Nie przegap
Strona główna / Skała prosto z Serbii

Skała prosto z Serbii

Skała prosto z Serbii
„Tyś jak skała, tyś Nemanja” – takiej parafrazy kościelnej pieśni można by dokonać, chcąc opisać środkowego obrońcę i jednocześnie kapitana Manchesteru United. Czy na pewno „skała”? Jeszcze jakiś czas temu większość kibiców Manchesteru United była tego niemal pewna. Wiadomo jednak, że z czasem każda skała może się skruszyć, ulec erozji. Czy ten czas dla Serba właśnie nadszedł? Chcąc obalić lub potwierdzić tę teorię, przyjrzyjmy się szkiełkiem i okiem tegorocznym dokonaniom Nemanji Vidicia, odkładając na kilka chwil sympatie i antypatie.

Zazwyczaj, oceniając pracę środka obrony drużyny, bierze się pod uwagę czyny obu defensorów, dziś przychodzi rozliczać ich z sezonu oddzielnie. Nie jest to łatwe zadanie, ale Nemanja Vidić, bohater dzisiejszego tekstu, w tym roku dostarczył sporo materiału do oceny, grając wiele i z wieloma partnerami u boku. Łącznie serbski obrońca wyszedł na boisko 47 razy (35 razy w lidze, co jest jego osobistym rekordem), zawsze wyprowadzając swoją drużynę na boisko jako kapitan i rozpoczynając mecz w pierwszym składzie. Jest to pewna innowacja w stosunku do poprzednich sezonów, kiedy to kapitanem był coraz częściej kontuzjowany Gary Neville. Serbowi od początku jego gry w Manchesterze partnerował Rio Ferdinand, kompanem w obronie był 25 razy, 13-krotnie czynił to „nowy” Chris Smalling, a 9 razy Jonny Evans. Urodzony w Użicach zawodnik strzelił także 5 bramek (wszystkie w lidze, co jest jego osobistym rekordem). 9-krotnie karany był przez sędziów, z czego dwie kartki dostał w marcowym spotkaniu z Chelsea, co poskutkowało czerwoną, ostrymi reprymendami ze strony niektórych kibiców „Czerwonych Diabłów” i absencją w późniejszym, przegranym zresztą, meczu z Liverpoolem, a także wygranym z Boltonem.

Pora odłożyć na bok statystyki i zająć się samą grą Vidicia. Ten sezon zaczął z wysokiego C, dobrze spisując się z Jonnym Evansem u boku w pierwszych sierpniowych meczach. Po dwóch udanych dla Serba spotkaniach przyszedł czas na ostre reprymendy po wyjazdowym remisie z Fulham. Okazało się to jedynie jednorazowym występkiem, bo w następnym meczu z West Hamem 30-latek znów prezentował dobrą formę. Utrzymał ją także po przerwie reprezentacyjnej, nieźle radząc sobie w spotkaniach z drużynami z Liverpoolu – Evertonem (bramka) i samym Liverpoolem. Wkrótce jednak dyspozycja Nemanji uległa pogorszeniu, a seria kiepskich spotkań zapoczątkowana meczem z Boltonem pod koniec września trwała ponad miesiąc, kiedy to gracz z „15” na plecach popełniał praktycznie w każdym meczu kilka prostych, dziecinnych błędów. Forma kapitana miała wpływ na cały zespół – na przełomie września i października Manchester United zanotował serię 4 meczów bez zwycięstwa. Wkrótce jednak zarówno Vidić, jak i jego drużyna obudziła się z letargu, czego owocem było między innymi zwycięstwo nad Tottenhamem, w którym udział miał grający wyśmienite spotkanie (okraszone golem) Serb.

Wydawało się, że Nemanja Vidić już wrócił do formy i blok defensywny stanie się ponownie zaporą nie do przejścia. Nic bardziej mylnego – serbski obrońca wciąż nie zachwycał, imponując jedynie w najważniejszych starciach, co udowodnił, unieszkodliwiając w spotkaniu z Manchesterem City linię ofensywną rywala. Kilka dni później Vidić znów zagrał niezłe spotkanie, tym razem przeciwko Aston Villi. Serb po raz trzeci w sezonie trafił do siatki, dzięki czemu po udanym comebacku dał swej drużynie remis na trudnym terenie. Niestety, po dobrych spotkaniach Nemanja znów wrócił do przeciętności. Z niej wyrwał go dopiero wyśmienity mecz z Arsenalem, zwyciężony 1:0. Z dobrą formą Vidić kroczył przez grudzień, nie zawodząc w meczach z Sunderlandem i Birmingham. Również nowy rok nie był w stanie wytrącić reprezentanta Serbii z tego stanu, gdyż ten nie do przejścia był w meczach z WBA, Stoke, a także z „Kogutami”, którym już po raz drugi zalazł za skórę.

