Nie przegap
Strona główna / Z pustego i Salomon nie naleje…

Z pustego i Salomon nie naleje…

Z pustego i Salomon nie naleje...
Mecz ze Słowenią miał być formalnością. Mecz z San Marino optymiści określali sparingiem z amatorami… Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że piłka nożna w Polsce z dnia na dzień kompromituje się coraz bardziej. Marny remis ze Słowenią, dosłownie wymęczone zwycięstwo z 200. zespołem w rankingu UEFA, który przegrywa 97% rozegranych spotkań. Narzekać rzeczywiście jest najłatwiej, ale brak optymizmu, jakiejkolwiek perspektywy na przyszłość, wydaje się być logiczną reakcją. Tutaj nikt nie rozpieszcza nas, polskich kibiców. Rzeczywistość jest brutalna, a my być może powinniśmy wykazać się niesamowitą wiarą w to, że przecież może być lepiej… Ale jak długo jeszcze mamy sobie to wmawiać?

Mecz ze Słowenią dał nam naprawdę wiele do myślenia. “Remis, czyli porażka” – inaczej nie można było nazwać tego żałosnego wyniku. Najbardziej przeraża w polskim zespole to, że nie ma tam przywódcy, numeru jeden, kogoś, kto wziąłby ciężar gry na swoje barki, udźwignął presję… Nie ma zespołu, są pojedyncze rajdy, strzały z dystansu, ale o grze zespołowej trudno tutaj mówić. Co na ten temat uważał wyróżniający się aktor spotkania ze Słowenią?

Dla nas to jest porażka. Strzeliliśmy pierwszą bramkę i powinniśmy grać dalej swoje, a tymczasem po stracie w środku pola straciliśmy bramkę. Tu chodzi jednak o wizerunek naszej gry. Baliśmy się brać ciężar gry na siebie. Do tego nie rozpieszczała nas jeszcze pogoda, która jednak dla Słoweńców była taka sama. W poprzednich eliminacjach rozpoczęliśmy od porażki, a potem wygrywaliśmy wszystko po kolei. Teraz może będzie podobnie.

Dostrzec nutkę optymizmu w wypowiedzi Błaszczykowskiego jest dość łatwo, jednak zawodnik nie ucieka od obiektywnych opinii, określenia poziomu naszej gry. Zawodnicy doskonale zdają sobie sprawę z tego ile od nich się wymaga i jakie są tego efekty. W tej chwili chciałbym przedstawić kolejną wypowiedź zawodnika Borussi Dortmund:

Nie mogę przez 90 minut biegać tam i z powrotem. Tak się nie da, trzeba rozłożyć dobrze siły. Jest przecież jedenastu piłkarzy na boisku, a nie tylko Błaszczykowski.

Rzeczywiście tak jest. Jeden zawodnik nie wygra sam całego spotkania, a gdy widoczny jest brak zaangażowania ze strony kolegów, 'odpuszczanie’ piłek rywalowi, pojawiają się w prasie tego typu komentarze. Nie dziwmy się, że w naszym obozie pojawia się rozgoryczenie. Naprawdę trudno znaleźć optymistów wierzących w dobrą grę naszej reprezentacji. Być może to właśnie owej wiary, o której pisałem na początku, po prostu nam brakuje?

Ale do jasnej pogody! Jak dyskutować o polepszeniu jakości gry, gdy nasz kraj kompromituje się nawet brakiem warunków do stworzenia konferencji prasowej? Pomijając ten fakt, warto również dodać, że stadion, na którym odbywał się mecz Polska – Słowenia, nie ma nic wspólnego z nowoczesną technologią.

Zawsze mecze waszej kadry rozgrywane są w takich warunkach? – dziwił się słoweński dziennikarz.

Mecz z San Marino.

