Nie przegap
Strona główna / Manchester United / Znów na ziemi obiecanej?

Znów na ziemi obiecanej?

Znów na ziemi obiecanej?
Kiedy niecałe dwanaście lat temu, w niezapomnianym finale Ligi Mistrzów pomiędzy Manchesterem United i Bayernem Monachium, Ole Gunnar Solskjaer strzelił zwycięskiego gola, Clive Tyldesley, słynny brytyjski komentator, stwierdził, że „Czerwone Diabły” właśnie dotarły do ziemi obiecanej. Niewątpliwie, czwarte w historii Europy The Treble miało swoją wartość, zwłaszcza po tak emocjonujących spotkaniach. Do dziś osiągnięcie to pozostaje największym w historii angielskiej piłki. W tym roku podopieczni Sir Alexa Fergusona ponownie stają przed szansą wpisania się na stałe do historii.

Drużyna piłkarska przypomina puzzle. Elementy muszą do siebie pasować i tworzyć całość. Żaden z kawałków nie powinien wywyższać się ponad inne – nie, to po prostu część, taka sama jak każda inna. Każdy trener ma swoją wizję zespołu idealnego. Jeden menedżer potrafi ją zrealizować mniej dokładnie, drugi bardziej. Akurat recepta na sukces Sir Alexa Fergusona wydaje się być prosta – łatwo zauważyć podobieństwa między obecną drużyną, a tą z 1999 roku.

Bramkarz klasy światowej

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Peter Schmeichel był jednym z najlepszych bramkarzy w historii futbolu. Fantastyczny Duńczyk wielokrotnie ratował swój zespół przed utratą bramki. Mówiło się, że dla napastnika wyjście sam na sam z The Great Dane w żadnym wypadku nie powinno być zwane stuprocentową okazją. Niewątpliwie, coś w tym było. Usługi reprezentanta Danii były nieocenione, choćby w ćwierćfinałowym spotkaniu Ligi Mistrzów w sezonie potrójnej korony z Interem (pomimo tego, że golkiper z polskimi korzeniami miał wówczas na karku już 36 lat). Finał z Bayernem był dla Petera ostatnim meczem w Manchesterze United (Schmeichel z racji nieobecności Roya Keane’a grał nawet z opaską kapitana).

Edwin van der SarRównież dzisiaj niekwestionowanym numerem jeden w bramce United jest niezwykle doświadczony bramkarz. To 41-letni Edwin van der Sar, dla którego ewentualny finał Ligi Mistrzów będzie najprawdopodobniej ostatnim meczem w karierze. Jeden z najlepszych bramkarzy w historii również swoje wielkie chwile przeżywał w spotkaniu ćwierćfinałowym, tym razem w rozegranym niedawno meczu z Chelsea. Ciężko ocenić, który z nich był lepszy. Oczywiste jest jednak, że bramkarze tego kalibru nie rosną na drzewach i tak, jak ciężko było znaleźć następcę Schmeichela, tak i ciężko będzie o drugiego Latającego Holendra.

Ciekawy wydaje się też temat zastępców obu bramkarzy. W czasach The Treble drugim bramkarzem był Holender, niejaki Raimond van der Gouw. Z kolei w obecnym sezonie rezerwowym golkiperem (będącym co prawda niżej od drugiego w tej hierarchii Tomasza Kuszczaka) jest Duńczyk, Anders Lindegaard. O tym, czy to przypadek, czy zaplanowane działanie Szkota z tytułem szlacheckim, zapewne nie dowiemy się nigdy.

Skała na środku obrony

Jaap Stam wielkim obrońcą był. Jakby nie patrzeć, prawie dwumetrowy Holender w czasie trzech sezonów gry w Anglii został aż dwukrotnie wybrany najlepszym obrońcą Europy! W czasach swojej świetności Stam był postrachem napastników. Wybuchowo reagował na wydarzenia na boisku, okładając się pięściami z choćby Patrickiem Vieirą (akurat walki piłkarzy Czerwonych Diabłów z Vieirą mają długie tradycje). Ostatecznie, charakter ten poskutkował kłótnią z Sir Alexem Fergusonem i odejściem do Lazio, jednak Holender na zawsze pozostanie w pamięci wielu jako zawodnik nie do przejścia.

