Niech nikt nie śpiewa, że „nic się nie stało”, bo nie można przejść do porządku dziennego nad tym, że odpadamy z finałów wszystkich turniejów na etapie fazy grupowej. Poza tym graliśmy u siebie, na polskiej ziemi (tej ziemi!) i nie byliśmy w stanie ugrać więcej jak dwa punkty w najsłabszej grupie, jaką Mistrzostwa Europy kiedykolwiek widziały.
Oczywiście, że – tak jak przysłowiowe „40 milionów Polaków” – jestem ekspertem i wiem lepiej, jakich błędów należało uniknąć i co zawiniło. Oczywiście, że po każdym z rozegranych meczów krytykowałem i podpowiadałem, co trzeba poprawić. Co natomiast mniej oczywiste, nie zamierzam usprawiedliwiać naszej porażki żadną głupią wymówką, choć z pewnością kilka by się znalazło.
Franek Smuda, gdzie te cuda?
Łatwo zwalić całą winę na selekcjonera, w końcu to on odpowiada za reprezentację. Moim zdaniem popełnił on kilka mniej lub bardziej istotnych błędów. Największym natomiast było to, że kłamał przed milionami Polaków i myślę, że wszystko inne mogłoby zostać mu wybaczone, ale nie fałsz i hipokryzja.
Sam powołałbym na EURO nieco inny skład. Szkoda, że nigdy tak naprawdę nie było rywalizacji o miejsce w bramce, bo konkurenci dla Wojtka Szczęsnego zostali szybko odsunięci od kadry, ale najprawdopodobniej też zaufałbym młodemu goalkeeperowi Arsenalu, a takie pomyłki, jak ta przy bramce dla Grecji zdarzają się nawet najlepszym (Čech wygrał Ligę Mistrzów, a popełnił znacznie większego babola). To też nie wina Smudy, że w Polsce nie ma wyśmienitych pretendentów na obronę, atak, czy szczerze powiedziawszy również obsadę pomocy. Glik, Fojut (przymierzany do Celticu), Piech i im podobni (Kaźmierczak w miejsce Murawskiego – zawsze!) mogliby się ze mną nie zgodzić i pewnie należało dokładnie rozważyć ich kandydatury, ale też Wasilewski na stoperze grał na tym turnieju rewelacyjnie (nie licząc wczorajszego poślizgnięcia), a choć Boenisch w tych trzech spotkaniach był zdecydowanie najsłabszy, to Wawrzyniak i w reprezentacji, i w klubie nie raz udowadniał, że nie prezentuje odpowiedniego poziomu, by grać na Mistrzostwach Europy.
Ok, Smuda mógł, a nawet powinien przeprowadzić zmiany w pierwszym meczu turnieju. Mógł również dobrać lepszą taktykę na spotkanie z Czechami, jednak biało-czerwoni grali długimi momentami tak, jakby mieli pomysł na grę i chyba nie można powiedzieć, że te ostatnie 2 lata były zupełnie zmarnowane. Na pewno mogły być lepiej spożytkowane, ale też jakaś praca został wykonana, tylko jak widać, to co zostało zrobione nie wystarczyło.
Selekcjonerowi jestem zatem w stanie wybaczyć zarówno selekcję, jak i obraną taktykę, czy nawet złe psycho-mentalne przygotowanie piłkarzy do gry. Miał plan, który mógł zadziałać (pierwsza połowa meczu z Grecją i konfrontacja z Rosją), ale się nie udało. Mam natomiast problem, aby zapomnieć mu wielokrotne mówienie jednego, a potem robienie zupełnie czego innego (kwestia naturalizowania piłkarzy, niesłowność à propos wyrzucania z kadry za alkohol etc.).
