Nie przegap
Strona główna / Offtopic / Daleko od Manchesteru, odcinek 2 – 3:0 na Old Trafford

Daleko od Manchesteru, odcinek 2 – 3:0 na Old Trafford

Daleko od Manchesteru, odcinek 2 – 3:0 na Old Trafford
Kiedy nastał poniedziałek, biedna Gertruda obudziła się w środku nocy, a mianowicie o godzinie trzynastej zero zero. Leniwie wydostała się z pościeli bogato zdobionej różnobarwnymi kwiatkami bliżej nieokreślonego gatunku. Wsunęła swoje małe stopy w kapcie, których czubki wieńczyły dumnie pluszowe zajęcze łby i powlokła się do małej łazienki mającej swoje miejsce tuż obok pokoju rudowłosej dziewczyny.

Poprzedni odcinek

Cause I can’t stop loving you! No I can’t stop loving you! – dało się słyszeć w całym domu dochodzący z łazienki piskliwy głos kaleczący język angielski na wszystkie możliwe sposoby tego świata. Gertruda wykrzykiwała (bo śpiewem tego raczej nazwać nie można było) słowa znanej wszystkim piosenki Phila Collinsa w stronę dzierżonego w dłoni różowego dezodorantu marki Wypachniacz, na którym dumnie widniał napis Wypachnij swe pachy po pachy. W międzyczasie myła zęby na przemian ze szczotkowaniem swoich rudych niesfornych włosów.

Cały rytuał porannej toalety Gertrudy odbywał się w rytmie którejś z piosenek o nieszczęśliwej miłości. Często asystowało jej stare czarne radio wydające tak dziwne dźwięki ze swych głośników, że można by było snuć wizje o jego niespełnionych marzeniach o odtwarzaniu ciężkiego metalu. Kiedy Gertruda zawodząc, dokończyła piosenkę, z jej ust wydobyło się ciche Aj laf juu, bejbee. Wycelowała wtedy dezodorantem w zdjęcie przyczepione gumą do żucia do jej lustra. Fotografia przedstawiała nieskazitelne według Gertrudy popiersie znakomitego napastnika Czerwonych Diabłów – Wayne’a Rooneya. Zarówno czoło jak i policzek Wazzy umorusane były czerwoną szminką dziewczyny. Po posłaniu buziaka w stronę zdjęcia toaletę można było uznać za zakończoną.


