Nie przegap
Strona główna / Podsumowanie 26. kolejki Premier League

Podsumowanie 26. kolejki Premier League

Podsumowanie 26. kolejki Premier League
W 26. kolejce Premier League najciekawiej zapowiadało się spotkanie pomiędzy Chelsea a Liverpoolem. Dodatkowego smaczku tej rywalizacji dodawała osoba Fernando Torresa, który zaledwie kilka dni przed meczem zamienił The Reds na zespół Carlo Ancelottiego. Kibice w całej Anglii chcieli zobaczyć, jak Hiszpan spisze się w nowych barwach i czy zakupiony w jego miejsce Luis Suarez zdoła go godnie zastąpić. Zapraszam na podsumowanie tego pojedynku, jak i całej serii spotkań.

Drużyna Manchesteru United straciła miano „niepokonanych” w najmniej spodziewanym momencie. Po bardzo słabym meczu Czerwone Diabły przegrały na wyjeździe z Wolverhampton, nie wykorzystując okazji na odskoczenie od największych rywali w walce o tytuł. Mecz zaczął się jednak po myśli gości, którzy już w 3. minucie wyszli na prowadzenie. Nani zwiódł obrońcę i mocnym strzałem w krótki róg pokonał Hennesseya. Wilki nie poddały się jednak i chwilę później mogły się cieszyć z wyrównania. Jarvis dośrodkował piłkę z narożnika boiska, najwyżej w polu karnym wyskoczył Elokobi i głową skierował piłkę do bramki. Po stracie gola Manchester nie potrafił ponownie przejąć kontroli nad grą, przez co z rzadka stwarzał zagrożenie pod bramką Wolverhampton. Gospodarze postanowili pójść za ciosem i w 40. minucie wyszli na prowadzenie. Kolejny stały fragment gry, kolejny raz słabo spisali się obrońcy i tym razem to Doyle wpisał się na listę strzelców. W drugiej połowie – mimo dokonanych przez Fergusona roszad w składzie – obraz gry nie uległ zmianie i kibice United po raz pierwszy w tym sezonie zasmakowali goryczy porażki.

W meczu, na który czekała cała piłkarska Anglia, lepszy okazał się Liverpool. The Reds w najskromniejszych rozmiarach pokonali faworyzowaną Chelsea, dzięki czemu ponownie liczą się w walce o europejskie puchary. Liverpoolczycy powinni wyjść na prowadzenie już w pierwszej połowie, gdy po zagraniu Gerrarda w idealnej sytuacji znalazł się Maxi. Argentyńczyk nie potrafił jednak z najbliższej odległości wpakować piłki do bramki, a zamiast tego trafił nią w poprzeczkę. Dużo lepszą skutecznością popisał się w drugiej połowie Meireles, pewnie zamykając akcję po dośrodkowaniu Gerrarda z prawego skrzydła. Błąd przy tym trafieniu popełniła cała obrona The Blues, która tylko przyglądała się, jak piłka przelatuje obok nich i spada wprost pod nogi Portugalczyka. Podopieczni Ancelottiego nie byli wstanie odpowiedzieć na to trafienie i druga porażka z The Blues w tym sezonie stała się faktem.

