Nie przegap
Strona główna / Goodbye Edwin van der Sar

Goodbye Edwin van der Sar

van_der_sar.jpeg
Ktoś kiedyś powiedział, że najważniejszą miarą umiejętności bramkarza nie jest liczba obronionych „setek” podczas całej kariery, ale to jak długo i w jakim momencie będzie się w stanie grać na najwyższych obrotach. Jeżeli to prawda, to Edwin van der Sar jest najlepszym bramkarzem od momentu wyprodukowania pierwszej piłki. Holender pokazał, że nie liczy się ilość (czyt. wiek), a jakość. Pomimo, że w barwach klubu z Old Trafford rozegrał tylko 6 sezonów, zostanie zapamiętany lepiej niż niejeden „Diabeł”, który w tym zespole grał dłużej.

Gdy w 1999 roku „diabelskie szeregi” opuścił Peter Schmeichel, mało kto przypuszczał, że klub takiego formatu jak Manchester United będzie miał aż tak wielkie problemy ze znalezieniem godnego następcy w bramce. Gdy przypomnę sobie interwencje niektórych następców Duńczyka, przechodzą mnie ciarki po całym ciele. Na miano najgorszego golkipera w historii MU zasługuje z pewnością Roy Carroll ze swoimi mega wtopami (próbka jego możliwości trochę niżej). Niewiele lepiej spisywał się także Tim Howard, „dzięki” któremu odpadliśmy w 2004 roku w dwumeczu 1/8 Ligi Mistrzów z FC Porto, tracąc szansę na dalszą grę w doliczonym czasie, po idiotycznym zachowaniu Amerykanina. Chyba najlepiej z tego całego towarzystwa spisywał się Fabien Barthez. Jednak jego co najmniej dziwne niekiedy interwencje, doprowadziły do wielu arytmii serca na całym świecie.

Kiedy w 2005 roku van der Sar został sprowadzony ze średniego Fulham, mało kto był nastawiony entuzjastycznie do tego transferu. Spora rzesza kibiców uważała, iż potrzeba kogoś znacznie młodszego, a 35-letni bramkarz pogra rok, góra dwa, po czym problem znowu wróci. Zresztą na pewno najlepsze momenty w swojej karierze już przeżył. Sam zainteresowany na początku swojej drogi w tym klubie chyba nie zakładał, że na Old Trafford zagości na tak długo.

W wieku 24 lat pomyślałem, że jak dociągnę do 34, będzie to wystarczająco długo.
Edwin van der Sar

Chyba nie uwierzyłby, jeśli ktoś by mu wtedy powiedział, że najlepsze lata jego kariery przypadną na tylko trochę przed 40-stym rokiem życia.

Już pierwsze mecze pokazały, że w bramce Manchesteru nadchodzi nowa era. Najbardziej zadowolony z tego transferu był na pewno szkocki trener, który nie musiał martwić się o swoje zdrowie, za każdym razem gdy piłka toczyła się w światło bramki. Holender udowodnił, że nie wiek ma znaczenie, a umiejętności. Można powiedzieć, że Edwin dobrze zrobił, zostawiając swoje najlepsze interwencje na sam koniec, który był zarazem najważniejszym okresem w całej jego karierze. Apogeum jego umiejętności przypada na sezon 2008/2009, w którym przez 1311 minut (15.11.2008-4.04.2009) zachował czyste konto w meczach z m.in. Chelsea (3:0) czy Manchesterem City (1:0).

Gdy nadszedł jednak sezon 2010/2011 (jak się okazało ostatni), nikt nie był już w stanie zatrzymać Holendra na kolejny rok. Sam Ferguson nie śmiał za bardzo naciskać na piłkarza, który i tak wiele zrobił dla klubu podczas tych sześciu sezonów.

Postąpił słusznie. Gracze wchodzący w tak mocno zaawansowany wiek często nie są w stanie dać z siebie więcej. Edwin zasłużył, by odejść będąc w kapitalnej formie.
Sir Alex Ferguson

Ogółem w sezonie 2010/2011 Holender rozegrał 45 spotkań. Na boisku przebywał dokładnie 4050 minut, co oznacza, że wychodząc w podstawowym składzie, ani razu nie został zdjęty do zmiany. Zarobił także dwie żółte kartki. Po jednej w Premier League oraz Lidze Mistrzów. Podczas całego sezonu wpuścił 38 bramek. Z 45 spotkań w 21 zachował czyste konto. Statystyka 41-latka w Champions League wynosi 0,6 bramki na mecz. Dla porównania Victor Valdez – 0.81. Pokazuje to, że Holender to główny kandydat do tytułu najlepszego bramkarza za ostatni sezon w LM.

Wielu może mu wypominać to, że przy jednej albo i nawet dwóch bramkach w ostatnim finale Ligi Mistrzów mógł się zachować lepiej. Może… ale gdyby nie on, nie wiemy, czy w ogóle byśmy tam zagrali…

Moment chwały: (6-12.04.2011) Dwumecz z Chelsea Londyn w 1/4 Ligi Mistrzów
Moment słabości: (28.05.2011) Finał Ligi Mistrzów z Barceloną
Ogólna ocena: 9/10

Ku pokrzepieniu serc.

Przewiń na górę strony