Nie przegap
Strona główna / Trudne tematy / Najważniejszy w życiu

Najważniejszy w życiu

Czasami wydaje mi się, że nie pasuję do obecnego świata. Może przez przesadny romantyzm w swoim zachowaniu, jak i uczuciach, może przez zgoła inne od propagowanego przez media podejście do życia, może przez odmienny światopogląd. Wyznaję pewne zasady i przekonania, które w dzisiejszych czasach stają się po prostu zapomnianą mrzonką. Cenię sobie niezmiernie szacunek do kobiet, dziś tak archaiczny i wyświechtany. Fascynuje i inspiruje mnie elegancki ubiór, postawa dżentelmena, którą częściej widuję na filmach, niż w życiu. Na „domiar złego”, wierzę w ideały, które już dawno umarły. Pomimo swoistej odrębności, jestem z tego szalenie dumny. Jest niewielu takich jak ja, więc spokojnie mogę się nazwać „ostatnim Mohikaninem”.

» W imię zasad – olać to
» O wzorach do naśladowania na przykładzie Ryana Giggsa

Nie chcę wzbudzać Waszej litości czy uznania, a na tę dygresję pozwoliłem sobie z pewnego ważnego dla całej wypowiedzi względu. Pragnę zaznaczyć, że nikomu z Was nie chcę swojego zdania narzucać, a treści podane w tym felietonie są tylko i wyłącznie moim spojrzeniem na dany problem – jest więc on całkowicie subiektywny. Wszystko, co przeczytacie wynika ze sposobu, w jaki zostałem wychowany, wiąże się z moim systemem wartości, ideałami, które mogą być zgoła odmienne od Waszych, co oczywiście szanuję. Temat, który poruszę, szczególnie w kręgach kibiców Manchesteru United jest absolutnym tematem tabu. Tym bardziej cieszę się z tego powodu, bo jestem chyba pierwszym kibicem Diabłów, który potrafi wyjść przed szereg i powiedzieć głośno, co myśli. A moje zdanie jest mocno kontrowersyjne. Zdaje sobie sprawę z tego, jak trudnego i niewdzięcznego zadania się podejmuje, ale kibicowanie to nie tylko zwycięstwa i pochwały, często są to też porażki i krytyczne podejście.

Dziś jestem przekonany, że felieton ten będzie absolutnie najważniejszym, jaki kiedykolwiek napiszę, ponieważ zabiorę Was w podróż po moim dzieciństwie i latach dorastania – do czasu, w którym dojrzewałem zarówno jako człowiek, jak i kibic. Zapewne jak każdy z Was, mam do tych lat ogromny sentyment, często do nich wracam, ponieważ były to najpiękniejsze chwile mojego życia – momenty pozbawione problemów, przepełnione beztroską, zabawą, uśmiechem. Jest to również najtrudniejszy do napisania felieton, ponieważ opiszę w nim swojego idola z lat dziecięcych, który prawie przez 12 lat był dla mnie prawdziwym wzorem – na wszelakich płaszczyznach. Można w pewien sposób rzec, że towarzyszył mi przez cały ten etap mojego życia, prowadził mnie za rękę w wielu sprawach, był kimś, kogo w swojej hierarchii stawiałem bardzo wysoko, pomimo tego, że nigdy nie udało mi się go poznać osobiście. Był. Do czasu.

Niestety, niedawno pękło we mnie coś, czemu poświęcałem długie godziny rozmyślań, dyskusji i rozmów ze znajomymi. Pękło we mnie przekonanie, że futbol to nie tylko pieniądze, kobiety i sława, ale również pasja. Pękła we mnie wiara w idoli, na których się wzorujemy. Pękło we mnie wiele wspomnień i marzeń – coś, w co wierzyłem przez kilkanaście lat.

Myślę, że nie muszę ukrywać goryczy, jaką wylewam teraz na wirtualne kartki. Pytanie, kto jest powodem tak zgorzkniałego artykułu? Jest nim legenda drużyny z Old Trafford – Ryan Giggs. Imię i nazwisko, które dla mnie jest synonimem kłamstwa, obłudy i upadku współczesnego futbolu.

