Manchester United doznał niezwykle dotkliwej porażki, przegrywając ze swoim lokalnym rywalem aż 1:6. Strata trzech punktów na rzecz City powiększyła różnicę punktową między oboma zespołami i obecnie wynosi ona 5 oczek.
1. Przełomowym momentem niedzielnego spotkania była niewątpliwie czerwona kartka dla Jonny’ego Evansa. Wyrzucenie Irlandczyka z boiska tuż po przerwie zburzyło cały plan gry zespołu, przygotowywany przez sir Alexa na drugie 45 minut. Szkot był zmuszony do przemeblowania ustawienia drużyny, przez co została ona wybita z rytmu i nie potrafiła się przeciwstawić rozpędzonemu City. Wprawdzie momentami Czerwone Diabły potrafiły przetrzymać piłkę na połowie gości i kilka razy zagrozić bramce Harta, ale w miarę upływu czasu przewaga jednego zawodnika stawała się coraz bardziej widoczna, co ostatecznie przełożyło się na 3 bramki podopiecznych Manciniego strzelone już w doliczonym czasie gry. Pretensje do Evansa wydają się więc być jak najbardziej uzasadnione, tym bardziej, że gdyby, zamiast faulować, pozwolił Balotelliemu pognać samotnie na bramkę De Gei, wciąż pozostawałoby sporo czasu, żeby odrobić nawet tak dużą stratę.
2. Jednym z nielicznych jasnych punktów w szeregach United był Darren Fletcher. W pierwszej połowie Szkot pokazał się z bardzo dobrej strony, biorąc na siebie ciężar rozgrywania akcji (Anderson po raz kolejny nie zachwycił), co wychodziło mu całkiem nieźle. Kilka razy przytomnie rozrzucał piłkę na skrzydła, a straty czy nieprzemyślane podania zdarzały mu się niezwykle rzadko. Po czerwonej kartce dla Evansa wychowanek Czerwonych Diabłów musiał przenieść się na prawą obronę, gdzie również spisał się bez zarzutów, by po zmianach przeprowadzonych przez sir Alexa ponownie powrócić do środka pola i przypieczętować swój przyzwoity występ przepiękną bramką. Wydaje się, że Fletcher na dobre zapomniał już o swoich zdrowotnych problemach i jest coraz bliżej powrotu do formy, jaką cieszył wszystkich kibiców United w poprzednich sezonach.
3. Szczególnie zawiedziony swoją postawą w niedzielnym spotkaniu powinien być Nani. Portugalczyk, który w ostatnim czasie znajdował się w wysokiej formie, tym razem zawiódł na całej linii i nie potrafił w żaden sposób wejść w mecz. Bardzo często tracił piłkę, w dogodnych sytuacjach dokonywał złych wyborów (irytować mogły zwłaszcza jego niecelne dośrodkowania) i kompletnie nie radził sobie z dobrze dysponowanym Gaelem Clichym. Jeżeli dodamy do tego rzadkie wspomaganie Smallinga w obronie, to otrzymamy naprawdę kiepski występ skrzydłowego United i nikogo nie może dziwić decyzja Fergusona o zdjęciu go z boiska już w 65. minucie. Pozostaje tylko liczyć, że był to chwilowy spadek formy i już w następnej kolejce ponownie zobaczymy Naniego w jego najlepszej dyspozycji.
4. O drugiej połowie potyczki z City jak najszybciej będą chcieli zapomnieć defensorzy United. Nie potrafili oni sobie poradzić z atakami gości i to głównie przez błędy tej formacji De Gea musiał tak często wyjmować piłkę z siatki. Najsłabiej z całej czwórki zaprezentował się Patrice Evra, którego raz po raz ogrywał nie tylko Milner, ale także prawy obrońca The Citizens, Micah Richards. Nie lepiej wyglądała gra pary Rio Ferdinand – Chris Smalling, na ich barki spada zwłaszcza wina za bramki Dzeko i Slivy zdobyte już w doliczonym czasie gry. Wydaje się, że po takim występie Alex Ferguson nie będzie dłużej zwlekał i wprowadzi do pierwszego składu powracającego po kontuzji Nemanję Vidicia. Obecność charyzmatycznego kapitana Czerwonych Diabłów wydaje się w tym momencie koniecznością i powinna pomóc inny zawodnikom w powrocie do dobrej dyspozycji.
5. Pojedynek z podopiecznymi Manciniego był kolejnym w ostatnim czasie, podczas którego mistrzowie Anglii mieli spore kłopoty ze stwarzaniem sytuacji podbramkowych. Widać to było szczególnie na początku pierwszej połowy, kiedy Diabły zdominowały gości, ale mimo zepchnięcia rywali do defensywy i posiadania piłki przez spory okres czasu, nie potrafiły zagrozić bramce Harta. Dość powiedzieć, że pierwsze celne uderzenie podopieczni Fergusona oddali dopiero po upływie pół godziny gry, a do końca meczu angielski bramkarz City musiał interweniować jedynie cztery razy. Wynika to głównie ze spadku formy Andersona i braku Toma Cleverley’a, którzy w pierwszych meczach tego sezonu dowodzili grą United. Wówczas ataki zespołu były bardziej zróżnicowane i przeprowadzane w dużo szybszym tempie, co znacznie utrudniało prace obrońcom przeciwnika. Jednak gdy zabrakło młodego Anglika, Czerwone Diabły powróciły do stylu z zeszłego sezonu, który jest dużo bardziej statyczny i opiera się głównie na dobrej grze skrzydłowych. Gdy w niedzielę Nani spisał się słabiej, a Young po niezłym początku znacznie przygasł, gospodarze stracili wszystkie ofensywne argumenty i nie potrafili stworzyć sobie wystarczającej ilość groźnych okazji pod bramka City.