Najlepszym spotkaniem w 26. kolejce był niewątpliwie pojedynek pomiędzy Newcastle i Arsenalem. Mecz ten miał dwa całkowicie odmienne oblicza. W pierwszej połowie Kanonierzy grali fantastycznie i raz po raz gnębili obronę gospodarzy. Już w 1. minucie Walcott urwał się pilnującemu go obrońcy i spokojnie pokonał wybiegającego z bramki Harpera. Sroki jeszcze nie zdołały się otrząsnąć po stracie pierwszego gola, a już przegrywały 0:2. Z wolnego dośrodkował Arszawin, a bramkę strzałem głową zdobył Djourou. W 10. minucie Arsenal trafił kolejny raz. Walcott świetnie wypatrzył znajdującego się w polu karnym van Persie’ego, a następnie Holender nie dał szans Harperowi. Gdy przed upływem drugiego kwadransa van Persie podwyższył prowadzenie po dośrodkowaniu Sagny, nikt na St. James’ Park nie miał nadziei na jakąkolwiek zdobycz punktową w tym spotkaniu. Wszystko zmieniły jednak dwa wydarzenia z początku drugiej odsłony spotkania. Najpierw w 48. minucie z boiska musiał zejść dobrze spisujący się w tym meczu Djourou, a kilka chwil później z boiska za uderzenie Bartona usunięty został Abu Diaby. Newcastle ruszyło do zdecydowanych ataków, które przybrały na sile w ostatnich dwudziestu minutach pojedynku. W 69. minucie faulowany został w polu karnym Best, a jedenastkę skutecznie wykorzystał Barton. Chwilę później na tablicy wyników powinien pojawić się wynik 2:4, ale sędzia liniowy popełnił fatalny błąd niesłusznie odgwizdawszy spalonego przy trafieniu Besta. Ta sytuacja nie podłamała młodego Anglika i po chwili to właśnie on pokonał Szczęsnego, skutecznie wykończywszy akcję po dośrodkowaniu Enrique. Największe kontrowersje wzbudziła sytuacja z 83. minuty, kiedy sędzia Dowd podyktował rzut karny za wątpliwy faul Rosicky’ego na Williamsonie. Okazję, po raz drugi w meczu, pewnie wykorzystał Barton i Newcastle zwęszyło szansę na zdobycz jednego punktu. Do remisu brakowało Srokom tylko jednej bramki, którą udało się zdobyć w samej końcówce spotkania. Piłka wybita z pola karnego, po dośrodkowaniu Bartona spadła wprost pod nogi Tiote, a ten – nie namyślając się zbyt długo – potężnym strzałem z pierwszej piłki umieścił ją w bramce Szczęsnego. Arsenal utraciwszy czterobramkowe prowadzenie w niechlubny sposób, przeszedł do historii Premier League jako pierwszy zespół, któremu udała się ta „sztuka”.

Podobne emocje co na St. James’ Park przeżyli kibice Evertonu i Blackpool. Strzelanie rozpoczął w 20. minucie Saha, trafiwszy do pustej bramki po świetnej akcji i dokładnej asyście Biljaletdinowa. Mandarynki wyrównały w charakterystyczny dla siebie sposób. Z rzutu rożnego dośrodkował Adam, a w zamieszaniu podbramkowym piłka odbiła się od Baptiste’a i wpadła do bramki. Druga połowa spotkania rozpoczęła się lepiej dla The Toffees. Baines dokładnie zagrał do Sahy, a ten tylko dołożył nogę do futbolówki i pokonał bezradnego Rachubkę. Odpowiedź beniaminka była jednak piorunująca. Najpierw w 62. minucie na listę strzelców po podaniu wzdłuż bramki Beattiego wpisał się Puncheon, a po upływie 120 sekund Adam głową dobił odbity od poprzeczki strzał Campbella. Podopieczni Moyesa nie chcieli się pogodzić z porażką i na kwadrans przed końcem wyrównali wynik. Z rzutu rożnego dośrodkowywał Baines, a po ogromnym zamieszaniu w polu karnym piłka trafiła na głowę Sahy, który skompletował hat-tricka. Gospodarze poszli za ciosem i już trzy minuty później trafienie zaliczył Beckford, wykorzystawszy kolejne fantastyczne podanie lewego obrońcy Evertonu. Mandarynki postawiły wszystko na jedno kartę i ruszyły do ataku wszystkimi siłami, co skończyło się trafieniem po kontrze dla The Toffees. Fellaini podał do wychodzącego na czystą pozycję Sahy, a Francuz po raz czwarty tego dnia pokonał Rachubę, ustalając ostatecznie wynik spotkania na 5:3.