W pozostałych rolach
Piłkarze również popełniali indywidualne błędy. Czasami kolegom z drużyny udało się uratować zespół przed ich konsekwencjami, innymi razy (gdy nagromadziły się tak, jak podczas wczorajszego spotkania) – nie. Jedni zagrali na tych Mistrzostwach lepiej, inni słabiej, ale mimo wszystko trudno doszukiwać się winnego w którymkolwiek z zawodników. Żaden z nich nie zamknął sobie drzwi do kadry w przyszłości i wszyscy mogą wystąpić w eliminacjach do Mistrzostw Świata w Brazylii.
Jedne pozycje mamy dobrze obsadzone (właściwie to jedną – bramkę), inne gorzej, w innych mamy braki, albo wyłącznie jakiegoś pewniaka, a za nim długo, długo nic. Po EURO przyjdzie nowy selekcjoner (kontrakt ze Smudą nie zostanie przedłużony) i zobaczymy, czy będzie próbował budować drużynę na tym, co już zostało zrobione, czy kompletnie zmieni koncepcję, ustawienie i zacznie od nowa. Z pewnością kadra została odmłodzona, a polscy piłkarze grający w co najmniej przyzwoitych europejskich klubach dobrze rokują na przyszłość, i tego się powinniśmy trzymać.
Jeżeli chodzi o dziennikarzy i kibiców, to chyba również dramatu nie było, albo mam po prostu już zaniżone wymagania. Przed Mistrzostwami nie było chyba napompowanego złotego balonika z oczekiwaniami. Normalne jest, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i po dwóch niezłych meczach rozczarowanie po odpadnięciu z turnieju jest niemałe, ale chyba też mieliśmy prawo oczekiwać od naszych, aby wyszli z tej łatwej grupy, ugrali choć jedno zwycięstwo, albo przynajmniej walczyli o awans w ostatnim meczu, jak gdyby to był finał. Jedno z trzech. Którekolwiek. Mimo wszystko wielka szkoda, że polscy kibice ograniczają się do dopingowania drużyny niemalże wyłącznie kiedy „idzie”, a w przypadku trudności, trudno liczyć na ich należyte wsparcie. Tymczasem żurnaliści, czy też inni komentatorzy, obok obligatoryjnej wiary w zwycięstwa, szukania i wytykania błędów, nie zaprezentowali chyba niczego, czego nie można się było spodziewać. Koniec końców nie było w narodzie, ani przesadnego pesymizmu, ani też hurraoptymizmu.
Wydaje mi się, że kadra warunki miała więc możliwie jak najbardziej idealne (choć Błaszczykowski już poinformował, że wcale tak nie było, bo musiał martwić się o bilety na mecze, a nie o to jak pokonać kolejnych rywali) i nie znajduję na chwilę obecną żadnego usprawiedliwienia (ale też go nie szukam) dla porażki, jaką jest brak awansu. Oczywiście żal zmarnowanej okazji i szkoda, że Endless Summer dla nas wczoraj dobiegło końca. Szkoda również, że nie jestem w stanie dopisać do ostatniego zdania czegoś pocieszającego po „ale”, które nigdy nie nastało. Może po prostu – najzwyczajniej w świecie – nie zasługujemy na grę w ćwierćfinale i należy się z tym pogodzić oraz przestać tak przeżywać mecze naszej reprezentacji i skupić się na pozostałych?
P.S.1. Gratulacje dla (przy czym pierwotnie było „pies trącał”) oficjalnego sponsora EURO2012 dostarczającego dmuchane piłki, które zostały wyrzucone we wrocławskiej strefie kibica, aby (jako reklama odbijana przez kibiców) zasłaniały telebim z meczem (podejrzewam, że podobnie działo się w innych miastach i na innych meczach). Jesteś super, dzięki za utrudnianie oglądania spotkania, a i tak Pepsi smakuje lepiej.
P.S.2. Smutne jest to, jak łatwo Czechom przyszło obronienie korzystnego wyniku w pierwszej połowie (długie utrzymywanie się przy piłce, zmuszanie Polaków do biegania, dopuszczanie do „pół-sytuacji” głównie po stałych fragmentach) oraz strzelenie zwycięskiej bramki, kiedy do wyjścia z grupy musieli wygrać w drugiej odsłonie meczu.