W 23. kolejce Premier League najciekawiej zapowiadało się spotkanie pomiędzy Tottenhamem a Manchesterem United. Koguty chciały zakończyć dziesięcioletnią passę bez wygranej nad Czerwonymi Diabłami, natomiast podopieczni Fergusona liczyli na powiększenie przewagi w tabeli nad kontrkandydatami do tytułu. Zapraszam na podsumowanie tego pojedynku, jak i całej serii spotkań.
Mecz na szczycie zakończył się zasłużonym podziałem punktów. Choć piłkarze United po raz kolejny stracili dwa oczka na wyjeździe, ciężko traktować remis wywalczony na White Hart Lane jako porażkę. Gra toczyła się w szybkim tempie, a jedyne na co mogli narzekać kibice to mała ilość groźnych sytuacji podbramkowych. Poza minimalnie niecelnymi strzałami Croucha i van der Vaarta oraz soczystym uderzeniem Rooneya z drugiej połowy, z którym świetnie poradził sobie Gomes, nie doczekali się oni lepszych okazji. Wynikało to ze świetnej formy obu bloków defensywnych, a szczególnie linii obrony Manchesteru, dowodzonej przez Vidicia. Przez ostatni kwadrans spotkania, Serb i jego koledzy z zespołu musieli podwoić swoje starania, po tym jak za drugą żółtą kartkę z boiska wyleciał Rafael. Koguty, mimo wprowadzenia Defoe za Palaciosa, nie potrafiły jednak przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść i na kolejną szansę przełamania fatalnej serii w starciach z Czerwonymi Diabłami będą musiały poczekać do przyszłego sezonu.
Stratę punktów rywali do mistrzostwa wykorzystał Arsenal, który bez większych trudności pokonał na wyjeździe West Ham. Goście zaczęli z wysokiego c, wychodząc na prowadzenie już w 13. minucie meczu. Na skrzydle piłkę przejął Walcott i podał ją w kierunku Nasriego. Francuz przeskakując nad futbolówką, kompletnie zmylił obrońców Młotów, dzięki czemu van Persie znalazł odrobinę miejsca i precyzyjnym strzałem tuż przy słupku pokonał Greena. Kilka minut później podopieczni Avrama Granta mieli szansę na wyrównanie stanu gry, po fatalnym błędzie słabo spisującego się w tym spotkaniu Djourou. Szwajcar zagrał zbyt krótko do Szczęsnego, ale polski bramkarz naprawił jego błąd, świetnie interweniując po strzale Cole’a. Kanonierzy wykazali się lepszą skutecznością i kilka minut przed przerwą podwyższyli wynik. Tym razem podawał van Persie, a gola na swoje konto zapisał Walcott. W drugiej połowie obraz gry nie uległ zmianie, nadal to Arsenal posiadał sporą przewagę, a gospodarze stwarzali zagrożenie pod bramką Szczęsnego jedynie po błędach indywidualnych obrońców gości. Młotom zabrakło jednak skuteczności i nie zdołały złapać kontaktu z Kanonierami. Marzenia o jakiejkolwiek zdobyczy punktowej przekreślił bezmyślnym faulem w polu karnym debiutujący na Upton Park, Wayne Bridge. Jedenastkę pewnie wykorzystał van Persie, ustalając końcowy wynik spotkania na 0:3.
Straty do czołówki udało się także odrobić Chelsea. Mistrzowie Anglii pokonali na swoim boisku Blackburn i dzięki temu zwycięstwu wskoczyli na czwartą pozycję w tabeli. W pierwszej połowie optyczną przewagę uzyskali gospodarze, ale nie przekładało się to na wiele sytuacji podbramkowych. Najlepszą zmarnował Ramires, którego strzał zatrzymał się tylko na poprzeczce. Po przerwie kibice zobaczyli dużo lepsze widowisko, okraszone bramkami. W 57. minucie po sprytnie rozegranym rzucie rożnym Terry zgrał piłkę do Ivanovicia, a Serb mimo asysty kilku obrońców Blackburn, umieścił ją obok bezradnego Robinsona. Po tym trafieniu podopieczni Ancelottiego nabrali wiatru w żagle i stworzyli sobie jeszcze klika niezłych sytuacji podbramkowych. Udało się im wykorzystać jedną z nich. Z rożnego dośrodkował Malouda, najwyżej w powietrzu wyskoczył Ivanović, a we wszystko wmieszał się jeszcze Anelka, od którego odbiła się piłka, zmieniając kierunek lotu i wpadając do bramki. Chociaż forma wielu zawodników The Blues ciągle pozostawia sporo do życzenia, to wydaje się, że Chelsea małymi kroczkami wychodzi z kryzysu. Następne kolejki pokażą, czy podopieczni Ancelottiego wrócą do dyspozycji z początku sezonu i ponownie włączą się do walki o mistrzostwo Anglii.
