Nie przegap
Strona główna / Manchester United / Powrót do korzeni

Powrót do korzeni

Czytając autobiografię sir Alexa Fergusona „Managing My Life”, zauważyłem, że autor opisując metody swojej pracy kładzie ogromny nacisk na korzyści płynące z powtarzalności i stabilności, co dotyczy głównie schematów treningowych, ale również i taktycznych. Obecny sezon nie wydaje się potwierdzać tych poglądów, ponieważ ustawienie wyjściowej formacji nie opiera się już tylko na dobraniu odpowiednich nazwisk z listy. Wszystko sprowadza się do poszukiwania złotego środka, jakim będzie optymalne ustawienie zespołu wyrażone i poniekąd wynikające z formacji drużyny, co ze względu na mnogość opcji jest zadaniem piekielnie trudnym. Najlepiej obrazuje to fakt, że do świąt jeszcze trochę czasu, a United zdążyli w tym czasie zaliczyć przynajmniej po kilka meczów w trzech dość mocno różniących się od siebie ustawieniach.

» Manchester United w nowym ustawieniu

Podopieczni Fergusona rozpoczęli, więc sezon w ustawieniu 4-2-3-1 co wydawało się dobrą opcją i rozsądną alternatywą dla wysłużonego 4-4-2. Początkowo oczywiście nie było rewelacji, ale drużyna musiała wejść w rytm sezonowy, a nowi zawodnicy mniej lub bardziej udanie docierali się z resztą zespołu. Widać było jednak, że to wszystko powoli zmierza w dobrym kierunku. W wyniku kontuzji sytuacja kadrowa uległa zmianie i miejsce Kagawy zajął częściej wracający środkiem Wayne Rooney. Następnie wobec problemów z formą skrzydłowych i niejako na skutek sytuacji kadrowej, drużyna przeszła na ustawienie diamentowe bez klasycznych skrzydłowych, czym chyba mocno zaskoczyli tak rywali, jak i własnych kibiców. Trzeba powiedzieć, że momentami wyglądało to całkiem nieźle. Najlepszym spotkaniem rozegranym w takim ustawieniu było wyjazdowe starcie z Newcastle. Mecz ten pokazał, że diament wbrew pozorom wcale nie musi być efektem chwilowej konieczności i warto wziąć go pod głębszą rozwagę, bo drużyna potrafi się w nim odnaleźć.

Niestety kolejne mecze nie były już tak udane dla formacji diamentu i brak skrzydłowych, jak nie trudno się domyślić, zaczął przysparzać więcej problemów, niż korzyści. Poza tym Rooney w tym ustawieniu cofał się chyba zbyt głęboko. W moim odczuciu właśnie chęć pchnięcia młodego Anglika do przodu leżała u podstaw kolejnej zmiany systemu gry, jaką zafundował nam sztab szkoleniowy United, a której celem było niewątpliwie doprowadzenie do ściślejszej współpracy duetu super napastników przez wsparcie ich ze skrzydeł. Chodziło o wyciśnięcie z tego brzydszego młodszego paru goli. Pomysł generalnie bardzo dobry tyle, że w ten oto sposób nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji i powrót synów marnotrawnych do starego dobrego ustawienia 4-4-2. Zabawne jest to, że cały ten korowód związany ze zmianą ustawienia na początku sezonu, szukaniem odpowiedniego wariantu i przerzucaniem zawodników na różne dziwne pozycje, zaowocował powrotem do korzeni.

Akcent humorystyczny powrotu starego, wyspiarskiego ustawienia zakończył się piękną puentą w postaci dwóch arcyważnych zwycięstw w meczach z Chelsea i Arsenalem, a w efekcie objęcia upragnionej pozycji lidera ligowej tabeli. Biednemu sir Alexowi nie pozostało w tej sytuacji nic innego jak kontynuować dobrą passę jednej z niewielu rzeczy w klubie z Old Trafford starszej od niego samego i ustawić swoją drużynę w taki sam sposób przeciwko The Villans w miniony weekend, co jak na złość, znowu przyniosło komplet punktów. Tym samym uzależnienie od klasycznej formacji jest w przypadku Manchesteru United faktem niezaprzeczalnym i trzeba by zapewne użyć sporego granatu, aby oderwać drużynę od tego ustawienia raz na zawsze.

Oczywiście nie twierdzę, że United nie będą od czasu do czasu stosować diamentu lub 4-2-3-1 – szczególnie, kiedy Kagawa już się wykuruje, albo np. (odpukać) Robin van Persie złapie jakąś kontuzję. Wręcz przeciwnie, sezon ten jest niezwykle interesujący i może w którymś momencie okaże się, że United wychodzą na mecz w ustawieniu 4-3-3, po czym robią miazgę z przeciwnika i w kolejnych paru meczach system ten również się sprawdzi, co zrobiłoby nam już chyba całkowitą wodę z mózgu. Prawdę mówiąc naprawdę niewiele jest mnie już w stanie zaskoczyć. Sądzę jednak, że stare dobre 4-4-2 będzie wracać jak bumerang, bo przystosowanie zespołu do jednego z powyższych ustawień na stałe wymagać będzie głębszej ingerencji w jego części składowe niż sprowadzenie jednego na wskroś ofensywnego pomocnika.

Przewiń na górę strony