Zwykło się mówić, że „mecze wygrane po męczarniach decydują o mistrzostwie”. Jest w tym wiele prawdy, o czym możemy się przekonać choćby patrząc na wyniki ostatnich sezonów Premier League. Punkty zdobyte z trudnym rywalem, „parkującym autobus” we własnej bramce, okazują się później bezcenne w kontekście walki o mistrzostwo. Czy tutaj właśnie zarysowuje się przewaga Manchesteru United nad resztą stawki? Pora zajrzeć do ksiąg i prześledzić statystyki!
Dziś, dwa dni po wymęczonym zwycięstwie z Boltonem, nieraz można usłyszeć głosy niezadowolenia. Fakt faktem, zwycięstwo to zwycięstwo, ale już sama gra nie napawa optymizmem. „Co będzie, jeśli tak się zaprezentujemy już z silniejszym rywalem?” – czytam na wszelakich forach fanowskich. Czyżby kibice zapomnieli, jak to się działo w ostatnich latach? Czy już nie są świadomi tego, że różnica między grą z Arsenalem a grą z Boltonem to nastawienie psychiczne?
W zeszłym sezonie losy sezonu rozstrzygnęły się w zasadzie w ciągu dwóch tygodni. Wpierw United w ostatnich minutach przegrali w Lidze Mistrzów z Bayernem na wyjeździe, a ówczesny lider „Czerwonych Diabłów”, Wayne Rooney odniósł kontuzję. Potem piłkarze z Old Trafford na własnym stadionie ponieśli porażkę w prestiżowym meczu o tytuł z Chelsea, zresztą nie bez udziału sędziego, by potem odpaść z Ligi Mistrzów po zwycięstwie w stosunku 3:2, którego okoliczności wszyscy pamiętamy. Po ciężkich bojach, piłkarzom z Manchesteru przyszło zmierzyć się z Blackburn Rovers na Ewood Park. Atak obrońców tytułu mistrzowskiego, na czele z dzisiejszym bohaterem, Dimitarem Berbatowem, nie potrafił sforsować obrony rywali. Jak się później okazało, bezbramkowy wynik w tym spotkaniu spowodował utratę prymatu w Anglii na rzecz „The Blues”.
Jednak nie zawsze punkty na Ewood okazywały się stracone. Wcześniej, bo w sezonie 2007/2008, to właśnie w Blackburn „Czerwone Diabły” za sprawą zdrajcy Carlosa Teveza, który strzelił w końcowych minutach bramkę na wagę remisu 1:1, zdobyły bezcenny punkt, który pozwolił sięgnąć później po puchar dla najlepszej angielskiej drużyny kosztem Chelsea.
Manchester United rok wcześniej, bo w roku 2007, zaprzeczył teorii mówiącej o tym, że przy słabej grze ze słabym zespołem należy spodziewać się porażki z klubem mocniejszym. Wówczas to, pod koniec kwietnia, „Czerwone Diabły” po ciężkim spotkaniu zaledwie zremisowały z Middlesbrough u siebie. Zaledwie tydzień później piłkarze sir Alexa Fergusona pojechali na Goodison Park i zwyciężyli aż 4:2 z należącym wtedy do czołówki Premier League Evertonem. Choć po pierwszych 50 minutach wynik brzmiał 2:0 dla gospodarzy, piłkarze z Manchesteru wyciągnęli wynik, by w następnej kolejce zapewnić sobie tytuł mistrzowski po wygranej w derbach Manchesteru.
Patrząc na wyniki z tego sezonu, nieraz można spuścić głowę i ze smutkiem zastanawiać się „dlaczego?”. Remisy na Craven Cottage z Fulham, na Goodison Park z Evertonem, na Reebok Stadium z Boltonem czy na Stadium of Light z Sunderlandem spowodowały stratę wielu ważnych punktów. Wszystko zależy jednak od punktu widzenia. Fakt, remis oznacza stratę dwóch punktów, ale czy nie można na niego spojrzeć jako zdobycie jednego?
