Nie przegap
Strona główna / Offtopic / Daleko od Manchesteru, odcinek 6 – problem nierozwiązywalny?

Daleko od Manchesteru, odcinek 6 – problem nierozwiązywalny?

„Festyny odpustowe zmorą ludzkości” – mógłby głosić napis nad którąś z greckich akademii. Przynajmniej tego zdania był Jakub, układający właśnie program takiego właśnie festynu na zlecenie ojca Łukasza. Program oczywiście, w przeciwieństwie do tych będących aktualnie we wsi na czasie (a może jednak Naczasie?), spełniony musiał być później w stu procentach. Ciężkie jest życie parafianina…

» Poprzedni odcinek

Bardziej niż sama organizacja festynu Jakubowi głowę zaprzątała kwestia pogodzenia niedzielnego meczu Manchesteru United z tą imprezą. Zostawienie dwugodzinnej dziury wiązało się z mniejszymi zyskami finansowymi, natomiast porzucenie spotkania kosztem odpustu nie było na rękę głównym szychom parafii. Po krótkiej konsultacji z Gertrudą, ojcem Łukaszem i Selin Jakub postanowił zostawić kogoś jako wodzireja na czas nieobecności kapłana i ministranta. Wybór padł na Ariela – „zbłąkana owieczka dzięki takim działaniom może wrócić do stada, a poza tym przynajmniej pozbawimy się balastu na tym meczu”, jak to skwitował ojciec Łukasz, z zadowoleniem przyjmujący zgodę (krążą plotki, że nie za darmo…) jednego z bliskich „kolegów” Celiny na udział w tym przedsięwzięciu.

Poza tym, kolejną korzyścią był fakt, iż rozwiązanie to jest długoterminowe i wykorzystywane będzie mogło być w latach następnych. Pozwoli uniknąć bowiem problemów z pogodzeniem meczu i odpustu, co w ostatnich latach sprawiało zawsze ogromny kłopot (aż 8-krotnie w ciągu ostatnich 10 lat w dzień odpustu w miejscowej parafii swój mecz z jednym z rywali w walce o tytuł grał Manchester United). Zazwyczaj poprzestawano na ustawieniu projekcji meczu na wynajętym do tego celu telebimie, co z kolei spotykało się z protestem miejscowych babinek – któż to śmie w święty dzień jakieś diaboły oglądać, i to jeszcze tak przy wszystkich?

Program, owoc kilku godzin pracy, był już jednak ostatecznie ukończony. Poza standardowymi punktami (loteria fantowa w celach zapomogi dla ubogich księży; możliwość wykupienia półgodzinnego używania parafialnego traktora, podarowanego przez Gertrudę po zakupieniu nowszego, bardziej stylowo gruchoczącego modelu, w celach zapomogi dla ubogich księży) pojawiły się tam także pewne innowacje (występ parafialnego zespołu sztuk walki „Ariel S.A”; możliwość pobawienia się przy muzyce i zapachu kiełbasek przeznaczonych na kolację dla ojca Łukasza). Właśnie te nowości zapewnić miały tłumy ludzi na wielkim festynie, co przełożyć się miało też na lepsze wyniki finansowe parafii, czy też raczej ojca Łukasza.

Wkrótce po ukończeniu programu ukończona została playlista, która po uprzednim przefiltrowaniu wykorzystana miała być na festynie. Jakub miał pewne wątpliwości, czy przez cenzurę przejdzie „The Number of the Beast” – był natomiast pewien, że inaczej będzie z takim „Hallowed Be Thy Name”. Tak więc wypalił on wątpliwej jakości płytkę CD kupioną w pobliskim warzywniaku i czym prędzej pobiegł do ojca Łukasza, licząc, że nie wpadnie on na użycie Google Tłumacza, woląc raczej pomoc Selin.


