Nie przegap
Strona główna / Podsumowanie 29. kolejki Premier League

Podsumowanie 29. kolejki Premier League

Podsumowanie 29. kolejki Premier League
W 29. kolejce Premier League najciekawiej zapowiadała się rywalizacja dwóch odwiecznych rywali – Liverpoolu i Manchesteru United. The Reds chcieli się zrehabilitować za słaby mecz z West Hamem, a przy okazji, zapisując na swoje konto 3 punkty, chcieli znacznie utrudnić Czerwonym Diabłom drogę do 19. tytułu mistrza Anglii. Podopieczni Fergusona, również mieli sporo do udowodnienia po wtorkowej przegranej z Chelsea. Zapraszam na podsumowanie tego pojedynku, jak i całej serii spotkań.

Liverpool pokonał na własnym stadionie Manchester United, znacznie komplikując sytuację Czerwonych Diabłów w tabeli Premier League. Od początku spotkania lepsze wrażenie sprawiali podopieczni Kenny’ego Dalglisha, raz po raz zagrażając bramce van der Sara. Pierwszą naprawdę groźną sytuację stworzyli jednak goście, gdy po strzale Berbatova piłka zatrzymał się na słupku bramki Reiny. The Reds wykazali więcej skuteczności i w 34. minucie po fenomenalnej akcji Suareza w polu karnym (Urugwajczyk minął trzech piłkarzy United), piłka trafiła pod nogi Kuyta, który z najbliższej odległości wepchnął ją do bramki. Po chwili gospodarze wyprowadzili drugi cios. Fatalne głową w kierunku własnej bramki zagrał Nani, a Kuyt dopełnił formalności, pewnie pokonując van der Sara. Tuż przed przerwą doszło do najbardziej kontrowersyjnej sytuacji spotkania. Carragher rzeźnickim atakiem zaatakował nogi Naniego, ale sędzia Dowd pokazał tylko żółty kartonik. Po chwili brutalnym wślizgiem w Lucasa wszedł Rafael i tym razem również sędzia nie zdecydował się na wyrzucenie zawodnika Manchesteru z boiska. W drugiej połowie sytuacja na boisku odrobinę się uspokoiła, a do głosu znowu doszedł Liverpool. W 64. minucie po rzucie wolnym i uderzeniu Suareza piłkę sparował przed siebie van der Sar, a najszybszy przy dobitce okazał się Kuyt, zapisując na swoje konto hat-tricka. Podopiecznych Fergusona stać było jedynie na honorową bramkę, którą po dośrodkowaniu Giggsa głową zdobył Chicharito.

Potknięcia Manchesteru nie wykorzystał Arsenal. Kanonierzy zaledwie zremisowali na Emirates z Sunderlandem i wciąż pozostają na drugim miejscu w tabeli. Mecz lepiej rozpoczęli goście, którzy posiadali inicjatywę, ale nie przekładało się to na realne zagrożenie pod bramką Szczęsnego. Stopniowo przewagę zaczął osiągać Arsenal, ale kolejne sytuacje gospodarzy zatrzymywały się na obronie Czarnych Kotów i fantastycznie dysponowanym tego dnia Mignolecie. Podopieczni Wengera mogli jednak spokojnie wygrać to spotkanie, ale po raz kolejny w tej kolejce nie popisał się arbiter. Anthony Taylor najpierw nie zauważył przewinienia Bramble’a, który niezgodnie z przepisami przeszkadzał Arshavinowi w oddaniu celnego strzału na bramkę, a chwilę później odgwizdał wątpliwy spalony Rosjanina, zabierając mu tym samym szansę na pokonanie Mignoleta. Ostatecznie mecz zakończył się remisem, z którego na pewno dużo bardziej zadowoleni są piłkarze Sunderlandu.

Swój mecz z Blackpool wygrała za to Chelsea, dzięki czemu umocniła się na czwartej pozycji w tabeli i odrobiła cześć strat do Manchesteru. The Blues wyszli na prowadzenie w 20. minucie, kiedy po dokładnym dośrodkowaniu z rzutu rożnego najwyżej w polu karnym wyskoczył Terry, pokonując bezradnego Kingsona. Po zdobyciu bramki goście znacznie spuścili z tonu, a coraz odważniej zaczęli atakować podopieczni Hollowaya. Najbliżej wyrównania był Puncheon, który przebojowym rajdem minął kilku obrońców Chelsea, a jego strzał z trudem na słupek sparował Cech. Mimo naporu Mandarynki nie zdołały wyrównać, co The Blues wykorzystali w 63. minucie, podwyższając wynik. Faulowany w polu karnym był Kalou, a jedenastkę skutecznie wykonał Lampard. Gdy chwilę później ten sam zawodnik strzelił trzecią bramkę, spokojnie pokonując Kingsona w sytuacji sam na sam, było już jasne, że trzy punkty pojadą na Stamford Bridge. Blackpool do końca walczyło jednak o honorowe trafienia i ta sztuka udała się gospodarzom w 86. minucie, gdy po przechwycie i szybko rozegranej akcji gola zdobył Puncheon.

