Nie przegap
Strona główna / Liga Mistrzów / Welcome Rome!

Welcome Rome!

Welcome Rome!
Manchester United po zwycięstwie 3:1 nad Arsenalem w meczu rewanżowym półfinału Ligi Mistrzów ma szansę zapisać się na kartach historii jako pierwszy klub, który obronił to prestiżowe trofeum. Arsenal został pozbawiony wszelkiej nadziei w zaledwie 11 minut, gdy otrzymali dwa ciosy, zadane przez Parka a następnie Ronaldo. 27 maja w Rzymie, Czerwone Diabły mogą dokonać rzeczy wielkiej, której nikt nie powtórzy przez kolejne kilkanaście lat.

Tydzień temu na Old Trafford mieliśmy okazję oglądać mecz zupełnie dwóch różnych drużyn. Arsenal, cofnięty głęboko i nękany ciągłymi atakami Diabłów nie był w stanie ani na chwilę przejąć kontroli. Wodząc wzrokiem za piłką Kanonierzy przyglądali się jak rywal konstruuje kolejne akcje i coraz bardziej zagraża bramce Almunii.
W końcu stało się. W 17 minucie John O’Shea udokumentował przewagę Manchesteru, zaś kibice zacierali ręce, spodziewając się kolejnych bramek. Te jednak nie padły, głównie z powodu znakomicie dysponowanego wówczas Manuela Almunii.

Dzięki skromnej zaliczce kwestia awansu do finału wciąż była otwarta, a gdy dodamy do tego rewanż na The Emirates Stadium, można łatwo odgadnąć, że nawet Sir Alex Ferguson może się tego spotkania obawiać.

Obawy pokazała wyjściowa jedenastka Manchesteru. Bez klasycznego napastnika, z pomocnikami wyraźnie nastawionymi na destrukcję ataków. Pokazały to również pierwsze minuty. Piłkarze United przyjechali na Emirates by czekać. I czekali cierpliwie, wybijając kolejne dośrodkowania, przerywając podania i wstrzelenia piłki w pole karne. Choć defensywa Czerwonych Diabłów wyglądała z początku na bardzo solidną, to w końcu jedno z tych dośrodkowań mogło zakończyć się bramką.
I wtedy pada pierwszy cios. Ronaldo otrzymuje prostopadłą piłkę w pole karne, wbija ją na siódmy metr, a Park, wykorzystując katastrofalny w skutkach błąd młodego Gibbsa zdobywa pierwszego gola. Trybuny uciszone, widzimy jedynie cieszącego się Fergusona i wyraźnie niezadowolonego Wengera. Wbić trzy gole Manchesterowi, nawet grając u siebie, jest sztuką arcytrudną.

Kanonierzy nie zdołali jeszcze do końca dojść do siebie, gdy Cristiano Ronaldo huknął z rzutu wolnego na 2:0. Wiele osób zarzuca bramkę Almunii, analizy powtórek pokazują jednak, że wielką pracę przy tym golu zrobił John O’Shea, który ustawił się w murze Arsenalu, zasłaniając bramkarzowi gospodarzy piłkę. Nie bez znaczenia był też jego ruch w lewą stronę, gdy futbolówka uderzona przez Portugalczyka mknęła w stronę siatki.

Arsenal po drugim ciosie już się nie podniósł. Podopieczni Arsene Wengera stracili całą wiarę, z jaką tak zaciekle atakowali w pierwszych minutach meczu. A Manchester znów kontrolował sytuację, wymieniając setki podań i czekając na kolejne błędy rywali. Tak właśnie padł trzeci gol, gdy po podręcznikowo przeprowadzonej kontrze Rooney zagrał piłkę do Ronaldo, a ten zdobył swoją drugą bramkę w tym meczu. Kibice Arsenalu zaczęli opuszczać trybuny, a Sir Alex Ferguson mając już w głowie mecz w Rzymie zdejmował piłkarzy narażonych żółtą kartką, przez którą mogliby w finale nie zagrać.

Najwierniejsi fani ekipy z Londynu doczekali się w końcu chwili pocieszenia, gdy Darren Fletcher sfaulował Cesca Fabregasa, a rzut karny na gola zamienił Robin van Persie. Sam faul był oczywisty, lecz czerwona kartka, którą Szkot został od razu ukarany, dosyć problematyczna.

Manchester United

Ten mecz nie przejdzie do historii jako jeden z najbardziej zaciętych czy dramatycznych, a jednak niektórzy bardzo dobrze go zapamiętają. Bo w finalnym rozrachunku ideologia Wengera przegrała z filozofią Fergusona. Dzieci Arsenalu, wychowywane, szkolone, dojrzewające pod okiem Francuza, mogły wczoraj stać się mężczyznami, lecz w pojedynku z doświadczeniem i wyrachowaniem, pozostały tylko dziećmi. Teraz już można otwarcie powiedzieć, że eksperyment Arsene’a nie powiódł się, czemu on sam po części jest sobie winien. Bo ile to już młodych talentów opuściło Londyn, w poszukiwaniu lepszych zarobków? Ile razy Francuz zamiast dać kilka tysięcy funtów tygodniowo więcej, wolał się marudzącej gwiazdy pozbyć, wprowadzając w jej miejsce kolejnego gołowąsa?

Ferguson pokazał, jak ważne jest połączenie młodości i doświadczenia. Piłkarze młodego pokolenia zestawieni z gwiazdami powoli gasnącymi czerpią nawyki starych profesorów.

Półfinałowy dwumecz wygrał zespół lepszy. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Jedyną niewiadomą jest kondycja wyczerpanych ciężkim sezonem gwiazd Manchesteru. Czy wytrzymają? Czy będą w stanie wykrzesać z siebie jeszcze odrobinę świeżości, by w końcu świętować cztery trofea? Póki co, wszystkie drogi z Manchesteru prowadzą do Rzymu.

Przewiń na górę strony