Nie przegap
Strona główna / Podsumowanie 21. kolejki Premier League

Podsumowanie 21. kolejki Premier League

Podsumowanie 21. kolejki Premier League
W 21. kolejce Premier League nie odbyło się żadne spotkanie, które elektryzowałoby kibiców w całej Anglii. Nie zabrakło jednak pojedynków, w których emocje sięgały zenitu, a wyniki rozstrzygały się tuż przed końcowym gwizdkiem arbitra. Zapraszam na podsumowanie tej serii spotkań.

Manchester United poradził sobie z West Bromwich, zapisując na swoje konto zaledwie drugie wyjazdowe zwycięstwo. Nie był to łatwy mecz dla podopiecznych Fergusona, przez długie fragmenty gry lepiej spisywali się gospodarze, a Czerwone Diabły z trudem organizowały akcje pod bramką Carsona. Początek meczu nie zapowiadał jednak problemów. Już w 3. minucie po dośrodkowaniu Evry i precyzyjnym strzale głową Rooneya, goście prowadzili 1:0. Warto wspomnieć, że była to pierwsza w tym sezonie bramka Anglika strzelona z gry. Po stracie gola West Bromwich ruszyło do bardziej śmiałych ataków, co opłaciło się już w 14. minucie. Rywalizację o górną piłkę wygrał wprawdzie Vidic, ale futbolówka spadła wprost pod nogi Morrisona, który fantastycznym strzałem w okienko pokonał Kuszczaka. The Baggies mieli szansę na jeszcze jedno trafienie w pierwszej połowie, ale sędzia nie zauważył faulu Nevilla w szesnastce i nie podyktował jedenastki dla gospodarzy. Już w drugiej odsłonie arbiter nie popełnił tego samego błędu i przyznał WBA rzut karny za przewinienie Ferdinanda. Do piłki podszedł Odemwingie, jednak jego strzał przeszedł obok lewego słupka bramki Kuszczaka. Niewykorzystanie tak wybornej sytuacji zemściło się na gospodarzach na kwadrans przed zakończeniem spotkania. Z rzutu rożnego precyzyjnie dośrodkował Rooney, a zupełnie niepilnowany Hernandez nie miał żadnych kłopotów z trafieniem do siatki. Do końca spotkania Manchester nie stracił już koncentracji, dzięki czemu Czerwonym Diabłom udało się dowieźć skromne zwycięstwo do końca.

Najbardziej emocjonujące spotkanie tej kolejki odbyło się na Stamford Bridge. Gospodarze zaledwie zremisowali ze słabo spisującą się w tym sezonie Aston Villą i stracili kolejne punkty do czołówki tabeli. Od początku spotkania Chelsea miała przewagę w posiadaniu piłki, ale groźniejsze sytuacje stwarzali sobie goście. Na prowadzenie pierwsi wyszli jednak podopieczni Ancelottiego, po dość kontrowersyjnym rzucie karnym, podyktowanym przez Lee Masona, za faul Collinsa na Maloudzie. Wydaje się, że pierwszy faulował Francuz, a dopiero później nastąpiło przewinienie angielskiego obrońcy. Lampard nie zdekoncentrował się protestami gości i pewnym strzałem pokonał Friedela. Gdy pod koniec pierwszej połowy arbiter ponownie wskazał na jedenasty metr, tym razem z drugiej strony boiska, wątpliwości już nie było. Essien ewidentnie trafił w nogi Reo-Cokera, a karnego za to przewinienie skutecznie wykonał Ashley Young. Druga odsłona gry zaczęło się dla The Villans równie dobrze. Z prawego skrzydła dokładnie dośrodkował Downing, a bramkę głową zapisał na swoje konto Heskey. Po wyjściu na prowadzeni podopieczni Houlliera skupili się na defensywie, przez co inicjatywę przejęli gospodarze. Ich ataki były jednak bardzo chaotyczne, a z groźniejszymi próbami bardzo dobrze radził sobie Friedel. W 84. minucie The Blues zdołali w końcu strzelić kontaktową bramkę. Przy strzale Kalou ponownie świetnie spisał się amerykański bramkarz, ale przy dobitce Drogby nie miał już nic do powiedzenia. Gdy pięć minut później Chelsea zdobyła kolejnego gola, wydawało się, że nic już nie jest w stanie powstrzymać gospodarzy przed zdobyciem trzech punktów. Dośrodkowywał Essien, a w zamieszaniu pod bramką Villi najlepiej odnalazł się Terry, który precyzyjnym strzałem pokonał Friedela. Błąd w tej sytuacji popełnił Albrighton, zbyt łatwo dając sobie zabrać piłkę pod własną szesnastką. Już w doliczonym czasie gry młody Anglik całkowicie odkupił jednak swoje winny. Jego dokładne dośrodkowanie na gola zamienił Clark, wprawiając wszystkich kibiców na Stamford Bridge w rozpacz. Okazało się, że zwycięstwo Chelsea nad Boltonem nie było zwiastunem kończącego się kryzysu; podopieczni Ancelottiego wciąż nie potrafią wrócić do formy z początku sezonu i wydaje się, że bardzo trudno będzie się im włączyć się w walkę o mistrzostwo Anglii.

