Nie przegap
Strona główna / Łączymy się z murawą!

Łączymy się z murawą!

Mateusz Borek
Futbolowe mistrzostwa Europy to prawdziwe święto dla piłkarzy, kibiców, dziennikarzy oraz tzw. ekspertów. Powszechnie wiadomo, że w Polsce ekspertów do spraw piłki nożnej mamy blisko 40 milionów i gdyby nie ograniczające nas zobowiązania zawodowe i towarzyskie, niemal każdy mógłby zostać trenerem narodowej kadry.

Jako prawdziwy kibic przygotowałam się do rozgrywek solidnie – nie chodzi o odpowiednią ilość piwa w lodówce, ale o to, że zawczasu opłaciłam dodatkowy pakiet Polsatu, aby w pełnym wymiarze móc „uczestniczyć” w turnieju .

Bo mistrzostwa to nie tylko mecz, to także… studio i komentarze! Opłaciłam i dzięki temu od pierwszych dni czerwca goszczą w moim domu panowie Bożydar Iwanow i Mateusz Borek oraz tzw. loża ekspertów, w której zasiadają między innymi Zbigniew Boniek, Roman Kołtoń, Tomasz Hajto, Jerzy Brzęczek oraz Piotr Świerczewski. Temu ostatniemu przypadły nawet w udziale krótkie „wejścia” podczas spotkań naszych rycerzy – i to z poziomu zielonej trawy (tekst „łączymy się z murawą” już wszedł do języka kibiców i będzie na pewno pożywką dla satyryków).

Prawdziwą gwiazdą polsatowskiego studia jest bez wątpienia Zbigniew Boniek, który mówi ładnie i składnie, dowcipkuje, wplata makaronizmy, a po godzinach ogrywa kolegów na korcie! Pozazdrościć błysku w oku i kondycji. Krytykuje w sposób subtelny, ale konkretny i rozsądny. Cześć mu za to i chwała, gdyż śniegowa kula niezadowolenia już zaczęła się toczyć– mistrzostwa nam nie wyszły, wyładujmy więc frustracje na trenerze. Hasło przewodnie: Leo musi odejść!

Mateusz Borek, zdolny komentator i dziennikarz sportowy, którego dobrze się słucha(ło) i miło ogląda, został niedawno ojcem – serdeczne gratulacje! Ciężko jednak powstrzymać kobiecą złośliwość, mając w pamięci rozmowę, którą przeprowadził w studio Polsatu Sport Extra z Jakubem Błaszczykowskim. Jej przebieg może usprawiedliwić jedynie szok poporodowy młodego taty. O ile dobrze pamiętam, to Mateusz Borek należał do chóru wyśpiewującego laudacje na cześć Leo Beenhakkera (m.in. w cyklicznym programie Cafe Futbol), który to pan wywalczył z polską reprezentacją historyczny awans do EURO. Od miłości do nienawiści tylko jeden krok…

Rozmowa z Błaszczykowskim została zapowiedziana jako „odkrycie kart”. Napięcie rosło jak u Hitchcocka, ale – jak to zwykle bywa – z wielkiej chmury… mały deszcz. Jakub Błaszczykowski pokazał sportową klasę, umiejętnie wybrnął z niewygodnych i tendencyjnych pytań. Szczerze przyznał, że poczuł się dotknięty decyzją trenera, nie chciał wokół siebie rozgłosu, musiał wszystko spokojnie przemyśleć i poukładać w głowie. Każdego, kto miał przyjemność wysłuchać polskiego zawodnika, z pewnością ujęła jego skromność oraz słowa, że gra w reprezentacji to zaszczyt i nie robi się tego dla pieniędzy (i tu staje przed oczyma reprezentacja Engela oraz zupki Knorra).

Borek nie poddawał się i wciąż powtarzał, że „coś tu jest niejasne”. Podchodził przeciwnika z różnych stron, pytał o atmosferę, konflikty, sugerował niewłaściwe treningi… nic z tego. Reprezentant Polski wyjaśnił, że kontuzja mu się nie odnowiła, ale sygnalizował trenerowi problemy z mięśniem dwugłowym – ten zaś podjął taką, a nie inną decyzję. Zaprzeczył też informacjom o kłótni z Beenhkkerem oraz spięciach z Mike’em Lindemannem. Odetchnęłam z ulgą, jednak szyderczy uśmieszek na twarzy redaktora zdawał się krzyczeć ze szklanego ekranu: –Kuba, zdajemy sobie sprawę, że chcesz grać w reprezentacji i nie mówisz nam całej prawdy, ale my i tak wiemy swoje! Bez komentarza.

Przewiń na górę strony