Liverpool po zmianie trenera wciąż nie potrafi zdobyć kompletu punktów. Tym razem The Reds zremisowali w derbowym spotkaniu z Evertonem 2:2. Po pierwszej połowie nic nie zapowiadało, że podopieczni Dalglisha będą mieli jakiekolwiek problemy z odniesieniem zwycięstwa. Grali z pomysłem, stwarzając sobie kilka groźnych sytuacji, z których jedną udało się zamienić na bramkę. W 29. minucie po dośrodkowaniu Johnsona w świetnej sytuacji znalazł się Dirk Kuyt, jednak dwa razy fantastycznymi paradami powstrzymał go Howard. Do odbitej przez amerykańskiego bramkarza piłki doskoczył jednak Meireles i precyzyjnym strzałem umieścił piłkę w bramce. Po zmianie stron sytuacja na boisku obróciła się o 180 stopni. Everton z pasją natarł na gospodarzy i już minutę po rozpoczęciu gry wyrównał stan spotkania. Z rzutu rożnego dośrodkował Arteta, a wbiegający na dalszy słupek Distin strzałem głową pokonał Reinę. Kilka chwil później The Toffees mogli cieszyć się z kolejnego trafienia. Osman świetnym podaniem wypatrzył znajdującego się w polu karnym Backforda, a ten, mimo asysty Meirelesa, ze spokojem poczekał, aż piłka znajdzie się w idealnym położeniu i podkręconym strzałem skierował ją do bramki. Po stracie dwóch goli w krótkim odstępie czasu, z Liverpoolu uszło powietrze i wydawało się, że podopieczni Moyesa zdołają dowieźć zwycięstwo do końcowego gwizdka sędziego. W 67. minucie błąd popełnił jednak świetnie spisujący się tego dnia Howard, niepotrzebnie wychodząc z bramki i faulując Maxiego w szesnastce. Rzut karny spokojnie wykorzystał Kuyt, dzięki czemu Dalglish mógł zapisać na swoje konto pierwszy punkt w tym sezonie.
Najbardziej emocjonujące spotkanie w tej kolejce zobaczyli kibice na City of Manchester Stadium. Gospodarze wygrali wprawdzie ze skazywanym na pożarcie Wolverhampton, ale nie było to bynajmniej spokojne, sobotnie popołudnie dla podopiecznych Manciniego. Goście niespodziewanie wyszli na prowadzeni już w 12. minucie, kiedy w ogromnym zamieszaniu pod bramką Harta największym sprytem wykazał się Milijas, wpychając piłkę do bramki z najbliższej odległości. Wilki nie osiadły na laurach i stworzyły sobie kolejną okazję do trafienia, jednak strzał Jarvisa, po świetnej akcji całej drużyny, został zablokowany przez Kolarova. The Citizens zaalarmowani dobrą postawą gości wzięli się do roboty i pod koniec pierwszej połowy zdołali wyrównać. Dośrodkowanie z rzutu rożnego przedłużył Kompany, a piłka po strzale Kolo Toure prześlizgnęła się pod butami stojących na linii obrońców i wpadła do bramki. Po przerwie Manchester City zaatakował z jeszcze większym animuszem, co przełożyło się na trzy kolejne trafienia. Najpierw fantastyczną indywidualną akcją popisał się Tevez. Argentyńczyk minął obrońców Wilków jak pachołki i spokojnym strzałem pokonał Hennessey. Pięć minut później gospodarze przeprowadzili szybką kontrę, a na listę strzelców wpisał się Yaya Toure. Wydawało się, że dzieła zniszczenia Wolverhampton dopełnił Tevez, wykorzystując dokładne dośrodkowanie Zabalety i zapisując na swoje konto drugie trafienie w tym spotkaniu. Podopieczni McCarth’ego nie załamali się jednak tak dużym prowadzeniem City i wciąż starali się stwarzać zagrożenie pod bramką Harta. Dwie minuty po trafieniu Argentyńczyka, w polu karnym gospodarzy Lescott sfaulował Doyle’a, a jedenastkę na bramkę zamienił sam poszkodowany. Gdy w samej końcówce spotkania, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Mujangi Bia gola głową zdobył Zubar, zwycięstwo zaczęło wymykać się z rąk The Citizens. Mimo zaciekłych ataków Wolverhampton nie zdołało jednak wyrównać i to Manchester City mógł cieszyć się z trzech punktów i odrobienia strat do lokalnego rywala.
