Nie przegap
Strona główna / Manchester United / Legendy: Dunne i Herd – wielcy zapomnieni.

Legendy: Dunne i Herd – wielcy zapomnieni.

Tony Dunne i David Herd, podobnie jak opisywany przeze mnie dwa tygodnie temu duet Bill Foulkes – Denis Viollet, jest duetem przeciwieństw. Jednocześnie mimo iż ich osiągnięcia w Manchesterze United pozostawały w swoistej opozycji, bo jeden bronił, a drugi atakował – doskonale wpasowali się w drużynę, doskonale uzupełniali. Paradoksalnie trafili jednak i w najlepsze dla United i najgorsze dla nich samych czasy świetności „Czerwonych Diabłów”. Skąd to stwierdzenie? Przekonacie się po dalszej lekturze.

Anthony Peter „Tony” Dunne

Anthony Peter 'Tony' Dunne
Tony Dunne to postać wybitna zarówno w kadrze narodowej, jak również w klubie. Urodzony 24 lipca 1941r. zawodnik zaczynał swoją karierę w Shelbourne FC, ale nie zagrzał tam długo swojego miejsca. Już po dwóch latach zainteresowali się nim działacze Manchesteru United i w wieku 17 lat Irlandczyk za kwotę 5000 funtów stał się „Czerwonym Diabłem”. Swój debiut zaliczył jednak dopiero 17 października 1960r. w meczu wyjazdowym z Burnley. W tymże spotkaniu rozpoczął niesamowitą serię występów i okres 13 lat, w których był filarem naszej obrony.

Na pozycji stopera był zawodnikiem niezastąpionym. Jego gra cechowała się tym, że nie była pokazowa, nie była efektowna, ale była bardzo efektywna. Krótko rzecz ujmując, Anthony robił na boisku to, co powinien był robić. Jego postać w historii Manchester United została jednak przyćmiona. Miał to (nie)szczęście, że grał w jednym składzie z Sir Bobby’m Charltonem, Denisem Law oraz George’em Bestem. Nie mógł więc jako obrońca zaistnieć na językach kibiców, którzy zafascynowani byli rzecz jasna tą wspaniałą ofensywną trójcą, a nie obrońcami. Jednak zasadnicza kwestia jest taka, że gdyby nie taki zawodnik jak Dunne, który wspaniale przejmował piłki i niweczył próby ataku przeciwników, ta wspaniała trójca nie byłaby może tak wielka, jak istotnie się stała. Często mówi się, że to Tony był właśnie tym filarem, dzięki któremu mogła zaistnieć w naszym klubie tak wspaniała ofensywa, która zawojowała piłkarski świat na wiele lat. Sam Sir Matt Busby często określał Tony’ego Dunne’a jako najlepszego stopera tamtych czasów na świecie. Istotnie – był szybki, zwinny, a jego świetne wślizgi zazwyczaj okazywały się genialne i perfekcyjne.

Z Manchesteru United przeniósł się do Boltonu, skąd po 170 występach trafił do Detroit Express i tam zakończył oficjalnie karierę piłkarską.

Choć po tym opisie wydaje się wciąż przeciętniakiem, to informacje za chwilę przytoczone zmienią zapewne jego wizerunek. Jeśli kogoś nie przekonało 13 barwnych lat w Manchesterze United, w których Dunne był graczem wyjściowej „jedenastki”, tej złotej „jedenastki”, która do dziś jest uważana za jedną z najwspanialszych w całej historii United, to może dodam jeszcze kilka wiadomości. Rzeczywiście – dorobek bramkowy imponujący nie jest i znów tak samo, jak robiliśmy to do tej pory, przez wzgląd na pozycję na boisku, potraktujemy tę liczbę z przymrużeniem oka, bo Dunne strzelił zaledwie dwa gole. Ale już na całkiem poważnie: wywalczył on z Manchesterem dwa Mistrzostwa Anglii (1964/65, 1966/67), jeden FA Cup (1963) oraz Puchar Europy w 1968. Do tego w drodze do finału Pucharu Europy Dunne rozegrał każde jedno spotkanie i, jak twierdzą wszyscy ludzie zainteresowani tamtymi czasami w klubie, zasłużył na to zwycięstwo bardziej, niż ktokolwiek inny. Jakby tego było mało – zakładał trykot „Czerwonych Diabłów” 530 razy! Fenomenalny wynik, dzięki któremu Tony Dunne plasuje się na wysokim siódmym miejscu w klasyfikacji najczęściej występujących w United graczy wszech czasów – ustępuje tu miejsca jedynie trzem graczom swojej ery: Charltonowi, Foulkesowi i Stepney’owi, ale także tym, których teraz my oglądamy na co dzień: Giggsowi, Scholesowi i Neville’owi.

Do tego Anthony z powodzeniem występował w kadrze narodowej. Grał dla Irlandii 33 razy 1962-1975, dlatego też jest wymieniany jako jeden z najlepszych irlandzkich obrońców w historii. Został także wybrany na Piłkarza Roku w 1969.

David George Herd

David George Herd
David zagościł na Old Trafford sporo krócej, niż jego kolega, o którym wspominałam w pierwszej części felietonu. Dunne może pochwalić się 13 latami w United, Herd zaś grał tu przez 7 lat. I to jest ta kwestia, która zadziwia najbardziej – dlaczego obrońca zazwyczaj gra w jednym klubie przez całą swoja karierę, a napastnik wytrzymuje co najwyżej kilka lat? I nie jest to przypadek jednostkowy. W każdym razie to było piękne, pełne radości siedem lat, w takcie których Herd, podobnie jak inni zawodnicy opisywani w tej serii, zapisał się na stałe w historii „Czerwonych Diabłów”.