Kiedyś byliśmy też niegrzeczne kajtki

Zanim przejdę do meritum sprawy, polecam Wam wszystkim utwór warszawskiego rapera Eldo pt. „Dzieciństwo”, z płyty 27. Autor opowiada o swoich najmłodszych latach, o początkach fascynacji futbolem, kiedy po każdej strzelonej bramce wznosił ręce do góry i krzyczał „Diego Armando”. Utwór potrafi momentalnie zabrać słuchacza w odległe czasy najmłodszych, beztroskich lat, w pełni opisuje również mój stosunek do „piłki kopanej”, jeszcze „za dzieciaka”.

Moja przygoda z futbolem rozpoczęła się przed mundialem w Japonii i Korei, w 2002r. Miałem wtedy niespełna 8 lat, znajomość zasad ograniczała się do tego, że wygrywa ten, kto strzeli więcej bramek. Przez pewien okres czasu nie mogłem rozgryźć, dlaczego sędzia przerywa grę gwizdkiem, gdy jeden piłkarz podaje do drugiego do przodu. I po co Ci sędziowie z boku, którzy pokazują wtedy swoje chorągiewki? Nic dziwnego. Nie miałem wtedy nawet komputera, o Internecie nie wspominając. Nie potrzebowałem tego jednak ani trochę, bo w pełni zadowalały mnie transmisje w telewizji, które szybko zastąpiły bajki i programy przeznaczone dla najmłodszych odbiorców. Prawdziwą miłość do tego sportu rozpalił we mnie Luis Nazario Ronaldo da Lima – czyli po prostu Ronaldo. Do dziś pamiętam występy biało-czerwonych, które oglądałem z zapartym tchem, jednakże to wspaniała gra reprezentacji Brazylii, piękne bramki najlepszego strzelca tej drużyny i emocje, które czerpałem z ekranu telewizora wpłynęły na mnie tak mocno, że zmieniło się całkowicie moje podejście do piłki. Przestała być jednym z wielu dyscyplin. Od tamtej pory wiedziałem już, że to futbol będzie moim ulubionym sportem i to właśnie tej grze poświęcę większość swojego wolnego czasu. Zaczęło się bardzo niewinnie – „tato, chodźmy na boisko!”

Rooooonaaaaaldooooo!

To właśnie supersnajper reprezentacji Canarinhos otworzył wielką księgę pt. „Piłka nożna w życiu Jakuba Sochy” i zapisał w niej pierwsze, najważniejsze litery. Podobnie jak Eldo, po każdym strzelonym golu cieszyłem się w ten sam sposób co Brazylijczyk, mogłem w nieskończoność oglądać powtórki bramek tego zawodnika, skakałem pod niebiosa, kiedy dostałem od rodziców swój pierwszy trykot. Kibicowałem wtedy z całego serca Realowi Madryt, dlatego biała koszulka Królewskich z napisem „Ronaldo 9”, była dla mnie spełnieniem marzeń, substytutem szczęścia. W momencie, gdy zakładałem strój czułem się jak on, byłem pewien, że potrafię grać na tym samym poziomie, że jestem tak samo dobry i zabójczo skuteczny. Pomimo tego, że potrafiłem ledwo kopnąć piłkę do bramki.

Ciężko mi mówić o dojrzałości, bo mam zaledwie 18 lat, ale wiem na pewno, że wtedy nie miałem z siebie jeszcze nic z dojrzałego, prawdziwego kibica. Chyba tylko radość czerpaną z wyników moich idoli. Od Realu odszedłem bardzo szybko – wtedy, gdy pieniądze wzięły górę, gdy Ronaldo chciał odejść, gdy zaczęły się kłótnie i niesnaski. Gdy w moim życiu pojawił się ktoś nowy. Ryan Giggs.

