Nie przegap
Strona główna / Podsumowanie 6. kolejki Premier League

Podsumowanie 6. kolejki Premier League

Podsumowanie 6. kolejki Premier League
6. kolejka Premier League stała pod znakiem niespodzianek i emocji. Punkty straciły wszystkie zespoły z Wielkiej Czwórki, potknął się również czwarty w zeszłym sezonie Tottenham. Zapraszam na podsumowanie tej niezwykle pasjonującej serii spotkań.

Manchester United kontynuuje serię spotkań bez zwycięstwa na wyjeździe. Tym razem podopieczni Sir Alexa Fergusona zaledwie zremisowali na Reebok Stadium z Boltonem. Rezultat tego spotkania mógł być nawet gorszy, jednak Czerwone Diabły potrafiły dwa razy odrobić stratę jednej bramki. Wynik spotkania otworzył w 6. minucie Zat Knight, strzelając gola, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Martina Petrova. Manchester odpowiedział w 23. minucie. Nani wykonał fantastyczny rajd od połowy boiska i umieścił piłkę w siatce Jaaskelainena. W drugiej połowie gracze United przejęli inicjatywę i wydawało się, że uda im się strzelić zwycięską bramkę. Jednak po błędzie obrony i pozostawieniu Petrova bez opieki, podopieczni Owena Coyle’a ponownie znaleźli się na prowadzeniu. Stan gry udało się wyrównać w 74. minucie, kiedy po dośrodkowaniu Naniego z rzutu wolnego, gola głową zdobył Owen. Był to już trzeci mecz w tym sezonie, którego podopieczni Fergusona nie potrafili wygrać. O ile do gry ofensywnej ciężko mieć zastrzeżenia – z Boltonem świetnie spisał się Portugalczyk Nani, przez całe spotkanie nękając rywali rajdami prawym skrzydłem, potwierdzając swoją dobrą formę golem i asystą – to gra obronna budzi sporo zastrzeżeń. Strata dziewięciu bramek w zaledwie sześciu spotkaniach musi budzić niepokój. Czerwone Diabły traciły gole głównie po błędach indywidualnych i właśnie w formie poszczególnych zawodników dostrzegam największy problem. Patrice Evra nie potrafi wrócić do dobrej dyspozycji po kompletnie nieudanych dla Francuzów Mistrzostwach Świata. Lewy obrońca Manchesteru popełnia mnóstwo błędów, często podejmuje złe decyzje, co nie przystoi zawodnikowi o takich umiejętnościach. Evra jest jednak jedynym lewym obrońcą z prawdziwego zdarzenia w barwach United (Fabio to jeszcze nie ten poziom), dlatego o miejsce w pierwszym składzie nie powinien się martwić. Poza tym, jego forma powinna się poprawiać, wraz z coraz większym ograniem. Chwila odpoczynku nie zaszkodziłaby natomiast Johny’emu Evansowi. Wprawdzie w spotkaniu z Boltonem to nie on był winowajcą przy straconych bramkach, ale zagrał bardzo niepewnie, a jego błąd w starciu z Elmanderem mógł się skończyć dwubramkowym prowadzeniem gospodarzy. Evans wpadł w ostatnim czasie w dołek formy i można się spodziewać, że w następnych spotkaniach zastąpi go wracający do dyspozycji Rio Ferdinand lub świetnie zapowiadający się Chris Smalling. Dobra forma defensywy będzie potrzebna już za tydzień, kiedy Manchester przyjedzie na Stadium of Light i będzie musiał powstrzymać znajdującego się w świetnej formie Darrena Benta.

Czerwone Diabły nie wykorzystały potknięcia Chelsea, która przegrała pierwszy mecz w sezonie z Manchesterem City. Losy tego spotkania rozstrzygnęły się w 59. minucie, kiedy po świetnym rajdzie gola z dystansu strzelił Carlos Tevez. Był to pojedynek pomiędzy dwoma środkowymi liniami. Wygrała go drużyna z Manchesteru, dzięki bardzo dobrej grze trójki: de Jong, Barry, Yaya Toure. Całkowicie zdominowali oni swoich vis-a-vis: Ramiresa, Essiena i Mikela, dzięki czemu napastnicy Niebieskich zostali odcięci od piłek i nie mieli okazji potwierdzić swojej dobrej formy. Jedyne zagrożenie podopieczni Carlo Ancelottiego stwarzali po strzałach z dystansu (w czym szczególnie wyróżniał się Essien), jednak były one w większości niecelne lub zbyt słabe, by zaskoczyć Harta. Warto również za to spotkanie pochwalić młodego obrońcę The Citizens, Boyata, który radził sobie bez kompleksów, mimo że to właśnie jego stroną atakował, znajdujący się w znakomitej formie, Malouda. Chelsea oblała pierwszy poważny sprawdzian w tym sezonie, pokazując, że nie znajduje się jednak poza zasięgiem innych drużyn. Za tydzień czeka ją kolejny trudny test – mecz u siebie z Arsenalem.

