Nie przegap

AndOut

Mamy w składzie Manchesteru United piłkarza, który w trakcie rozgrywania swojego piątego sezonu może się cieszyć sporym zaufaniem trenera i jeszcze większym ze strony fanów. Byłoby to oczywiste i naturalne, gdyby ów zawodnik od kilkudziesięciu miesięcy regularnie potwierdzał sens pokładanych w nim nadziei. Tymczasem, poza byciem sympatycznym rodakiem grubszego Ronaldo i Pelego oraz posiadaczem dredów, Anderson przez większość każdego ze spędzonych w Anglii sezonów nie był w stanie zaimponować czymś innym. Mimo to powszechnie uważa się go za gracza wybitnie utalentowanego, który już wkrótce przysłoni swoich odpowiedników w innych angielskich klubach. Fenomen, jak mi zycie miłe, fenomen czystej wody!

» Cudze chwalicie, swego nie znacie
» Niespełniony talent czy zwykły przeciętniak?
» Niespełnione nadzieje

Anderson Luís de Abreu Oliveira został zaprezentowany jako piłkarz Manchesteru wraz z Luisem Nanim. Powszechnie uważa się, iż w pierwszych miesiącach po przybyciu na angielską ziemię to Brazylijczyk pokazywał się z lepszej strony. Zasłynął wówczas ze zdominowania w środku pola takich gwiazd jak Gerrard czy Fabregas dzięki wykonywaniu, co ciekawe, obowiązków defensywnych. Czyli zupełnie innych niż spodziewali się po nim kibice United jeszcze przed sezonem 2007/08, bazując chociażby na jego występach w FC Porto.

AndoJestem na ogół zdecydowanym przeciwnikiem wykorzystywania jutjubowych kompilacji jako argumentów w dyskusji o walorach piłkarza. W tym wypadku czuję się jednakowoż w pełni usprawiedliwiony, albowiem mam świadomość, że zamieszczone wyżej akcje są pojedynczymi perełkami z wielu występów Syna Andrzeja na boiskach portugalskich czy międzynarodowych. Przytaczam powyższy filmik, bo nie potrafię przywołać wspomnień chociażby jednej akcji z diabłem na piersi podobnej do w nim ukazanych. Premier League to bezsprzecznie inna półka niż liga portugalska, lecz, nawet uwzględniwszy tę nierówność, Brazylijczyka winno być stać na zafundowanie jednego, dwóch tego typu rajdów na sezon. A tak nie jest.

To jeszcze nie jest dowód słabości Andersona, natomiast nie pozostawia wątpliwości, że styl gry Andrzejowego Syna uległ diametralnej zmianie. Brazylijczyk w Manchesterze przybrał na wadze, dostał od Fergiego również obowiązki w defensywie, od których żaden środkowy pomocnik w United nie jest od wolny. Od tego czasu o rajdach, akcjach znikąd, pakowaniu piłki do siatki z zabójczą pewnością, niszczeniu przeciwników w pojedynkach jeden na jeden możemy tylko pomarzyć.

Ando vs. OtelulChyba, że akurat trafimy na okres świetności Syna Andrzeja, a takich do dnia dzisiejszego doświadczyliśmy już paru. Trwają one zawsze nie więcej niż kilka meczy, w których Anderson rzeczywiście dzieli i rządzi na swojej pozycji. Gdy peany na cześć nowego Ronaldinho przybierają na sile, gwiazda Brazylijczyka rychło gaśnie, jeszcze gwałtowniej niż nastąpiło jej zaświecenie. Tak było chociażby rok temu w okolicach grudnia i meczu z Arsenalem (1:0 po golu Parka), na wiosnę 2011 i na początku bieżącego sezonu, kiedy to do spółki z Tomkiem Cleverleyem Syn Andrzeja porozstawiał po kątach defensywy chociażby wspomnianych już Kanonierów czy Kogutów. Za każdym razem następne występy naszego bohatera dążą do poziomu wołającego o pomstę do nieba – liczby niedokładnych podań i strat oraz ogólna impotencja w pomocy rzucają się w oczy nawet jego największym fanom. Sęk w tym, że dziwnym trafem uchodzi mu to wszystko na sucho.

