Niekiedy najzagorzalsi fani Manchesteru United śpiewają o wychowanku swojego ukochanego klubu, że „przebiegł 500 mil i przebiegnie kolejne tyle”. Nie ulega wątpliwości, że jest to dobry sposób na określenie gry Darrena Fletchera, którego sztandarowymi cechami podczas całej swojej kariery w Manchesterze nie były niepowtarzalna technika czy potężne uderzenie z prawej nogi, ale właśnie waleczność i niezłomność. Zazwyczaj jednak uzupełniały się jednak one z dobrą formą Szkota, który razem ze swoimi partnerami zwykł dominować w środku pola, a w tym sezonie często były jego jedyną bronią.
Sezony 2008/2009 oraz 2009/2010 były dla Fletchera niezwykle udane. Przekonał on wówczas wszystkich swoich krytyków, że jest w stanie być wyróżniającą się postacią w jednym z najlepszych klubów na świecie, dzięki czemu wielokrotnie wymieniany był wśród najlepszych środkowych pomocników naszego globu (wybrany był między innymi do jedenastki sezonu 2009/2010 wg PFA). Grał na równym, wysokim poziomie, świetne występy notując zwłaszcza w meczach z renomowanymi rywalami. Można było więc oczekiwać, że w tym roku kapitan reprezentacji Szkocji będzie prezentował świetną formę.
Na początku sezonu można było być zadowolonym z postawy Darrena. U boku ze świetnie spisującym się wtedy Paulem Scholesem spisywał się on dobrze w defensywie, nie pozostawiając nic do życzenia także w ofensywie (w meczach z Newcastle i Evertonem trafiał bowiem do siatki). Mecze ze wspomnianym już Newcastle, Fulham (w Londynie Szkot spisał się odrobinę słabiej niż w pozostałych spotkaniach), West Hamem oraz Evertonem może zaliczyć do tych bardziej udanych momentów w tym sezonie.
Pewien regres przyniosło starcie z Liverpoolem, gdzie mimo dobrej postawy w destrukcji popełnił błąd przy drugim golu zdobytym przez Stevena Gerrarda dla odwiecznych rywali United (Fletcher odepchnięty przez Raula Meirelesa stworzył lukę w murze, dzięki której po strzale kapitana Liverpoolu piłka zatrzepotała w siatce), jednak wciąż można było być zadowolonym z dyspozycji 27-latka. Nie można było mu wiele zarzucić także po kolejnym spotkaniu z Boltonem, choć widać było, że urodzony w Dalkeith zawodnik z meczu na mecz opada z sił i gra coraz gorzej, wobec czego coraz częściej kibice United na wszelakich forach postulowali o posadzenie Darrena na ławkę.
Odmienne zdanie zdawał się mieć jednak sir Alex Ferguson, wciąż desygnując coraz słabszego rodaka do pierwszej jedenastki. Skutkiem tego był nieudany mecz z Valencią i jeszcze gorszy z Sunderlandem. Nic nie zmieniało się w tym aspekcie także w kolejnych spotkaniach (dodajmy, że działo się tak mimo tego, że menedżer dał mu odpocząć) i dopiero poprawna postawa w meczu z Tottenhamem wlała do kibicowskich serc nadzieje na powrót Fletcha do dawnej formy. Podtrzymały je także kolejne potyczki, w których Darren sprawiał wrażenie lepiej dysponowanego niż poprzednio, trafiając także do siatki w meczu z Bursasporem.
Niestety, poprawa okazała się chwilowa – końcem listopada, z Wigan i West Hamem znów widać było będącego daleko od formy reprezentacja Szkocji. Te starcia przelały najprawdopodobniej czarę goryczy sir Alexa, co poskutkowało wypadnięciem wychowanka United z pierwszego składu. Dwa wejścia z ławki w końcówce spotkania i jedno średnio udane spotkanie z Arsenalem – tak przedstawiał się bilans grudniowych meczów blondwłosego środkowego pomocnika. Po odcierpieniu miesięcznego wygnania z pierwszej jedenastki wrócił on jednak na stałe do pierwszego składu, gdzie spisywał się całkiem udanie, zbierając pochlebne recenzje za mecze ze Stoke i Liverpoolem.
Po kolejnych dwóch słabszych spotkaniach powróciło widmo kiepskiej formy sprzed dwóch miesięcy. Jednak w kolejnym starciu z Wolves Fletcher był jednym z lepszych zawodników na boisku, imponując dokładnymi podaniami (co obok dużego zaangażowania w grze jest jego znakiem firmowym). Również następny mecz z Manchesterem City należy zaliczyć do udanych. Bezbarwnie 27-latek prezentował się natomiast w kolejnych dwóch meczach, podobnie zresztą jak jego koledzy. Na przełomie lutego i marca rozegrał natomiast przyzwoite zawody z Wigan i Chelsea.
Wkrótce podpisał także nowy kontrakt, ważny do czerwca 2015 roku. Późniejsze, przegrane starcie z Liverpoolem, w którym nasz bohater wszedł z ławki rezerwowych, miało okazać się jednym z ostatnich spotkań Szkota w tym sezonie. Dopadł go bowiem ciężki wirus, który znacząco osłabił pomocnika United (co widać było po zdjęciach z tamtego okresu, na których Fletcher wyglądał na bladego i wychudzonego). Całe rozgrywki zakończone zostały jednak optymistycznym akcentem, ponieważ reprezentant Szkocji wrócił na murawę w meczach z Schalke i Blackpool.
Niestety, znów kibice United nie mogli się przekonać, jak ich ulubieńcy poradziliby sobie z Barceloną właśnie z Darrenem w składzie – dwa lata temu przeszkodziło im w tym zawieszenie za niesłuszną czerwoną kartkę w meczu półfinałowym (co budziło z kolei skojarzenia z podobną sytuacją mającą miejsce w roku 1999 – Roy Keane, do którego notabene często porównywany jest Fletcher, w półfinałowym starciu z Juventusem otrzymał żółtą kartkę wykluczającą go z gry w następnym spotkaniu), natomiast w tym roku przyczyną była choroba.
Ostatecznie, Darren Fletcher w sezonie 2010/2011 zaliczył 38 spotkań (z czego 7-krotnie wchodził na boisko jako rezerwowy), strzelając 3 gole i notując na swym koncie 4 żółte kartki. Ten sezon może uznać raczej za przyzwoity, choć mając w pamięci formę Szkota z ostatnich dwóch sezonów, ciężko chwalić go za taką postawę w tym roku. Należy także pamiętać, że w momencie, w którym dyspozycja kapitana reprezentacji Szkocji zdawała się poprawiać, szwankować zaczęło zdrowie zawodnika, przez co podopieczny sir Alexa Fergusona być może stracił szansę na zatarcie złego wrażenia z ostatnich kilkunastu spotkań. Miejmy nadzieję, że uda mu się to uczynić w nadchodzącym sezonie (do którego, z powodu wspomnianego wirusa, zmuszony był przygotowywać się indywidualnie w Manchesterze) i znów zobaczymy starego, dobrego Fletcha.
Moment chwały: udane pierwsze pięć meczów sezonu
Moment słabości: słaba postawa w październiku
Ocena za sezon: 6,5/10