Jeśli żyłeś wtedy i widziałeś go w akcji…

O Walijczyku słyszałem już dużo wcześniej, szybko zacząłem interesować się grą tego piłkarza. Kiedy w 2007 roku stałem się fanem United, doskonale znałem jego historię i od kilku dobrych lat szczerze go podziwiałem. Nic dziwnego, że już po kilku miesiącach to właśnie Ryan zadomowił się na stałe w moim diabelskim sercu. Jeśli żyłeś wtedy i widziałeśgo w akcjiBył taki, jaki zawsze sam chciałem być. Był prawdziwy, szczery. Nie zepsuły go pieniądze i sława. Imponował mi fakt, że podobnie jak Paul Scholes, daje drużynie 100% swoich umiejętności i wkłada w każdy mecz ogrom sił, angażując się w każdą akcję drużyny. Nie oczekiwał za to zbyt wiele, nigdy nie słyszałem, by wdał się w jakąkolwiek kłótnię. Jeżeli było o nim głośno, to tylko ze względu na boiskową magię. Pomimo swojej wspaniałej gry i statusu na Wyspach Brytyjskich, pozostał skromnym człowiekiem, żyjącym spokojnie ze swoją rodziną. A propos, Walijczyk był absolutnym wzorem ojca i męża. Jego przyszła żona – Stacey – urodziła mu dwójkę dzieci, córkę Liberty i syna Zacha, których traktował jak oczko w głowie. Małżeństwo Giggsów nie gościło zbyt często na stronach angielskich bulwarówek, co stawiało ich w świetle idealnej, szczęśliwej pary i kochającej się rodziny. Podziwiałem go. Szczerze. Mówiłem – „Cholera, to chyba ostatni piłkarz na świecie, który nie musi spędzać każdego wieczoru z inną kochanką, do szczęścia nie potrzebuje nowych, rozkapryszonych modelek, nie rzuca pieniędzmi na lewo i prawo, nie szczyci się kolejnymi samochodami za grube miliony”. Było w tym sporo racji, przynajmniej wtedy tak mi się wydawało. Ryan jawił mi się, jako ideał, którym chcę się stać w przyszłości. Prawdziwy brytyjski dżentelmen – szanujący kobiety, o pełnej klasie i sznycie, którego brakowało jego kolegom. Idealny wzór dla młodzieży na całym świecie – dla kogoś takiego jak ja. Przez wiele lat mówiono o nim w samych superlatywach. Cymes wśród piłkarskiego świata, diament. Skrzydłowy United wydawał się skromnym mężczyzną, takim, o którym chciałem opowiadać swoim dzieciom – był jednym na milion, prawie jak w piosence Bartka Wrony.

Ryan Giggs, Ryan Giggs, running down the wing!

Fascynowała mnie nie tylko jego genialna, inspirująca postawa dżentelmena, ale jego wspaniała historia, która z powodzeniem mogła stać się tematem filmu obyczajowego. Mało kto wie, że młodziutki Giggs grał w szkółce… Manchesteru City. Trener młodzieżówek The Citizens nie chciał jednak podpisać z młodym Ryanem juniorskiego kontraktu. I wtedy wydarzyło się coś niesamowitego. Do domu naszego przyszłego skrzydłowego zapukał sam Alex Ferguson, który zaproponował nastoletniemu chłopakowi grę w swoim zespole. Prawdziwa bajka, prawda? Ryan podpisał juniorski kontrakt, następnie profesjonalny, który uczynił go pełnoprawnym zawodnikiem klubu z Old Trafford. Zadebiutował w lidze 2 marca 1991 roku, w meczu na Old Trafford przeciwko Evertonowi. Wszedł wtedy z ławki rezerwowych, zmieniając Denisa Irwina. Kolejnym spotkaniem, w którym młodziutki Ryan zadebiutował z kolei w wyjściowej 11 był mecz z lokalnymi rywalami – Manchesterem City. Strzelił wtedy jedyną, zwycięską bramkę dla United, pokazując rywalowi zza miedzy, że wypuszczenie go z rąk było fatalnym błędem. Od tej pory zaczęła się prawdziwa kariera Giggsa, dzięki której w przeciągu 22 lat stał się ikoną brytyjskiej piłki. Na wielką uwagę zasługuje fakt, że przez całą swoją przygodę z piłką, bohater mojego felietonu reprezentował jeden klub, któremu poświęcił całe swoje serce – ukochany również przez nas Manchester United. W klubowej piłce Giggs zdobył już praktycznie wszystko, jednakże największy zachwyt i podziw budzą indywidualne osiągnięcia Walijczyka. Jest on najlepszym piłkarzem Premier Legue w sezonie 07/08, najlepszym piłkarzem młodego pokolenia w latach 1992 i 1993, jedynym piłkarzem, który grał w każdym sezonie Premier Legue od jej powstania, i jedynym, który w każdym z nich strzelał bramki. Jest sportową osobistością roku zarówno w Walii, jak i całej Wielkiej Brytanii. Strzelał bramki w każdej edycji Ligi Mistrzów, w której grał. Ciężko znaleźć słowa, które opiszą geniusz tego zawodnika i jego wkład w historię piłki nożnej.

