Nie przegap
Strona główna / Busby i spółka – europejskie potyczki. Część II

Busby i spółka – europejskie potyczki. Część II

Busby i spółka - europejskie potyczki. Część II
Na początku lipca opisałem dwie pierwsze, obfitujące w dramaturgię, przygody Manchesteru United w europejskich pucharach. ‘Czerwone Diabły’ dwukrotnie dochodziły wówczas do półfinału, wcześniej tocząc zacięte boje z najlepszymi drużynami kontynentu. Jednakże z wielu powodów nie było dane tej młodej drużynie zagrać w spotkaniu finałowym. Przyszła kolej na drugą część opowieści o wyjątkowych, historycznych meczach United pod wodzą Sir Matta Busby’ego.

» Busby i spółka – europejskie potyczki. Część I

Powrót do elity

Po katastrofie w Monachium przed Busby’m pojawiło się być może najtrudniejsze zadanie w dziejach United. Musiał odbudować rozbitą drużynę i wrócić z nią na szczyt. Wiele osób uważało, że to nierealne.Chociaż w sezonie 58/59 Manchester zajął rewelacyjne, drugie miejsce, kolejne lata spędzone przez klub z Old Trafford na odległych miejscach w tabeli, były dla fanów niezwykle frustrujące.

Mimoto szkocki menadżer konsekwentnie budował swój nowy, wspaniały zespół wokół tego, który pamiętał lata chwały ‘Dzieciaków Busby’ego’- Bobby’ego Charltona. Oprócz niego do klubu przybył genialny rodak trenera- Dennis Law. W połączeniu z harującym w pomocy Nobby Stilesem i kilkoma innymi, klasowymi graczami powstał grający efektowną i efektywną piłkę skład, któremu w sezonie 1964/1965 udało się wygrać ligę angielską. Dzięki temu wyczynowi fani na Old Trafford po 7 latach przerwy znów gościli słynne europejskie kluby. Pierwszym przeciwnikiem w Pucharze Europy było fińskie HJK Helsinki. Wyjazdowe zwycięstwo 3-2 i pogrom 6-0 u siebie potwierdziły dobrą formę Czerwonych Diabłów. Równie łatwym przeciwnikiem (0-2,3-1 dla Diabłów) okazał się w kolejnej rundzie berliński ASK Vorwaerts, reprezentujący NRD.

Jednakże w lutym 1966 roku (jakże pamiętnego dla kibiców z Anglii), graczom Sir Matta przyszło zmierzyć się z przeciwnikiem najwyższej światowej klasy. Wylosowali bowiem lizbońską Benfikę, finalistę z ubiegłego roku, dwukrotnego zdobywcę Pucharu Europy. Portugalski team był naszpikowany gwiazdami i posiadał w swych szeregach zdobywcę Złotej Piłki z roku 1965-Eusebio- ‘Czarną perłę z Mozambiku’. Większość fachowców stawiała na pewny awans faworytów z Lizbony. Srogo się jednak zawiedli…Po wspaniałym, wyrównanym meczu i golach Foulkesa, Herda i Lawa United zwyciężył 3:2 w ‘Teatrze Marzeń’. Prawdziwa sensacją był jednak rewanż na Estadio da Luz w Portugalii, gdzie gospodarze zostali upokorzeni, przegrywając z Anglikam 1-5 (bramka samobójcza United). Gole dla Mistrzów Anglii zdobywali: Best (x2), Carlton, Connelly, Crerand.

Opromienieni sukcesem podopieczni Busby’ego kolejny raz przystąpili do półfinału. Tak jak w feralnym 1958 roku przyszło im grać z Mistrzem Jugosławii, ekipą z Belgradu. Nie była to jednak Crvena Zvezda, jak wówczas, a jej wielki rywal- Partizan. Bukmacherzy byli przekonani, że United tym razem wywalczy finał. Jednakże po raz kolejny wyjazd na Bałkany skończył się nieszczęśliwie. „Red Devils” przegrali 0-2 i w minorowych nastrojach wracali do domów. W Manchesterze, przy dopingu własnej publiczności, gospodarze walczyli do końca, ale zabrakło jednego, szczęśliwego trafienia i po zwycięstwie 1-0 (bramka Stilesa) sensacyjnie odpadli z rozgrywek.