Goli nie zabrakło również na DW Stadium, gdzie Wigan podejmowało Blackburn. Worek z bramkami rozwiązał w 23. minucie Roberts, pierwszy dopadając do dobrego dośrodkowania Emertona i strzelając tuż pod poprzeczkę. Na odpowiedź gospodarzy nie trzeba było długo czekać. Po strzale N’Zogbii piłkę przed siebie odbił Robinson, a do pustej bramki wpakował ją McCarthy. Druga połowa rozpoczęła się od równie mocnego uderzenia The Latics. Spory błąd popełnił Samba, dając się łatwo minąć Rodalledze, a Kolumbijczyk zwiódł jeszcze bramkarza Blackburn i umieścił futbolówkę w pustej bramce. Kilka minut później było już 3:1, a znakomitymi umiejętnościami popisał się znów McCarthy, podbijając kilka razy piłkę i kierując ją następnie w sam róg bramki Robinsona. Na te trafienia podopieczni Steve’a Keana odpowiedzieli golem Samby, który strzałem z główki pokonał Al-Habsiego po dośrodkowaniu Pedersena. Gdy wydawało się, że goście powalczą o wyrównanie, Salgado niepotrzebnie sfaulował w szesnastce Diame, a rzut karny pewnie wykorzystał Watson. I chociaż Blackburn zdobyło jeszcze jedną bramkę (Dunn skutecznie wykonał jedenastkę po faulu Boyce’a), nie było już wstanie odmienić losów spotkania. Dla Wigan było to bardzo ważne zwycięstwo, które zniwelowało straty do pozostałych rywali w walce o utrzymanie.

Swój mecz wygrało również Stoke, które na własnym boisku pokonało dobrze spisujący się w tym sezonie Sunderland. Mecz zaczął się jednak dużo lepiej dla gości, którzy wyszli na prowadzenie po ładnym strzale Richardsona pod poprzeczkę bramki Begovicia. Gospodarze wyrównali w 32. minucie, wykorzystawszy swoją najgroźniejszą broń, czyli wrzuty z autu. Delap zagrał daleką piłkę w pole karne Czarnych Kotów, błąd popełnił Gordon, a z najbliższej odległości piłkę do siatki wpakował Carew. Po przerwie podopieczni Steve’a Bruce’a wyszli na prowadzenie po raz kolejny. Piłkę z głębi pola zagrał Muntari, a fatalnie zachował się Huth, dając się w łatwy sposób ograć Gyanowi, który chwilę potem pokonał wychodzącego z bramki Begovicia. Niemiecki obrońca odkupił jednak w całości swoje winny w końcówce spotkania. Najpierw w 83. minucie wykorzystał wpadkę Gordona, który minął się z piłką po dośrodkowaniu Pennanta i wpakował futbolówkę do pustej bramki, a chwilę później po kolejnym zagraniu Anglika najwcześniej wyszedł na pozycję, uprzedził szkockiego bramkarza Sunderlandu i ustalił wynik na 3:2.

Po jednym punkcie zapisały natomiast na swoje konta zespoły Aston Villi i Fulham. Gospodarze objęli prowadzenie w 13. minucie, gdy po dobrym dośrodkowaniu Downinga piłkę do własnej bramki wpakował Pantsil. W pierwszej połowie kibice na Villa Park nie zobaczyli więcej trafień, ale druga zaczęła się od mocnego uderzenia gości. Potężny strzał Dembele odbił przed siebie Friedel, a akcję sprytnym strzałem głową zakończył Johnson. Podopieczni Houlliera nie chcieli zadowolić się remisem i w 72. minucie ponownie strzelili bramkę. Fantastycznym uderzeniem z dystansu po kilkudziesięciometrowym rajdzie popisał się Walker, nie dając żadnych szans na skuteczną obronę Schwarzerowi. Fulham uratował jednak nie po raz pierwszy w tym sezonie Dempsey, zamieniwszy dośrodkowanie Murphy’ego z rzutu rożnego na gola. Był to już dwunasty remis piłkarzy z Londynu w tym sezonie.