Od samego początku był ważnym elementem w układance sir Alexa Fergusona, o czym Szkot wspominał wielokrotnie. Menedżer Czerwonych Diabłów nie tylko sam pofatygował się, by sprowadzić tego zawodnika, ale obdarzył go niespotykanym kredytem zaufania. Gdy w sezonie 2000/2001 Ryan Giggs rozgrywał swój najlepszy sezon w karierze, Alex Ferguson powiedział o nim następująco:

sir Alex FergusonWiedziałem, że mamy w garści ogromny talent, kiedy daliśmy mu możliwość zadebiutowania dla nas. On jest wyjątkowym piłkarzem przez ostatnie 10 lat. Gdy gra na tym poziomie co zwykle, to tylko kilku ludzi na świecie jest w stanie go powstrzymać. Niewielu dotrzymuje mu kroku i jest w stanie przewidzieć co zrobi, gdy ma piłkę, a i bez piłki jest nam bardzo pomocny. On jest ciągłym zmartwieniem dla obrońców i oprócz faktu bycia fantastycznym, indywidualnym talentem, również ciężko pracuje dla całego zespołu.

sir Alex Ferguson

Prognozy

Warto też odnotować, że Giggs jest wzorem gry fair play – nigdy nie otrzymał czerwonej kartki, nigdy nie został zawieszony za bójki, czy wulgarny język. Dla swojego klubu, któremu zawdzięcza tak wiele, rozegrał już ponad 900 spotkań, i stał się absolutną legendą Manchesteru United. Przez kibiców został wybrany piłkarzem wszechczasów 19-krotnego mistrza Anglii. O samych sukcesach Walijczyka mógłbym napisać prawdziwe poematy, pisać peany na cześć jego rajdów i strzelonych bramek. Dziś już wiem, że nie warto…

Dlaczego Ryan, dlaczego?…

Dla wspaniałych, genialnych wręcz osiągnięć Ryana należy zdjąć czapki z głów i schylić się naprawdę nisko! Należy odnotować, że jest on graczem niezastąpionym, jestem przekonany, że nigdy w historii futbolu nie pojawi się ktoś równy Ryanowi pod względem osiągnięć i wciąż śrubowanych rekordów. Ryan Giggs jest wielkim piłkarzem, tego kwestionować nie można. Są jednak jeszcze aspekty, które sprawiają, że tylko i wyłącznie na wspaniałych osiągnięciach kończy się jego geniusz…

Walijczyk był dla mnie wzorem. Prawdziwym, piłkarskim ojcem i przewodnikiem. Ciężko opisać moją fascynację i szacunek, jakim obdarowywałem nasz numer 11. Do czasu. Sytuacja, o której Wam opowiem nauczyła mnie jednej, ale bardzo ważnej rzeczy. Nieważne jaki byłeś, ważne jaki jesteś. A czasami jeden błąd może przekreślić wszystko, na co pracowałeś długie lata. Tak stało się z Walijczykiem. Media otworzyły prawdziwą puszkę Pandory, z Giggsem w roli głównej.