Czerwony traktor należący do Gertrudy pojawił się na podjeździe posiadłości pana Jana na kwadrans przed dwudziestą pierwszą. Rudowłosa dziewczyna szybko dostrzegła Jakuba, który opierając długą deskę do prasowania o swoją klatkę piersiową niósł ją w kierunku drzwi wejściowych. Pędem pokonała dzielący ich dystans i tuż za plecami ministranta krzyknęła radośnie – Cześć Jakubie! Tutaj jestem! Pomachała mimo tego, że chłopak nie byłby w stanie teraz tego zauważyć. Zaskoczony mrugnął kilka razy i okręcił się o sto osiemdziesiąt stopni na pięcie. Na nieszczęście Gertrudy, deska również wykonała obrót i przygrzmociła z impetem w jej głowę. Na nic zdało się rozpaczliwe machanie rękami.
– Gdzie? – usłyszała nad sobą zdziwiony głos ministranta, który pod ciężarem deski musiał odchylać się nieznacznie w tył.
Jakub po chwili opuścił wzrok i dostrzegł Gertrudę siedzącą tuż u jego stóp.
– Czy mogłabyś się tak nie skradać następnym razem? – oparł deskę na chodniku, spojrzał na dziewczynę i prychnął pogardliwie.
Zmierzył ją wzrokiem, mrużąc oczy i pocierając palcem wskazującym o swój nos. Nagle oboje na dźwięk znajomego głosu odwrócili głowy w tym samym kierunku. W ich stronę zmierzał uśmiechający się promiennie do młodych przedstawicieli wiejskiej społeczności ojciec Łukasz z szeroko rozłożonymi rękoma. Alleluja, alleluja, moi drodzy! – pokrzykiwał. Jakub chcąc wybiec mu na spotkanie, wypuścił deskę z rąk.
– Potrzymaj! – krzyknął (prawdopodobnie do Gertrudy).
Zanim jednak dziewczyna zorientowała się o co chodzi, deska do prasowania ponownie przygrzmociła w jej głowę i przygniotła ją swoim niemałym ciężarem. Spanikowana Gertruda zaczęła machać wszystkimi kończynami.
– Czy to cię odpręża? – zagadnęła Celine, która podniosła deskę do prasowania i pozwoliła tym samym podnieść się dziewczynie z ziemi.
– Hę? – Gertruda otrzepując swoje spodnie i koszulkę, zerknęła na miastową kobietę sukcesu.
– Pytam, czy to cię odpręża? Wiesz, dopiero teraz dzięki Tobie odkryłam, że mogłoby to być coś fascynującego, wiesz… Coś co moglibyśmy opatentować w wielkich miastach, wiesz… Odprężająca kuracja pod deską do prasowania, emm… Czy nie uważasz, że to przyciągnęłoby tłumy zainteresowanych?
Gertruda teatralnie uniosła wzrok ku górze, dając tym samym do zrozumienia, że nie podziela entuzjazmu Celine związanego z leżeniem pod deską do prasowania. Blondynka nie dawała jednak za wygraną.
– Moglibyśmy wypromować się w mieście powiatowym! Wyobraź sobie! Miotałoby ludźmi jak szatan! – podekscytowana zastukała szpilkami o kostkę brukową wyłożoną przy posiadłości pana Jana.
– Czy ktoś wspomniał w naszym zacnym gronie o złu, jakim jest szatan? – zatrwożony głos ojca Łukasza przeraził Celine, której źrenice na jego widok rozszerzyły się o jakieś trzydzieści procent.
Gertruda jedynie machnęła ręką i skierowała się ku drzwiom wejściowym, w których dumnie czekał pan Jan na swoich towarzyszy.


– Kto to tam broni w tych Totolotkach? – ojciec Łukasz zmarszczył czoło, przyglądając się bramkarzowi Tottenhamu.
– Tottkach jak już! – poprawił go niezastąpiony Jakub.
– Na jedno wychodzi! – duchowny zaczął wiercić się na swoim krzesełku.
– Brad Friedel… – wtrącił się pan Jan.
– To duchowni też grają w piłkę nożną?! – wykrzyknęła podekscytowana Celine.
Wszyscy popatrzyli po sobie.
– No skoro tam gra jakiś brat Friedel, to jak mam to rozumieć? – Celine poprawiła burzę swoich blond włosów.
– BRAD! – wykrzyknęła zirytowana niewiedzą swojej koleżanki Gertruda. – BRAD… Jak Brad Pitt.
– Ale przecież to aktor jest! – tupnęła nogą Celine.
– Trzymajcie mnie w pięciu, bo zabiję dziesięciu… – westchnęła teatralnie rudowłosa dziewczyna.
– Piąte przykazanie, dziecko drogie kochane niezastąpione! Nie zabijaj! – treść przykazania ojciec Łukasz przeliterował skrupulatnie.
Uwaga po chwili wróciła znów do meczu, kiedy w dwudziestej ósmej minucie spotkania Ashley Young miał niesamowitą okazję do otwarcia wyniku meczu.
– Psiakość! – pan Jana aż złapał się za głowę.
– Zawsze powtarzam, że Diabeł zostanie w końcu zatrzymany! – ojciec Łukasz nie omieszkał unieść palca ku górze, co miało potwierdzić wielkość i mądrość jego słów.
Duchowny podczas pierwszej połowy meczu z wielkim uśmiechem na twarzy oglądał nieudane ataki Manchesteru United na bramkę Tottenhamu. Gertruda przy każdej szansie dla Diabłów machała nogami i zaciskała mocno pięści. Celine łapała się za policzki chyba tylko po to, aby zaraz móc poprawić nałożony na nie puder. Jakub siedział niewzruszony i ze stoickim spokojem spoglądał w 23-calowy ekran LCD. Atmosferę przypieczętowało głośne beknięcie pana Jana równo z gwizdkiem kończącym pierwszą połowę.
– Czy nie mógłby pan się czasem powstrzymać od tych niskopoziomowych odgłosów, które wydobywają się z pańskiej paszczy? – ojciec Łukasz zmrużył oczy i wysunął twarz w stronę zajmującego fotel pana Jana.
– Jakbym zatrzymał tutaj, to by wyszło z innej strony… – westchnął najstarszy z towarzystwa.
Pan Jan pierwszy raz podniósł się ze swojego „tronu”, kiedy w 61. minucie padła pierwsza bramka w spotkaniu.
– Tak jest! – uniósł triumfalnie pięść w górę. – Tom Cleverley popisuje się świetnym i nieskazitelnym dośrodkowaniem w pole karne gości, gdzie Danny Welbeck strzałem głową umieszcza futbolówkę w siatce!
Ojcu Łukaszowi mina zrzedła, a całą sytuację próbowała ratować Celine wspominając, że mecz trwa dziewięćdziesiąt dziewięć minut.
– Dziewięćdziesiąt… – poprawił Jakub.
Gdyby wzrok Celine mógł zabijać, biedny Jakub już by nie żył.

