Nie przegap
Strona główna / Ogólne / Redlog 2011/12 – podsumowanie sezonu

Redlog 2011/12 – podsumowanie sezonu

Mijający sezon był dziwny – nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Wystarczy spojrzeć na rozstrzygnięcia, jakie miały miejsce w całej Europie, by od razu zauważyć, że dawno już nie byliśmy świadkami podobnych przetasowań. Podobnie ma się rzecz z naszą stroną, więc spróbuję rozjaśnić nieco sytuację i wyjaśnić, co się tak naprawdę ostatnio dzieje.*

Przede wszystkim zacznę od tego, że dawno mnie na Redlogu nie było. Po dwóch latach, w których pisałem z większą lub mniejszą (ale zawsze) regularnością, pierwszą połowę 2012 roku muszę uznać za co najmniej nie w pełni wykorzystaną. Zacznijmy jednak do początku.

A miało być tak pięknie

Sezon zaczął się całkiem nieźle, choć znów mecz o Tarczę Wspólnoty pokrywał się z ligowym spotkaniem Śląska Wrocław, więc kolejny raz zmuszony byłem się rozdwoić. Tym razem wracałem w pośpiechu ze stadionu, żeby zobaczyć chociaż końcówkę derbów Manchesteru w Londynie. Transmisję włączyłem w doliczonym czasie gry, kiedy to City miało wznawiać grę dośrodkowaniem z rzutu wolnego. I wtedy mi „zacięło”. Byłem zachwycony, gdy powrócił obraz, a Nani cieszył się ze zdobycia decydującego gola. Oznaczało to bowiem, moim zdaniem ważne, prestiżowe zwycięstwo nad lokalnym rywalem oraz zapowiadało, że kolejny tytuł Mistrza Anglii trafi w szpony United. Zagorzali statystycy z pewnością wiedzą, do czego nawiązuję, a pozostałym przypominam, że przez ostatnie 4 lata zdobywca Community Shield triumfował również w lidze. Niestety tym razem miało być inaczej, choć walka toczyła się do samiuteńkiego końca od pierwszego do ostatniego meczu sezonu.

Daleko od ManchesteruNa początku rozgrywek United szło jak burza. Nieźle zapowiadał się również sezon w wykonaniu Redloga. Poczyniliśmy kilka wzmocnień (chociaż może trafniej byłoby napisać, że „załataliśmy parę dziur”) i, pomimo wyczuwalnego rozczarowania wśród kibiców brakiem efektownych zmian, byliśmy zwarci i gotowi do boju. Niestety zaprezentowany w połowie sierpnia cykl „Daleko od Manchesteru” nie okazał się planowanym wzmocnieniem (do czego dołożyłem dwa odcinki) i kilka tygodni później został zdjęty z anteny.

Chociaż w kolejnych miesiącach byliśmy świadkami kilku dobrych artykułów, jak chociażby krzyśkowej propozycji reformy polskiej matury, a ja sam zapowiadałem rewanż na braku czasu i wzmożenie aktywności, to wraz z ligową porażką z City możemy zacząć mówić o początku końca dobrej formy zarówno United, jak i Redloga (oczywiście w obu przypadkach jest to tylko stan przejściowy, o czym najlepiej świadczyć będzie przyszły sezon). To spotkanie oglądałem w Krakowie wraz z częścią redakcji w ramach rozstrzygania konkursu „Kibice Manchesteru United jednoczcie się!” i nawet opisałem po nim swoje odczucia, za co kolejny raz zostałem nazwany kibicem drużyny przeciwnej (dzięki AX, również za zaprezentowanie nieco odmiennego podejścia ;)).

Koniec ery sezonowców, rozkwit ery facebookowiczów

Rooney 2012/13Przed końcem roku zaprezentowaliśmy (najprawdopodobniej jako pierwsi w Polsce) stroje United na nadchodzący sezon (które już wtedy uznałem za wyśmienite) oraz m.in. wzięliśmy udział w pospolitym ruszeniu i apelu do PZPN o przywrócenie orła na koszulki reprezentacji. Tymczasem 7 grudnia United odpadło z Ligi Mistrzów, powoli tracąc rzeszę zagorzałych sezonowców, którzy jednak chętniej od starych wyjadaczy udzielali się na różnych forach, a także u nas. Ich stratę przeżywamy podobno bardziej niż utratę Mistrzostwa na rzecz City ;)

