Zwykle wizyta lidera Prermier League na stadionie drużyny zamykającej tabelę nie pozostawia złudzeń, kto zainkasuje komplet punktów. W tym przypadku było jednak trochę inaczej i choć faworytem od początku był Manchester United, to jednak szokujące inwestycje Tony’ego Fernandeza i powierzenie karkołomnej misji utrzymania Queens Park Rangers Harry’emu Redknappowi sprawiły, że nie wszyscy przesądzali wynik tego meczu przed pierwszym gwizdkiem.
QPR jak Real Madryt
Sir Alex Ferguson zapowiadał przed meczem, że United podejdą do tego spotkania w taki sam sposób jak do starcia z Realem Madryt, co miało być kluczowe dla odniesienia korzystnego wyniku. Pierwsze minuty meczu dowiodły, że szkocki trener nie rzucał słów na wiatr, ponieważ Czerwone Diabły zaczęły mecz bardzo spokojnie, zaprosili gospodarzy na swoją połowę i po 10 minutach spotkania pozwolili im na blisko 80% czasu posiadania piłki, skupiając się na uważnej grze w obronie. Styl gry United okazał się bardzo trafiony, drużyna konsekwentnie rozbijała ataki rywali, zyskiwała inicjatywę, a oczekiwanie na swoje szanse przyniosło oczekiwane rezultaty.
Brazylijska fantazja
Najlepszymi zawodnikami na boisku w dzisiejszym meczu okazali się Brazylijczycy. W drużynie z Manchesteru kapitalną partię rozegrał Rafael, który bardzo starał się zatrzeć niekorzystne wrażenie, jakie pozostawił po sobie w meczu z Realem Madryt. Udowodnił to, wygrywając wyścig do bezpańskiej piłki wybitej przez Cesara i fenomenalnym strzałem pod poprzeczkę, wyprowadzając United na prowadzenie. Po chwili ten sam zawodnik wybił piłkę z linii bramkowej, ratując swoją drużynę przed stratą gola, by następnie po drugiej stronie boiska posłać świetne podanie do Robina van Persiego i o mało nie zaliczyć asysty. Drugim aktorem pierwszej odsłony meczu był wspomniany bramkarz Queens Park Rangers, Julio Cesar, któremu gospodarze zawdzięczają, że do 80 minuty spotkania mieli szanse na wyszarpanie choćby punktu liderowi z Manchesteru.
The Loftus Road
Stadion, na którym mecze rozgrywa drużyna Queens Park jest jedną z najbardziej specyficznych aren piłkarskich w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii. Murawa na tym obiekcie jest niewielka, a bandy reklamowe znajdują się zaraz za placem gry, co czasami przeszkadza w swobodnym rozgrywaniu akcji ofensywnych. Niestety akcja bramkowa United, po której Rafael otworzył wynik meczu, miała z tego powodu pewne negatywne konsekwencje. Po interwencji Julio Cesara, który dość pechowo wybił piłkę pod nogi Rafaela, Robin van Persie wpadł na dużej szybkości w bandy reklamowe i upadł na tyle pechowo, że jeszcze przed przerwą musiał zejść z boiska z powodu urazu. Pozostaje mieć nadzieję, że nie skończy się kontuzją, która wykluczyłaby tego zawodnika z nadchodzących spotkań.
The Evergreen
Patrząc na wyjściową jedenastkę, można było być nieco zaskoczonym, że sir Alex postawił na Ryana Giggsa w środku pola, mając do dyspozycji zarówno Cleverleya jak i Andersona. Oczywiście była to decyzja trafna, a młodzi pomocnicy United nie mogą mieć absolutnie żadnych pretensji o takie, a nie inne zestawienie na ten mecz. Walijski Czarodziej w magiczny sposób (joga i rybna dieta?) nadal zagina rzeczywistość i stać go na grę przez 90 minut spotkania. Giggs ostatecznie rozstrzygnął losy meczu w 80 minucie, zdobywając piękną bramkę po ciekawej asyście Naniego. Giggsy jednak na tym nie poprzestał i niewiele brakowało, by po chwili lekkim technicznym strzałem przerzucił piłkę nad Cesarem, niestety tym razem piłka trafiła w poprzeczkę, więc zabrało naprawdę niewiele.
Na kursie do mistrzostwa
United rozegrali bardzo przyzwoity mecz, właściwie ani na chwilę nie tracąc nad nim kontroli. Wynik mógł być bardziej okazały, ale parokrotnie zabrakło dokładności. W grze ofensywnej drużyny z Old Trafford było niestety zdecydowanie za dużo chaosu, ale za to w obronie Czerwone Diabły spisały się wręcz profesorko. Ataki gospodarzy były umiejętnie rozbijane przez dwójkę Ferdinand – Vidić, jeżeli w ogóle przeszły już przez Michaela Carricka. Na bokach obrony zarówno Rafael jak i Evra byli nie do przejścia i w konsekwencji David De Gea nie musiał interweniować zbyt wiele razy. Ostatecznie można stwierdzić, że zwycięstwo nie było zagrożone ani przez moment i piętnastopunktowa przewaga nad City stała się faktem, a Obywateli czeka w niedzielę bardzo trudny mecz przeciwko Chelsea. Czy jutro będzie można już otwierać szampany?