Po wpadce z Wigan podniósł się natomiast Arsenal, który wysoko pokonał na wyjeździe Birmingham. Pierwszego gola Kanonierzy zdobyli już w 13. minucie. Z rzutu wolnego uderzył van Persie, piłka po drodze odbiła się od Bowyera, co uniemożliwiło skuteczną interwencję Fosterowi. Podopieczni McLeisha mogli wyrównać kilka minut później, ale strzał Larssona pewnie obronił Fabiański. Obie drużyny miały w pierwszej połowie kolejne szanse na strzelenie bramki, fatalnie pudłowali jednak zarówno van Persie jak i Ridgewell. W drugiej odsłonie na boisku istniał już tylko jeden zespół. Kanonierzy stworzyli sobie mnóstwo sytuacji, z których udało im się wykorzystać dwie. W 58. minucie ładną dwójkową akcję przeprowadzili Fabregas i Nasri, a Francuz fantastycznym strzałem zza pola karnego podwyższył wynik na 0:2. Kilka minut później dobrym uderzeniem popisał się hiszpański rozgrywający i, mimo że Foster odbił piłkę, ta trafiła w nogi Rogera Johnsona, po czym wpadła do siatki. Birmingham szansę na honorową bramkę zmarnowało w doliczonym czasie gry, kiedy strzał Żigicia zatrzymał się na słupku. Arenal dzięki zwycięstwu umocnił się na 3. miejscu w tabeli i wciąż pozostaje tuż za plecami dwóch drużyn z Manchesteru.

Swoje spotkanie udało się także wygrać Liverpool. The Reds po porażce z Wolverhampton zdołał na własnym boisku pokonać Bolton. W pierwszej połowie lepsze wrażenie sprawiali gospodarze, ale nie potrafili oni wykorzystać swoich sytuacji. Najbardziej zawiedziony musiał być Maxi Rodriguez. Jego pierwszy strzał obrońcy Boltonu zdołali wybić z linii bramkowej, a uderzenie z 32. minuty, zamiast w siatce, zatrzymało się na poprzeczce bramki Jaaskelainena. Niewykorzystane sytuacje zemściły się na The Reds w 43. minucie, kiedy po dośrodkowaniu Taylora z rzutu wolnego gola głową zdobył Kevin Davies. Jednak już na początku drugiej połowy Liverpool zdołał wyrównać. Świetne dośrodkowanie Gerrarda trafiło do znajdującego się na czystej pozycji Torresa, a Hiszpan z zimną krwią umieścił piłkę w siatce. Po zdobyciu wyrównującej bramki, obie drużyny miały szansę przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, ale dobrze spisywali się obaj bramkarze. Gdy wydawało się, że na Anfield padnie remis, kolejnym precyzyjnym dośrodkowaniem popisał się Gerrard, piłkę w stronę bramki zgrał Maxi, a z najbliższej odległości do bramki wepchnął ją Joe Cole. Wydaje się, że angielski skrzydłowy był w momencie podania na spalonym, ale sędzia Kevin Friend uznał gola, dzięki czemu piłkarze i kibice The Reds mogli się cieszyć z trzech punktów.

Zwycięstwo na wyjeździe udało się odnieść Newcastle, które pewnie pokonało Wigan 0:1. Goście wyszli na prowadzenie już w 18. minucie, gdy po strzale Bartona, Al-Habsi wypuścił piłkę pod nogi Lovenkrandsa. Duńczyk nie skorzystał z prezentu i trafił tylko w słupek, ale pierwszy do dobitki dopadł Ameobi i spokojnie umieścił piłkę w pustej bramce. Jeszcze w pierwszej połowie Wigan mogło wyrównać, jednak strzał głową Caldwella po rzucie rożnym zatrzymał się na poprzeczce. Była to jedna z nielicznych akcji gospodarzy, przez większą część spotkania przeważały bowiem Sroki. Goście stworzyli sobie kilka sytuacji, ale albo na ich drodze stawał Al-Habsi, albo obramowanie bramki (po strzałach Colocciniego i Taylora). Wigan zagrało słabe spotkanie, a w ich szeregach na wyróżnienie zasłużył jedynie, wypożyczony z Manchester United, Tom Cleverley, który zagrał bardzo aktywnie, często próbując zaskoczyć Harpera strzałami z dystansu. Było to kolejne niezłe spotkanie młodego Anglika i wydaje się, że wywalczył on sobie pewne miejsce w składzie The Latics.