Urodzony 15 kwietnia 1934r. w Hamilton, ale wychowujący się w Manchesterze Szkot grał w United na pozycji napastnika. Swoją karierę zaczynał w Stockport County, gdzie występował ze swoim ojcem, ale jego gra była przerywana przez obowiązkową służbę wojskową. Jednak już w 1954r. pomimo absencji na kilku spotkaniach, spowodowanej przez wojsko, Herdem zainteresował się Arsenal, a chwilę później ściągnął go jako wzmocnienie swoich szeregów za 10 000 funtów. Tam szybko stał się bardzo dobrym i systematycznym snajperem. W sezonie 1960/61 jego fantastyczna forma zaowocowała 29 trafieniami, ale to nie pomogło będącym wtedy w słabej formie „Kanonierom” sięgnąć po Mistrzostwo Kraju. W związku ze słabymi osiągnięciami w Londynie, pomimo w sumie 107 strzelonych dla drużyny bramek – Herd chciał dołączyć do ekipy, z którą mógłby walczyć o najwyższe trofea. 1 lipca 1961r. za kwotę 40 000 funtów tym zespołem miał być dla Davida Manchester United.

Zadebiutował tu szybko, bo już 19 sierpnia 1961r. przeciwko West Ham. Równie szybko, bo w trzecim rozgrywanym spotkaniu, strzelił dla „Czerwonych Diabłów” dwie bramki w meczu przeciwko Blackburn Rovers (United wygrało wtedy 6:1). Herd okazał się być piłkarzem bardzo przydatnym – był silny, miał dokładne strzały, rzadko kiedy zdarzały mu się kiksy. Do tego bardzo trudno było go zatrzymać czy to posturą, czy to wślizgiem, bo David był bardzo zwinnym i czujnym piłkarzem – po prostu liderem swojej formacji. W dwa lata po przejściu na Old Trafford Herda, Sir Matt Busby sprowadził do klubu również innego Szkota – Denisa Lawa. I nie trzeba chyba nikomu udowadniać, że ten duet podbijał serca fanów w Teatrze Marzeń. Swój debiutancki sezon zakończył z 27 meczami na koncie, w których trafiał do bramki przeciwnika 14-krotnie. Herd bardzo zasłużył się w finale FA Cup, gdzie przeciwko Leicester City przyczynił się do wygranej zdobywając dwie bramki (3:1) w 1963r. Później wielokrotnie wpisywał się na listy wybornych strzelców w następujących po sobie sezonach – na przykład w sezonie 1965/66 trafiał 32 razy. Zniżka formy nastąpiła dopiero w 1966r., kiedy Herd złamał sobie nogę i stracił później miejsce w podstawowej „jedenastce”.

Jednak to nie przekreśliło i do teraz nie powinno przekreślać jego osiągnięć. David Herd wystąpił w 265 meczach Manchesteru United i strzelił w nich imponującą liczbę 145 bramek.

David Herd grał w Manchesterze United równo 7 lat. 1 lipca 1968r. stał się bowiem oficjalnie piłkarzem Stoke City, jako że w 1967r. rekonwalescencja złamanej nogi zabrała mu bardzo dużo czasu i przyniosła oczywisty spadek formy. Później, niestety, Herd nie był już tak genialnym piłkarzem i stąd właśnie decyzja o sprzedaniu go do innego klubu. Jednakże nie można pomijać jego osiągnięć w United: pomógł w zdobyciu w 1963r. FA Cup, następnie w 1965 i 1967 Mistrzostwa Anglii, a w 1968r. pomimo niezbyt częstych występów został także wpisany do składu, który wygrywał wtedy Puchar Europy.
Kariera reprezentacyjna nie była zbyt imponująca – Szkot zaliczył zaledwie 5 występów w pozostawiającej wtedy wiele do życzenia reprezentacji.

David Herd jest bardzo niesprawiedliwie pomijany w zestawianiu najświetniejszych napastników wszech czasów w Manchesterze United. Może znów – tak, jak i w przypadku Dunne’a – trafił na Old Trafford w najmniej odpowiednim historycznie momencie. Paradoksalnie – ustanawiane przez Szkota rekordy strzeleckie nie zostały zapamiętane przez obecność i następstwo takich gwiazd jak Sir Bobby Charlton, Denis Law czy George Best. Herd wcale nie był gorszy. Zostawiał na boisku w każdym meczu olbrzymi kawał swojego zdrowia, w każdym z tych spotkań dawał 100% z siebie samego i do tego był bardzo skuteczny, o czym świadczy 10. pozycja na liście strzelców wszech czasów, na której co prawda faktycznie ustępuje on miejsca wielkiej trójcy, ale to nie zmienia faktu, że zapomniany jest bardzo niesłusznie.

Tony Dunne i David Herd. Dwie postaci, które trafiły w nie najlepsze, paradoksalnie, czasy. Błogosławieństwem dla nich z pewnością mógł być fakt występowania z najświetniejszymi piłkarzami w historii „Czerwonych Diabłów”. Jednak ten zaszczyt, jak pokazuje teraźniejszość, był także swego rodzaju przekleństwem, które zamazało ich sylwetki w historii tak wielkiego i świetnego klubu. Bo choć, jak wspomniałam, występowali z najświetniejszymi, to sami też byli najświetniejsi, o czym świadczą ich osiągnięcia, o czym mówią statystyki klubowe. Kilka lat wcześniej lub kilka lat później zapewne byliby więc zapisani złotymi zgłoskami w historii klubu, ale nawet współcześni zawodnicy nie mogą się przebić przez falę wielkich nazwisk z lat 60-70. Czy słusznie, czy niesłusznie – to pozostawiam do rozważenia każdemu z kibiców z osobna.

Przewiń na górę strony