Nie przegap
Strona główna / Offtopic / Daleko od Manchesteru – prolog

Daleko od Manchesteru – prolog

Daleko od Manchesteru
Dawno, dawno temu, a właściwie to nie tak dawno, w dalekiej krainie, chociaż w zasadzie to całkiem niedaleko, w małej wiosce gdzieś w Polsce niczym niezmącone życie wiodą jej mieszkańcy.

1140 mieszkańców dokładnie. Jest wśród nich zapalona grupa kibiców pewnej wielkiej i sławnej drużyny piłkarskiej. Gromadzą się oni chętnie na wspólne oglądanie zmagań ich ulubieńców i nie stanowi dla nich problemu fakt, że odbierają transmisje na starym odbiorniku telewizyjnym, kradnąc prąd z sołtysowego domostwa.

Jest wśród tych kibiców potomek wsi z dziada pradziada, pan Jan, którego pasją oprócz piłki nożnej jest łowienie ryb, a którego nieodłącznym towarzyszem jest pies, Brutus. Nieco młodsi przedstawiciele wsi to Gertruda, Jakub i Celina. Ta pierwsza jest swego rodzaju osobliwością we wsi. Nie potrzeba wprawnego oka, aby na pierwszy rzut porównać ją do znanej skądinąd postaci literackiej, Pippilotty Viktualii Rullgardiny Krusmynty Efraimsdotter Långstrump, bardziej rozpoznawalnej jako Pippi Pończoszanka. Pippi nie jeździ jednak traktorem i nie chodzi w kaloszach w kwiatki, a już z pewnością nie nosi przy sobie wideł.

Kuba jest ministrantem w miejscowym kościele. Jest też tematem wielu plotek. Rzadko kiedy zdarza się bowiem, aby przykładny chrześcijanin nosił długie włosy, słuchał ciężkiej muzyki i używał słów powszechnie uznanych za niezrozumiałe i jakieś takie zagramaniczne. Tak przynajmniej twierdzą miejscowe staruszki.

Celina jest nieco starsza od tej dwójki nastolatków, ma chłopaka kibola i jako jedyna z całego towarzystwa była na prawdziwym stadionie piłkarskim. Uczyła się w mieście powiatowym, była na meczu w mieście powiatowym, szuka pracy w mieście powiatowym, można zatem rzec, że jest dziewczyną światową. Nic więc dziwnego, że każe do siebie mówić w języku language, czyli Celine (wym. Selin).

Nad całą tą przedziwną ekipą czuwa ojciec Łukasz, młody ksiądz w tutejszej parafii. Zagorzały kibic kilku bliżej nieznanych nikomu drużyn piłkarskich, gorący zwolennik wpajania miłości do gry w piłkę kopaną, prawdziwy kapłan z poczuciem misji, nie odmawia wiernym pomocy, nie odmawia również łapówek. Na futbolu jednak totalnie się nie zna.

Nasi bohaterowie w te wakacje spotkali się po raz pierwszy na meczu o Tarczę Wspólnoty, w zeszłą niedzielę. Jakub jak zwykle załatwił krzesełka dla dziewczyn (stary leżak z połamanym oparciem i składany stołek kuchenny zwędzony babci). Pan Jan, pod którego domem zebrali się piłkarscy fani, zasiadł wygodnie w obszarpanym fotelu i wyjął papierosa z pogniecionego żółtego pudełka. Ojciec Łukasz się nieco spóźnił, gdyż po sumie, która w wiosce jest na 14-stą, musiał dopiąć na ostatni guzik sprawy związane ze zbliżającą się pielgrzymką do Częstochowy. Wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego Phila Dowda przed odbiornikiem telewizyjnym siedziało ich czworo.


Selin rozglądała się na lewo i prawo, oczekując rychłego przybycia księdza. Gdyby nie on, w ogóle by tu nie przyszła. Był taki przystojny i znał się na piłce. Przynajmniej tak twierdził. Ci wszyscy ludzie z wioski nie dorastali jej do pięt, była dziewczyną z klasą i przede wszystkim liznęła prawdziwego futbolu. Reszta nie mogła się pochwalić tym, że była na meczu piłkarskim w mieście powiatowym. A to nie był byle jaki mecz, tylko czwarta liga! Kątem oka zauważyła, że mężczyźni komentują składy. Były jakieś pojękiwania, że zagrają nowe nabytki, że nie wiadomo, jak się ułoży formacja defensywna. Nie było w wyjściowej jedenastce tego Bułgara, co to podobno umie grać, ale jest leniwy. W bramce miał wystąpić jakiś Hiszpan. Ciekawe czy przystojny? Dziewczyna nadal wypatrywała ojca Łukasza. Gdy w końcu dotarł na miejsce, ci w niebieskich prowadzili już 2:0. Wikary skomentował to jednym zdaniem: „Zawsze wiedziałem, że to diabelskie nasienie w końcu się przejdzie na swojej wielkości. Kupili jakiegoś Degeja i myślą, że zawojują cały świat.” Ku zdziwieniu duchownego, to diabelskie nasienie podniosło się z kolan. Tarczę jakąś tam (Kuba mówił, że Wspólnoty, pan Jan, że Dobroczynności, Gertruda wrzeszczała, że to jedno i to samo) zdobyli ci w czerwonych, a Selin była niezwykle zadowolona z możliwości ponownego (po dzisiejszej mszy) zobaczenia mężczyzny jej marzeń.

Przewiń na górę strony