Nie przegap
Strona główna / Publicystyka / Wszystkie ofiary Robina z Rotterdamu
Wszystkie ofiary Robina z Rotterdamu

Wszystkie ofiary Robina z Rotterdamu

Czasem bywa tak, że jeden transfer jest jak kostka domino. Gdy zostaje dokonany, wymusza kolejne. Pchając zespół do przodu, kosztuje więcej niż sama kwota wydana na zawodnika, która często idzie w grube miliony. Transfer taki nie jest zły sam w sobie, jednak może powodować przejściowe kłopoty kadrowe. Zgrana ze sobą drużyna zostaje wzbogacona o nowy element, który, aby idealnie się w nią wpasować, wybija i zmienia inne, będące w jego pobliżu, części.

Kiedy w sierpniu ubiegłego roku Robin van P. zasilił szeregi Manchesteru United, w całym piłkarskim światku zawrzało. Jedni pytali jak mógł zrobić to swojemu poprzedniemu klubowi – Arsenalowi? Drudzy pytali – po co? Jeszcze inni – jak RvP „wpasuje się” w zespół Czerwonych Diabłów? Dziś, po ponad dziesięciu miesiącach od wpisania nazwiska Holendra w ramkę „Skład pierwszego zespołu MU” na Wikipedii, możemy ocenić już zmiany, jakie zaszły w kadrze United.

Robin van P.Analizując ubiegły sezon, napotykamy prawdziwy kalejdoskop emocji i uczuć. Nie brakowało jasnych punktów – takich jak odebranie lokalnemu rywalowi tytułu Mistrza Anglii, które stało się jednocześnie dwudziestym takim trofeum w historii klubu. Jednak radość z mistrzostwa przyćmiewało przedwczesne i dość nieszczęśliwe pożegnanie się z Ligą Mistrzów czy bolesna porażka w ćwierćfinale FA Cup z Chelsea. Do dyskusyjnych kwestii moglibyśmy także zaliczyć rotacje w obronie i ich skutek, czyli nieprzyzwoita liczba straconych bramek. Jedna jednak sprawa nie ulega podważeniu – rażąca siła ataku, kąsająca rywali. Taką to moc gwarantowali niemal wszyscy piłkarze (w ciągu całego sezonu gole strzelało aż dwudziestu różnych piłkarzy United!), jednak największe laury zebrał król strzelców Premier League – Robin van P., co stało się jednocześnie największym pozytywem jego przybycia na Old Trafford.

Nic jednak nie jest bez wad i nawet tak udany transfer musiał odbić się w pewnym stopniu negatywnie. O ile drużyna nie ucierpiała na zakupie Holendra, o tyle niektórym zawodnikom obecność RvP jest wybitnie nie na rękę. Pierwszą „ofiarą” byłego Kanoniera stał się Dymitar Berbatow, którego to pożegnaliśmy niewiele ponad tydzień po pozyskaniu Robina van P. Ofiarą? Przecież Berba i tak był na wylocie… Nie grał często, za to często zajmował miejsce na ławce rezerwowych. Jego rola w drużynie była stopniowo ograniczana. Lecz to właśnie zakontraktowanie Robina było jednocześnie podpisem pod rozwiązaniem umowy z Bułgarem.

Jako kolejny na celowniku pojawił się Chicharito. Meksykanin rozegrał wprawdzie tyle samo spotkań, co w poprzedzającym sezonie 2011/12, poprawiając swoją zdobycz bramkową o sześć trafień, ale jego sytuacja w klubie stała się zdecydowanie cięższa. Obecnie polowanie na Hernandeza prowadzą znane europejskie drużyny. Coraz głośniej mówi się o opcji sprzedania „Groszka” Starej Damie za około 17 milionów funtów.

Trzecim „poszkodowanym” przez Robina van P. jest Wayne Rooney. To nie był jego sezon: kontuzja, pauzowanie, „zaledwie” trzydzieści występów w barwach Czerwonych Diabłów. Gwiazda Anglika przy supernowej Holendra wydawała się nie świecić, a dogasać. Pomimo pozornej dobrej współpracy obu zawodników, gołym okiem widać było, że popularnemu „Wazzie” nie odpowiada rola drugoplanowa. Idąc tym tokiem myślenia prośba Wayne’a o możliwość transferu nie powinna dziwić. Nie była to pewnie jedyna przyczyna decyzji Rooney’a, jednak niewątpliwie miała na nią wielki wpływ. Na razie nie wiemy, jak potoczą się losy Anglika. Bardzo prawdopodobne jest, że ubiegły sezon był zarazem jego ostatnim na Old Trafford, jednak sugerując się tym, że Wayne dość często „odchodzi”, być może wkrótce znów ujrzymy tego piłkarza w czerwonej koszulce z Diabełkiem.

A jakie będą kolejne ofiary Robina van P.? Niedługo się okaże…

Autor: Alicja Stefaniak

Przewiń na górę strony