Nie przegap
Strona główna / Panem et circenses!

Panem et circenses!

Igrzyska Olimpijskie
Chleba i igrzysk! – domagali się starożytni. Czasy mamy takie, że na chleb każdy musi zarobić sam (choć zdarzają się manifestacje, tudzież protesty w formie wysypywania zboża na tory:), ale igrzysk pragniemy tak jak nasi przodkowie sprzed wieków- w tej sprawie niewiele się zmieniło. A Pekin 2008 tuż, tuż…

Pekin 2008Na chińskich arenach nie zabraknie Polaków. Nie ma, co prawda, najpewniejszego z pewnych, czyli Roberta Korzeniowskiego, ale po cichu liczymy na sukcesy Otylii Jędrzejczak, Moniki Pyrek, Mateusza Kusznierewicza, a także na medalowe niespodzianki. Honoru polskich sportów drużynowych będą bronić siatkarki, siatkarze oraz szczypiorniści. To ogromna radość, że podczas największego święta sportu zobaczymy aż 3 polskie zespoły. Piłkarzy nożnych w Pekinie niestety zabraknie – odpadli już w pierwszej fazie eliminacji. Rywalizowali z Portugalią i Łotwą, ale nie zdołali awansować do mistrzostw Europy U-21, które były finałem eliminacji olimpijskich na Starym Kontynencie. Na chińskie boisko wybiegną za to reprezentacje Chin (gospodarze), Australii, Japonii, Korei Południowej, Kamerunu, Wybrzeża Kości Słoniowej, Nigerii, Belgio, Holandii, Serbii, Włoch, Argentyny, Brazylii, Hondurasu, USA oraz Nowej Zelandii.

Piłka nożna pojawiła się w oficjalnym programie igrzysk już w 1900 roku, ale od momentu, kiedy zaczęto rozgrywać mistrzostwa świata (1930), prestiż olimpijskich rozgrywek zdecydowanie zmalał. Po II wojnie światowej turnieje piłkarskie na IO stały się wewnętrznymi rozgrywkami drużyn z państw socjalistycznych. Stało się tak w wyniku przepisów o amatorstwie – najlepsi gracze zawodowi z państw zachodnich nie mogli uczestniczyć w zawodach.

Polacy mają w swoim dorobku 3 olimpijskie medale w piłce nożnej -1 złoty i 2 srebrne. Droga na podium była jednak niezwykle kręta i wyboista…

W 1920 roku polska drużyna pod wodzą Amerykanina Betforda nie wzięła udziału w igrzyskach z powodu… braku pieniędzy. Dlatego właśnie przed olimpiadą w 1924 roku powołano w kraju nad Wisłą społeczny komitet, który zbierał fundusze na wyjazd reprezentacji do Paryża. Udało się, zebrano potrzebne 3200 dolarów, zatrudniono węgierskiego trenera Biro z MTK Budapeszt, ale nasi odpadli w eliminacjach, przegrywając właśnie z Węgrami (5:0). Kolejnym podejściem były igrzyska w Berlinie w 1936 roku. Mało kto wie, że wówczas naszą drużynę prowadził Niemiec Kurt Otto z Schalke 04. Tym razem Polacy ograli Węgrów 3:0, pokonali Wielką Brytanię 5:4 i aby wejść do finału, wystarczyło wygrać z Austrią. Przegraliśmy 3:1, czyli kolejna powtórka z rozrywki. Po tych porażkach duch sportowy w narodzie nieco podupadł i dopiero w 1952 roku postanowiono wysłać drużynę na igrzyska do Helsinek. Na wniosek PZPN Węgrzy przysłali trenera Tivadora Kiralyego. Mimo że ten zapowiadał, iż wpoi naszym zawodnikom zasady węgierskiego futbolu, a więc inteligencję gry, pomysłowość, lekkość, z wyjazdu na imprezę nic nie wyszło– pierwszy mecz z Francją wygraliśmy 2:1, ale już z Duńczykami Polacy przegrali 2:0.