Na kilka dni przed finałem Ligi Mistrzów w 2011r. pomiędzy Manchesterem United i Barceloną, serwisy społecznościowe zaczęły podawać dziwne, wręcz nieprawdopodobne informacje. „Ryan Giggs zdradzał swoją żonę”, „Walijczyk w centrum piłkarskiego seksskandalu”, „Giggs ma romans z gwiazdą Big Brothera” – nie chciałem w to wierzyć. Szczerze mówiąc, nie miałem nawet ochoty tego komentować. Wiele razy byłem świadkiem bzdur wypisywanych na czyjś temat, do podobnych sensacji zawsze podchodziłem z rezerwą. Byłem przekonany, że dziennikarze chcąc wywołać burzę i zwiększyć nakład swoich gazet, dopuścili się żenującej prowokacji, by oczernić ikonę Brytyjskiego futbolu. Prawda była zupełnie inna. Niestety.

Dałbyś?Szczerze mówiąc, nawet dzisiaj ciężko mi o tym pisać. Okazało się, że opinia wspaniałego męża i ojca, to jedynie perfidne kłamstwo i obłuda, którą karmiono kibiców. Wszystko prysło jak bańka mydlana. W oka mgnieniu. Tak nagle… Okazało się bowiem, że skrzydłowy Manchesteru United zdradzał żonę z gwiazdą brytyjskiego „Big Brothera” – Imogen Thomas. Informacja ta nie dochodziła do mnie ani trochę. Wzór, który tak bardzo chciałem naśladować dopuściłby się tak okropnego występku? Niemożliwe. Kochankowie spotykali się ponoć od dłuższego czasu, Ryan skrzętnie utrzymywał związek w tajemnicy, „przemycał” walijską piękność do hotelowych pokoi, nalegał na dalsze spotkania, nie chciał słyszeć o zerwaniu romansu. Nadal byłem przekonany, że to tylko stek medialnych bzdur, i już za chwilę sprawa zostanie wyjaśniona. Celebrytka potwierdziła jednak te informacje, później w żałosny sposób tłumaczyła się, że zakochała się w Giggsie, była ponoć pewna, że piłkarz zostawi dla niej swoją rodzinę. Thomas wręcz w błagalnym stylu wyjawiła, że nie jest szantażystką i żałuje tego, co się stało. Wśród kibiców diabłów zaczęły się pojawiać komentarze utrzymujące się w tonie nienawiści do byłej kochanki Giggsa, całkowicie wybielające ich idola. Nie potrafiłem tego zrozumieć… Do dziś jestem daleki od oskarżania tej kobiety. Miała wtedy niewiele ponad 20 lat, Ryan był grubo po 30. Jak można uniewinniać dorosłego, w pełni dojrzałego człowieka, który wiedział, jak wielka ciąży na nim odpowiedzialność? Do dziś, gdy słyszę echo tej sprawy na forach o naszym klubie, obserwuję chęć ukamienowania kobiety przy równoczesnym współczuciu do Ryana. Jak się okazało, to nie był koniec tej afery.

Momentalnie wyszły na jaw inne brudy z życia genialnego skrzydłowego. Okazało się, że Giggs szantażował angielskie media, oferując wysokie łapówki, bądź strasząc sądem. Domagał się zachowania ciszy i nie wyciągania jego życiowych problemów na światło dzienne. Niestety dla gracza United, w Internecie nic się nie ukryje. Pamiętam, że dopadła mnie całkowita anhedonia. Powoli dochodziło do mnie, że stało się coś, co mogło mi się śnić jedynie w dziecięcych koszmarach. Czułem, że mój idol mnie zawiódł. Ba, zdradził.

Media wywołały prawdziwą burzę, huczało od kolejnych doniesień, temat naszego gracza wciąż utrzymywał się na szczycie angielskich skandali. Wciąż czytałem zagraniczne serwisy, czekałem na oficjalne stanowisko klubu i samego oskarżonego. Czarę goryczy przelała inna informacja. Informacja, która wywołała u mnie jeszcze większy gniew i żałość. Możecie mi wierzyć, po raz drugi w swoim życiu chciało mi się płakać z powodu piłki nożnej.