Bez żadnych problemów swoje spotkanie wygrał natomiast Manchester City, pokonawszy 3:0 drużynę West Bromwich. Wszystkie gole w tym meczu zdobył Carlos Tevez. Argentyńczyk po raz kolejny pokazał, że jest niekwestionowanym liderem The Citizens. Carlito rozpoczął strzelanie od skutecznego wykorzystania rzutu karnego za faul Reida na Kolarovie. W 22. minucie Tevez wpisał się na listę strzelców jeszcze raz, pokonawszy Myhilla po ładnej dwójkowej akcji z Silvą. Klasycznego hat-tricka kapitan City skompletował w końcówce pierwszej połowy po wykorzystaniu kolejnej jedenastki, tym razem podyktowanej za zagranie ręką Thomasa. W drugiej połowie tempo gry znacznie spadło i kibice na City of Manchester Stadium nie zobaczyli więcej bramek. Po tym spotkaniu zwolniony z posady managera West Bromwich został Roberto Di Mateo, a jego miejsce zajął Roy Hodgson.

Wygrać udało się też innemu kandydatowi do walki o najwyższe cele, czyli Tottenhamowi. Koguty świetnie rozpoczęły mecz z Boltonem, już w 6. minucie otwierając wynik spotkania. W polu karnym ręką zagrał Davies, a skutecznym wykonawcą jedenastki okazał się van der Vaart. Dosłownie minutę po golu Holendra sędzia podyktował kolejnego karnego, tym razem za faul Rickettsa na Lennonie. Van der Vaart strzelił tak samo jak za pierwszym razem, ale musiał powtórzyć jedenastkę, ponieważ piłkarze Tottenhamu za szybko wbiegli w szesnastkę. Druga próba była już dużo gorsza, a piłka, zamiast w bramce, wylądowała na trybunach. Po tym zamieszaniu do głosu doszli goście, ale mimo stworzenia sobie kilku niezłych sytuacji, nie potrafili ich wykorzystać. Co nie udało się w pierwszej połowie, powiodło się kilka minut po przerwie. Mark Davies podał do Sturridge’a, a ten bez namysłu uderzył z pierwszej piłki. Mimo że futbolówka leciała wprost w Gomesa, brazylijski bramkarz przepuścił ją do bramki. Gdy wydawało się, że obie drużyny podzielą się punktami, fenomenalnym uderzeniem z przed pola karnego popisał się Kranjcar, umieściwszy piłkę w samym okienku bramki Jaaskelainena i zapewniając Kogutom trzy, jakże cenne, punkty.

Jedna bramka zadecydowała o rozstrzygnięciu na Upton Park. West Ham w pierwszej połowie sprawiał dużo lepsze wrażenie, ale nie potrafił poważnie zagrozić bramce Fostera. Birmingham ta sztuka udała się w 65. minucie, kiedy po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Larssona najwyżej w polu karnym wyskoczył Żigić i głową wpakował piłkę do siatki. Najlepszą okazję na wyrównanie wyniku zmarnował nowy nabytek Młotów, Demba Ba, trafiając piłką w słupek. Ostatecznie mecz zakończył się zwycięstwem Birmingham, co pozwoliło podopiecznym MacLesiha odskoczyć od strefy spadkowej.

Bohaterowie weekendu

Gracz kolejki: Louis Saha
Po fatalnym początku rozgrywek, przeplatanym słabymi spotkaniami i leczeniem kontuzji, Francuz wraca do formy, do jakiej przyzwyczaił nas w poprzednim sezonie. W meczu przeciwko Blackpool strzelił cztery gole i to głównie dzięki niemu Everton mógł zapisać na swoje konto 3 punkty.
Jedenastka kolejki:
Foster (Birmingham-3*) – Kelly (Liverpool-2), Carragher (Liverpool-1), Huth (Stoke-2), Elokobi (Wolves-2) – Barton (Newcastle-2), Adam (Blackpool-1), McCarthy (Wigan-1), Walcott (Arsenal-3) – Saha (Everton-1), Tevez (Man City-6)

* W nawiasie ilość nominacji do jedenastki kolejki.

Przewiń na górę strony