Nemanja VidicObecny kapitan Manchesteru United, serbski defensor Nemanja Vidic przypomina w wielu aspektach swojego poprzednika. Zarówno z wyglądu – obaj nie imponują bujną czupryną, mają dość charakterystyczne rysy twarzy – jak i grą na boisku. Serba ciężko „przepchnąć”, niejednokrotnie ratował zespół przed utratą gola. Krytykowany jest za agresywność – niejednokrotnie już otrzymywał nieodpowiedzialne czerwone kartki, jak i dawał się sprowokować. Miejmy nadzieję, że Vida nie wyemigruje do ciepłych krajów i nie podzieli losów Stama, zostając już na zawsze w Manchesterze.

Skrzydła doskonałe

David Beckham, Gary Neville i Ryan GiggsRyan Giggs i David Beckham – ta para skrzydłowych na zawsze pozostanie w pamięci kibiców. Dwóch wychowanków, od dziecka kibicujących United, szalało na skrzydłach przez bite kilka lat. Dopiero odejście Beckhama do Realu Madryt spowodowało chwilowe bezkrólewie na prawym skrzydle, załatane później przez Cristiano Ronaldo. Zarówno rajdy lewą flanką Walijskiego Czarodzieja, jak choćby ten pamiętny w półfinale FA Cup z 1999 roku z Arsenalem, jak i firmowe dośrodkowania z prawej strony Becksa dawały ogromną przewagę piłkarzom z Old Trafford, również w sezonie 1998/1999.

Oczywiście Giggsy wciąż prezentuje swój talent, dziś podobną rolę do tamtej pary starają się pełnić Nani i Antonio Valencia. Choć obaj nie są Brytyjczykami, choć pochodzą z krajów latynoskich, do poziomu tamtej pary naprawdę im blisko. Nani, który w klasyfikacji kanadyjskiej z pewnością nie miałby sobie równych, jest podporą lewej strony boiska. Z kolei Valencia, choć do gry po kontuzji wrócił całkiem niedawno, już teraz prezentuje wysoką formę, a jego wrzutki prawą nogą sieją postrach w szeregach rywala. Na przykładzie ekipy Fergusona widać, jak istotni są wysokiej klasy skrzydłowi.

Wiele opcji ofensywnych

Andy Cole i Dwight YorkePiłka nożna polega na strzelaniu goli. Właśnie dlatego tak istotna jest rola linii ataku. To właśnie ona przesądziła o Potrójnej Koronie w 1999 roku. Andy Cole, Dwight Yorke, Teddy Sheringham i Ole Gunnar Solskjaer tworzyli jeden z najlepszych ataków w historii futbolu. Łącznie, strzelili oni w tamtym sezonie aż 72 bramki. Wielu menedżerów wychodzi z założenia, że dwóch wielkich napastników w drużynie wystarczy. Tymczasem, kiedy Cole i Yorke zawodzili, to Sheringham i Solskjaer uratowali The Treble i dali swojemu klubowi upragniony Puchar Ligi Mistrzów. Tym samym mecz z Bayernem pokazuje, jak ważną rolę pełnią zawodnicy rezerwowi.

Dziś atak Manchesteru United wygląda równie imponująco. Wayne Rooney, Dimitar Berbatov, Javier Hernandez, a nawet Michael Owen – choć na papierze można mieć pewne zastrzeżenia do składu, w rzeczywistości napastnicy ci dorównują poziomem swoim poprzednikom. Jak dotąd, zdobyli oni 56 bramek, a przypomnijmy, że przy optymistycznych założeniach do końca sezonu zostało jeszcze 12 spotkań! Trzymajmy kciuki, by powtórzyli oni triumfy składu sprzed dwunastu lat.

Jeśli okaże się, że dość niespodziewanie (w stosunku do przedsezonowych prognoz, oczywiście) „Czerwone Diabły” sięgną po Potrójną Koronę, ustanowione zostanie wiele nowych rekordów. United jako pierwsi zdobędą dwukrotnie The Treble, jednocześnie to samo osiągnie Sir Alex Ferguson. Klub z Old Trafford wyprzedzi też Liverpool w klasyfikacji tytułów mistrzowskich w Anglii.

Jedynymi zespoły, które mają jeszcze chociaż szanse na The Treble to oczywiście Manchester United, FC Barcelona i Real Madryt. Iluzoryczne nadzieje mają jeszcze zespoły Szachtaru Donieck i Interu, jednak nawet najwięksi optymiści nie powinni mieć złudzeń. Wobec tego, najprawdopodobniejszym scenariuszem jest już drugi z rzędu finał Ligi Mistrzów, którego zwycięzca zostanie ukoronowany potrójnie. W zeszłym roku wygrał Inter po meczu z Bayernem. Czy tym razem będziemy mogli świętować historyczny triumf?

In Fergie we trust, he’s lead us to promised land!

Przewiń na górę strony