Wygrać swój mecz udało się również Manchesterowi City, który w najskromniejszych rozmiarach pokonał Wigan. W pierwszej połowie podopieczni Manciniego osiągnęli nieznaczną przewagę, która zakończyła się golem z 38. minuty. Więcej zasługi przy tym trafieniu trzeba jednak zapisać bramkarzowi The Latics, Al-Habsiemu, niż strzelcowi bramki, Silvie. Strzał Hiszpana był lekki i leciał w światło bramki, ale golkiper z Omanu przepuścił go między nogami, przez co gospodarze wyszli na prowadzenie. W drugiej odsłonie spotkania inicjatywę przejęli podopieczni Martineza i z każdą minutą stwarzali sobie coraz groźniejsze sytuacje. Gościom zabrakło jednak szczęścia (uderzenie w słupek Alcaraza), a w bramce Manchesteru dobrze spisywał się Hart. Ostatecznie The Citizens wygrali 1:0, spychając Wigan na samo dno tabeli.

Inny kandydat do miejsca w Lidze Mistrzów, Tottenham zaledwie zremisował z Wolves, po niezwykle emocjonującym spotkaniu. Worek z bramkami w 20. minucie otworzył Doyle, głową pokonując Gomesa po dośrodkowaniu Henry’ego. Koguty nie były dłużne i odpowiedziały na trafienie Irlandczyka dwoma golami Defoe. Najpierw Anglik popisał się atomowym strzałem z dystansu, by po chwili z niewiele mniejszej odległości pięknym technicznym uderzeniem podwoić swoje konto bramkowe. Warto zaznaczyć, że były to dla Defoe pierwsze trafienia w tym sezonie Premier League. Na gole napastnika Tottenhamu szybko odpowiedział Doyle, skutecznie wykonując rzut karny za przewinienie Huttona na Milijasie. Tuż po przerwie Koguty ponownie objęły prowadzenie, a na listę strzelców po potężnym strzale z linii pola karnego wpisał się Pavlyuchenko. Wilki nie chciały pogodzić się z porażką i ruszyły do zmasowanych ataków. Mogło się to dla nich skończyć fatalnie, ale Defoe zaprzepaścił szansę na hat-tricka, trafiając piłką w słupek. Ta sytuacja zemściła się w ostatnich minutach meczu. Jarvies dośrodkował z lewego skrzydła, a najwyżej w polu karnym wyskoczył Fletcher, pokonując Gomesa i zapewniając Wolverhampton niezwykle cenny punkt.

Drugi raz z rzędu ze zwycięstwa mogli się cieszyć piłkarze West Hamu, którym po pokonaniu Stoke udało się opuścić strefę spadkową. Młoty objęły prowadzenie w 21. minucie, po błędzie Begovicia, który wychodząc z bramki minął się z piłką, umożliwiając Dembie Ba wpakowanie jej do siatki. Chwilę później gospodarze prowadzili już 2:0. Z rzutu wolnego dośrodkował Hitzlsperger, a głową bramkarza Stoke pokonał Da Costa. Po zmianie stron obraz gry nie uległ zmianie, nadal to West Ham przeważali, stwarzając sobie kolejne sytuacje. Ich wygraną potężnym strzałem z kilku metrów przypieczętował Hitzlsperger, który mimo rozegrania zaledwie kilku meczów w nowych barwach, już stał się kluczowym elementem w układance Granta. Wydaje się że Młoty w końcu znalazły właściwy rytm i w walce o utrzymanie nie stoją na straconej pozycji.

Spotkanie z kategorii tych za sześć punktów udało się wygrać West Bromwich, które na wyjeździe pokonało faworyzowane Birmingham, świeżo upieczonego zdobywcę Pucharu Ligi. Wszystko co ciekawe w tym spotkaniu wydarzyło się w drugiej połowie. Już dwie minuty po przerwie, w zamieszaniu przed polem karnym gospodarzy, piłkę przejął Mulumbu i precyzyjnym strzałem pokonała Fostera. Odpowiedź podopiecznych McLeisha była natychmiastowa, gdyż już w następnej akcji padł wyrównujący gol. Z prawego skrzydła w szesnastkę zagrywał Bowyer, a najszybciej przy piłce znalazł się Beausejour, co umożliwiło mu skierowanie futbolówki do bramki. Na The Baggies nie zrobiło to jednak wrażenia i już w 58. minucie ponownie mogli się cieszyć z prowadzenia. Nie pierwszy raz w tym sezonie świetną techniką i precyzją uderzenia popisał się Morrison, nie dając Fosterowi żadnych szans na skuteczną interwencję. Zasłużone zwycięstwo piłkarze Hodgsona udokumentowali trafieniem na 1:3. Z rzutu rożnego dośrodkował Morrison, a Scharner mimo że strzelał z niemal zerowego kąta, w jakiś sposób zmieścił piłkę między słupkami. Dzięki temu zwycięstwu West Brom wyskoczył ze strefy spadkowej, ale przed beniaminkiem jeszcze długa walka o uniknięcie spadku.