Kazimierz GórskiJeśli chodzi o wyjazd do Melbourne cztery lata później, to poddano się na dzień dobry ze względu na wysokie koszty podróży (O tempora, o mores! – że powtórzę za Cyceronem). Do udziału w olimpiadzie w Rzymie w 1960 roku przygotowywał Polaków francuski trener Jean Prouff. W pierwszym meczu w stolicy dawnego Imperium Ernest Pol strzelił Tunezyjczykom 5 bramek! Polacy wygrali 6:1, ale następne spotkania przegrali – z Danią 2:1, z Argentyną 2:0. Musieli spakować walizki i wracać do domu. Nie mieliśmy szczęścia w kolejnych eliminacjach: do igrzysk w Tokio (1964) oraz Meksyku (1968), ale w końcu pojawił się człowiek, który nie bał się wyzwań, marzył o olimpijskim medalu i wiedział, że to marzenie można zrealizować bez pomocy złotej rybki. Odważne deklaracje Kazimierza Górskiego, jakoby polska drużyna jechała do Monachium po zwycięski laur, kwitowane były na początku lekkim uśmiechem. Przygotowania ruszyły jednak pełną parą, Jacek Gmoch biegał ze stosem teczek wypełnionych informacjami na temat rywali, a temperatura społecznych oczekiwań systematycznie rosła. W prasie drukowano „Ody Olimpijskie” Jarosława Iwaszkiewicza. W powietrzu czuć było napięcie…

Rozpoczęliśmy mocnym uderzeniem. Z Kolumbią wygraliśmy 5:1, spotkanie z Ghaną okazało się formalnością (4:0), NRD pokonaliśmy 2:1. Polacy wygrali swoją grupę eliminacyjną i wylosowali następną trójkę: Danię, ZSRR oraz Maroko. Z Danią zremisowaliśmy 1:1, ze Związkiem Radzieckim wygraliśmy 2:1 (radość w kraju ogromna!), mecz z Marokiem zakończył się wynikiem 5:0. Seria siedmiu zwycięstw była imponująca. Pozostała walka o mistrzostwo z Węgrami. Mecz w Monachium był wielkim wydarzeniem. Dzięki dwóm satelitom zawieszonym nad Oceanem Indyjskim i nad Atlantykiem obejrzało go ponad miliard telewidzów. 10 września ulewa przeszła nad olimpijskim stadionem, ale ten akurat deszcz przyniósł nam szczęście (później bywało różnie). Polacy wyszli na boisko w składzie: Kostka – Gut, Ćmikiewicz, Gorgoń, Anczok – Szołtysik, Deyna, Maszczyk, Kraska – Lubański, Gadocha. Po bramce Béli Váradiego w 42. minucie prowadzili przeciwnicy. Zaraz po rozpoczęciu drugiej połowy Kazimierz Deyna otrzymał podanie od Szołtysika i po minięciu węgierskich obrońców strzelił na 1:1. W 68. minucie, po akcji z udziałem Ćmikiewicza, Maszczyka, Anczoka i Lubańskiego, w posiadaniu piłki znów znalazł się Deyna i po raz kolejny pokonał Istvána Gécziego. Mecz zakończył się wynikiem 2:1 i zdobyciem złotego medalu przez Polskę, a Kazimierz Deyna z 9 bramkami został królem strzelców turnieju. Transmisję telewizyjną niezapomniany Jan Ciszewski kończył łamiącym się ze szczęścia głosem: Mój Boże, no co ja mam Państwu powiedzieć…

W kolejnych igrzyskach mieliśmy zapewniony udział jako obrońcy tytułu. Przygotowania do turnieju Polacy rozpoczęli 24 marca 1976 r. na stadionie w Chorzowie. W towarzyskim spotkaniu przegrali z Argentyną 1:2 (to w tym meczu swój reprezentacyjny debiut zaliczył Zbigniew Boniek). Przegraliśmy także kolejne towarzyskie mecze: z Francją, Grecją, Szwajcarią i Irlandią. Zwyciężyliśmy dopiero w nieoficjalnym spotkaniu z olimpijską drużyną Brazylii. Większość zawodników kadry olimpijskiej uczestniczyła w mistrzostwach świata w 1974r. (trzecie miejsce). Zabrakło co prawda Musiała, Domarskiego i Gadochy, którzy pożegnali się z drużyną narodową, ale pojawili się za to Kazimierz Kmiecik oraz Henryk Wawrowski.

