Nie przegap
Strona główna / Po weekendzie z Premier League

Po weekendzie z Premier League


Pierwsza kolejka najlepszej ligi świata, angielskiej Premier League nie rozpieszczała fanów głodnych piłki po wakacyjnej przerwie ilością bramek. Zaledwie czternaście trafień w ośmiu meczach to wynik do jakiego fani na Wyspach nie są przyzwyczajeni. Mecze te jednak obfitowały w naprawdę wiele zarówno boiskowych, jak i tych poza boiskowych zdarzeń, które zelektryzowały kibiców. Joey Barton kontra Gervinho, David De Gea popełniający kolejnego babola czy niemoc strzelecka Chelsea – o tym się mówi!

– Poklepię Davida po głowie i powiem „witamy w Anglii” – tak odpowiedział Sir Alex Ferguson na pytanie dotyczące hiszpańskiego bramkarza Manchesteru United. David De Gea ma jednak niezwykłe szczęście, ponieważ koledzy po jego błędzie (błędach?) zdołali obrócić losy spotkania z Manchesterem City, wyciągając wynik z 0:2 na 3:2, a wczoraj akcja Ashleya Younga dała im zwycięstwo. Nawet to nie przykryje jednak dyskusji dotyczącej golkipera – menedżer stara się go wspierać, twierdząc, iż obecnie przechodzi „proces nauki”, jednak ile punktów mogą stracić „Czerwone Diabły” przez czas jej trwania? W kolejnych dziewięciu spotkaniach na błędy hiszpańskiego bramkarza będą czyhać m.in. napastnicy Tottenhamu, Arsenalu, Chelsea, Liverpoolu, Manchesteru City czy Evertonu, znacznie bardziej wymagający od zawodników West Bromwich Albion, skłonni do wykorzystywania nawet najmniejszego błędu.

Co prawda wielu spodziewało się niepewnej gry De Gei na początku przygody na Old Trafford, jednak ilość oraz częstotliwość błędów jest niespodzianką. Podczas meczu z WBA widać było zdecydowanie, że piłkarze z pola zdawali sobie sprawę z faktu, że za nimi nie stoi zawsze skoncentrowany Edwin van der Sar, tylko niepewny De Gea. Czy to jednak czas, by dać szansę gry Andersowi Lindegaardowi? Według mnie nie, De Gea zasługuje na kredyt zaufania. Jednak jeszcze jeden, dwa takie błędy będą mogły skutkować zesłaniem na ławkę rezerwowych. Takie rozwiązanie na pewno podkopałoby pewność nowego bramkarza, która na tej pozycji jest fundamentalna. Z drugiej strony podczas spotkań sparingowych w USA Lindegaard wyglądał bardzo pewnie, przemawia za nim również większe zgranie z kolegami, co było widoczne podczas tychże sparingów.

SAF ma nadzieję na to, że De Gea pójdzie śladami Petera Schmeichela, który po początkowych zawirowaniach w klubie stał się jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym bramkarzem w historii klubu. Jednak co może wydawać się dziwne, SAF ma większy problem na głowie od dyspozycji bramkarza. Do listy kontuzjowanych zawodników, na której przed meczem widnieli Rafael oraz Patrice Evra dołączyło… dwóch innych obrońców. Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, ile dla Manchesteru United znaczą Rio Ferdinand oraz Nemanja Vidić.

Hitem pierwszej kolejki miał być pojedynek Newcastle – Arsenal, w dużej mierze ze względu na absolutnie szalone spotkanie z zeszłego sezonu… W sobotę na boisku działo się niewiele, jednak na kwadrans przed końcem przypomniał o sobie Joey Barton. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że jeszcze wystąpi w barwach „Srok”, jednak jeśli to było jego pożegnanie z fanami, to na pewno było ono efektowne. Otóż Barton postanowił wytłumaczyć Gervinho, co myśli o jego nurkowaniu w polu karnym, a w zamieszaniu zawodnik Arsenalu postanowił uderzyć (?), no może dotknąć Bartona, który upadł na murawę niczym po „ciosie Mike’a Tysona”. Iworyjczyk z boiska wyleciał, podczas gdy krewki Anglik otrzymał tylko żółtą kartkę. Z takiego obrotu sprawy – słusznie moim zdaniem – nie mógł zgodzić się Arsene Wenger.

