Nie przegap
Strona główna / Offtopic / Daleko od Manchesteru, odcinek 3 – „I 8:2 be an Arsenal fan right now”

Daleko od Manchesteru, odcinek 3 – „I 8:2 be an Arsenal fan right now”

Daleko od Manchesteru, odcinek 3 – „I 8:2 be an Arsenal fan right now”
Nieodłącznym psem Jana jest jego towarzysz Brutus, którego od dwóch tygodni nikt nie widział we wsi. Było to spowodowane tym, że najlepszy przyjaciel pana Janka, jak zwykle, wybrał się koleją w podróż w jedną stronę. O tym, gdzie był i czego nie widział (pies, nie pan Janko) można by napisać nie jedną książkę.

»Daleko od Manchesteru, odcinek 2 – 3:0 na Old Trafford


Ksiądz Łukasz leżał na łóżku cały w skowronkach. Chwilę wcześniej doszedł do wniosku, że jeszcze przed zachodem słońca skonany Diabeł zostanie strącony z piedestału, który okupywał wraz z pozycją lidera anielskiej Premier League. No bo kto, jak nie młodzi kanonierzy z armii zbawienia, może zwyciężyć w wojnie z siłami ciemności? Więc rozmyślał ojciec Łukasz, wpatrując się przez okno w słońce, które widniało już wysoko ponad linią horyzontu, gdyż było już prawie południe. Duszpasterz wziął sobie wolne na żądanie i do końca dnia nie musiał się martwić swoimi zawodowymi obowiązkami.

Kuba pod nieobecność swojego przełożonego zastępował go w pracy, podczas gdy Celina z Gertrudą siedziały w ławie w pierwszym rzędzie i naśmiewały się z jego nowo odkrytej skłonności do panikowania. „Hej, nie stójcie tak! Pomóżcie mi w robocie! Trzeba jeszcze…”, ale dziewczyny nie słuchały go wcale. Rozmawiały na temat wracających do łask długich włosów. Nie tylko powołana do kadry Anglii Andy Karrolla szczyciła się pięknymi piórami, ale również ulubieniec rudowłosej nastolatki – Wayne Rooney – zaczął ostatnio zapuszczać kudły. Nawet w tych miejscach, gdzie od dłuższego czasu owłosienie nie zaszczycało swoją obecnością głowy napastnika z Manchesteru. Rozmowę przerwał pan Jan, który jeszcze poprzedniego dnia obiecał przyjść wcześniej do kościoła i zabrać dziewczyny na piechtę do mieszkania rodziców Gertrudy, gdzie na starym radzieckim odbiorniku można było oglądać piłkarzy nie tyle rywalizujących o zwycięstwo w ligowym starciu, co zmagających się z nieustannie prószącym śniegiem (a i tak lepsze to niż „lagi”, o których mówiono raz na zakrystii).

Na tej samej zakrystii, z której ojca Łukasza, wychodzącego na przedmeczowe studio, zatrzymał głos babci Józi: „Kyrie eleison, a Ty gdzie się wybierasz i o której będziesz?”. „Idę na mecz do Gertrudy i będę przed dziewiątą”, odpowiedział kleryk, zanim zorientował się, że zdążył już zamknąć za sobą drzwi. Nie zdążył natomiast na przedmeczowe studio sport, ponieważ spóźnił się na pierwszą połowę meczu. Przyczyną spóźnienia była Celina, która odłączyła się od Jana i Gertrudy i zaczekała na ojca Łukasza przy polnej drodze między dębem a wiązem. Była praktycznie miastową dziewczyną i niestraszne jej były konsekwencje, dlatego postanowiła złożyć pocałunek na ustach swojego wybranka. „Nie” pisnął ojciec Łukasz. „Twoje usta mówią ‘nie’, ale Twoje ręce mówią co innego” i rzeczywiście, ręce ojca Łukasza mówiły co innego. Rozmawiały one językiem migowym z Jakubem, który zdążył już dopełnić wszystkich formalności związanych z mszą świętą i zastał parę w dwuznacznej sytuacji. Dyskusja toczyła się na temat meczu, który niewątpliwie trwał już w najlepsze.

Gdy Celina z ojcem Łukaszem i młodym ministrantem dołączyli do pozostałych zgromadzonych przed teleodbiornikiem, mecz trwał już w najlepsze i United prowadziło 3:0. Pan Jan z Gertrudą byli w znakomitych humorach, a uśmiechów z ich twarzy nie potrafiła zmyć nawet nazwana przez duszpasterza boską interwencją bramka Walcotta w doliczonym czasie gry pierwszej połowy. W trakcie drugiej odsłony meczu klecha, jako iż był osobą wielkiej wiary, wciąż liczył na odwrócenie losów spotkania i dopingował młode owieczki z Londyńca. Nadzieje pokładane w świętym z Portsmouth okazały się jednak płonne, ponieważ już dwie minuty po jego pojawieniu się na boisku rozpoczęła się prawdziwa rzeź niewiniątek.


Gdy pod koniec dnia Celina z Gertrudą, Janem i Jakubem świętowali największe w tym sezonie zwycięstwo Czerwonych Diabłów, zrozpaczonego ojca Łukasza odwiedził kibol podający za chłopaka jednej z dziewoi. Na nieszczęście księdza, wieści, również te nieprawdziwe, szybko się we wsi rozchodziły, więc na wszelki wypadek dostał po mordzie od zazdrosnego młodzieńca. Zmarnowany kleryk jedynie nie dowierzał i zastanawiał się na głos „Celina, coś ty mi zrobiła?!”. Była to zapowiedź nowych wydarzeń mających wywrócić życie całej piątki do góry nogami. Albo nie.

Ciąg dalszy nastąpi…

Przewiń na górę strony