W 76. minucie serce ojca Łukasza musiało przeżyć kolejną porażkę, gdyż piłkę do siatki wpakował Anderson.
– Przecież on jest gruby… – wypowiedź pana Jana nie miałaby lepszego podsumowania niż głośne beknięcie.
– Ale bramki strzela! – podekscytowała się Gertruda.
– Mówię ci dziecko, że taki grubas to powinien w zapasach udział brać, a nie…
Gertruda ciesząc się z bramki Diabłów na 2:0, rozpostarła swe ręce i strąciła ze stolika kufel do połowy zapełniony piwem sączonym przez pana Jana. Cały trunek przyjął na siebie nieszczęsny Jakub, którego spodnie nie wyglądały teraz za ciekawie.
– Coś ty zrobiła, dziewucho?! Wygląda jakbym się zesikał! – wrzasnął chłopak.
– Są tego plusy… – westchnęła Gertruda.
– Plusy?!
– Owszem. Teraz możesz się zesikać w spodnie bez obawy, że je pomoczysz! – obie przedstawicielki płci pięknej zachichotały.

Na bramkę podsumowującą mecz trzeba było czekać aż do 89. minuty, kiedy po dośrodkowaniu Giggsa strzelił nie kto inny, jak cichy obiekt westchnień rudowłosej nastolatki – Wayne Rooney. Gertruda zaczęła tańczyć tuż przed ekranem telewizora.
– Tak, tak, tak! Si, si, si! Cza, cza, cza! – okręcała się na pięcie. – Rooney! Rooney! Rooney! Wayne Rooney strzelił bramkę!
– Urodny jak żodny… – ostudził jej zapał Jakub.
– Jak śmiesz, pachołku… – Gertruda zmrużyła oczy i obrzuciła ministranta gniewnym wzrokiem.
Ten roześmiał się i rozbawiony całą sytuacją wstał zaraz po końcowym gwizdku.
– Do następnego! – szczęśliwym głosem rzucił na odchodne.
Towarzysze pożegnali się z panem Janem i każdy z osobna udał się z powrotem w swoje własne skromne progi, aby tam oczekiwać kolejnego starcia Czerwonych Diabłów i znów spotkać się w swoim gronie.


Ciąg dalszy nastąpi…

Przewiń na górę strony