Emocjonując mecz zobaczyli kibice na Reebok Stadium, gdzie gospodarze zmierzyli się z Aston Villą. Wynik w 15. minucie otworzył Bent, ale wyróżnienie za to trafienie powinien zebrać Kyle Walker, który świetnym rajdem i dokładnym podaniem wypracował sytuację angielskiemu napastnikowi. Bolton odpowiedział w doliczonym czasie gry pierwszej połowy w charakterystyczny dla siebie sposób. Z rożnego dośrodkowywał Petrov, a gola głową zdobył Cahill. Drugą połowę ponownie z większym animuszem zaczęli gospodarze, co opłaciło się w 64. minucie. Dynamiczny rajd prawym skrzydłem przeprowadził Downing, a jego dośrodkowanie precyzyjnym strzałem zamknął Albrighton. Kilka chwil później podopieczni Houlliera mieli okazję rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. Wheater sfaulował w polu karnym Younga i sam poszkodowany zdecydował się wymierzyć sprawiedliwość. Jego strzał obronił jednak Jaaskelainen, dając Kłusakom sygnał do ofensywy. Na kwadrans przed końcem goście wyrównali stan gry, ponownie wykorzystując swój największy atut – stałe fragmenty gry. Tym razem dośrodkowywał Holden, a Cahill strzelił gola, dobijając własny strzał, chwilę wcześniej wybroniony przez Friedela. O zwycięstwie Boltonu przesadził specjalista od ważnych trafienie, czyli Ivan Klasnić. Chorwat jak zwykle znalazł się w odpowiednim miejscu i uderzeniem w lewy róg pokonał Friedela. Dzięki temu zwycięstwu Bolton przeskoczył Sunderland i znalazł się na wysokim, 7. miejscu w tabeli.

Równie ciekawy pojedynek stoczyły ze sobą zespoły Fulham i Blackburn. Na prowadzenie podopieczni Hughesa wyszli po golu, znajdującego się ostatnio w świetnej formie, Duffa. Trzeba jednak przyznać, że spory udział przy tym trafieniu miał Robinson, który interweniował bardzo niefortunnie, wbijając piłkę do własnej siatki. Blackburn wyrównało po ogromnym zamieszaniu w polu karnym gospodarzy, z którego najbardziej skorzystał Hanley. Jego strzał odbił się od pleców Hangelanda i całkowicie zmylił Schwrzera. Drużyna z Londynu nie załamała się jednak takim obrotem spraw i już w 59. minucie prowadziła 2:1. Duff uderzył mocno i precyzyjnie sprzed pola karnego, a Robinsonowi pozostało tylko wyciągnąć piłkę z siatki. O ile w ataku gospodarze radzili sobie świetnie, to w obronie popełniali spore błędy, które kosztowały ich stratę kolejnej bramki. Zła asekuracja przy wyrzucie piłki z autu spowodowała, że w świetnej sytuacji znalazł się Hoilett i bez problemów pokonał Schwarzera. W samej końcówce spotkania kontrowersyjną decyzje podjął sędzia Mark Clattenburg, dyktując wątpliwy rzut karny za faul Hanleya na Hughesie. Jedenastkę skutecznie wykonał, wracający do zespołu po poważnej kontuzji kostki, Zamora, zapewniając Fulham trzy punkty.

Wygraną na swoje konto zapisał również Everton, pokonując na wyjeździe Newcastle. Spotkanie zaczęło się lepiej dla Srok, które po trafieniu Besta (dobijał strzał Nolana) prowadziły 1:0 w 23. minucie. Odpowiedź The Toffees była jednak piorunująca. Kilka chwil po trafieniu napastnika gospodarzy, po ładnej dwójkowej akcji, stan gry wyrównał Osman, a zaledwie pięć minut później, kolejne trafienie po dośrodkowaniu Bainesa, dołożył Jagielka. Druga połowa to niemal nieustanne ataki podopiecznych Moyesa, ale jak zwykle w ich przypadku, zabrakło skuteczności. Z niezłej strony pokazał się również Harper, broniąc Newcastle przed wyższą porażką.

Bohaterowie weekendu

Gracz kolejki: Dirk Kuyt
Holender zagrał świetny mecz przeciwko Manchesterowi United, nie tylko, co jest dla niego charakterystyczne, harując na całej długości i szerokości boiska, ale także zapisując na swoje konto hat-tricka. Kuyt po raz kolejny pokazał, że jest kluczowym zawodnikiem Liverpoolu i budowa nowej drużyny powinna się opierać właśnie na nim.

Jedenastka kolejki:
Mignolet (Sunderland-1*) – K. Walker (Aston Villa-1), Mensah (Sunderland-1), G. Cahill (Bolton-2), Baines (Everton-7) – Kuyt (Liverpool-1), Lampard (Chelsea-2), Hitzlsperger (West Ham-1), Duff (Fulham-1)– Suarez (Liverpool-1), Defoe (Tottenham-1)

* W nawiasie ilość nominacji do jedenastki kolejki.

Przewiń na górę strony