Droga do spełnienia marzeń

Nie tylko na arenie europejskiej końcówka 1966 r. była dla Busby’ego rozczarowująca. Jego ekipie nie udało się obronić tytułu mistrzowskiego. To, co nie zabiło United, okazało się dla nich wzmocnieniem. Rok później ”Czerwone Diabły” znów zasiadły na angielskim tronie i były zdeterminowane by rozszerzyć swoje panowanie na cały kontynent. Do kolejnej edycji Pucharu Europy z ich udziałem przystąpili jesienią 1967 roku, rywalizację rozpoczynając od dwumeczu z Hibernianem Malta. Wynik pierwszego pojedynku, rozegranego w „Theatre of Dreams”, brzmiał 4:0 dla gospodarzy i przesądził o awansie United. W rewanżu podopieczni Sir Matta zadowolili się bezbramkowym remisem. Tradycyjnie już w drodze do upragnionego trofeum przyszło Anglikom zmierzyć się z drużyną z Bałkanów. Po raz kolejny był to bardzo wymagający przeciwnik, a konkretnie FK Sarajewo. Na trudnym terenie w Kosowie padł wynik 0:0 i przed meczem w Manchesterze menadżer United nie mógł być zbyt pewny awansu.

Dzięki bramkom Astona i Georga Besta, Mistrzowie Anglii wygrali jednak 2:1 i po raz kolejny awansowali do ćwierćfinału…, w którym czekał ich dwukrotny pojedynek z Mistrzem Polski- Górnikiem Zabrze, prowadzonym przez węgierskiego szkoleniowca Gezę Kalocsai. Zabrzanie potraktowali dwumecz niezwykle prestiżowo i pomimo przerwy w rozgrywkach krajowych przygotowywali się w pocie czoła na obozach i treningach. Powstały także spory dotyczące terminu spotkań, gdyż strona angielska oczekiwała rozegrania ich jeszcze w styczniu. Ostatecznie po długotrwałych pertraktacjach ustalono datę na 28 lutego w Manchesterze i 13 marca w Chorzowie.

Znakomita jedenastka z Zabrza długo broniła się przed atakami United w pierwszym spotkaniu na Old Trafford. Broniący dostępu do bramki Hubert Kostka skapitulował dopiero w 61 minucie po strzale Besta. Wydawało się, że wynik 1-0 utrzyma się do końca pojedynku. Jednakże w 89 minucie, po znakomitym rajdzie „Piątego Beatlesa” i strzale Briana Kidda, Koskta został pokonany po raz drugi i podopieczni Busby’ego wygrali 2-0. Rewanż odbył się na Stadionie Śląskim przy niesamowitej frekwencji (90 000 fanów) i w śnieżnej scenerii, utrudniającej obu drużynom grę. Szkocki menadżer „Czerwonych Diabłów” nie chciał, by mecz w ogóle się odbył z uwagi na fatalne warunki atmosferyczne, jednak włoski arbiter Lo Bello miał zupełnie inne zdanie. Górnicy okazali się lepsi w tych niesprzyjających okolicznościach i po bramce niesamowitego Włodzimierza Lubańskiego wygrali skromnie 1-0. Później okazało się, że Polacy jako jedyni w tych rozgrywkach potrafili pokonać team z Manchesteru.

W półfinale doszło do rewanżu za dwumecz sprzed 11 lat. United trafił bowiem na madrycki Real, już nie tak legendarny jak ten z lat 50-tych, ale ciągle posiadający w składzie graczy o nieprzeciętnych możliwościach. Bilety na oba mecze rozeszły się w błyskawicznym tempie, cała Europa liczyła na niezapomnianą batalię. Pierwsza konfrontacja Anglików z Hiszpanami miała miejsce 24 kwietnia 1968 r. na Old Trafford przy dopingu niemal 64 000 widzów. Przez całe spotkanie Diabły posiadały miażdżącą przewagę, ale zdołały wykorzystać ją w pełni tylko raz, gdy gola zdobył niezawodny Best. Kibice Realu minimalną porażkę przyjęli jako swój sukces i liczyli na zdecydowane zwycięstwo ‘Królewskich’ na Santiago Bernabeu. Nie docenili jednak możliwości Manchesteru United. Mecz okazał się wart zapłaconych przez 120 tys kibiców ze stolicy Hiszpanii pesos. Najpierw Pirri dał prowadzenie 1-0 Realowi, które niemal natychmiast stracił za sprawą samobójczej bramki stopera Zocco. Później znakomite bramki Gento i Amancio sprawiły, że Madryt był już jedną nogą w finale, prowadząc 3-1. W drugiej połowie dała o sobie znać, typowa dla angielskiego futbolu, nieustępliwa postawa gości. Przypadkowa akcja, zakończona strzałem Sadlera, dała Manchesterowi bramkę i nadzieję na awans. Następnie znakomite, kombinacyjne rozegranie pozwoliło oddać skuteczny strzał Foulkesowi, który ustalił wynik na 3:3 na oczach zszokowanych Hiszpanów. Sir Matt Busby i jego gracze awansowali do wielkiego finału na Wembley!