Media podały informację, według której Giggs miał dopuścić się zdrady z… żoną własnego brata – Nataschą. Okazało się, że tuż przed ślubem z bratem Ryana – Rhodim, Natasha zaszła w ciążę z legendą United, a ten nakazał jej dokonać aborcji, którą sam opłacił. Na jaw wyszły kolejne fakty – przekupienie rodziny w zamian za milczenie, kolejne kłamstwa i przekręty. Okazało się, że kochanek może być więcej, ale tych informacji już nie potwierdzono. Cały wspaniały sen o idolu, o kimś, kto był przy mnie, gdy dorastałem, o wspaniałym „Walijskim Czarodzieju” – wszystko runęło jak domek z kart.

Im wyżej jesteś, tym bardziej bolesny jest upadek

Poczułem się zdradzony, tak, jakby zrobił mi to mój najlepszy przyjaciel. Gdy Giggs stał się moim idolem (często powtarzam to słowo), byłem dzieckiem. Można powiedzieć, że był ze mną przez wszystkie lata, gdy dorastałem i poznawałem futbol. Prowadził mnie za rękę. Z nim stałem się nastolatkiem, później młodym mężczyzną. Postać, o której tak wiele mówiłem swoim rodzicom, postać o której pisałem większość wypracowań w szkole, mój piłkarski bohater – wszystko to okazało się perfidnym kłamstwem fałszywego człowieka. Zabolał mnie dodatkowo fakt, że klub tak szybko zamiótł sprawę pod dywan, narzucając na Walijczyka karę w wysokości 250 000 funtów. Momentalnie starano się wyciszyć sprawę. Rozumiem, że mogło to zadziałać destrukcyjnie na atmosferę w klubie, ale na Boga, na całej aferze ucierpieli nie tylko bliscy naszego skrzydłowego, ale również nasz zespół. Nasz herb stawiany był w prasie tuż przy nagłówkach „zdrada, łapówka, pieniądze, kłamstwo”.

Giggs stracił wiele – szacunek, tytuł szlachecki (w niedalekiej przyszłości za swoje zasługi miała go obdarować sama Królowa), kontrakt z firmą Reebook (w późniejszym czasie został odnowiony), znaczną część majątku, ale przede wszystkim kochającą rodzinę, na którą zawsze mógł liczyć…

Sprawiedliwość nie dosięgła go prawie wcale. Marna kara od sir Alexa, który na jednej z konferencji prasowych przed finałem z Barceloną powiedział do asystenta, że dziennikarz, który zapytał o Giggsa ma „zostać ukarany”. W tym momencie Boss bardzo mnie zawiódł. Gdzie odpowiedzialność? Gdzie odwaga? Niestety, zbyt często mężczyźni nie potrafią myśleć mózgiem. Jego rolę przejmuje inny narząd. Ten położony jakiś metr niżej. Zszargana opinia, cienie piłkarza i idola sprzed lat. To w mojej opinii pozostało po Ryanie. Wszystko, absolutnie wszystko zostało przekreślone w ciągu jednej chwili.

Jak, do cholery legenda klubu o tak wspaniałej historii może dopuścić się tak obrzydliwego występku? Ten człowiek jest synonimem drużyny z Old Trafford. Kiedy mówisz Giggs, myślisz United. Wszystko co robi, jest kojarzone z naszym klubem. Dlaczego nie poniósł odpowiedzialności? Status legendy zobowiązuje. Zobowiązuje do idealnego zachowania i wizerunku, do oddania klubowi serca, poświęceń, a także nienagannej postawy, świadczącej o pełnionym obowiązku. Status legendy to obowiązek roztropności i odpowiedzialności, nie tylko przywilej odcinania kuponów. Taki człowiek musi przemyśleć kilka razy każdą wypowiedź, każde zachowanie. To na nim wzorowała się piłkarska młodzież. Ilu piłkarzy w wywiadach wspominało, że to Ryan był ich idolem? Wielu. Giggs zawiódł. Skłamał. Oszukał. Mnie, Ciebie, klub, rodzinę, kibiców, media, ale przede wszystkim siebie.