W tym miejscu należy spojrzeć na otoczkę związaną z Andersonem do wypowiedzi dotyczących naszych dwóch innych środkowych – Fletchera i Carricka. Temat doceniania zawodników z serii: Darren, Michael, John O’Shea wałkowaliśmy już nieraz, więc wracać do tego nie zamierzam. Jednakże intryguje, a zarazem irytuje mnie tendencja do ciągłego wybielania* Syna Andrzeja niejako kosztem Michała i Darka. Ostatnio doszło do sytuacji groteskowej, gdy po arcytragicznym meczu derbowym w wykonaniu Ando, zrypkę dostał… Carrick, który mimo grzania ławki przez okrągłe 90 minut okazał się być głównym winowajcą smutnego poziomu drugiej linii w United. Ręce opadają, gdy Szkot i Anglik otrzymują miano wiecznych drewien godnych jedynie obserwowania gry zza linii bocznej nawet po lepiej niż solidnych potyczkach, podczas gdy Amerykanin Południowy przez większość zawsze dostaje etykietkę przyszłej gwiazdy.

Ando na treninguRóżnica między rzeczonymi zawdonikami jest prosta – obaj Brytyjczycy poniżej pewnego poziomu nie schodzą i pewnie nigdy nie zejdą; Ando natomiast raz na jakiś czas udowadnia niedowiarkom, iż dolną granicę swojej wartości dla drużyny można przesunąć jeszcze niżej. Nie robię tu z Fletcha i Carricka nie wiadomo kogo, choć uważam, że Michał w formie jest dla naszej drużyny nieoceniony. Wskazuję jedynie na fakt, iż ogólna przydatność dla klubu w przypadku Andersona jest mniejsza niż każdego z obu jegomościów z osobna i nie zmienią tego nawet krótkotrwałe wzwyżki jego formy. A skoro tym rzemieślnikom wiele brakuje do światowego topu, czy w Manchesterze United jest miejsce dla Syna Andrzeja?

Moim zdaniem jedynie do czasu wejścia do składu jakiejś świeżej krwi w środku pola. Nie rozsądzam, czy należy podążać w kierunku transferu, czy wprowadzić kogoś z rezerw – grunt, by ktoś o zacnych umiejętnościach się pojawił.

W czasie, gdy dogania nas City, Chelsea nie zamierza spuścić z tonu, a w Europie zdają się rządzić Real i Barca nie możemy sobie pozwolić na grę z czarną* dziurą w środku przez n spotkań w oczekiwaniu na mecze n+1, n+2, względnie n+3. Wiadomo przecież, iż nasz Brazylijczyk nie jest w stanie z miejsca wskoczyć do składu i zagrać po prostu fajnie, pierwej musi wystąpić wiele razy, by powoli zbierać pewność w wykonywaniu podstawowych elementów gry w futbol.

Ando vs. NorwichRozpaczliwym argumentem obrońców Ando jest natomiast historia Naniego. Portugalczykowi spisywanemu na straty, jak wiadomo, zaczęło iść z górki dopiero w połowie sezonu 2009/2010 czyli 2,5 roku po przywdzianiu koszulki z numerem 17. Od tego czasu jest jednym z głównych filarów teamu z Old Trafford i nikt nie pamięta narzekań na jego niegdysiejszą dyspozycję. Na naszych oczach z kolei do historii przechodzi piąta jesień Andersona w United, a Brazylijczyk nawet nie zbliża się do poziomu, co prawda na innej pozycji, ale prezentowanego przez Luisa. Wątpię, by w naszej ekipie kiedykolwiek ta przepaść się zmniejszyła.

Andersona ma obecnie 23 lata i skrócone dredy. Niewiele, bo przed nim sporo czasu na grę w piłkę i prowadzenie sportowej kariery. Dużo, gdyż w tym wieku wypadałoby jasno dawać do zrozumienia, że stawianie nań opłaci się. Może i się opłaci. Pytanie brzmi – czy Sir Alex nie powinien powiedzieć pas i pozwolić zaryzykować komuś innemu?

Odpowiedzcie sobie sami. Moja opinia jest oczywista.


*Bez podtekstów rasistowskich, proszę :)

Przewiń na górę strony