Myślę, że widziałem więcej niż sędzia. To była tylko kłótnia, arbiter powinien pokazać dwie żółte albo dwie czerwone kartki. Gervinho nie powinien wylecieć, a Barton nie był uderzony na tyle mocno, by leżeć na boisku przez dwie minuty, jak to zrobił. Przeanalizuję nagranie wideo i wtedy zdecyduję o ewentualnej apelacji. Nie mam zamiaru bronić Joeya, sam miałem z nim scysje, jednak w tej sytuacji był spokojny. Był wściekły na rywala próbującego oszukać sędziego, to nie czyni z niego agresora

W nietypowy sposób o Bartonie wypowiedział się jego menedżer, Alan Pardew. Co ciekawe, Barton w poprzednim meczu między tymi drużynami również doprowadził do czerwonej kartki dla innego „Kanoniera”, Alexa Songa.

Kameruńczyk w tym spotkaniu również nie powinien dotrwać do końca, gdy postanowił nadepnąć na Bartona. Ten w swoim stylu wyraził się na temat tej sytuacji, mając zdecydowaną rację. Gdybym ja nadepnął na Songa, większość domagałaby się publicznej egzekucji. Przyznaje też, że wprost nienawidzi piłkarzy wymuszających rzuty karne i starających oszukać sędziego, jednocześnie przyznając, że po „uderzeniu” Gervinho… bardzo przyaktorzył. Barton to absolutnie niesamowity piłkarz, przy którym nawet Gennaro Gattuso wygląda jak boiskowy anioł. Od innych brutali różni go jedna rzecz – jest niezwykle utalentowany, a technika również nie jest mu obca; wspomniany wcześniej Gattuso chyba nigdy nie spotkał się z pojęciem „technika”. O poprawie w zachowaniu Bartona świadczy zachowanie po meczu z Arsenalem.

Nie powinienem podbiegać do Gervinho i ciągnąć go za koszulkę, powinienem rozwiązać to w inny sposób. Powinienem pozwolić sędziemu samemu się z tym uporać. Bardzo łatwo upadłem, ponieważ byłem rozczarowany zachowaniem Gervinho, chcącym zdobyć rzut karny. Trochę to wyolbrzymiłem, mocniej mnie popychano w podstawówce, jednak nie biorę odpowiedzialności za zachowanie Gervinho.

Akurat w to ostatnie zdanie śmiało możemy wierzyć.

Stosunki na linii Newcastle – Arsenal są bardzo napięte, trudno spodziewać się, by ewentualny transfer Bartona na Emirates spotkał się z aprobatą fanów. Mimo wszystko uważam, iż taki piłkarz jest niezbędny Arsenalowi. Nie chodzi tu o odejście Cesca Fabregasa, które swoją drogą moim zdaniem nie wyrządzi wielkiej szkody drużynie Wengera. Francuz dość niespodziewanie nie wykluczył przenosin Bartona. Nikt nie wyklucza możliwości jego zatrudnienia, lecz nie powinniśmy teraz o tym dyskutować. To dobry piłkarz, mimo problemów z jego charakterem. Być może sposobem na jego powstrzymanie jest wykupienie go. – śmiał się Wenger. Tylko czy ten transfer ma rację bytu?

Zawiodła zdecydowanie Chelsea, która poza ledwie paroma minutami, w których przycisnęła Stoke City, spychając gospodarzy do obrony, nie pokazała niczego wielkiego. Występy Salomona Kalou i Florenta Maloudy powinny być znakiem dla Andre Villas-Boasa oraz zarządu klubu, by poszukać kreatywniejszych skrzydłowych. Nie stanowili żadnego zagrożenia w ofensywie, wiele zarzucić można również Frankowi Lampardowi. Jego gra momentami przypominała mi występy Eugena Polanskiego, który często gra „na alibi” – podaje do najbliższego piłkarza, bardzo często do tyłu, a rzadko do przodu, stwarzając realne zagrożenie. Lampardowi zdarzało się jeszcze podawać do boku, lecz tam „grasowała” wspomniana dwójka, o której dyspozycji powiedziałem już chyba wszystko. Na pochwały zasłużyli Alex, Ramires oraz Fernando Torres.