Równie zacięte spotkanie zobaczyli kibice na The Hawthorns, gdzie miejscowy West Bromwich pokonał Blackpool 3:2. Mecz zaczął się lepiej dla gości, którzy otworzyli stan gry w 11. minucie. Po krótko rozegranym rzucie rożnym piłka trafiła pod nogi znajdującego się przed polem karnym Vaughana, a ten fantastycznym strzałem umieścił ją pod poprzeczką bramki Myhilla. Po chwilowym naporze Mandarynek do głosu doszli podopieczni Di Matteo.
Przełożyło się to na trafienie z 38. minuty. Świetnym podaniem popisał się Dorrans, dzięki czemu Odemwingie znalazł się sam na sam z Kingsonem i tej okazji nie zmarnował. Kilka minut po rozpoczęciu drugiej połowy gospodarze wyszli na prowadzenie. Jerome Thomas przeprowadził dynamiczny rajd, z jego dośrodkowaniem nie najlepiej poradził sobie golkiper Blackpool, co z zimną krwią wykorzystał Morrison, zdobywając bramkę na 2:1. Gdyby piłkarze West Bromwich po tym trafieniu wykorzystali chociaż jedną z kilku sytuacji, jakie sobie stworzyli, udałoby im się uniknąć nerwowej końcówki. Tymczasem dziesięć minut przed końcem Mandarynki wyrównały stan gry. Z prawego skrzydła podawał Phillips, a gola strzałem do pustej bramki zdobył Taylor-Fletcher. Podopieczni Di Matteo nie załamali się jednak takim obrotem spraw, tylko zmusili się do jeszcze jednego ataku. Piłkę z głębi pola zagrał Jara, a duży błąd popełnił środkowy obrońca Mandarynek, Cathcart, dając się przepchnąć Peterowi Odemwingie. Nigeryjczyk wyszedł sam na sam z Kingsonem i nie dał ghańskiemu bramkarzowi żadnych szans na skuteczną interwencję. Dzięki temu zwycięstwu gospodarze zakończyli niechlubną passę pięciu porażek z rzędu w lidze.
Zwycięstwa swojej drużyny doczekali się również kibice Stoke. Podopieczni Tony’ego Pulisa pokonali na swoim stadionie Bolton, dzięki czemu znajdują się na wysokim, ósmym miejscu w tabeli. Wynik spotkania otworzył w 37. minucie Higginbotham, który wepchnął piłkę do siatki, po ogromnym zamieszaniu w polu bramkowym Kłusaków. Gdy po upływie godziny gry, faulowany w polu karnym został Etherington, po czym sam wymierzył sprawiedliwość, skutecznie wykonując jedenastkę, można było zakładać, że dobrze spisujące się na swoim obiekcie Stoke, nie wypuści trzech punktów z rąk. Tak też się stało i piłkarze Boltonu musieli wracać do domów w złych nastrojach.