Tutaj plan był oczywisty – zwycięstwo. Owa wygrana miała być potwierdzeniem tego, że drużyna łapie wiatr w żagle i rzeczywiście może postraszyć przyszłych rywali… Stało się inaczej. Wymęczone, wyszarpane zwycięstwo. Optymiści twierdzą, że nie liczy się styl gry, a 3 punkty. Być może tak jest, ale boję się myśleć jak wyglądałby ten mecz, gdyby Fabiański nie obronił rzutu karnego? Skoro zawodnicy stwierdzili, że 1 bramka pozwoliła im się odblokować, śmiem twierdzić, że po stracie bramki z tak łatwym przeciwnikiem już na początku spotkania, bylibyśmy straceni. Graliśmy z amatorami, którzy piłkę nożną traktują tylko jako swoje hobby, ale doskonale wiemy, że tej ogromnej różnicy nie było widać. Wręcz przeciwnie. Momentami miałem wrażenie, że to my, Polacy, zajmujemy 200 miejsce w rankingu. Byłem przerażony, gdy polscy dziennikarze zaczęli spekulować: „Co będzie, gdy przegramy z San Marino?” przerażony braniem pod uwagę takiej ewentualności. Bądźmy szczerzy. Jeśli choć w minimalny sposób baliśmy się spotkania z tak słabym zespołem, powinniśmy bać się już każdego. Z kolei Leo wydaje się być już zmęczonym rozwojem sytuacji. Przyznam szczerze, że współczuję Holendrowi. Podjął się niesamowicie odważnego zadania, jednak zgodnie z myślą “z pustego i Salomon nie naleje” takie wyniki, dramat polskiej piłki nie powinien nas szokować. Zaczynamy przyzwyczajać się do wstydu, jaki rodzi się wraz z grą polskiej reprezentacji, do najzwyklejszej kompromitacji.

Przecież jeszcze nie odpadliśmy z eliminacji – podkreślił.

Pamiętacie mecz Finlandią dwa lata temu? To co działo się po przegranym spotkaniu zupełnie przypomina obecną sytuację. Po porażce z Finlandią i Serbią traktowano nas jak śmieci, a cztery tygodnie później, wygrywając z Portugalią, byliśmy najlepsi na świecie. A tak naprawdę nie byliśmy najlepsi, ani też nie graliśmy aż tak najgorzej. Niestety, w Polsce tak już jest – albo jest białe, albo czarne, nigdy pośrodku. Ale muszę to zaakceptować, bo jestem gościem w tym kraju – podsumował Beenhakker.

Nie wiem czy jest sens w oglądaniu się za siebie, szukania w pamięci dobrych spotkań naszej reprezentacji. Musimy patrzeć przed siebie, ucząc się na błędach, które oczywiście nie są nam obce. Mecz z San Marino jest kropką nad „I”. Tutaj oczywiście nie może być euforii, jest wręcz niesmak. Ciekawy jest fakt, że sami zawodnicy z San Marino odważnie stwierdzili, że nawet przeciętniak w kadrze Leo, byłby gwiazdą w ich zespole. Cieszy mnie świetna dyspozycja młodziutkiego, zaledwie 20-letniego Roberta Lewandowskiego. To właśnie jego postać może wywoływać uśmiech na twarzy kibica. Cieszę się, że posiadamy młodych, utalentowanych zawodników. Sztuka jednak polega na tym, by umiejętnie oszlifować ten diament. Być może rzeczywiście po słabym początku nasi zawodnicy ponownie uwierzą w swoje umiejętności? Chciałbym w to wierzyć.

Reasumując. O stylu lepiej już więcej nie mówić. Każdy z nas widzi, że forma zawodników jest po prostu słaba. Remis ze Słowenią i zwycięstwo w marnym stylu z San Marino nie może napawać nas optymizmem. Jeśli w naszym zespole najlepszym piłkarzem jest bramkarz… Sami dokończcie. Zwycięstwo cieszy, ale fakt, że zrodziło się wielkich bólach daje do myślenia. Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak wyczekiwanie meczów z Czechami i Słowacją. Skłamałbym, gdybym stwierdził, że nie boję się tych spotkań. Czechy to zdecydowanie o wiele bardziej wymagający przeciwnik niż Słowenia czy San Marino. Z takim rywalem nie będzie można pozwolić sobie na małe błędy w obronie lub brak pomysłu w kreowaniu akcji. Musimy zagrać bardzo dobry mecz, innej drogi do zwycięstwa po prostu nie ma i nie będzie nigdy. Dumni po zwycięstwie, wierni po porażce… A czy Wy, Drodzy czytelnicy, wierzycie? Czy potraficie dostrzec dobre strony w tym piłkarskim dnie? Czy Waszym zdaniem uda nam się awansować? Czy dobra gra polskiej reprezentacji jest realną opcją? Pytań rodzi się wiele, znaki zapytania pojawiają się na każdej płaszczyźnie, jednak my jako kibice nie możemy być obojętni wobec zaistniałej sytuacji. Zapraszam wszystkich do wyrażania swoich szczerych opinii!

Zwycięstwa potrzebowaliśmy jak wody – mówi po wygranym meczu z San Marino, Mariusz Jop.

Przewiń na górę strony