Gdy po 23 meczach ligowych 21 z 26 goli zdobytych przez pewną drużynę zaliczonych jest na konto trzech zawodników, trudno o lepszą charakterystykę jej ofensywy. Wiadomo przy tym, że ludzie związani z owym klubem będą dmuchać na zimne w przypadku każdego napastnika z bramkostrzelnego tercetu – szczególnie w przypadku kontuzji pociągającej za sobą operację jednego z nich. A jednak. Sunderland właśnie sprzedał swojego najskuteczniejszego napastnika ostatnich osiemnastu miesięcy – Darrena Benta.
Ruch działaczy Sunderlandu dziwi niepomiernie. Wobec poważnej kontuzji ex-diabła Fraizera Campbella i świeżego urazu wypożyczonego z United Danny’ego Welbecka Steve Bruce miał do dyspozycji tylko dwóch napastników. Bent i Gyan zdobyli dotychczas odpowiednio 8 i 7 bramek w lidze – to głównie dzięki nim i Welbeckowi Czarne Koty zdołały uciułać 26 trafień. Średnia nieco ponad gol na mecz w przypadku drużyny okupującej szóstą pozycję w tabeli nie jest czymś zwyczajnym. Wrażenie to potęguje fakt, iż tylko siedem drużyn umieszczało piłkę w siatce rywali rzadziej niż ekipa ze Stadionu Światła. Statystyki bezlitośnie wytykają minimalizm strzelecki Sunderlandu uzależnionego od rzeczonego tercetu.
A tu ni stąd, ni zowąd, Darren Bent prosi o zgodę na transfer. Nie przyszło by mi do głowy, aby ktokolwiek na miejscu menedżera Czarnych Kotów choć przez chwilę myślał nad pozytywną odpowiedzią, tym bardziej, że do wypełnienia kontraktu czarnoskóremu Anglikowi zostało jeszcze 2,5 roku, zatem spokojnie można było poczekać do lata i wtedy realizować transfer, jednocześnie mając czas na poszukiwania następcy.
Właśnie, że nie tak spokojnie. Aston Villa, która jest nowym pracodawcą imiennika naszego Fletchera, szukała na gwałt napastnika. A gdy popyt przewyższa podaż, ceny muszą rosnąć gwałtownie. Klub z Birmingham był tego świadom oferując 18 mln ₤, dokładając nawet 6 kolejnych baniek w specjalnych klauzulach. Wydaje się więc, że to właśnie kwestie materialistyczne miały w tym wypadku decydujący głos. Sprzedaż Benta okazuje się największym transferem w historii Sunderlandu, a Steve Bruce już od ładnych paru dni zastanawia się, jak spożytkować zarobione funciaki, których po sezonie tak łatwo od The Villans by nie wyciągnął.
Dlaczego? Jak widzimy, klub, który niedawno ocierał się o top 4, po pożegnaniu m. in. z Jamesem Milnerem i trenerem Martinem O’Neillem spisuje się gorzej niż słabo. Kilka spotkań po półmetku Aston Villa znajduje się tuż nad strefą spadkową – Extrema necessitas extremis nititur rationibus* – jakieś zmiany były konieczne. Padło na wzmocnienie Bentem.
W mojej opinii to właśnie klub z Villa Park jest jedynym podmiotem, który wyraźnie zyskuje na tym transferze. Sunderland pozostaje z jednym zdrowym napastnikiem i trzema kombatantami. Bez szybkiego ruchu jeszcze w bieżącym miesiącu, następne tygodnie dla piłkarzy z Birmingham mogą być zabójcze. Mówiło się o zainteresowaniu naszym Owenem, jednak Sir Alex nie pozwoli sobie na grę trojgiem snajperów do końca sezonu. Z kolei mam trudność ze znalezieniem kryterium, jakim kierował się sam piłkarz zmieniając klub. Jednym podpisem spadł w tabeli Premier League o 11 miejsc. Sportowo, na razie nie zyskuje nic, trudno spodziewać się, aby Aston Villa walczyli jeszcze o coś szczególnego w tym sezonie, co było możliwe z Czarnymi Kotami. Większe pieniądze? Nie lubię wyrokować, iż w swoich poczynaniach piłkarze kierują się tylko i wyłącznie chęcią zwiększenia zarobków, oczywiście z wyjątkiem transferów Manchesteru City. Zła atmosfera w drużynie? Może, nie wiem.
Niezależnie od zamysłów Steve’a Bruce’a i tego, co kierowało Darrenem Bentem, przenosiny 26-latka są na razie największym, obok sprawy Pienaara, wydarzeniem transferowym w Anglii roku pańskiego 2011. Jego efekty łatwo przewidywać, trudniej sprawić, by rzeczywiście miały miejsce.
*Co się wykłada, że ostateczna konieczność posługuje się ostatecznymi racjami.