Wspomniani Kanonierzy nie popisali się w ten weekend, przegrywając u siebie spotkanie z West Bromwich. Goście mogli wyjść na prowadzenie już w pierwszej połowie, ale rzutu karnego, przyznanego za faul Almunii, nie wykorzystał Chris Brunt. W drugiej odsłonie niespodzianka stała się faktem, po trzech golach dla West Bromwich. Na prowadzenie wyprowadził gości Odemwingie, po świetnym podaniu od Thomasa. Następne dwa gole padły po katastrofalnych błędach hiszpańskiego bramkarza Arsenalu. Najpierw nie potrafił on zatrzymać strzału Gonzalo Jary, a następnie, po złej decyzji o wyjściu z bramki, został pokonany przez Jerome’a Thomasa. Kanonierom starczyło sił na zdobycie tylko dwóch bramek – obie po ładnych akcjach zaliczył na swoje konto Samir Nasri – ale było to za mało, aby urwać beniaminkowi choćby jeden punkt. Ten mecz znowu wysunął na pierwszy plan pytanie o to, czy bez solidnego bramkarza Arsenal jest w stanie skutecznie brać udział w rywalizacji o najcenniejsze trofea. Wydaje mi się, że nie jest to możliwe i Wenger będzie musiał w styczniu kupić klasowego golkipera, aby nie skończyć kolejnego sezonu bez żadnego sukcesu.

W derbach Londynu poległ kolejny w tej kolejce faworyt, Tottenham. West Ham wygrał to spotkanie jak najbardziej zasłużenie, zostawiając na murawie mnóstwo zdrowia i umiejętności. W pierwszej połowie znaczącą przewagę osiągnęły popularne Młoty, jednak groźniejsze sytuacje stwarzali sobie podopieczni Harry’ego Redknappa. Kolejne strzały Jenasa, van der Vaarta czy Modricia mijały jednak bramkę gospodarzy albo fantastycznie spisywał się Robert Green. Niewykorzystane sytuacje zemściły się w 29. minucie, kiedy po centrze z rzutu rożnego najwyżej w polu karnym wyskoczył Frederic Piquionne i strzałem głową pokonał Cudiciniego. W drugiej połowie gra się wyrównała, a piłka częściej znajdowała się w posiadaniu Tottenhamu. Młoty wyprowadzały jednak groźne kontry, długo utrzymując się przy piłce na połowie przeciwnika, w czym prym wiódł wprowadzony po przerwie Carlton Cole. Mimo kolejnych zmian Redknappa, jego podopiecznym nie udało się zmienić wyniku i pierwsze zwycięstwo West Hamu w tym sezonie stało się faktem. Jeżeli podopieczni Avrama Granta nadal będą grać z takim zaangażowaniem i pasją, wydaje się, że nie zabawią zbyt długo w strefie spadkowej.

Liverpool wciąż nie potrafi wskoczyć na najwyższe obroty. Tym razem na Anfield Road punkty zdobyli podopieczni Steve’a Bruce’a. Spotkanie zaczęło się jednak dobrze dla gospodarzy, którzy wyszli na prowadzenie po golu Dirka Kuyta. Jeszcze w pierwszej połowie stan gry wyrównał z rzutu karnego niezawodny Darren Bent. Kiedy w drugiej odsłonie ten sam zawodnik wyprowadził Sunderland na prowadzenie, wydawało się, że podopieczni Roya Hodgsona poniosą drugą porażkę z rzędu. Tak się jednak nie stało, a skórę Liverpoolczykom uratował ich kapitan Steven Gerrard, który najlepiej odnalazł się w zamieszaniu podbramkowym i głową umieścił piłkę w bramce. Po tym remisie The Reds znaleźli się jednak tuż nad strefą spadkową i jeżeli szybko nie poprawią swojej gry, to na dnie tabeli mogą znaleźć się dwa zespoły z miasta Beatlesów.

