Pod koniec każdego sezonu obiecuję sobie, że TYM razem będzie inaczej, że nie będę zwracał uwagi na transferowe spekulacje bazujące na „zaufanych” źródłach, takich jak The Sun czy inny The Mirror, powołujące się na przyjaciół piłkarzy (oczywiście anonimowych), tudzież tajemnicze osoby z otoczenia klubu. Oczywiście, choć jest to łatwe do przewidzenia, każde kolejne lato kończy się tak samo. Z powodu sezonu ogórkowego media oszołomione nagłą posuchą tematyczną w rubrykach sportowych desperacko spekulują odnośnie zainteresowania Manchesteru United kolejnymi zawodnikami. Kojąc skołatane po sezonie nerwy, z początku nie zwracam uwagi na takie sensacyjne doniesienia, jednak po kilku tygodniach przymusowej terapii odwykowej od oglądania Czerwonych Diabłów w akcji przegrywam z samym sobą i zaczynam paść się na niepotwierdzonych plotkach i sensacyjnych nowinach, stając się stopniowo coraz mniej usatysfakcjonowany tym, co serwuje mi oficjalna strona klubu. Kto też tak ma, proszę podnieść rękę. Kto natomiast potrafi się od tego zdystansować i w spokoju cieszyć najcieplejszą porą roku, proszony jest o podanie autorowi numeru telefonu swojego dilera psychologa.
W tym roku ze względu na zakończenie pewnego rozdziału w historii klubu, Sir Alex Ferguson zmuszony był mężnie stawić czoło swoim wrodzonym skłonnościom do oszczędzania, którym tak długo pozostawał wierny – fakt przełamania należy tu bezsprzecznie docenić. W efekcie, United wkroczyli na rynek transferowy tak, jakby wyruszali na wojnę, by, wykonując szybkie i zdecydowane ruchy, oszczędzić tak wiekowemu trenerowi, jak również mniej odpornym nerwowo kibicom, sporo stresów. Phil Jones, Ashley Young zostali błyskawicznie zakontraktowani jeszcze zanim rozpoczęło się okienko transferowe, na nowy nr 1 w bramce przyszło poczekać jedynie ze względu na młodzieżowe mistrzostwa Europy, które złośliwi Hiszpanie postanowili rozgrywać do samego finału włącznie, łojąc po drodze kolejnych rywali. Mimo wszystko, pozyskanie Davida De Gei również zostało szybko dopięte na ostatni guzik. Wszystko układało się po myśli szkockiego szkoleniowca, który śmiał się w duchu z wyrywających resztki włosów z głowy pismaków, niemających nawet szansy na rozkręcenie transferowej karuzeli. Wydawało się, że czeka nas jedno z najbardziej aktywnych i o dziwno najspokojniejszych okienek transferowych w historii, bo pozostała jeszcze właściwie tylko jedna pozycja, na którą Ferguson poszukiwał kandydata, tyle że ta najważniejsza…
W tym momencie niestety stało coś strasznego i szlag trafił święty spokój. Z początku oczywiście wszystko wyglądało bardzo spokojnie, bo mający jedynie rok do końca kontraktu Samir Nasri wydawał się zmierzać prostą drogą w kierunku Old Trafford. Pomimo tego po kilkunastodniowej medialnej (i nie tylko) szamotaninie okazało się jednak, że Arsene Wenger radykalnie zablokował ten transfer i zamierza zatrzymać zawodnika, nawet jeżeli ma to oznaczać oddanie go za darmo po nadchodzącym sezonie. Był to pierwszy poważny zgrzyt, który odwrócił uwagę klubu oraz podjaranych takim stanem rzeczy pismaków w kierunku gwiazdy Interu Mediolan, która we wcześniejszych wypowiedziach nie wykluczała jednoznacznie zmiany barw klubowych.
Jak się okazało, cierpliwość i równowaga psychiczna kibiców United miała zostać wkrótce wystawiona na najwyższą próbę. Kilkanaście kolejnych dni owocowało praktycznie niekończącymi się sprzecznymi w treści doniesieniami o tym, że United jest blisko hitowego transferu, by następnego dnia gasić atmosferę chłodnymi wypowiedziami członków zarządu Interu Mediolan, tudzież samego Wesleya Sneijdera. Takie codzienne pranie mózgów trwało i wydaje się trwać nadal aż po dzień dzisiejszy. Dziennikarze sportowi w Wielkiej Brytanii przeżywają właśnie zawodowy orgazm, wyciskając temat do ostatka, popuszczając przy tym znacząco wodze chorej fantazji. Po jakimś czasie spragnieni informacji o ukochanym klubie kibice na całym świecie doświadczyli efektu prostowania zwojów mózgowych i popadli w traumę psychiczną. Jedni strzelają facepalma i chodzą pół dnia z czerwoną facjatą, inni znowu z dużą prędkością parkują czołem na monitorach komputerów, tudzież innych twardych powierzchniach, inni znowu rzucają mięsem na popularnych serwisach, obwiniając kogo się da albo skaczą w betonowych kapciach z pobliskich mostów. Czyli słowem klasyczne okienko transferowe w pełnym rozkwicie (#$%^@ ZNOWU !)
Wobec takiego stanu rzeczy i praktycznie definitywnego przekreślenia szans na pozyskanie któregokolwiek z trójki zawodników typowanych na następcę Paula Scholesa (nie zapominajmy, że przez chwilę istniał temat Modricia), Sir Alex zaczyna przebąkiwać coś o tym, że może nadszedł czas dać szansę któremuś z wychowanków – zapewne Morrisonowi lub Pogbie, których na przygotowania w Krainie Wolności nie zabrał… Przychodzi pora, aby postawić sprawę jasno i zrozumieć, że ani Luka „Chcę zostać w Londynie” Modrić, ani też przyspawany przez Wengera do Arsenalu Samir Nasri, ani tym bardziej kochający życie w stolicy mody Wesley Sneijder nie dołączą szybko do United.
Oczywiście nie można było przewidzieć takiego obrotu spraw, ale rodzi się pytanie, czy nie warto było zainteresować się wcześniej Charliem Adamem, którego wobec braku konkurencji spokojnie i za małe pieniądze sprowadził w swoje szeregi Liverpool. Skoro zgodził się on z dużą dozą prawdopodobieństwa być rezerwowym u Dalglisha, to dlaczego nie miałby pełnić takiej roli w United, jeśli udałoby się zakontraktować któregoś z wymienionych wcześniej? Tym bardziej, że zawodników o takich walorach u Fergusona jest jak na lekarstwo. Obecny stan rzeczy sprawia, że coraz bardziej prawdopodobne staje się zakończenie transferowej ofensywy United właśnie w tym momencie, kiedy sensowniejsze staje się szkolenie własnych wychowanków niż kupowanie jakiegoś Pastore czy innych młodzianów, jak np. Hazard, w którego poza pieniędzmi trzeba by było zainwestować sporo czasu. Oczywiście transferowy zawrót głowy trwa w najlepsze i wszystko może się jeszcze zdarzyć, szczególnie jeśli Ferguson uprze się na kogoś jak niegdyś na Berbatova. Jedno jest pewne – rewolucja w Manchesterze United trwa, ale jak się skończy, tego nie wie nikt.