W moich oczach Ryan Giggs utracił wszystko. Powtarzam, jest dla mnie nikim. I za swoje słowa biorę pełną odpowiedzialność. Można powiedzieć, że go nienawidzę – całkiem szczerze. Żeby to zrozumieć, musiałbyś, drogi czytelniku wejść we mnie, zrozumieć, jak wiele ten zawodnik znaczył dla mojego dzieciństwa, jak wiele mi dał. Ktoś mądrze powiedział – „Im wyżej siedzisz, tym bardziej bolesny jest upadek”. Ten Ryana musiał boleć niemiłosiernie. „Walijski czarodziej” za kilka godzin przyjemności „sprzedał” swój status w historii futbolu, szczególnie miano legendy. Nie tak zachowuje się poważany piłkarz, szczególnie Manchesteru United.

Giggs jest przykładem, że we współczesnym futbolu brak już dżentelmenów i prawdziwych mężczyzn. Brak pasji – są seks i pieniądze. Walijczyk odzyskał żonę i dzieci. Udał się na terapię odwykową dla seksoholików. Ale nie odzyska szacunku i poważania, jakim został obdarowany za wszystkie lata w United. Był wspaniałym, pięknym diamentem. Dziś ten diament pokrywa ogromna, szpetna szrama, która obraca w nicość jego dawną wartość. Na ponowne oszlifowanie jest za późno.

Można powiedzieć, że pozaboiskowe zachowanie nie powinno nas interesować. Myślę, że to błąd, ale jak wspomniałem, to tylko moje zdanie. Gdyby podobnego występku dopuścił się Federico Macheda – cóż, był młody, niedojrzały, popełnił błąd, który będzie go sporo kosztować. Ale Ryan Giggs, ikona tego klubu?

ryan_giggs_01.jpg

Ryan Giggs był dla mnie najważniejszym piłkarzem w moim życiu. Ten felieton jest również najważniejszym z moich wszystkich artykułów, które kiedykolwiek zostaną napisane, bo nawet dziś ciężko mi przekreślić wszystkie lata, przez które prowadził mnie Walijczyk. To bardzo bolesne.

Ta sytuacja nie zmieniła mojej miłości do Manchesteru United. Wciąż, pomimo tego, że gram tylko i wyłącznie amatorsko i jestem naprawdę bardzo słaby, kiedy zakładam strój United czuję się jak prawdziwy piłkarz. Czuję, że wiele ode mnie zależy, że mogę zrobić naprawdę wszystko. Historia, którą opisałem w tym felietonie nauczyła mnie czegoś bardzo ważnego. Nie mam żadnej koszulki z nazwiskiem jakiegokolwiek piłkarza. Wszystkie jakie posiadam, oprócz tych starych, Realu Madryt, to trykoty z moim nazwiskiem. Tak. J. Socha 18. Dlaczego? Bo wiem, że nie można zaufać już żadnemu piłkarzowi. A nosząc trykot z własnym nazwiskiem, ciąży na mnie ogromna odpowiedzialność. Na sercu znajduje się herb mojego klubu, który całuję zawsze, gdy wkładam strój. Jestem dumny, bo gdy idę ulicą, ludzie kojarzą mnie z tym herbem, tym klubem. A to zobowiązuje. Daje mi to motywację, by reprezentować ten zespół, by być godnym noszenia tego herbu, w którym znajdują się lata wspaniałej historii tego zespołu. Zbyt górnolotne? Całkiem możliwe. Ale wierzę w to z całego serca!


Autorem powyższego tekstu jest Kuba Socha – nasz nowy redaktor, którego witamy w naszych szeregach!
Jeżeli chcesz spróbować swoich sił i dołączyć do redakcji Redloga – zapraszamy! Napisz do nas na [email protected]. Jeśli natomiast masz ochotę napisać do nas jako czytelnik – nic nie stoi na przeszkodzie – wyślij swój tekst na [email protected].

Przewiń na górę strony