Po bezbramkowym remisie z Fulham na ostatnim miejscu w tabeli znalazł się bowiem Everton. Gracze Davida Moyesa, mimo sporej liczby sytuacji, nie potrafili strzelić zwycięskiego gola. Najbliżej tej sztuki był napastnik The Toffies, Yakubu, ale został dwa razy fantastycznie zatrzymany przez wracającego do dobrej formy Australijczyka Marka Schwarzera. Fulham zanotowało już piąty remis w tym sezonie, przez co podopieczni Hughesa wyrastają na najbardziej ugodowy zespół w Premier League.

Kolejny remis zaliczyli również piłkarze Birmingham. Tym razem nie potrafili oni pokonać bramkarza Wigan i mecz zakończył się wynikiem 0-0. Podopieczni Alexa McLeisha kończyli mecz w dziesięciu, gdy po brutalnym faulu dwoma wyprostowanymi nogami z boiska wyleciał Craig Gardner.

Na sporego pecha mogą narzekać natomiast zawodnicy Blackpool, którzy przegrali u siebie z Blackburn. Na prowadzenie zawodnicy Sama Allardyce’a wyszli bowiem po koszmarnym błędzie Charliego Adama, któremu z podania do własnego bramkarza wyszedł samobójczy gol. Mandarynki jednak nie poddawały się i w 85. minucie dopięły swego po ładnej akcji i strzale Philipsa. Podopieczni Iana Holloweya mieli już w kieszeni pewny jeden punkt, gdy w ostatniej minucie meczu, po zamieszaniu w polu karnym, najprzytomniej zachował się Bratt Emerton, ustalając wynik spotkania na 2-1.

Pierwszy mecz pod wodzą nowego szkoleniowca wygrała Aston Villa. W pierwszej połowie meczu z Wolverhampton, The Villans kontrolowali grę i zasłużenie prowadzili po golu Downinga. Jednak początek drugiej części gry podopieczni Houlliera przespali, czego wynikiem była bramka Jarvisa z 61. minuty, po ni to strzale, ni dośrodkowaniu. Od tego momentu przewagę znowu zaczęła osiągać Villa, ale nie potrafiła udokumentować jej bramką. Gdy wydawało się, że pojedynek zakończy się remisem, piłkę w pole karne wrzucił Warnock, a dośrodkowanie na gola zamienił Emile Heskey, dla którego był to pierwszy gol w tym sezonie. To zwycięstwo pozwoliło Aston Villi awansować na szóste miejsce i złapać kontakt z szeroką czołówką.

Po dobrym spotkaniu z zeszłego tygodnia z Evertonem, wydawało się, że Newcastle powinno sobie poradzić u siebie ze Stoke City. Początek spotkania również na to wskazywał. Sroki wyszły na prowadzenie w 43. minucie, po golu z rzutu karnego Kevina Nolana. Jednak w drugiej odsłonie lepiej spisywali się podopieczni Tony’ego Pulisa, a szczególnie jeden z nich – Matthew Etherington. Najpierw po świetnie rozegranym rzucie wolnym, którego był wykonawcą, gola zdobył Kenwyne Jones, a następnie, po bitym przez Anglika rzucie rożnym, piłkę do własnej bramki wpakował James Perch. Dzięki tym trafieniom Stoke wygrało swoje drugie spotkanie i wydostało się ze strefy spadkowej.

Bohaterowie weekendu

Gracz kolejki: Nigel de Jong

Defensywny pomocnik Manchesteru City rozegrał fantastyczne zawody przeciwko mistrzom Anglii. Był wszędzie, nie dawał ani chwili wytchnienia pomocnikom i napastnikom gości i wraz z kolegami z drugiej linii całkowicie sparaliżował grę ofensywną Chelsea.

Jedenastka kolejki:
Green (West Ham-1*) – Boyata (Man City-1), Toure (Man City-1), Cuellar (Aston Villa-1), Gabbidon (West Ham-1) – Nani (Man Utd-1), de Jong (Man City-1), Parker (West Ham-1), Etherington (Stoke-1) – Bent (Sunderland-1), Tevez (Man City-1)

*W nawiasie ilość nominacji do jedenastki kolejki.

Przewiń na górę strony