Podziałem punktów zakończyło się natomiast spotkanie Wigan z Fulham. W przypadku meczów z udziałem londyńskiego zespołu ciężko być zdziwionym takim obrotem spraw, ponieważ podopieczni Hughesa zremisowali już jedenaście pojedynków w tym sezonie. W pierwszej odsłonie oba zespoły miały szansę wyjść na prowadzenie, ale strzał Rodallegii zatrzymał się na słupku, a uderzenie Duffa świetnie wybronił Al-Habsi. W drugiej połowie za niewykorzystaną sytuację zrehabilitował się kolumbijski napastnik Wigan, który otrzymał podanie od swojego bramkarza, po czym precyzyjnie przerzucił piłkę nad Stockdalem, trafiając do siatki i otwierając wynik meczu. Wigan stworzyło sobie kolejne sytuacje do podwyższenia wyniku, ale brakowało skuteczności albo świetnie w bramce spisywał się młody Anglik. Niewykorzystane sytuacje zemściły się w 86. minucie, kiedy po strzale Johnsona piłka odbiła się jeszcze od obrońcy i mimo rozpaczliwej interwencji Al-Habsiego wpadła do bramki. Do końca spotkania wynik się już nie zmienił, a sytuacja w tabeli obu zespołów staje się coraz mniej ciekawa.
Remisem musieli się również zadowolić kibice podczas derbów Birmingham. W pierwszej połowie sporą przewagę osiągnęła Aston Villa, ale piłkarzom Houlliera zabrakło skuteczności w wykańczaniu akcji. Zaledwie kilka minut po wznowieniu gry, słabiej grające w tym dniu Birmingham wyszło na prowadzenie. Po źle wykonanym rzucie wolnym piłka odbiła się od Murphy’ego i spadła wprost na buta Rogera Johnsona, który nie miał problemów z pokonaniem Friedela. Goście nie podłamali się trafieniem dla podopiecznych McLeisha, lecz wciąż próbowali zdobyć wyrównującą bramkę. Ta sztuka ostatecznie udała im się w 73. minucie, kiedy po dośrodkowaniu Albrightona piłkę próbował skierować do bramki Agbonlahor. Źle uderzona przez Anglika futbolówka znalazła się pod nogami Collinsa, który mocnym strzałem w róg bramki pokonał Fostera. W końcówce spotkania szansę na wygranie derbów miały obie drużyny, ale potężne uderzenie Delfouneso zatrzymało się na poprzeczce, a strzał głową Zigicia wylądował tuż obok słupka.
Remisem zakończył się również inny derbowy pojedynek, czyli spotkanie pomiędzy Sunderlandem a Newcastle. W pierwszej połowie przeważały Sroki, a najlepszych sytuacji nie wykorzystali Ameobi i Coloccini. Co nie udało się przed przerwą, wyszło kilka minut po niej. Świetnie rozegrany rzut rożny przyniósł podopiecznym Alana Pardewa prowadzenie. Dośrodkował Barton, w kierunku bramki piłkę zagrał Ameobi, a Nolan piętą skierował ją do bramki. Gdy wydawało się, że Newcastle dowiezie zwycięstwo do końca, podopieczni Steve’a Bruce’a zebrali się do ostatniego ataku. Ostro z prawego skrzydła dośrodkował piłkę Bardsley, Harper odbił ją wprost w Gyana, co zakończyło się przypadkowym golem dla gospodarzy. Dzięki remisowi Czarne Koty utrzymały się na szóstym miejscu w tabeli, powiększając swoją przewagę nad siódmym Boltonem do czterech punktów.
Bohaterowie weekendu
Gracz kolejki: Nemanja Vidić
Serb rozegrał fenomenalne spotkanie przeciwko Tottenhamowi, prowadząc Czerwone Diabły do ważnego punktu. Vidić dominował w każdym aspekcie gry, wygrywając praktycznie wszystkie pojedynki główkowe z Crouchem, świetnie radząc sobie w z aktywnym tego dnia van der Vaartem, a także naprawiając błędy kolegów z formacji defensywnej. Występ kompletny.
Jedenastka kolejki:
Foster (Birmingham-2*) – Bardsley (Sunderland-2), Vidić (Man Utd-6), Ivanovic (Chelsea-1), Clark (Aston Villa-2) – Walcott (Arsenal-2), Yaya Toure (Man City-3), Modrić (Tottenham-2), Etherington (Stoke-3) – Tevez (Man City-5), Odemwingie (WBA-2)
* W nawiasie ilość nominacji do jedenastki kolejki.