Tegoroczne wahania formy u Vidicia kolejny raz dały się jednak we znaki – niezbyt dobrze zakończył on styczeń, nie popisując się także podczas pierwszej porażki w sezonie, z Wolves. Świetnie zaprezentował się z kolei w meczu z City, po raz kolejny przykrywając czapką napastników z tej gorszej niebieskiej części Manchesteru. Dobrze zagrał także w Marsylii w ramach rozgrywek Ligi Mistrzów, nie popisując się jednak w następnym meczu z Wigan. Później przyszedł czas na kolejną porażkę, tym razem z Chelsea. Wielu kibiców wypomina kapitanowi United czerwoną kartkę w tym spotkaniu, zapominając, że przed tym zdarzeniem Serb należał do najlepszych na boisku. Chcąc nie chcąc, musiał za swe postępki zapłacić i razem z absencją, przerwaną udanym spotkaniem z Arsenalem w FA Cup, ulotniła się też gdzieś forma serbskiej skały.

Tak też przyszedł czas na jeden z najgorszych występów Vidicia w karierze, czyli kwietniowy mecz z West Hamem. Nie dość, że tworzył dziurawą w pierwszej połowie obronę „Czerwonych Diabłów”, to jeszcze cudem uniknął czerwonej kartki za faul na Carltonie Cole’u. Kto wie, jakby to wyglądało w drugiej połowie spotkania, gdyby nie Wayne Rooney, dzięki któremu Manchester United ze stanu 0:2 wyciągnął na 4:2.

Wylany kubeł zimnej wody i „suszarka” ze strony sir Alexa Fergusona musiały podziałać na Serba, gdyż wreszcie ustabilizował on swą formę, nie zawodząc (choć należy przypomnieć o tym, jak łatwo ograł go przy bramce w półfinale FA Cup Yaya Toure) i grając, jak na kapitana przystało. Serię tę przerwał słabszy mecz z Arsenalem, w którym należy przypomnieć jego wybicie piłki ręką na rzut rożny przy świetnej sytuacji dla „Kanonierów”, zrekompensowany świetnym spotkaniem z Chelsea, w którym Vidić zdobył gola dającego mistrzostwo Anglii. W ostatnich meczach sezonu, wliczając w to finał Ligi Mistrzów z Barceloną, Nemanja Vidić nie wspiął się na wyżyny, nie dając jednocześnie powodów do niezadowolenia z jego postawy.

Podsumowując – po dobrym sierpniu (na 8) przyszedł czas na przeciętny wrzesień, październik i listopad (na 6,5). Następnie Nemanja Vidić bardzo dobrze grał w grudniu i styczniu (na 8,5), zachowując tę formę na luty (na 8). Utrzymał ją także w marcu (na 7,5). Z kolei kwiecień i maj w wykonaniu Serba wypadły nieźle (na 7), choć nie obyło się bez drobnych wpadek. Tak więc w szkiełku i oku Serb wypadł naprawdę nieźle, uzyskując wysoką średnią notę 7,5. Warto dodać też, że Vidić mimo nieco słabszego sezonu od poprzednich wciąż jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym obrońcą Premier League. Znalazł się w wybranej przez graczy jedenastce roku, nominowany był też do nagrody dla piłkarza roku według piłkarzy, wygrywając jednocześnie plebiscyt na gracza sezonu według władz Premier League.

Teraz, mając dane podane jak na tacy, sam odpowiedz sobie, drogi Czytelniku, na pytanie zawarte we wstępie tekstu.


Moment chwały: grudzień 2010 i styczeń 2011
Moment słabości: kwietniowy mecz z West Hamem
Ogólna ocena: 8/10

Przewiń na górę strony