Nie przegap
Strona główna / Dr. Rooney and Mr. Wayne

Dr. Rooney and Mr. Wayne

Dr. Rooney and Mr. Wayne
Znamy go od sześciu lat, ale ciągle nie wiemy kim tak naprawdę jest. Jedni kochają go bezwarunkowo, inni żądają śrubowania rekordów. Kiedy nie strzela, mówi się, że gdyby nie Ronaldo, to nie byłoby Manchesteru United. Kiedy zdobędzie kilka bramek, ponownie staje się numerem jeden. Jak to się dzieje, że ten niepozorny chłopak z przedmieść Liverpoolu, budzi takie emocje?

Wayne RooneyWayne Rooney zapada w pamięć. W 2004 roku na Euro został okrzyknięty nowym bogiem futbolu. Zapewne pod jego adresem padały wtedy porównania do Pele, Maradony czy innego Romario. Ale Anglik jest po prostu sobą. Jego bramki, celebracje i boiskowe zachowania są nieporównywalne do niczego i nikogo innego. Dla Rooneya liczy się futbol. Czy ktoś potrafi sobie wyobrazić innego piłkarza, który niedługo po „aferze z mrugającym Ronaldo”, rezygnuje ze zdobycia bramki na rzecz idealnej asysty do Portugalczyka? Co więcej – z uśmiechem pada w jego ramiona. Jaka zapatrzona w siebie gwiazdka byłaby w stanie zdobyć się na podobny gest?

I tutaj pojawia się słowo „pasja”. Sir Alex Ferguson wielokrotnie powtarzał, że Wayne jest niepowtarzalnym zawodnikiem. Na boisku chce być wszędzie i robić wszystko – dosłownie. Gdyby było to fizycznie możliwe, Rooney zapewne odebrałby piłkę w obronie, pobiegł pod pole karne rywala, podał drugiemu Wayne’owi i strzelił gola. Możliwe nie jest, więc Anglik robi to, co w danym momencie jest najlepsze dla zespołu.

I właśnie tym naraża się na krytykę. Dawno, dawno temu, chyba na swoje nieszczęście, został okrzyknięty napastnikiem. Napastnikiem może i jest, ale w równym stopniu, można o nim powiedzieć, że gra na pozycji ofensywnego pomocnika, defensywnego pomocnika, skrzydłowego, a czasem również w obronie. Wyręcza kolegów na wszystkich pozycjach. W minionym sezonie pracował przede wszystkim na bramki Cristiano Ronaldo. Teraz zaczął pracować także na siebie.

Skąd wzięła się ta zmiana? A może wcale nie nastąpiła? Śmiem twierdzić, że ostatnie bramki Rooneya to przypadek. W sezonie 2007/2008 Anglik nie musiał strzelać, wystarczyło kopnąć futbolówkę w kierunku Ronaldo. Teraz, kiedy Portugalczyk powoli wraca do swojej zwykłej dyspozycji, Rooney przejął jego funkcję. Warto chyba zaryzykować stwierdzenie, że Wayne to taka piłkarska „złota rączka”. No może „złota nóżka”.

Wayne RooneyTylko czy wszyscy kibice są w stanie zaakceptować „dwulicowość” naszego numeru 10? Czy każdy będzie potrafił pochwalić Rooneya, który w piątym meczu z rzędu nie strzeli bramki, ale zaliczy trzecią, kolejną asystę? Ile czasu Anglik wytrzyma rolę „wykańczacza”? Na razie czuje się z nią dobrze. Charakterystyczna była sytuacja z ostatniego ligowego meczu z West Bromwich. Rooney widział lepiej ustawionego Berbatova, ale zdecydował się na strzał, który z trudem sparował bramkarz. Rok temu byłoby to nie do pomyślenia.

Wayne RooneyOczywiście trzeba cieszyć się z obecnej, bardzo komfortowej sytuacji. Cudowne dziecko angielskiego futbolu jest we wspaniałej formie. Rooney jest współliderem klasyfikacji strzelców w kwalifikacjach MŚ 2010. W lidze angielskiej zdobył kolejną bramkę i zaliczył dwie asysty. Ale co będzie, kiedy w dziesięciu kolejnych meczach, będzie on „tylko” wypracowywał bramki kolegom? Czy miliony kibiców-statystyków dalej będzie patrzyło przychylnym okiem na jego poczynania? Czy „napastnik” nakręcający grę zespołu, ale nie strzelający bramek, to dobry zawodnik? Kim chce być sam Wayne Rooney? Czy najbliższe lata przyniosą nam odpowiedź na to pytanie? Zapewne nie, bo Anglik nie chce zadowalać statystyków. On po prostu chce kopać piłkę na wszelkie możliwe sposoby.

Przewiń na górę strony