Zwłaszcza Hiszpan mi zaimponował – widząc indolencję partnerów, w szczególności środka pola, starał się stwarzać zagrożenie indywidualnymi akcjami. Zdarzało mu się mijać paru rywali, zagrożenie starał się stwarzać również Ramires. W przypadku Torresa widoczne jest lepsze zgranie z kolegami, którzy bardziej mu ufają, jednak w tej materii można jeszcze wiele poprawić. Mimo wszystko, progres w porównaniu do poprzedniej rundy jest. A jeśli do klubu wpłyną oferty kupna Didiera Drogby lub Nicolasa Anelki, przyjmowałbym je w ciemno na miejscu włodarzy Chelsea. AVB powinien wprowadzać do zespołu Josha McEachrana oraz Oriola Romeu – powiew świeżości jest tej drużynie zdecydowanie potrzebny.

Pierwszym liderem został Bolton Wanderers, jednak wynik z Queens Park Rangers może być złudny – aż cztery z sześciu celnych strzałów znalazły drogę do bramki beniaminka. W dodatku pierwsza bramka padła na sekundy przed przerwą, podczas gdy dwie kolejne padły po niefortunnym rykoszecie i równie nieszczęśliwym samobóju. Pięknym trafieniem popisał się Gary Cahill, a jego trener, Owen Coyle stwierdził, iż „jego nogi należą do środkowego napastnika”. Dosyć dobra rekomendacja, zważywszy na fakt, że Cahill już od jakiegoś czasu znajduje się w notesach menedżerów lepszych zespołów. Panie Wenger, do dzieła. Pierwszy mecz stał się również kierunkowskazem dla Neila Warnocka, menedżera QPR, który przekonał się, że klubowi potrzebne są jeszcze „jedno, dwa wzmocnienia przed końcem sierpnia”. Mimo to, gra jego zespołu w pierwszej połowie mogła się podobać.

Na świetny start liczyli fani Liverpoolu, marzący o powrocie do Ligi Mistrzów. L’pool zremisował z Sunderlandem 1:1 i moim zdaniem może stracić jeszcze parę ważnych punktów podczas procesu zgrywania się nowych zawodników. Zwłaszcza, że szczególnie linia pomocy może diametralnie różnić się w kolejnych meczach. Podopieczni Dalglisha nie zachwycili, natomiast goście prowadzeni przez Steve’a Bruce’a spisali się bardzo dobrze, a najlepsi byli debiutanci. Wes Brown chwalony był przez wszystkich, a genialną bramką popisał się Sebastian Larsson. A na ławce pozostali jeszcze Wickham, Gardner oraz Vaughan – Sunderland może być moim zdaniem czarnym koniem sezonu, tuż obok Boltonu. Czy te dwie drużyny zakręcą się koło miejsca w pucharach? Na razie za wcześnie, by o tym wyrokować, jednak jest to możliwe.

Do gry, tym razem w barwach Aston Villi powrócił – nie zawaham się użyć tego określenia – wielki golkiper, Shay Given. Zawsze byłem ogromnym zwolennikiem Irlandczyka, który już w debiucie uratował AV punkt na Craven Cottage w meczu z Fulham i z pewnością jeszcze nie raz to uczyni. Pozostałe dwa spotkania obserwowałem przez pryzmat „potyczek o sześć punktów”, zwłaszcza w przypadku meczu Blackburn – Wolves. Każde wyjazdowe zwycięstwo przybliża gości do utrzymania się w lidze, a ten wynik jest również potwierdzeniem tego, że Rovers będą desperacko walczyć o pozostanie w elicie. Być może aż tak zły los nie grozi Wigan Athletic, lecz remis z beniaminkiem z Norwich powodu do dumy nie stanowi.

W pierwszej kolejce być może brakowało bramek, jednak z pewnością nie emocji, mimo że nie zawsze sportowych. Jednak to błędy bramkarskie czy kłótnie piłkarzy wzbudzają olbrzymie zainteresowanie ligą, nieraz większe niż nawet piękna, sportowa rywalizacja. Czy jest się czemu dziwić? Dzisiaj na zakończenie kolejki Manchester City podejmie ostatniego beniaminka z Walii, Swansea City – liczę na podreperowanie średniej bramek w lidze i być może pierwszą sensację!

Autor: Łukasz „Lucasinho” Godlewski

Przewiń na górę strony