał jednak uznania w oczach trenerów, nigdy nie zadebiutował więc w polskiej lidze. Nie będąc wyróżniającym się zawodnikiem, w wieku 18 lat Kuszczak wyjechał do Niemiec, by tam kontynuować swoją karierę, najpierw w KFC Uerdingen 05, następnie w Hercie Berlin, gdzie jasno świeciła wtedy gwiazda Gabora Kiraly’ego.
Czasem musisz do czegoś dojść okrężną drogą. Cztery lata spędzone w Hercie nauczyły mnie cierpliwości. W Berlinie przebijałem głową mur, byłem młody, chciałem podbijać świat, czułem się mocny, ale dwaj inni bramkarze byli przede mną i choć nie czułem się od nich gorszy na treningach, to oni byli w hierarchii przede mną.
Chociaż był on jedynie rezerwowym, Hertha była niezwykle ważnym przystankiem w wyboistej drodze Tomka na Old Trafford. Sam Kuszczak podkreśla też, jak ważni dla jego kariery byli doświadczeni trenerzy Herthy, którzy przygotowali go do gry na najwyższym poziomie:
Po pierwsze, Hertha nauczyła mnie bronić na wysokim poziomie. Konkretnie zrobił to Bośniak Marić, który zresztą jest tam do dzisiaj. Idąc do Herthy, coś tam umiałem, ale z Mariciem robiliśmy wszystko krok po kroku. A, B, C, po kolei, takie utrwalanie. On nauczył mnie najwięcej.
Przez cztery lata spędzone w berlińskim klubie nie rozegrał ani jednego meczu ligowego i w 2004 roku, na zasadzie wolnego transferu, przeszedł do West Bromwich Albion.
Gdy świat o nim usłyszał
30 maja 2006 roku – ważna data w bogatym życiorysie Tomka. To właśnie wtedy świat o nim usłyszał. Wieczną „sławę” i transfer na Old Trafford przyniósł mu… pamiętny kiks w reprezentacyjnym meczu przeciw Kolumbii:
To był oczywiście niewinny żart. Tak naprawdę o transferze na Old Trafford zadecydowała jego świetna dyspozycja w barwach West Bromwich Albion, dla którego rozegrał 35 spotkań, mógł też pochwalić się m.in. paradą sezonu.
Żeby nie było tak różowo, początki Polaka w Premier League wcale nie należały do najłatwiejszych. Nieszczęśliwym (?) trafem Kuszczak dołączył do WBA w momencie eksplozji formy nieznanego bliżej Russella Houlta, pierwszy sezon mógł więc spisać na straty. Cierpliwe czekanie jednak się opłaciło. Traf chciał, że w kolejnym sezonie Hoult bronił katastrofalnie, a Chris Kirkland (jak zwykle) szybko doznał kontuzji. Kuszczak dostał więc swoją szansę, której – jak wiemy – nie zmarnował. Świetna postawa zaowocowała wspomnianym transferem do Man United…
Welcome to Old Trafford
… gdzie ponownie wrócił na ławkę rezerwowych. Jego zmorą został tym razem Edwin van der Sar. Pierwszy sezon był jednak dosyć obiecujący. Na debiut nie trzeba było czekać zbyt długo, a i liczba meczów była chyba zadowalająca. Nadzieje Kuszczaka rosły, rosła także jego pewność siebie i swoich umiejętności. Kolejny sezon przyniósł jeszcze więcej występów oraz debiut w Lidze Mistrzów. Debiut, na którym się nie skończyło, bo Kuszczak w Champions League rozegrał aż 5 spotkań. Wszystko co dobre szybko się kończy i w tym przypadku przysłowie to także się sprawdza. Kolejny sezon przyniósł bowiem znaczny regres. Kuszczakowi urósł także nowy konkurent, Ben Foster, nadzieja angielskiej bramki. O ile w owym czasie tylko „pukał” do drzwi pierwszego zespołu, to w sezonie 2008/2009 na stałe w niej zagościł. Dla Tomka nie wróżyło to nic dobrego, kolejny rywal to mniej szans na wykazanie się. Jednak, jak się okazało, nie taki Foster straszny jak go malują. Następny rok przyniósł bowiem przełom – najpierw kontuzja van der Sara, potem ciężka choroba jego żony. To dawało szansę na grę Kuszczakowi. Ferguson postawił jednak na młodego Anglika. Ten jednak nie wykorzystał swojej szansy. Po serii katastrofalnych występów do łask wrócił Tomek, odwdzięczając się dobrą dyspozycją.
W obecnym sezonie wszystko wróciło do normy. Numerem jeden jest Holender, Polak jest tylko jego cieniem, czekającym na szansę od losu. Jeżeli już uda mu się wskoczyć do wyjściowej jedenastki, gra poprawnie. Tylko poprawnie. Nie sądzicie jednak, że od bramkarza Manchesteru United oczekuje się czegoś więcej? Ostatnie występy Kuszczaka (no może z wyjątkiem meczu z Liverpoolem) można więc podsumować komentarzem: „Nie zawinił, ale nie pomógł”.
Niestety, dla Kuszczaka, w zimowym okienku transferowym zakupiony został nowy bramkarz, Anders Lindegaard. Jak spekulują media, na tym się nie skończy. Na celowniku United są podobno Manuel Neuer, David de Gea czy Maarten Stekelenburg. Przyszłość Tomka na Old Trafford stoi więc pod dużym znakiem zapytania. Sam Tomek kolejny już rok „grozi” odejściem z United, ale za każdym razem są to tylko puste słowa.
Co dalej?
Patrząc na przebieg kariery Tomka, możemy dojść do wniosku, że przebiega ona nietypowo, a na pewno inaczej niż w przypadku większości polskich bramkarzy grających w silnych europejskich klubach. Kuszczak ani nie wykazał się w rodzimej lidze, ani tym bardziej w Niemczech – wszędzie był tylko rezerwowym. W WBA początek miał także nie najlepszy, a o transferze zadecydował zaledwie jeden przyzwoity sezon. Na Old Trafford do dzisiaj jest zaledwie zmiennikiem van der Sara i nic nie wskazuje na to, by jego sytuacja miała się zmienić. To właśnie jest największym problemem Kuszczaka – łatka wiecznego rezerwowego nie opuszcza go od początku kariery.
Zastanawialiście się kiedyś, co może być przyczyną takiego stanu rzeczy? Czy sir Alex Ferguson nie poznał się na jego talencie? Może go nie docenia? A może Tomkowi brakuje po prostu umiejętności (bo ambicji odmówić mu nie można)? I w końcu, jak sądzicie, czy Kuszczak na dłużej zagości w bramce Red Devils i godnie zastąpi Edwina?