W dzień odpustu, czyli także w dzień meczu, wszystko przebiegało zgodnie z planem. Babinki z zapałem kupowały losy na loterię, niosąc torby małych papierków, których trzeba było dodrukować, by sprostać popytowi. Ariel wraz z przydzielonym mu na szybko do zespołu drobnym i kościstym kościelnym, znanym raczej jako Zyga, ćwiczył w salce parafialnej przed występem. Nasi bohaterowie zaś, po odprawieniu głównych obrzędów i przedwczesnych nieszporów z poczuciem spełnienia udali się do ogródku pana Jana, by tam, znów w pełnym składzie, obejrzeć spotkanie Manchesteru United.

Stawka meczu udzielała się zebranym przed 23-calowym odbiornikiem. Ojciec Łukasz twierdził, że w dzień odpustu diabeł musi zostać pokonany, Jakub kontrował statystykami – ostatnie dwa mecze rozegrane w dzień odpustu United wygrywali, strzelając w dodatku przynajmniej 3 bramki, na co kapłan odparł, że do 3 razy sztuka i tym razem nawet Rooney nie da rady. Gertruda i Selin miały pewność, że kto jak to, ale Rooney da radę, a pan Jan zachowywał spokój i po ustawieniu na odpowiedni kanał zajął się Brutusem.

Pierwsza połowa obfitowała w emocje. Trzykrotnie z radością po golach zakrzyknęła cała piątka, trzykrotnie z oburzeniem krzyczał też ojciec Łukasz. Trzykrotnie w niebiosa wykrzykiwał także Brutus, wciąż kojarzący zwłaszcza Selin z tym nieprzyjaznym mu szerokim w barach młodzieńcem i warczący złowrogo mimo serdecznych napomnień ze strony pana Jana.

Tymczasem odpust pozostawiony przez księdza sam sobie zgodnie z planem jakoś się toczył – w oczekiwaniu na godzinę 19:30, o której miał odbyć się finał imprezy, z głośników płynęły dźwięki gitary przerywanej od czasu do czasu jakimś śpiewem o „stołkach”…

Father Luke and all his friends
Say they gonna be with you at the end
But they ain’t religious but they ain’t no jerks
They’re saving your souls by taking your cash
Holy Smoke, Holy Smoke, plenty bad preachers
For the devil to stoke…

Szczęśliwie, ojciec Łukasz nie słyszał, co trafia do uszu opuszczonych na ledwie chwilę owieczek.

W międzyczasie odbywały się też zapowiedziane pokazy sztuk walki – ciężko znokautowany ciosem „z bani” Zyga cucony musiał być przez znajdującego się szczęśliwie na widowni lekarza, który później sam miał zostać przetestowany przez nogi, ręce i głowę chłopaka Selin.

Druga połowa podobna była do pierwszej – trzy radosne okrzyki grupki, mieszane z również trzema okrzykami ojca Łukasza. Tym razem jednak pojawił się też inny dźwięk – jęk zawodu, stosowany także trzykrotnie. Ostatecznie, mecz zakończony wynikiem 3:1 po golu Wayne’a Rooneya obalił obie przedmeczowe teorie kaznodziei, dostarczając mu jednak przy tym argumentów w potencjalnej tyradzie na temat tego, że Manchester United wspierany jest przez samego diabła – kto bowiem w starciu z normalną drużyną nie wykorzystuje tylu stuprocentowych sytuacji, tracąc jeszcze dwa gole ze spalonych?

Mimo to, wszyscy byli zadowoleni z tego, jak potoczyło się spotkanie. Jakub z Gertrudą traktorem udali się na parafię, zostawiając na studio pomeczowe samego pana Jana z Brutusem. Do kościoła z powrotem udali się bowiem także ojciec Łukasz i mogąca spokojnie kontynuować swój romans porozmawiać bez przykrego towarzystwa zabawiającego tłum Ariela Celina.

Cóż się działo na zakończenie odpustu? Główną nagrodę w loterii fantowej wygrał ojciec Łukasz (co ciekawe, sztuka ta udawała mu się także w ostatnich trzech latach, od jego przybycia tutaj do parafii), Jakub podziękował za udział w obchodach uroczystości, a ostatnim akordem festynu miało być…

Holy Smoke, Holy Smoke, next our league match
We will play with a Stoke…


Ciąg dalszy nastąpi…

Przewiń na górę strony