Nie ma się, co oszukiwać. Utrzymującej się w lidze przewadze naszych rywali zza miedzy towarzyszyło może nie tyle zwątpienie co uwydatniająca się utrata zapału do pisania kolejnych, nie komentowanych przez czytelników tekstów. Pamiętam dobrze moje zaskoczenie, gdy odkryłem, że przyjemniej pisze się ze świadomością, iż ktoś to później jednak czyta. Zawsze myślałem, że (choć są setki wypowiedzi świadczących o odmiennym stanie rzeczy) piłkarzom nie powinno robić różnicy czy grają w domu, czy na wyjeździe, przy pustych trybunach, czy na wypełnionym po brzegi stadionie. Niezależnie bowiem od tego – grają w piłkę! – i to, że robią to, co lubią powinno im wystarczyć, a oni jeszcze dostają za to pensje. My wprawdzie piszemy wyłącznie hobbystycznie, ale ponad 2,5 tysiąca fanów na Facebooku, którzy praktycznie nie komentują naszych wpisów nie działa specjalnie mobilizująco. Jeżeli jednak to milczenie jest cichym sygnałem, że nasze pisanie nie przypadło Wam do gustu, to muszę Was zmartwić, ponieważ ja osobiście szybko przywykłem do tego, że wielu z Was pewnie nie jest w stanie dotrwać do końca moich felietonów (bo są zbyt długie i ciężko czyta się te zdania wielokrotnie złożone, szczególnie, gdy trzeba jeszcze zrozumieć to, co się przed chwilą przeczytało) oraz, że nie komentujecie także, ponieważ nie zachęcam po prostu specjalnie do dyskusji, ale nie zamierzamy jeszcze składać klawiatury i mała liczba wpisów w ostatnich miesiącach spowodowana była głównie brakami kadrowymi, kontuzjami (no ba!), jak również niedoborem niezbędnego czasu. Podejrzewam, że większość piszących na Redlogu z chęcią poznałaby Wasze opinie odnośnie do swojego warsztatu, a także zdanie na poruszane tematy, ale w dzisiejszych czasach, gdy nawet ocenianie za pomocą gwiazdek straciło na popularności, „like” jest jedyną formą aprobaty, na jaką najwyraźniej możemy liczyć.

Prolog, czyli EURO2012

Sytuacja poprawiła się co nieco wraz z końcówką sezonu i dramatycznym przegraniu tytułu pomimo wcześniejszego położenia obu rąk na pucharze. Okazało się wtedy, że wciąż są osoby zainteresowane dyskusją ze sfrustrowanym człowiekiem o sezonie, który był naprawdę dziwny. Nie tylko bowiem City zdobyło pierwszy tytuł Mistrza Anglii od czterdziestu czterech lat (i w końcu trzy gwiazdki z ich herbu przestały być tak oderwane od rzeczywistości), ale w całej Europie działy się niestworzone rzeczy. Barcelona nie wygrała Primera Division i Champions League, ale też w Lidze Mistrzów triumfowała Chelsea, której sztuka ta nie udawała się przez lata i wydawać się mogło, że doprowadzi to Abramovicha do obłędu. Na szczyt Serie A powrócił Juventus i to nie zaznając choćby jednej ligowej porażki przez cały rok (uległ dopiero Napoli w finale krajowego Pucharu), dokonując rzeczy praktycznie niespotykanej w dzisiejszych czasach. We Francji po raz pierwszy w historii rozgrywki zwyciężył Montpellier HSC, a w Danii tej samej sztuki dokonał FC Nordsjaelland. W Polsce po tytuł po 35 latach oczekiwania sięgnął Śląsk Wrocław (fuck yeah!), a po pięcioletniej przerwie dzierżoniowska Lechia ponownie zdobyła Puchar Polski w grupie Wałbrzyskiej, który następnie został nam odebrany w imię wyższości regulaminu PZPN nad regulaminem organizatora rozgrywek (OSZUKALI!).

Kadra wciąż w grzeSkoro jednak sezon 2011/12 jest taki dziwny i tyle drużyn, które nie było faworytami, zdołało zwyciężać, to czemu Polacy nie mieliby powtórzyć ich sukcesów i na koniec piłkarskich zmagań w Europie nie wznieść Pucharu Henri Delaunay’a?** My nie widzimy żadnych przeciwwskazań i dlatego zamierzamy pisać na Redlogu również o EURO2012, a kto wie, być może to właśnie Polska wpisze się w ten niezwykły sezon i zdobędzie Mistrzostwo starego kontynentu.


* Tekst ten jest subiektywną próbą opisania rzeczywistości i nie musi być zgodny z odczuciami pozostałych członków Redakcji. Ponadto niektóre sformułowania są kłamliwe, krzywdzące i celowo wymierzone w osoby postronne jedynie po to, aby odwrócić uwagę od problemów palenia psów na Ukrainie oraz rasizmu i ksenofobi toczącej państwa gospodarzy EURO2012 (albo po prostu nie przemyślane).

** Artykuł został napisany jeszcze przed meczem otwarcia, jednak uznałem, że nawet w razie porażki Polaków na inaugurację turnieju nie straci w ogóle na swojej aktualności.

Przewiń na górę strony