Wielki pojedynek w Londynie

Finał XIII edycji Pucharu Europejskich Mistrzów Krajowych, rozgrywanego pod egidą UEFA, odbył się 29 maja 1968 r. w londyńskiej świątyni futbolu i cieszył się niesamowitym zainteresowaniem. Prawie 100 tys. kibiców przybyło zobaczyć w akcji Mistrzów Portugalii, Benfikę Lizbona, w której szeregach nadal błyszczał niezrównany Euzebio oraz Manchester Unitek, gdzie fenomenalnie grał George Best, a drugą linią dyrygował Charlton. Fachowcom ciężko było wskazać faworyta i ci, którym dane było kiedykolwiek oglądać to spotkanie nie mogą się temu dziwić. W tym miejscu warto podać składy obu drużyn.

Benfica : Henrique, Adolfo, Humberto, Jacinto, Cruz, Graca, Colona, Augusto, Torres, Eusebio, Simones.

Manchester: Stepney, Brennan, Dunne, Foulkes, Crerand, Charlton, Stiles, Best, Kidd, Sadler, Aston.

Od pierwszej minuty na boisku toczyło się wiele indywidualnych pojedynków i żadna ze stron nie uzyskała jednoznacznej przewagi. Fenomenalnie na lewym skrzydle w barwach United grał John Aston i to po jego dynamicznych rajdach obrońcy Benfiki mieli największe problemy. Obie ekipy nie rzuciły jednak wszystkiego na jedną szalę, w rozegraniu brakowało dokładności. Mimo aplauzu publiczności przy każdym kontakcie z futbolówką, Best nie potrafił przedrzeć się prawą stroną flanki na tyle skutecznie, by pokonać Henrique. Pierwsza połowa skończyła się 0:0 i nic nie zapowiadało niesamowitych emocji po zmianie stron boiska. Dopiero skuteczny strzał głową Bobby’ego Charltona z 53 minuty zmienił oblicze spotkania, dając prowadzenie graczom Busby’ego. Eusebio pierwszy dał swoim rodakom sygnał do ataku, trafiając w słupek. Znacznie wzrosło tempo meczu i mimo usilnej obrony Anglików, Benfica wyrównała w 79 min. za sprawą Gracii. Po regulaminowym czasie gry wynik brzmiał 1-1 i oznaczał dogrywkę. To, co się w niej stało przeszło na stałe do historii rozgrywek o PE, a przede wszystkim do historii United. Huraganowe ataki Manchesteru praktycznie zmiotły defensywę Portugalczyków. Best (’92), Kidd (’94) i po raz drugi tego dnia Charlton (’99) upokorzyli Benfikę. Wynik mógł być jeszcze wyższy, gdyż Anglicy strzelali na bramkę niemal bez przerwy, a rywale nie potrafili odpowiedzieć żadną składną akcją.

Manchester United w porywającym stylu wygrał swój pierwszy Puchar Europy. Uradowany Matt Busby mógł powiedzieć, że osiągnął nieosiągalne-odbudował potęgę „Red Devils” a jego team zasiadł na europejskim tronie jako szósta drużyna w historii i jako pierwsza z Anglii. Rok później nie udało się obronić trofeum- Anglicy odpadli po wyrównanym dwumeczu w półfinale z Milanem. Pamięć o londyńskiej wiktorii podnosiła kibiców United na duchu aż do 1999r., kiedy to następca Sir Matta, jego rodak, Alex Ferguson poprowadził Manchester do kolejnego triumfu w najważniejszym klubowym turnieju świata

Przewiń na górę strony