18 lipca 1976 roku bezbramkowo zremisowanym meczem z Kubą reprezentacja Polski rozpoczęła swoją kolejną olimpijską przygodę. Potem pokonała kolejno Iran (3:2), Koreę Północną (5:0), a w półfinale Brazylię (2:0). 31 lipca na Stade Olympique w Montrealu Polacy rozegrali finałowe spotkanie z NRD. Już po kwadransie Niemcy prowadzili 2:0. Kilka minut później kiepsko dysponowanego Tomaszewskiego zastąpił w bramce Piotr Mowlik (Legia Warszawa), ale i on dał sobie strzelić gola. Na trzy trafienia Niemców odpowiedzieliśmy tylko jedną bramką Grzegorza Laty w 59. minucie. Polacy zdobyli srebrny medal, a Andrzej Szarmach z 6 bramkami został królem strzelców. Drugie miejsce na igrzyskach uznano w kraju raczej za porażkę, niż sukces. Niesłychane, prawda? Przecież z kolejnej międzynarodowej imprezy wracaliśmy z medalem i po raz kolejny to polski zawodnik zdobył tytuł najlepszego strzelca! Tym razem jednak postawa piłkarzy rozminęła się z oczekiwaniami kibiców. Wobec atmosfery panującej po powrocie z Kanady Kazimierz Górski postanowił ustąpić ze stanowiska, a na kolejny olimpijski medal przyszło nam czekać 16 lat, kiedy igrzyska odbyły się w słonecznej Hiszpanii…

Podczas XXV Letnich Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku po raz pierwszy w historii wystawiane były składy młodzieżowe. Polscy piłkarze, prowadzeni przez Janusza Wójcika, dotarli do finału, w którym przegrali 3:2 z gospodarzami. Ten medal miał dla naszych młodych piłkarzy stanowić wstęp do pięknych karier. Przecież łatwo rozprawili się ze swymi włoskimi rówieśnikami, ówczesnymi wicemistrzami Europy w kategorii U-21 (3:0).

W ekipie Azzurrich występowały wtedy późniejsze gwiazdy Serie A: Dino Baggio i Albertini. W zdemolowanej wręcz drużynie Australii (6:1) grali Bosnich, Zelic, T. Vidmar i Okon. Pozostał żal, że bramka decydująca o naszej porażce w finale (barwy Hiszpanii reprezentowali tak znani dziś piłkarze, jak Guardiola, Luis Enrique i Alfonso) padła w 90 minucie. Do czołowych graczy naszej olimpijskiej reprezentacji należeli: Tomasz Łapiński, Marek Koźmiński, Tomasz Wałdoch, Piotr Świerczewski, Dariusz Adamczuk, Jerzy Brzęczek, Andrzej Juskowiak, Ryszard Staniek i Wojciech Kowalczyk. Polacy wrócili do kraju ze srebrnymi medalami. Sukces był znaczący i napełnia kibiców dumą do dziś – kiedy podczas zwiedzania muzeum Barcy na Camp Nou widzi się pośród licznych klubowych trofeów tablicę upamiętniającą olimpijskie zmagania, a na niej nazwiska naszych piłkarzy, radość jest nie do opisania, wierzcie mi na słowo…

Igrzyska blisko, coraz bliżej, nie pozostaje zatem nic innego, jak trzymać kciuki za naszych sportowców i życzyć im, aby – zgodnie ze słowami olimpijskiej przysięgi – rywalizacja była szlachetna i odbywała się duchu fair play.

Przewiń na górę strony