Nie przegap
Strona główna / Inny punkt widzenia / Barcelońska pseudologia

Barcelońska pseudologia

Barcelońska pseudologia
Wiem, że poniższe wypociny mogą ściągnąć tutaj kibiców katalońskiej Barcelony jak ćmy do światła. Mam nadzieję, że choć część z sympatyków (mniej lub bardziej oddanych) zespołu z PlayStation Camp Nou przyzna mi rację. Nie zamierzam prosić się o problemy. Chcę jedynie wylać swoje żale na temat mitu potężnej Barcelony i reputacji tego zespołu, który sprawia, że piłkarze rywali, wychodząc na mecz z Barceloną, wyglądają jak małe dzieci, które nabroiły i czekają na jak najmniejszy wymiar kary. Zaczynam więc z nadzieją, że moje słowa nie pójdą w internetowy eter, a dadzą czytelnikom sporo do myślenia.

W ramach wstępu podkreślę, że Barcelona to zespół niebanalny. Daleko im od nadludzi i bezkrytycznie uwielbianych bogów, ale Pep Guardiola zmontował niesamowitą maszynę, która niesamowicie długo trzyma się na piedestale piłkarskiego światka. Nigdy nie przepadałem za tym zespołem, nazwisko drugiego Maradony budzi we mnie odruch wymiotny, ale muszę przyznać, że drużyna z Camp Nou budzi we mnie uznanie. To panowie z telewizji, którzy szczytują przy okazji każdej wzmianki o Barcelonie, wzbudzają we mnie odrazę i może właśnie dlatego tak negatywnie odbieram ten zespół. Pominę już tutaj sprawę tzw. derbów Europy (Europy?, z jakiej racji?!) i ogólnego zachwytu polskich żurnalistów tymi spotkaniami.

Wróćmy jednak do sedna sprawy. Z pełną świadomością stwierdzam, że zespoły, które muszą zmierzyć się z Barceloną, poddają się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem arbitra. Ekipy te są psychicznie zmasakrowane przez wąskie ramy myślenia, ustalone odgórnie przed medialną machinę. Dziennikarze sami podsycają mit boskiej Barcelony, zespołu niezniszczalnych cyborgów, z którymi nikt, absolutnie nikt, nie ma najmniejszych szans. „Samonakręcające” się media wykańczają drużyny, które muszą wyjść na murawę, by stanąć twarzą w twarz z Barceloną. Dziennikarze mają patologiczną skłonność do mijania się z prawdą i wynoszenia Barcelony pod niebiosa.

Największą bronią Barcelony nie jest nadczłowiek 23-latek z Argentyny, genialna pomoc, doskonała technika czy geniusz Guardioli. Z hiszpańskiego zespołu emanuje aura niepokonanych herosów, która sprawia, że rywale, mając w swoich głowach wizję wiecznie zwycięskiej Barcelony, nawet przez chwilę nie są w stanie uwierzyć w siebie.

W rzeczywistości Barcelona zagrała w tym sezonie dwa dobre spotkania – z Realem Madryt i Arsenalem na Camp Nou. Te mecze przykuły najwięcej uwagi w Europie i pobudziły wyobraźnię kibiców, jak również trenerów i piłkarzy innych zespołów. Te spotkania sprawiły, że Barcelona jest postrzegana przez pryzmat tych meczów (w których naprawdę pokazała niezły futbol). Zwycięstwa w takim stylu, na takim szczeblu dają do myślenia. Nie są jednak powodem, dla którego cała Europa na kolanach miałaby oddawać cześć potężnej Barcelonie, sakralizować ją. Bordowo-granatowe koszulki i twarz Messiego na Lay’sach nie mają monopolu na zwycięstwo, a często odnoszę wrażenie, że rywale Barcelony najchętniej oddaliby swoje mecze walkowerem. Żeby tylko nie wychodzić na boisko.

Nie zapominajmy, że to tylko jedenastka ludzi (pomimo innego, jakże mylnego, zdania polskich komentatorów). Ludzi cholernie dobrych, ale nie niepokonanych. Mam więc nadzieję, że już niedługo któryś zespół zniszczy ten cholerny mit o transcendentnym zespole z Katalonii.

Pseudologia różni się od kłamstwa tym, że osoba opowiadająca sama nie jest w stanie oddzielić prawdy od własnej fantazji.

Przewiń na górę strony