Swój mecz zdołali również wygrać piłkarze Manchesteru City, pokonując u siebie Blackpool. W pierwszej połowie sporą przewagę osiągnęli gospodarze, co przełożyło się na trafienie z 34. minuty. Rzut rożny wykonywał Kolarov, do wybitej piłki przed polem karnym doszedł Johnson i mocnym strzałem pokonał Kingsona. Piłka po drodze do bramki trafiła jeszcze w obrońcę Mandarynek, Craineya, co całkowicie zmyliło ghańskiego bramkarza. Dwie minuty później faulowany w polu karnym był Yaya Toure, ale jedenastki nie wykorzystał Tevez. W drugiej połowie obraz gry nie uległ zmianie, a The Citizens stwarzali sobie kolejne okazje do strzelenia bramki. Jednak to nie był dzień Teveza, który w dwóch wyśmienitych sytuacjach nie zdołał trafić do bramki, przez co spotkanie zakończyło się skromnym zwycięstwem podopiecznych Manciniego.

Kolejną porażkę w tym sezonie poniósł Everton, tym razem przegrywając na wyjeździe ze Stoke. Gospodarze wyszli na prowadzenie w 23. minucie, gdy po dośrodkowaniu Etheringtona z lewej flanki, do siatki głową trafił Jones. Po stracie bramki podopieczni Moyesa odważnie zaatakowali, ale jak zwykle mieli kłopoty z wykończeniem stworzonych przez siebie sytuacji. W 69. minucie nadzieję na punkty odebrał Evertonovi samobójczy gol Jagielki. The Toffes od początku sezonu nie mogą złapać odpowiedniego rytmu, a obecna forma skazuje ich na walkę o utrzymanie, zamiast na rywalizację o europejskie puchary.

Kolejny mecz na swoim boisku wygrał natomiast Sunderland, dzięki czemu umocnił się na 6. miejscu w tabeli. Strzelanie rozpoczął w 11. minucie Welbeck, którego mocne uderzenie z linii pola karnego odbiło się jeszcze od Nelsena i wpadł do siatki obok zdezorientowanego debiutanta Bunna. Zaledwie osiem minut później było już 2:0. Dokładnie dośrodkował Elmohamady, a głową piłkę do bramki wpakował Bent. Trzeciego gola gospodarze również zawdzięczają dobrej formie napastników. Szybką kontrę z własnej połowy wyprowadzili Henderson i Gyan, a gola podkręconym strzałem z pola karnego zdobył reprezentant Ghany, ustalając wynik na 3:0.

Trzy punkt na swoim koncie zapisał również Tottenham, który nie bez problemów pokonał Fulham. Koguty jedynego gola w spotkaniu zdobyły w 42. minucie. Z rzutu wolnego strzelał van der Vaart, piłkę podbił jeszcze głową Bale, dzięki czemu wpadła ona do bramki obok bezradnego Schwarzera. W drugiej połowie lepiej spisywali się podopieczni Hughesa, ale przed stratą punktów uratowali Tottenham ofiarnie grający obrońcy i dobrze spisujący się w bramce Gomes.

Kolejny dobry mecz rozegrał West Ham, pokonując na swoim boisku rywala w walce o utrzymanie, czyli drużynę Wolverhampton. W pierwszej połowie mimo niezłych sytuacji z obu stron wynik pozostał bezbramkowy. Tuż po przerwie na prowadzenie udało się wyjść popularnym Młotom. Piłkę z prawego skrzydła dośrodkował Piquionne, ale w czystej sytuacji fatalnie skiksował Cole. Piłka mijając angielskiego napastnika, trafiła jednak przypadkowo w Zubara i wpadła do bramki. Gdy w 79. minucie po dokładnym podaniu Ben-Haima, gola zdobył Sears, było już jasne, że goście wyjadą z Londynu bez punktów. Tak rzeczywiście się stało i w meczu o przysłowiowe sześć punktów tryumfowali piłkarze West Hamu.

Bohaterowie weekendu

Gracz kolejki: Wayne Rooney
Anglik jako jeden z nielicznych piłkarzy Manchesteru United mógł uznać spotkanie z West Bromwich jako udane. Pierwszy gol z gry w sezonie, asysta i ogólnie bardzo dobra dyspozycja, to zwiastuny powrotu Rooneya do formy, którą zachwycał wszystkich kibiców Czerwonych Diabłów w poprzednim sezonie.

Jedenastka kolejki:

Hart (Man City-1) – Ben-Haim (West Ham-1), Dawson (Tottenham-1), Shawcross (Stoke-1), Clichy (Arsenal-1) – Gutierrez (Newcastle-3), Gerrard (Liverpool-1), Fabregas (Arsenal-2), Bale (Tottenham-4) – Rooney (Man Utd-1), Bent (Sunderland-2)

* W nawiasie ilość nominacji do jedenastki kolejki.

Przewiń na górę strony