Nie przegap
Strona główna / Król Artur zdetronizowany?

Król Artur zdetronizowany?

Artur Boruc
W ostatnich tygodniach media prześcigały się w wyszukiwaniu nowych „rewelacji” o Arturze Borucu. Gazety rozpisywały się o jego słabej dyspozycji boiskowej, informacji o kryzysie szukano u Gordona Strachana, a John Hartson w swoim felietonie skrytykował jego prowokacyjne zachowania. Problemy małżeńskie polskiego bramkarza trafiły na pierwsze strony prasy brukowej. Trudno się dziwić – kryzys kogoś, kto odgrywa rolę narodowego skarbu, to potężny cios dla całej „piłkarskiej Polski”. Czy Król Artur zbytnio nie przyzwyczaił się do swojego „tronu”? Czy i skąd nadejdzie skrytobójczy cios, który pozbawi go „bramkarskiej hegemonii”?

W sobotę, 30 sierpnia Polskę obiegła sensacyjna informacja. „Boruc się rozwodzi! Ma już nową! A przecież trzy miesiące temu, żona urodziła mu synka”. Następnego dnia w „Old Firm Derby” z Rangers, Artur nie był tym samym charyzmatycznym bramkarzem, którego znaliśmy od paru lat. Popełnił dwa błędy przy bramkach rywali, przy czym drugi z nich na pewno przejdzie do historii potyczek odwiecznych rywali. Po tym zagraniu Boruca, stadion Celitcu opustoszał. Czy wyciągnięcie przez bezlitosną prasę na światło dzienne, problemów rodzinnych polskiego bramkarza, mogło wpłynąć na jego postawę w tym spotkaniu? Tego zapewne nie dowiemy się nigdy ale bardzo znaczące są słowa byłego piłkarza Celtów Johna Hartsona; „Uwierzcie mi, z tym wcale nie jest łatwo sobie poradzić”.

Artur BorucZniknął także typowy dla Boruca luz. Doskonale pamiętam jego wypowiedzi, w których podkreślał, że nie wie z kim zagra Celtic w najbliższej ligowej kolejce ani na którym miejscu w tabeli plasuje się jego zespół. Te anegdoty stały się legendarne ale na dzień dzisiejszy przeszły do historii. W tym momencie muszę wspomnieć koszmarny mecz ze Słowacją. Jak zagrał Artur – każdy dobrze wie. Popełnił fatalny błąd ale jeszcze bardziej przerażające było jego zachowanie. Nasz bramkarz był autentycznie zdruzgotany. Po ostatnim gwizdku, zdołał tylko wychrypieć łamiącym się głosem: „przepraszam, jest mi bardzo przykro”. Ten mecz powalił olbrzyma. Chociaż od tego czasu Boruc rozegrał dwa niezłe spotkania w barwach Celticu, to jego występy nadal wydają się być przechadzką po polu minowym.

Wszystko to sprowadziło na Artura Boruca falę krytyki. Nie mówię tu o ludziach mających mu za złe, chętnie demonstrowane przywiązanie do Legii Warszawa ale prawdziwych fachowców. Tabuny specjalistów najróżniejszej maści, przeprowadzały analizy stanu jego ducha i ciała. Wyniki tych „badań” były różne; „za gruby”, „niezrównoważony”, „pozbawiony profesjonalizmu”.

Ciekawy punkt widzenia przedstawił Rafał Stec z Gazety Wyborczej. Zasugerował on, iż zbędne kilogramy Artura są barierą, która nie pozwala mu ostatecznie zamknąć rozdziału „Gwiazda Celticu” i rozpocząć następnego, zatytułowanego „Gwiazda w Gwiazdozbiorze”. Znany dziennikarz napisał:

Granica między byciem sportowcem bardzo dobrym a wybitnym bywa szczuplutka, zależy od niuansów, zdolności do poświęceń i narzucania sobie ostrych rygorów, której wspaniale utalentowanym niekiedy brakuje.

Jak już wcześniej wspomniałem, losem naszego goalkeepera przejął się również John Hartson. Jeden z najlepszych napastników Celticu i reprezentacji Walii, przywołuje incydenty na linii Boruc – kibice Rangers…

Przykro mi to mówić, ale nadszedł najwyższy czas, by ktoś to zrobił. Facet jest legendą, ale, powiedzmy sobie szczerze, niezupełnie z powodów, z których legendą być się powinno. Wśród tych powodów jest wiele złych rzeczy.

Jest legendą, bo postrzega się go jako osobę nienawidzącą Rangersów. Bo nosi katolickie koszulki. Bo, całkiem dosłownie, pokazuje światu środkowy palec i czyni to w taki sposób, jakby naprawdę miał gdzieś, co inni o tym myślą.

Nie potrafię zrozumieć, dlaczego Boruc chce być wytykany palcami i nienawidzony przez kibiców Glasgow Rangers. Dla mnie to czyste szaleństwo…

Czy Walijczyk ma rację? Trzeba przyznać, że jego słowa mają potwierdzenie w obecnych wydarzeniach. Z drugiej strony muszę zdradzić, że cenię u piłkarzy „ludzkie odruchy”. Takie jak choćby gest Wayna Rooneya w meczu z Evertonem. Dla przypomnienia – Anglik wygwizdywany przez kibiców swojego byłego klubu, odwrócił się w ich stronę, prowokacyjnie całując herb Manchesteru United. Dla jednych głupota i dziecinada, dla drugich dowód na przywiązanie do drużyny. Wracając do Artura Boruca, należy zaznaczyć, że dopóki nie popełniał błędów, nikt, oprócz kibiców Rangers, nie miał mu za złe prowokacyjnych zachowań.

Artur BorucCelowo nie poddaję analizie czysto piłkarskich umiejętności Artura. Są one niepodważalne i doceniane na całym świecie. Ostatecznie dowiodła tego lista bramkarzy, nominowanych do nagrody FIFPro. Chociaż nie udało mu się wygrać, to zestawienie go z Casillasem, Buffonem, Cechem oraz van der Sarem ostatecznie zakończyło dyskusję nad składem „TOP 5” wśród bramkarzy. Jeśli dodać do tego relacje jego kolegów z Celticu i reprezentacji Polski, którzy podziwiają jego charyzmę, spokój oraz umiejętności rozładowywania atmosfery w zespole, to wyłoni nam się obraz bramkarza prawie idealnego. Prawie, bo ciągle coś staje mu na przeszkodzie w wykonaniu ostatniego, najważniejszego kroku w jego dotychczasowej karierze.

Wydaje mi się, że sam Artur Boruc toczy ze sobą wewnętrzną walkę. Polak doskonale zdaje sobie sprawę, że gigantem można zostać tylko dzięki ciężkiej pracy i wyrzeczeniom. W zeszłorocznym wywiadzie dla FUTBOL.PL powiedział przecież: „obiecałem sobie, że nie tknę alkoholu przez pół roku”. Wtedy był w szczytowej formie. Jednak w tej samej rozmowie stwierdził, że „gdyby nie grał w piłkę, to pił by piwko z kolegami w Siedlcach”. Musimy więc czekać i liczyć na to, że najlepszy polski piłkarz wybierze drogę ku gwiazdom, a nie bardziej przyziemnej „budce z piwem”.

Przewiń na górę strony