Fulham i Everton nigdy nie byli zbyt łatwym przeciwnikiem dla piłkarzy z Old Trafford. Ostatnie wyjazdowe zwycięstwo w lidze nad „Wieśniakami” Manchester United odniósł ponad trzy lata temu! Z kolei ostatni taki triumf nad Evertonem miał miejsce kilka miesięcy wcześniej. Remisy z Boltonem i Sunderlandem należy tłumaczyć stałym zmniejszaniem się różnicy pomiędzy uznanymi markami a niedawnymi „chłopcami do bicia” w Anglii, gdzie obserwujemy odmienne zjawisko do tego zachodzącego w Hiszpanii…
Z kolei spoglądając na tabelę ligową i zmniejszoną po ostatnich porażkach przewagę nad Arsenalem, można odnieść wrażenie, że topniejąca w oczach strata „Kanonierów” już za chwilę zostanie całkowicie zniwelowana. Nic bardziej mylnego! Podczas gdy Manchester United zdobywa wymęczone punkty po wyrównanych bojach z outsiderami, Arsenal przegrywa z zespołami z końca tabeli. Przykładem niech będzie ostatnia sobota, kiedy to podczas gdy United wygrywali z Boltonem, podopieczni Arsene’a Wengera zaledwie zremisowali z West Bromwich Albion (na fakt, iż z tym samym klubem również zremisowały „Czerwone Diabły” spuśćmy zasłonę milczenia…). Również w ostatnim sezonie pod koniec rozgrywek zawodnicy z Emirates Stadium m.in. zremisowali z Birmingham czy przegrali z Wigan.
Pora przytoczyć liczby. Jak prezentował się Manchester United z rywalami, z którymi w tym sezonie zdobył wymęczony punkt(y)?
Rywal | Wynik w sezonie 2009/2010 | Wynik w sezonie 2008/2009 | Wynik w sezonie 2007/2008 |
---|---|---|---|
Fulham FC | 0:3 (wyjazd); 3:0 (dom) | 3:0 (dom); 0:2 (wyjazd) | 2:0 (dom); 3:0 (wyjazd) |
Everton FC | 3:0 (dom); 1:3 (wyjazd) | 1:1 (wyjazd); 1:0 (dom) | 1:0 (wyjazd); 2:1 (dom) |
Bolton Wanderers | 2:1 (dom); 4:0 (wyjazd) | 2:0 (dom); 1:0 (wyjazd) | 0:1 (wyjazd); 2:0 (dom) |
Sunderland AFC | 2:2 (dom); 1:0 (wyjazd) | 1:0 (dom); 2:1 (wyjazd) | 1:0 (dom); 4:0 (wyjazd) |
West Bromwich Albion | brak zespołu w lidze | 4:0 (dom); 5:0 (wyjazd) | brak zespołu w lidze |
Stoke City | 2:0 (wyjazd); 4:0 (dom) | 5:0 (dom); 1:0 (wyjazd) | brak zespołu w lidze |
Wolverhampton Wanderers | 3:0 (dom); 1:0 (wyjazd) | brak zespołu w lidze | brak zespołu w lidze |
Manchester City | 4:3 (dom); 1:0 (wyjazd) | 1:0 (wyjazd); 2:0 (dom) | 0:1 (wyjazd); 1:2 (dom) |
Aston Villa Birmingham | 0:1 (dom); 1:1 (wyjazd) | 0:0 (wyjazd); 3:2 (dom) | 4:1 (wyjazd); 4:0 (dom) |
Birmingham City | 1:0 (dom); 1:1 (wyjazd) | brak zespołu w lidze | 1:0 (wyjazd); 1:0 (dom) |
Jak widać, każdy z tych zespołów, z którym boje były w tym sezonie ciężkie, napsuł już w ciągu ostatnich kilku lat wiele krwi „Czerwonym Diabłom”. Naturalną koleją rzeczy wydaje się, że w każdym sezonie dochodzi jakiś nowy rywal – w zeszłym sezonie United przegrali np. z Burnley, które dziś gra w Championship, a dwa lata temu o mistrzostwo do końca walczył Liverpool, wygrywając z podopiecznymi sir Alexa Fergusona na Old Trafford aż 4:1.
Wydaje się więc, że patrząc na wyniki, nie ma co rozpaczać – sezon jest taki, jak każdy inny. Dodatkowo, można powiedzieć, że nawet konkurencja jest w tym roku słabsza. Arsenal, choć oczywiście głupotą byłoby lekceważenie „Kanonierów”, zawsze w głupi sposób tracił „oczka” w kluczowych momentach, gdy Manchester United ciułał punkty po ciężkiej walce. Czy i tym razem piłkarze Wengera pozostaną „dziećmi” i ponownie w decydującym momencie maszyna się rozsypie? Czas pokaże, czy liczby powiedziały prawdę…