Jeśli spojrzymy na ligi zachodnie, to z polskimi piłkarzami od paru ładnych lat kojarzy się głównie Bundesliga. Na przełomie XX i XXI wieku w niemieckich klubach grali tacy piłkarze jak Wałdoch, Hajto, Kłos, Krzynówek, Kałużny czy Kosowski. Obecnie liczba naszych rodaków w lidze państwa ze stolicą w Berlinie wynosi 6. To dużo? Ciężko powiedzieć. Mało chyba nie, bo kiedy piłka w Polsce stoi na takim poziomie, na jakim stoi, to musimy cieszyć się z każdego zawodnika, o którym mówi się, częściej czy rzadziej tam, gdzie futbol wygląda o niebo lepiej.
Największą liczbę reprezentantów mamy w zespole lidera – Borussii (swoją drogą to miłe, że w końcu nie jest tak jak zostaliśmy przyzwyczajeni – Polacy muszą grać zawsze w zespołach broniących się przed spadkiem). W drużynie z Westfalenstadion grają Kuba Błaszczykowski, Łukasz Piszczek oraz Robert Lewandowski. Ten pierwszy, były piłkarz Wisły Kraków, przez kilka lat gry w zespole z Dortmundu wyrobił sobie silną pozycję. Chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że Kuba ma w Borussii status gwiazdy. Praktycznie w każdym meczu jest w wyjściowym składzie, i chociaż nie strzela wielu bramek, to jego gra jest bardzo ważnym elementem w taktyce Juergena Kloppa. Łukasz Piszczek po niezbyt udanej przygodzie z berlińską Herthą zdobył zaufanie trenera, wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie obecnego lidera Bundesligi, jest także uważany za jednego z najlepszych bocznych obrońców w lidze.
Robert Lewandowski… Kiedy odchodził z Lecha Poznań za bardzo wysoką jak na nasze podwórko kwotę 4,5 miliona euro kibice i dziennikarze zza zachodniej granicy prześcigali się w przewidywaniu osiągnięć Roberta. Z miejsca umieszczono go w dziesiątce największych nadziei transferowych letniego okienka, typowano, ile bramek Lewandowski ustrzeli. Skończyło się na tym, że Robert pełni rolę dżokera w talii trenera Kloppa. Zanotował dotychczas 5 trafień. Nie jest to wynik wyciskający łzy rozpaczy i bezradności, zdecydowanie nie. Boli jednak fakt, że kiedy Robert Lewandowski pod nieobecność czy to Kagawy (który kosztował 4 miliony euro mniej niż nasz napastnik, a już jest chyba największą gwiazdą Bundesligi), czy Barriosa dostaje szansę na grę w pierwszym składzie, nie potrafi przekonać do siebie trenera, bo jak to zrobić, kiedy z kilku metrów nie trafia się do praktycznie pustej bramki. Jeśli wykorzystałby chociaż jedną z kilku stuprocentowych okazji w meczu z VfB Stuttgart, byłby teraz w bardzo dobrej sytuacji. A tak, po zremisowanym meczu kibice nakręcili i umieścili w sieci film wyśmiewający byłego napastnika Kolejorza…
W zimie Lech Poznań stracił kolejną gwiazdę, bowiem do niemieckiej ligi powędrował Sławomir Peszko. Do niemieckiej ligi, a dokładniej mówiąc – do zespołu FC Koeln, stając się klubowym kolegą Adama Matuszczyka czy Lukasa Podolskiego. Urodzony w Jedliczach pomocnik podpisał tylko sześciomiesięczny kontrakt z opcją przedłużenia. Początkowo zapowiadano, że przyszłość Sławka w Bundeslidze to ławka rezerwowych i wchodzenie na boisko na kilkanaście końcowych minut. Tymczasem Peszko, powiedzmy sobie szczerze – w przeciwieństwie do Lewandowskiego, potrafił wykorzystać dar od losu – przed meczem z Kaiserslautern drużynę z Kolonii opanowała epidemia grypy i na spotkanie z niemieckimi Czerwonymi Diabłami pojechało tylko piętnastu zawodników. I co prawda w tym meczu Sławek niczym, oprócz dużej aktywności się nie wyróżnił, ale już w następnym meczu z Werderem Brema zaliczył asystę, jego drużyna wygrała 3:0, a jedną z bramek w tym spotkaniu strzelił Adam Matuszczyk, który na boiskach Bundesligi radzi sobie teraz naprawdę bardzo dobrze. Kolejny mecz FC Koeln również skończył się wynikiem 3:0, tym razem jednak dla rywala – St. Pauli. W ostatnim meczu Kolonia pokonała wielki Bayern Monachium 3:2, a Peszko i Matuszczyk zaliczyli po asyście, ten pierwszy razem z dwoma kolegami z drużyny dostał też najwyższą ocenę pomeczową. Tak więc w drużynie z RheinEnergieStadion Polacy odgrywającą coraz ważniejsze role.
W drużynie Werderu Brema występuje Sebastian Boenisch. A raczej nie występuje, bo we wrześniu doznał bardzo poważnej kontuzji i do dzisiaj nie powrócił na boisko. Latem wygasa jego umowa, a działacze dalej nie zdecydowali się na przedłużenie kontraktu. Co będzie z urodzonym w Gliwicach obrońcą? Pozostaje nam czekać.
Oficjalnie zarejestrowany w zespole wicelidera, Bayerze Leverkusen jest bramkarz Tomasz Bobel, jednak nie zaliczył on jeszcze nawet debiutu w Bundeslidze, dlatego pominąłem go w moim wpisie.
Jak więc trzeba ocenić sytuację naszych piłkarzy w Bundeslidze? Chyba nie jest źle; Polacy, jeśli tylko chcą, potrafią zrobić spore zamieszanie na niemieckich boiskach. Chcąc nie chcąc, piłkarze z kraju nad Wisłą są w ojczyźnie Jana Sebastiana Bacha coraz solidniejszą firmą, więc może do Euro liczba Polaków w tamtej lidze zwiększy się o kilku zawodników.